Get your own Digital Clock

niedziela, 4 października 2009

"CZTERY ŻYWIOŁY"... czyli odcinek 176 wg interpretacji Martham

- Może ci w czymś pomóc? – spytał troskliwie Ulę ojciec.

- Nie. Nie trzeba. Poradzę sobie. – odparła pakująca swoje rzeczy córka i uśmiechnęła się do niego życzliwie.

- To może zrobię ci kanapki. – zaproponował.

- Tato, naprawdę nie trzeba. Ja już sobie zrobiłam. – odpowiedziała wkładając swoje rzeczy do torby.

- Ulcia, a może ja pojadę z tobą, co? Będzie ci raźniej. A tak sama gdzieś daleko. Coś ci się stanie. – zasugerował pan Józef.

- Tato. – powiedziała poważnym tonem. – Jestem już dorosła. I rozsądna. Poradzę sobie. Nie martw się. – mówiła Cieplakówna gładząc ojca po ramieniu.

Wtedy zadzwoniła jej komórka.

- Tak? – rzuciła mówiąc odbierając telefon.

- Ula. Przepraszam cię ale nie będę cię mogła zawieźć. Seba akurat teraz dorzucił mi kolejne dokumenty do wypisania i się nie wyrobię. – tłumaczyła się zadowolona z tego faktu kadrowa krzątając się po korytarzu FD.

- Ala nie ma sprawy. Jakoś dam sobie radę. – uspokajała ją roześmiana dziewczyna.

- Rozmawiałam już z Maćkiem i zgodził się mnie zastąpić. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. – ciągnęła koleżanka.

- A dlaczego miała by być zła? Jeszcze raz dziękuję za pamięć. – dodała Cieplakówna i się rozłączyła.

- Pani Ala? – spytał pan Józef ciągle stojący u Uli w pokoju.

- Nie może przyjechać, ale zadzwoniła po Maćka. – wyznała.

Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Pan domu otworzył je i w nich pokazał się przyjaciel rodziny.

- To jak? Gotowa? – spytał rozentuzjazmowany Maciek.

- Gotowa. – odparła z uśmiechem Ula przewieszając przez ramię torebkę.

- Daj mi to bo się złamiesz. – mówił kolega spoglądając na wielgachną torbę.

- Ulcia, Ulcia! A przywieziesz mi muszelkę? – wowała podekscytowana Beti przybiegając z salonu.

Wszyscy zaczęli się śmiać.

- Beatko, ale Ula nie jedzie nad morze tylko nad jezioro. – zauważył pan Józef.

- A co się zbiera nad jeziorem? – dopytywała się mała siostra.

- Patyki Beti. Patyki. – rzucił Maciek.

- Patyki to ja mam w domu. – odparła niezadowolona Beatka i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach wróciła do pokoju.

- To szczęśliwej podróży. – pożegnał ich pan Cieplak.

A Ula na pożegnanie uścisnęła ojca i z uśmiechem zamknęła za sobą drzwi.

Gdy Marek siedział w swoim gabinecie i pracował przy laptopie do pomieszczania weszła Helena.

- Dzieńdobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedziała zamykając za sobą drzwi.

- Jasne że nie. Proszę wejdź. Usiądź. – przywitał ją syn.

Pani Dobrzańska usiadła na kanapie i spytała:

- Będziecie z Pauliną dzisiaj na kolacji? Przygotowałam wyśmienitą pieczeń.

- Przepraszam ale niestety nie mogę. – wymigiwał się Marek. – Jak widzisz mam dużo pracy.

- To oddaj to Aleksowi. On ci na pewno pomoże. – zasugerowała matka. – Musimy z wami wyjaśnić kilka istotnych kwasti w sprawie ślubu.

- Ślubu nie będzie. – wyznał zamyślony syn po czym spojrzał się na matkę.

- Jak to nie będzie? – spytała zaskoczona Helena. – Co się stało?

- Powiedźmy że Paulina i ja nie pasujemy do siebie. – tłumaczył młody Dobrzański.

- No ale to że macie inne wizje ślub nie musi oznaczać od razu że nie jesteście sobie przeznaczeni. – mówiła roześmiana matka wstając z kanapy.

- Mamo, ale to nie o to chodzi. – mówił nerwowo syn. – Ja jej nie kocham. – wyznał i matka spojrzała na niego zaskoczona.

Gdy Ula i Maciek byli już na miejscu Ula niepewnie spojrzała przez okno.

- To co, gotowa na nowe przeżycia? – pytał uśmiechnięty Maciej.

Ula nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami.

- Pomogę ci z torbą. – odparł po czym oboje wysiedli z auta.

- No co taka smutna? – dopytywał się przyjaciel.

- Zostaniesz? – zapytała ze smętną miną.

- Nie mogę. Muszę załatwić parę spraw odnośnie PRO S. Jeśli dzisiaj tego nie zrobię to klapa. – wyznał kolega z Rysiowa wręczając jej torbę.

- Dzięki. – powiedziała Ula odbierając ją.

- Nie ma za co. I uśmiechnij się. Popatrz dookoła i ciesz się tym co masz. – mówił z entuzjazmem Maciek.

Cieplakówna uśmiechnęła się do niego smutno i mocno objęła.

Paulina i Helena spotkały się na firmowym korytarzu.

- Co ty tutaj robisz? – spytała mile zaskoczona panna Febo.

- Właśnie wracam od Marka. – oznajmiła pani Dobrzańska.

- Słyszałam o wszystkim. Bardzo mi przykro że wam nie wyszło, ale mam nadzieję że nadal będziesz nas Palinko odwiedzała. - mówiła do niej Helena gładząc jej włosy.

- O czym ty mówisz?! – spytała zaskoczona tym co mówi jej przyszła teściowa.

- Mam nadzieję że nie jesteś zła na Marka że mi powiedział o odwołaniu waszego ślubu. – mówiła troskliwie.

- Co on tobie naopowiadał? Ma jakieś załamanie nerwowe. Panicznie boi się zaangażowania. Wierz mi, to tylko chwilowe. – tłumaczyła Paulina.

- Jak z nim rozmawiałam to wyglądał na przekonanego. – zmieszała się Helena.

- Możesz być spokojna ślub się odbędzie. – przekonywała panna Febo.

Ula podeszła do małego drewnianego baraku w którym była recepcja.

- Dzieńdobry. Chciałabym wynająć domek. – powiedziała do siedzącego w środku mężczyzny kładąc swoje rzeczy na parapecie.

- Pani tu nowa? – pytał młody przystojniak.

- Tak. – odpowiedziała zmieszana.

- Ja bym chciała przedłużyć pobyt. – wcisnęła się do okienka pewna pani.

- Pani Skowrońska, ale pani mąż oddał już kluczyk. – tłumaczył mężczyzna.

- Co z tego że oddał. Pijany był. Nie wiedział co robi głupi chłop. – biadoliła kobieta co raz zerkając na Cieplakównę.

- Niech najpierw pani z nim porozmawiam. – zasugerował i zmarnowana kiwając głową na boki odeszła.

Ula tymczasem patrzała przed siebie w połyskujące lustro jeziora.

- Pięknie prawda? – spytał mężczyzna wyrywając ją z rozmyślań.

- Bardzo ładnie. – zgodziła się i zwróciła w jego stronę.

- Proszę tu jest pani kluczyk. – wręczył jej. – Mam nadzieję że się pani tu spodoba. – dodał.

- Też mam taką nadzieję. – mówiła po cichu do siebie odchodząc powoli z myślą że on jej nie usłyszał.

Lecz on ją usłyszał i odprowadzał ją wzrokiem widząc iż coś ją trapi.

Paulina wciąż mając klucz do domu siedziała zamyślona na łóżku w sypialni podpierając głowę ręką. A obok niej leżała półpełna walizka. Nagle usłyszała trzask drzwi i na progu pojawił się Marek.

- Przyszłam tylko po swoje rzeczy – oświadczyła Paulina układając rzeczy w walizce.

- Rozumiem – powiedział Marek beznamiętnym głosem.

- Jak to rozumiesz? Co konkretnie rozumiesz?! Może mnie oświecisz! Bo ja nie rozumiem! Pozwolisz mi po prostu zabrać rzeczy i pójść?! – Paulina dostała szału.

- Masz rację. Powinniśmy porozmawiać. – wyznał siadając na fotelu.

- Nie, dlaczego? Może zaczekajmy jeszcze trochę. W końcu to nic wielkiego. Wszyscy już o tym mówią. Pewnie ktoś mi to w końcu wyjaśni… Dlaczego niby ty miałbyś… - krzyczała zdenerwowana.

- Paula… - przerwał jej młody Dobrzański.

- Proszę. Słucham. Co masz mi do powiedzenia? – spytała wstając z łóżka.

- Chcę cię przeprosić.

- Przeprosić?? Za takie upokorzenie? pytała zbulwersowana.

- Tak. Za wszystko – dodał Marek.

- I myślisz że to wystarczy? Przeprosisz i będzie dobrze?

- Nie, wcale tak nie myślę. – tłumaczył.

- Słusznie. Bo tym razem będziesz się musiał o wiele bardziej postarać! – oznajmiła panna Febo siadając spokojnie na łóżku.

- Tak naprawdę nie wiem od czego zacząć… - zaczął Marek.

- Może od tego idiotycznego romansu, który sobie wymyśliłeś. Po co? – tym razem ona mu przerwała.

- Paula, ja go nie…

- Marek, nie żartuj! Nie żartuj sobie ze mnie. Nigdy nie uwierzę, że mogłeś zdradzić mnie z tą… Musi chodzić o coś więcej.

- Masz rację. Chodzi o coś więcej. – przyznał.

- O co? – dociekała Paula.

- Paula… Jesteś… Jesteś mi bardzo bliską osobą. Znamy się prawie całe życie, prawda? Może właśnie dlatego zaniedbaliśmy trochę spraw… A może po prostu się różnimy? Zawsze myślałem, że jesteś moją drugą połówką… Że się pobierzemy, założymy rodzinę. Myślałem, że tego właśnie chcę…

W tym momencie Paulina zerwała się z miejsca jak poparzona.

- Przestań – krzyknęła zrozpaczona.

- Paula… - zawołał Dobrzański.

- Ani słowa więcej! – zasłaniała się.

- Porozmawiajmy. Ja muszę ci to… - naciskał.

- Ja muszę. Wyjść. Natychmiast. To nie jest dobry moment na takie… To wszystko bez sensu. Nie teraz. Nie teraz, Marek. – powiedziała roztrzęsiona i wyszła z pośpiechem.

W międzyczasie Ula siedziała na rozłożonym na trawie kocu i wpatrywała się w otaczające ją jezioro.

- Mogę? – spytał ją męski głos zza jej pleców.

Ula odwróciła do tyłu głowę. Było ten mężczyzna z recepcji.

- Proszę. – odpowiedziała.

On usiadł obok niej.

- A pani nie na obiedzie? – pytał zaciekawiony.

- Nie jestem godna. – odparła.

- Faktycznie. Te jedzenie w stołówce nie jest zachęcające. – przyznał.

- Nie miałem się okazji jeszcze przedstawić. Nazywam się Piotr Sosnowski. – powiedział do Uli podając jej rękę.

- Urszula Cieplak. – oznajmiła z uśmiechem podając rękę. – Dla znajomych Ula.

- To może jednak skusisz się na kanapkę? Pastę mojej roboty. – wyznał wyjmując jedna z koszyka który ze sobą przyniósł.

Ula nie potrafiła odmówić. Tak naprawdę była strasznie głodna. Jadła ją ze smakiem, Gdy nagle zaczęło się jej robić słabo i robiła się spuchnięta.

- Co się dzieje? – spytał zaniepokojony Piotr.

- Z czym jest ta kanapka? – zapytała Cieplakówna.

- Z pastą rybna. – odpowiedział. – Masz uczulenie na ryby? – spytał oszołomiony. – Poczekaj chwilę zaraz wracam. – dodał i pobiegł gdzieś zostawiając Ulę.

Po chwili wrócił ze skrzynką pełną narzędzi lekarskich.

- Proszę odsłonić pośladki. – zakomenderował Piotr.

- Słucham?! – rzuciła zbulwersowana.

- Spokojnie jestem lekarzem. Jeśli chcesz żebym ci pomógł musisz robić to co ci karze. – wytłumaczył.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz