Get your own Digital Clock

wtorek, 5 stycznia 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.4


Zima pomału odpuszczała, choć zdarzały się jeszcze bardzo mroźne dni. Wiosna zbliżała się wielkimi krokami, co Ulę zdecydowanie cieszyło. Sądziła, że to jej odmienny stan to sprawiał, bo dotąd nigdy pory roku, czy zmieniająca się aura nie miały większego wpływu na jej samopoczucie.
Czekała na wiosnę, pierwsze pąki na drzewach, cieplejsze dni…
Marek miał mnóstwo pomysłów na zagospodarowanie pozostałej części ogrodu. Słuchała go z podziwem i niedowierzaniem. Skąd u niego taki zapał do prac, których nigdy nie wykonywał? Kilka razy zauważyła, jak przeglądał w Internecie strony z różnymi ogrodowymi roślinami, co chwilę zmieniając koncepcję, co i gdzie można by posadzić.
Ula myślała o tym wszystkim, siedząc w kuchni, przy herbatce i czekając na powrót Marka.
Przygotowywali się do otwarcia kolejnego butiku i, chcąc odciążyć Ulę, postanowił sam wszystkiego dopilnować. Nie lubiła, gdy długo nie wracał. Czuła podświadomy lęk, bo czy to wszystko nie było zbyt piękne?
Z tych rozmyślań wyrwał ją natarczywy dźwięk domofonu. Viola? Jej wizyta nieco Ulę zdziwiła. Co prawda czasem umawiały się na jakąś kawę na mieście, ale z dwóch powodów, nie były to częste przypadki.
Po pierwsze, dlatego, że od momentu, kiedy się z Sebastianem pobrali…..


Tak, tak, oni też. Jakieś pół roku temu. Ach, co to był za ślub. Cały Pomiechówek drżał w posadach, takie huczne wesele urządzili Kubasińscy swojej jedynaczce. Co prawda termin przekładali dwukrotnie, ale w imię wyższej konieczności, tzn. dość poważnej choroby ojca Violetty, zakończonej skomplikowaną operacją.


Zatem, od momentu wypowiedzenia sakramentalnego TAK, Viola zaczęła zachowywać się, jakby ją podmienili – stała się po prostu stateczną gospodynią domową (oczywiście, nadal. pracującą zawodowo), której bardzo zależało na tym, by Sebulkowi niczego nie brakowało. Po drugie – kiedy akurat nie myślała o domu, zakupach, obiadkach i kolacyjkach, zmieniała się w dawną roztrzepaną i rozgadaną Violettę, przez V i dwa T, a Ula nie zawsze miała ochotę na tak dużą porcję jej niekoniecznie sensownych monologów.
Teraz jednak, Viola szła w jej kierunku, dzielnie radząc sobie z kałużami na chodniku przed domem..
- Cześć Viola. Stało się coś?
- Cześć i czołem, pani prezes. Nic się nie stało, tylko muszę z tobą porozmawiać.
Po chwili, siedziały obie w przytulnym saloniku, popijając aromatyczną kawę, to znaczy – gość pił kawę, a gospodyni herbatę.
Viola rzeczywiście działała, niczym agencja prasowa, a co bardziej nastawione na tanią sensację tabloidy, z jej różnych ploteczek, nie zawsze opartych na trafnych spostrzeżeniach i opiniach, mogłyby czerpać niczym z rogu obfitości.
W taki oto sposób, Ula błyskawicznie posiadła nieznaną jej dotąd wiedzę o tym, że Iwona zainteresowała się Arturem ( tylko nie wiadomo, czy on nią), Wojtek chyba spotyka się z Dorotą, bo już kilka razy byli widziani, jak wychodzili razem z firmy, Adam ma pewnie jakieś poważne kłopoty, bo jest bardzo smutny i rozkojarzony, a Pshemko, właśnie dzisiaj, siedemnasty raz, w ciągu ostatnich 2 miesięcy “zwolnił” Marię, która zastępuje Izę. Po czym, złożywszy ręce, ze wzrokiem wzniesionym ku niebiosom, zapytywał tychże, kiedy wreszcie ześlą mu z powrotem Izę. Niebiosa milczały, Pshemko biegał po pracowni ,a krawcowe bały się oddychać ( mówię ci, Ulka, co tam się działo – Sodomia z Gomorią, czy jakoś tak).
Na koniec swej barwnej opowieści, dodała tylko, że martwi się, bo jakoś nie może zajść w ciążę, choć bardzo się z Sebulkiem o to starają. Niby wszystko jest w porządku, a ciągle się nie udaje…
Potem zapytała, jak czuje się Ula, no i mała Dobrzańska, oj, czy tam Dobrzański ( to przecież nieważne)…
I na deser zostawiła wiadomość najcięższego kalibru. Nagle zaczęła szukać czegoś w torebce i po chwili wyjęła z niej kopertę.
- Ulka, przywiozłam ci list. Od Piotra. Odebrałam z popołudniową pocztą, kiedy ciebie już nie było. Wzięłam go, bo jeszcze Marek by zobaczył. Dobrze zrobiłam?
- List od Piotra?… Tak, dobrze zrobiłaś..
- Nie pokażesz Markowi?
- Viola, jeszcze nie wiem. Muszę go najpierw przeczytać.
- No tak, tak. Czytaj sobie, kochana. Ja poczekam.
Ciekawość, o czym też może, po takim czasie pisać Piotr, zżerała Violę kawałek po kawałku i miała nadzieję, że choć trochę uda się ją zaspokoić. Niestety, pani prezes, postanowiła zostawić sobie czytanie na potem, a ona nie umiała ukryć uczucia zawodu.
W takim razie, nic tu po niej.
Ula długo przyglądała się kopercie oklejonej kolorowymi znaczkami i zaadresowanej na Urszulę Cieplak. No tak, przecież nie napisała mu, że pobrali się z Markiem. Wysłała do niego tylko jedną wiadomość, w jakiś czas po słynnym pokazie FD Gusto. Napisała, że jest z Markiem, że próbują odnaleźć się po tych wszystkich zawirowaniach. Uznała, że jest mu to winna, bo jednak, gdyby nie on…. nawet nie chciała o tym myśleć. Piotr jednak nie odpowiedział na tamten list.. I teraz, nagle, po z górą roku się odzywa?
Poszła do gabinetu, wzięła nóż do rozcinania papieru i otworzyła kopertę. Usiadła wygodnie w fotelu i zaczęła czytać.
“ Ula!


Nie odpisałem na Twój list. Przepraszam. Potrzebowałem czasu, żeby nabrać dystansu do tego wszystkiego, co się wydarzyło, a fakt, że jednocześnie znalazłem się w nowym miejscu, otoczeniu i spadły na mnie nowe obowiązki, wcale mi tego nie ułatwiał. Zastanawiałem się, czy jest sens pisania właśnie teraz, po tak długim milczeniu, ale chyba nie chcę zostawiać Twojego listu bez odpowiedzi.. Nie będę rozgrzebywał przeszłości, chcę tylko, żebyś wiedziała, że kiedy zobaczyłem, jak zareagowałaś na wypadek Marka, dotarło do mnie, że byłem “zamiast”, choć bardzo się starałaś, żeby to zmienić, że chciałaś wierzyć, podobnie, jak ja, że możemy być razem. Naiwnie sądziłem, że kiedy zabiorę Cię stąd, On w końcu przestanie stać między nami. Dopiero w samochodzie i przed szpitalem uświadomiłem sobie, że to się nigdy nie stanie, gdziekolwiek będziesz Ty, gdziekolwiek będzie On. Jeszcze broniłem się przed tą myślą, ale nie na wiele się to zdało.
Nie mówiłem Ci o tym, ale widziałem, wiedziałem, że on też Cię kocha, że jeśli kiedyś Cię skrzywdził, to teraz już by tego błędu nie popełnił. Widziałem, jak zareagował, kiedy z premedytacją powiedziałem mu, że zabieram Cię do Bostonu, ile kosztowało Go wysłuchanie tego i uświadomienie, co te moje słowa dla Niego oznaczają. Czułem satysfakcję, nie ukrywam, choć teraz chyba mi wstyd.
Kiedy nie pojawiłaś się przed ambasadą (choć nie wiem, dlaczego jeszcze na to liczyłem), żal, gniew, zazdrość mieszały się we mnie. Nie wiedziałem, co robić. Jeździłem bez sensu po mieście. Pozwolić Mu cierpieć i wyjechać z Pauliną, czy powiedzieć, co wiem i powstrzymać przed tym desperackim krokiem? Zadzwoniłem do Sebastiana. Powiedziałem mu o co chodzi i podał mi adres Marka. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo właśnie pakował bagaże do samochodu. Byłem wściekły na siebie, że tak bez walki, sam, oddaję mu Ciebie, przyznaję się do własnej porażki. Kiedy jednak popatrzyłem na niego, nie zobaczyłem już pewnego siebie pana prezesa, ale zmęczonego i zrezygnowanego faceta.. Uświadomiłem sobie, że jeśli nie powiem mu, że z nami koniec, bo Ty kochasz tylko jego, będę miał już na zawsze nas umieniu Wasze tragiczne rozstanie.
Zrobiłem to, przede wszystkim dla Ciebie, bo taka miłość zdarza się tylko raz w życiu, a mnie i tak nie mogłaś dać nawet jej namiastki..
Zrozumiałem, co czułaś, co Wy czuliście, dopiero tutaj, kiedy poznałem Laurę. A może właśnie dlatego ją spotkałem.?
Ula, zostaję w Bostonie. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się spotkamy, ale cieszę się, że Cię poznałem. Zmieniłem się. Pokazałaś mi, że prawdziwa miłość zniesie wszystko i nie można jej pomylić z żadnym zauroczeniem, fascynacją. Nie można myśleć, że się kocha. Trzeba to wiedzieć i czuć całym sobą.
Dziękuję Ci i życzę szczęścia.
Piotr.”


Siedziała zamyślona, wpatrując się zapisaną kartkę papieru. To wszystko było przecież tak niedawno, a miała wrażenie, jakby całe wieki minęły.. “To dobrze, że jesteś szczęśliwy, bo nam by się to nigdy nie udało.” Uśmiechnęła się.
- Tu jesteś, kochanie. Zastanawiałem się, gdzie się schowałaś – głos Marka wyrwał ją z zadumy.
- Co to? Co czytasz? – popatrzył na rozłożoną kartę i pocałował ją w kark.
- List. List od Piotra.. Przyszedł na adres firmy i Violetta mi przyniosła.
Zauważyła, jak marszczy brwi – widać Piotr, mimo wszystko, nadal. nie wzbudzał jego sympatii.
- Coś się stało? – zapytał niby obojętnie, chcąc chyba ukryć fakt, że odczuł niebezpieczne ukłucie w okolicy serca.
- Nic się nie stało. Po prostu dopiero teraz zdecydował się odpowiedzieć na mój list, który wysłałam do niego po pokazie Gusto. Pamiętasz?. Zresztą, proszę. Przeczytaj.
Zawahał się przez chwilę. Co zrobić – dać zwyciężyć ciekawości, czy jednak okazać zaufanie i szacunek dla prywatności swojej żony? Ula zauważyła, że walczy ze sobą i pomogła mu podjąć decyzję..
- Marek, to naprawdę przyjacielski list i ciebie, poniekąd też dotyczy. Przeczytaj, przecież ci go daję..
W końcu wziął tę nieszczęsną kartkę papieru, usiadł na sofie i pogrążył w lekturze. Napięcie, jeszcze przed chwilą malujące się na jego twarzy zniknęło. Był spokojny Kiedy skończył, podszedł do niej, przysiadł na poręczy fotela i mocno ją przytulił. To była cała odpowiedź na to, co przeczytał. Jeszcze tylko zapytał:
- Odpiszesz mu?
- A powinnam?
- Nie wiem.
- Myślę, że nie. Co miało się wyjaśnić między nami, już się wyjaśniło. Oboje jesteśmy szczęśliwi, kochani, spełnieni. Każde z kim innym, na szczęście. Każde w swoim świecie. I niech tak zostanie. Powiedz mi lepiej, co z tym butikiem, bo strasznie długo cię nie było?


Zanim jednak Marek zdążył cokolwiek powiedzieć, z komórki Uli odezwały się wesołe dźwięki. Beatka?
- Coś się stało, Beti?
- No się stało, ale chciałam rozmawiać z Markiem. Jest?
- Tak, ale dopiero wrócił z pracy i jest zmęczony. Może ja ci pomogę?
- Nie możesz. Nie działa mi gra, którą ostatnio kupiliśmy.
- Gra? Jaka gra?
Marek szybko podniósł się, wziął telefon z jej ręki i dosyć długo, cierpliwie, ustalał z Beatką, o co chodzi. Na koniec tylko dodał:
- Dobrze. Nie martw się. Przyjadę i zobaczymy, co da się zrobić.
- Marek – zapytała Ula, gdy skończył – o czym ona mówiła? Nic nie wiem o żadnej grze. Znowu jej coś kupiłeś?
- Kochanie, nie denerwuj się. To przecież tylko gra. Tak jej się podobała. Czemu nie miałem sprawić jej przyjemności?


No właśnie, czemu? Ula westchnęła i nic już nie powiedziała.
Podczas pobytu Józefa w sanatorium, kiedy Ala z Beatką mieszkały u nich, Marek dokonał “cudu” – tak rozpuścił małą, że w końcu wszyscy, poza nim przestali się liczyć.. Nie potrafił jej niczego odmówić. Chciała zobaczyć firmę, w której pracują – wsadził ją w samochód, wieczorem, chodził z nią po opustoszałych korytarzach, pokazywał, gdzie gabinet Uli, gdzie jego, gdzie pracuje Pshemko… opowiadał, jak sam, jako dziecko przychodził tu z rodzicami, tylko, że to była wtedy malutka firma. Nie to, co teraz.
Zobaczyła w witrynie sklepowej spódniczkę, która się jej podobała. Nawet się nie zastanawiał. Wziął dwie. Różne. Bo obie były ładne. Do tego sweterek i dwie bluzeczki. Potem jeszcze były książeczki, dwie gry komputerowe i… Ula nie wytrzymała . Odbyła z mężem poważną rozmowę, tłumacząc, że tak nie można i, w efekcie, jak się okazuje, trzecia gra, trafiła w ręce Beatki już w tajemnicy przed Ulą. W tajemnicy, która właśnie przestała nią być.
- Marek, prosiłam cię przecież.
- No wiem, kochanie, prosiłaś. Ale stało się, a teraz, w dodatku nie działa. Wiesz co, wezmę szybki prysznic, zjemy kolację i pojedziemy do Rysiowa.
- Nie mówisz poważnie?
- Jak to nie? No przecież ktoś musi małej pomóc. Tata i Ala nie dadzą rady, a Jaśka nie ma. Lecę do łazienki.
I już go nie było. Czy miała się gniewać na niego, że tak bardzo pokochał jej bliskich? Był zmęczony, widziała to, ale nie potrafił i nie chciał odmówić pomocy dziecku. Przypomniała się jej rozmowa z Heleną. Wpadli kiedyś, niespodziewanie. Akurat był śnieg i Marek z Beatką lepili ogromnego bałwana, bawiąc się przy tym doskonale. Dobrzańscy przyglądali się temu przez chwilę, a gdy weszli do domu, Ula miała wrażenie, że coś bardzo poruszyło Helenę. Kiedy urodziwy bałwan, z perkatym nosem (bo marchewka była za mała) i jakimś dziwnym wiaderkiem , nie wiedzieć skąd wygrzebanym przez Marka, stanął wreszcie w ogrodzie, rozradowani twórcy wrócili do domu.. Ali nie było, Marek z Krzysztofem przeszli do gabinetu, żeby porozmawiać o jakichś firmowych sprawach, a Ula, z Heleną zasiadły do herbatki, delektując się upieczoną przez panią Zosię szarlotką.
Wtedy właśnie Ula usłyszała, nieznaną dotąd historię, jak to Helena, będąc, wkrótce po urodzeniu Marka, ponownie w ciąży, poroniła ją.. Nie wie, dlaczego, ale założyła, że to właśnie była dziewczynka. Mówiła o tym, jak Marek zawsze bardzo chciał mieć rodzeństwo, najlepiej siostrę, którą mógłby się opiekować i o tym, jak ciężko jej było nawet słuchać tego wiedząc, że już dzieci mieć nie może.
Kiedy zginęli ich przyjaciele, Febo,, w jakiś szczególny sposób pokochała Paulinę. Może dlatego, że była rówieśnicą jej nienarodzonego dziecka?
Przyznała, że bardzo przeżyła rozstanie Marka i Pauli i nie wierzyła, żeby jej syn zaznał szczęścia z kimś innym. Po czym, przytuliła Ulę, po raz pierwszy chyba tak bardzo szczerze, przeprosiła, że źle ją na początku oceniała i przyznała, że przez te wszystkie lata, kiedy Marek był z Paulą, nigdy, ani razu nie widziała go tak szczęśliwym i tryskającym energią, jak teraz. Że bardzo się zmienił, wydoroślał i, że oni, z Krzysztofem już nie mogą doczekać się, kiedy przyjdzie na świat maleństwo, którego będą dziadkami.
- Wiesz – popatrzyła Uli w oczy – my też się chyba zmieniliśmy.


Ula kończyła przygotowywanie kolacji, kiedy Marek wszedł do kuchni. Opowiadał o tym nieszczęsnym butiku, z którym ciągle pojawiały się nowe kłopoty.
Kiedy dotarli do Rysiowa, było już po ósmej, ale Beatka jeszcze nie spała. Wiedziała, że Marek jej nie zawiedzie i na pewno przyjedzie.. Potem jeszcze Ulcia, jak za dawnych, dobrych czasów, musiała przeczytać jej bajkę na dobranoc…
Wrócili do domu późno. Ula przypomniała sobie, że musi jeszcze skompletować dokumenty, które nazajutrz będą jej potrzebne w pracy. Nie trwało to długo ale, gdy weszła do sypialni, Marek zasypiał. Delikatnie wsunęła się pod kołdrę i zgasiła światło. Myśląc o Beatce, pomyślała też, że ich dziecko będzie miało cudownego ojca. Marek poruszył się i na wpół śpiąc, pocałował ją w policzek, poczym przytulił się i położył rękę na jej jeszcze niezbyt zaokrąglonym brzuchu.
- Kocham was. Bardzo..


I zasnął….



1 komentarz: