Get your own Digital Clock

wtorek, 5 stycznia 2010

Po ślubie... wg Miśki3

Po ślubie.

Ceremonia – jak każda inna zakończyła się spektakularnym wyjściem nowożeńców z Kościoła. Boczny obserwator nie zauważyłby różnicy pomiędzy tym ślubem, a tysiącem innych. Jednak wystarczyłoby przypatrzeć się łzom na twarzy mężczyzny i wtulonej w jego silne ramiona, kobiety. Wystarczyłoby usłyszeć jedno słowo ‘’Tak’’ wypowiedziane przed dwojgiem świadków, księdzem małego Rysiowa i rodziną. Wtedy zdanie o niniejszej ceremonii byłoby inne, wyjątkowe. Tych dwoje ludzi jak owieczki zagubione błądziły przez długi czas w poszukiwaniu wspólnej ścieżki. Pokonywali problemy, przeszkody, samych siebie… Walczyli z rozsądkiem by dopomóc sercu. A nagrodą w tak usilnej bitwie stała się miłość wypełniająca wnętrze świątyni i serce każdego z zaproszonych gości. Kiedy wyszli na zewnątrz biały ryż jak śnieg przyozdabiał ich zarumienione, roześmiane twarze. On patrzył na nią swymi szarymi wręcz czarnymi z euforii oczami tak jakby nigdy wcześniej nie widział czegoś równie wspaniałego, jedynego i nie powtarzalnego. A ona… Ona miała zamknięte powieki. Widać było tylko pojedyncze strużki łez, które tuż przy szyi łączyły się w jeden szlak słonego płynu. Wiwatom nie było końca.
- Gorzko! – krzyknął rozczochrany, tulący wysoką, zgrabną brunetkę, Maciek.
Po chwili całe towarzystwo zamiast sypać ryż, żądało namiętnego pocałunku. Co zyskali w zamian? Najpiękniejsze połączenie pary ust dwojga zatraconych w sobie bez pamięci ludzi. Delikatnie, rytmicznie ruchy połówek idealnie zlepionych warg dodawały emocji każdemu z nich. Po wielkim zamieszaniu, składaniu życzeń, nadeszła pora na… Stop! Wróć, składaniu życzeń. A z tymi serdecznymi słowami było tak ; długa kolejka zawijała się w kierunku nowożeńców z metą tuż przed ogromnym bukietem Uli. Każdy czekał na swoją kolej, ale rzecz jasna od wszelkiej reguły jest wyjątek. Violetta Kubasińska przeciskała się przez tłum uradowanych gości w stronę Uli i Marka, oczywiście ciągnąc za sobą Sebulka.
- Ulcia! – wykrzyknęła gdy znalazła się tuż przy dziewczynie. – Moja ty – dała całusa –moja – kolejnego – perełko ty! – i jeszcze jednego. – Poczwarko co z larwy w motyla się przemieniłaś – tak, te cudowne porównania byłyby idealne gdyby ich poprawność nawiązywała do realnych kryteriów. Larwa w motyla? Niedorzeczne.
- Violuś- zaczął Olszański – Skarbie, z poczwarki w motyla.
Urażona panterkowa panienka odparła:
- Co ty nie powiesz? – grymas wystąpił na jej twarz, jednakże błyskawicznie przemienił się w uśmiech gdy spojrzała na Cieplak – Więc kochana, z poczwarki czy larwy w motyla się zmieniłaś i jak pszczółka Marka zapyliłaś – kłopotliwa cisza – W sensie, że znalazłaś jedynego wśród miliona kwiatków.
Cała trójka wybuchła śmiechem co spowodowało irytację Violi:
- A co wy myśleliście?
Sebastian spojrzał na przyjaciela, ten zaś na ukochaną.
- Nic nie myśleliśmy. Po prostu – zastanowiła się by znaleźć odpowiednie wytłumaczenie – zrymowałaś słowa! Nasza poetko.
- No wiesz, Homara zaszczytem jest znać.
Marek prawą dłonią podrapał się w tył głowy, udając zniechęcenie.
- Więc – rozłożył ręce – macie coś jeszcze do powiedzenia przyjaciele?
W tej chwili wkroczył Sebastian na pomoc kumplowi.
- Szczęścia na nowej drodze życia, czy coś. Stary – Violetta stuknęła Olszańskiego by zmienił ton głosu na bardziej oficjalny – To znaczy, Marku – spojrzał na swą wybrankę sprawdzając czy tym razem dobrze dobrał słowa, ta zaś pokiwała głową. – Chciałbym ci życzyć byście nie mieli już tylu niedomówień.
- Oby! – natychmiastowo odkrzyknęła Viola- Ja już nie zamierzam latać ‘’w te i we w te ‘’ załatwiając tą waszą niezgrabną miłość skowroneczki.
- Dziękujemy wam – Ula nie mogła przestać się podśmiewać- za miłe słowa.
Odeszli, a kolejka posunęła się naprzód. Z resztą poszło gładko, bez zbędnych przeszkód. Po tonie niemalże takich samych życzeń, młoda para wsiadła w samochód i ruszyła w kierunku mieszkania… Marka.
- Nareszcie- odetchnął z ulgą – Mam cię tylko dla siebie – spojrzał na nią tak stęsknionym wzrokiem, że Ula aż się speszyła i odwróciła głowę.
- Nie uważasz, że powinniśmy jeszcze zostać z rodziną?
- Ula – dotknął jej dłoni, w tym momencie ponownie przypatrywała się jego oczom, te magnetyczne spojrzenie przeszywało jej dusze na wskroś – Jest już późno. Mamy jeszcze wiele czasu by pobyć z najbliższymi, uwierz mi. Ja nie zamierzam odcinać cię od świata i pozostawić jedynie dla siebie, chociaż to wyjście by mi pasowało – uśmiechnął się ukazując przecudne dołeczki.
- Marek – pobłażliwie odparła – jestem Twoją żoną, pamiętaj jeszcze ci się znudze i będę zrzędliwą babą.
Zatrzymał samochód ponieważ dotarli na miejsce.
- Ty? Mi? Się? Znudzisz? – dukał – A w życiu. Ula- rozmarzył się – Kocham Cię, kocham cię najbardziej na świecie, kocham cię i nie zamierzam przestawać.
Pochylił się nad ukochaną i złożył długi, namiętny pocałunek na jej ustach.
- Ja ciebie też. – widać było łzy na jej zarumienionych policzkach.
Wyszli z samochodu. Marek pomógł Uli wysiąść i pochwycił ją w ramiona.
- To teraz przez próg małżonkę trzeba przeprowadzić. – uśmiechnął się jak May urwis co przed chwilą dostał czekoladę.
- Głupek – spojrzała mu w oczy – mój głupek.
Tak jak powiedział, tak też uczynił. Zaraz potem opuścił ją na ziemie i delikatnie przygryzł jej wargę. Chwilę potem mała pieszczota przerodziła się w pocałunek spragnionych siebie ust.
- Ula – oderwali się od siebie – porywam cię !
- Gdzie? – zapytała zaskoczona.
- Do naszego raju!
Chwycił ją za rękę i z powrotem pobiegli do samochodu.
- Marek, o co chodzi? – zapytała zdezorientowana.
- Zobaczysz. – jego szaro – ciemne oczy lśniły z podekscytowania.
Posłusznie wsiadła do samochodu. Całą drogę milczeli.
Za szybą auta widniały rozmaite widoki. Najpierw mijali wielkie, nowoczesne budynki. Pełne przepychu i luksusu. Potem małe, ceglane domki pojawiające się co jakiś czas na szczerym polu. Małe lampy, stodoły. Pomału krajobraz zaczął się przeradzać w nieregularne ubocza, pagórki. Coraz więcej zieleni, drzew, kwiatów wyłaniało swą dorodność. I nagle u podnóża jednej z małych dolin, Ula dostrzegła przepiękny drewniany dom. Zachęcający dzikim pnączem, na którym białe różyczki rosły wzdłuż pionowej kolumny kończąc pięknym skręceniem po obu stronach domu tuż przy płocie werandy. Dach był o ton ciemniejszy niż cała reszta. Okna przyozdobione seledynowymi i błękitnymi doniczkami podkreślały frezje. Tak, na pewno były to frezje. Cieplak nigdy by nie zapomniała tak wyjątkowych kwiatów. Ich zapach pochłaniał rzeczywistość i przenosił w świat marzeń. Słońce oblewało promieniami małe schodki prowadzące ku drzwiom. Wielkie kolumny podpierające zadaszenie przyozdobione były wyrzeźbionymi spiralnymi wzorami. Każdy szczegół zapierał dech w piersiach.
- Cudowne… -westchnęła.
- Nasza. – sformułował.
Początkowo to do niej nie dotarło, dopiero gdy znalazła się w środku, w małym pokoju z wielkim łożem, do którego prowadził różany szlak zrozumiała że to ich gniazdo. Dom najszczęśliwszych zakochanych, gołąbków na świecie. Podczas burzy zagubionych, które cudem wpadły w swe skrzydlate, bezpieczne ramiona. Największe wzruszenie jednak budziły, małe, kwadratowe karteczki w całym pomieszczeniu. Słońce odbijało od nich światło tocząc niesamowitą grę kolorów. Różowy zmieniał się w fiolet, pomarańcz, czerwień, zieleń, żółć i nagle w niebieski. Wszystko mieniło się od różnorodnych barw. A na każdym odbiciu widniały słowa ‘’Kocham Cię’’.
- Maaareek, to Ty? – wskazała karteczki.
- Kocham Cię, w tylu kolorach ile dostrzeżesz w tym małym pokoiku, tak małym jak me serce i przepełnionym kolorami jak ja miłością.
- Marek! – rzuciła mu się na szyję, po czym obydwoje stoczyli się na wielkie łoże – Kocham Cię!
- Czy obiecasz mi, że miłość przetrwa wszystko? – zapytał poważnie.
- Nie. Obiecam Ci, że NASZA miłość przetrwa wszystko.
Po czym zatopili się w swych ciepłych objęciach. Za oknem słońca gasiło swe promienie, zapraszając księżyc na swe miejsce.
Ich spocone twarze oplatała teraz srebrzysta mgiełka księżycowego puchu szczęścia. Ich ciała dryfowały w sobie tylko znanej melodii. Syciły się bliskością i darem bycia jednością.
A po tym wszystkim nastał dzień…
- Dzień dobry. – powiedział, całując swój skarb w czółko.
- Najlepszy. – poprawiła go szukając jego ust, stęsknionymi wargami.
‘’ Kochaj tak, jakby jutra miało nie być’’


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz