- Może ci w czymś pomóc? – spytał troskliwie Ulę ojciec.
- Nie. Nie trzeba. Poradzę sobie. – odparła pakująca swoje rzeczy córka i uśmiechnęła się do niego życzliwie.
- To może zrobię ci kanapki. – zaproponował.
- Tato, naprawdę nie trzeba. Ja już sobie zrobiłam. – odpowiedziała wkładając swoje rzeczy do torby.
- Ulcia, a może ja pojadę z tobą, co? Będzie ci raźniej. A tak sama gdzieś daleko. Coś ci się stanie. – zasugerował pan Józef.
- Tato. – powiedziała poważnym tonem. – Jestem już dorosła. I rozsądna. Poradzę sobie. Nie martw się. – mówiła Cieplakówna gładząc ojca po ramieniu.
Wtedy zadzwoniła jej komórka.
- Tak? – rzuciła mówiąc odbierając telefon.
- Ula. Przepraszam cię ale nie będę cię mogła zawieźć. Seba akurat teraz dorzucił mi kolejne dokumenty do wypisania i się nie wyrobię. – tłumaczyła się zadowolona z tego faktu kadrowa krzątając się po korytarzu FD.
- Ala nie ma sprawy. Jakoś dam sobie radę. – uspokajała ją roześmiana dziewczyna.
- Rozmawiałam już z Maćkiem i zgodził się mnie zastąpić. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. – ciągnęła koleżanka.
- A dlaczego miała by być zła? Jeszcze raz dziękuję za pamięć. – dodała Cieplakówna i się rozłączyła.
- Pani Ala? – spytał pan Józef ciągle stojący u Uli w pokoju.
- Nie może przyjechać, ale zadzwoniła po Maćka. – wyznała.
Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Pan domu otworzył je i w nich pokazał się przyjaciel rodziny.
- To jak? Gotowa? – spytał rozentuzjazmowany Maciek.
- Gotowa. – odparła z uśmiechem Ula przewieszając przez ramię torebkę.
- Daj mi to bo się złamiesz. – mówił kolega spoglądając na wielgachną torbę.
- Ulcia, Ulcia! A przywieziesz mi muszelkę? – wowała podekscytowana Beti przybiegając z salonu.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Beatko, ale Ula nie jedzie nad morze tylko nad jezioro. – zauważył pan Józef.
- A co się zbiera nad jeziorem? – dopytywała się mała siostra.
- Patyki Beti. Patyki. – rzucił Maciek.
- Patyki to ja mam w domu. – odparła niezadowolona Beatka i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach wróciła do pokoju.
- To szczęśliwej podróży. – pożegnał ich pan Cieplak.
A Ula na pożegnanie uścisnęła ojca i z uśmiechem zamknęła za sobą drzwi.
Gdy Marek siedział w swoim gabinecie i pracował przy laptopie do pomieszczania weszła Helena.
- Dzieńdobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedziała zamykając za sobą drzwi.
- Jasne że nie. Proszę wejdź. Usiądź. – przywitał ją syn.
Pani Dobrzańska usiadła na kanapie i spytała:
- Będziecie z Pauliną dzisiaj na kolacji? Przygotowałam wyśmienitą pieczeń.
- Przepraszam ale niestety nie mogę. – wymigiwał się Marek. – Jak widzisz mam dużo pracy.
- To oddaj to Aleksowi. On ci na pewno pomoże. – zasugerowała matka. – Musimy z wami wyjaśnić kilka istotnych kwasti w sprawie ślubu.
- Ślubu nie będzie. – wyznał zamyślony syn po czym spojrzał się na matkę.
- Jak to nie będzie? – spytała zaskoczona Helena. – Co się stało?
- Powiedźmy że Paulina i ja nie pasujemy do siebie. – tłumaczył młody Dobrzański.
- No ale to że macie inne wizje ślub nie musi oznaczać od razu że nie jesteście sobie przeznaczeni. – mówiła roześmiana matka wstając z kanapy.
- Mamo, ale to nie o to chodzi. – mówił nerwowo syn. – Ja jej nie kocham. – wyznał i matka spojrzała na niego zaskoczona.
Gdy Ula i Maciek byli już na miejscu Ula niepewnie spojrzała przez okno.
- To co, gotowa na nowe przeżycia? – pytał uśmiechnięty Maciej.
Ula nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami.
- Pomogę ci z torbą. – odparł po czym oboje wysiedli z auta.
- No co taka smutna? – dopytywał się przyjaciel.
- Zostaniesz? – zapytała ze smętną miną.
- Nie mogę. Muszę załatwić parę spraw odnośnie PRO S. Jeśli dzisiaj tego nie zrobię to klapa. – wyznał kolega z Rysiowa wręczając jej torbę.
- Dzięki. – powiedziała Ula odbierając ją.
- Nie ma za co. I uśmiechnij się. Popatrz dookoła i ciesz się tym co masz. – mówił z entuzjazmem Maciek.
Cieplakówna uśmiechnęła się do niego smutno i mocno objęła.
Paulina i Helena spotkały się na firmowym korytarzu.
- Co ty tutaj robisz? – spytała mile zaskoczona panna Febo.
- Właśnie wracam od Marka. – oznajmiła pani Dobrzańska.
- Słyszałam o wszystkim. Bardzo mi przykro że wam nie wyszło, ale mam nadzieję że nadal będziesz nas Palinko odwiedzała. - mówiła do niej Helena gładząc jej włosy.
- O czym ty mówisz?! – spytała zaskoczona tym co mówi jej przyszła teściowa.
- Mam nadzieję że nie jesteś zła na Marka że mi powiedział o odwołaniu waszego ślubu. – mówiła troskliwie.
- Co on tobie naopowiadał? Ma jakieś załamanie nerwowe. Panicznie boi się zaangażowania. Wierz mi, to tylko chwilowe. – tłumaczyła Paulina.
- Jak z nim rozmawiałam to wyglądał na przekonanego. – zmieszała się Helena.
- Możesz być spokojna ślub się odbędzie. – przekonywała ją panna Febo.
Ula podeszła do małego drewnianego baraku w którym była recepcja.
- Dzieńdobry. Chciałabym wynająć domek. – powiedziała do siedzącego w środku mężczyzny kładąc swoje rzeczy na parapecie.
- Pani tu nowa? – pytał młody przystojniak.
- Tak. – odpowiedziała zmieszana.
- Ja bym chciała przedłużyć pobyt. – wcisnęła się do okienka pewna pani.
- Pani Skowrońska, ale pani mąż oddał już kluczyk. – tłumaczył mężczyzna.
- Co z tego że oddał. Pijany był. Nie wiedział co robi głupi chłop. – biadoliła kobieta co raz zerkając na Cieplakównę.
- Niech najpierw pani z nim porozmawiam. – zasugerował i zmarnowana kiwając głową na boki odeszła.
Ula tymczasem patrzała przed siebie w połyskujące lustro jeziora.
- Pięknie prawda? – spytał mężczyzna wyrywając ją z rozmyślań.
- Bardzo ładnie. – zgodziła się i zwróciła w jego stronę.
- Proszę tu jest pani kluczyk. – wręczył jej. – Mam nadzieję że się pani tu spodoba. – dodał.
- Też mam taką nadzieję. – mówiła po cichu do siebie odchodząc powoli z myślą że on jej nie usłyszał.
Lecz on ją usłyszał i odprowadzał ją wzrokiem widząc iż coś ją trapi.
Paulina wciąż mając klucz do domu siedziała zamyślona na łóżku w sypialni podpierając głowę ręką. A obok niej leżała półpełna walizka. Nagle usłyszała trzask drzwi i na progu pojawił się Marek.
- Przyszłam tylko po swoje rzeczy – oświadczyła Paulina układając rzeczy w walizce.
- Rozumiem – powiedział Marek beznamiętnym głosem.
- Jak to rozumiesz? Co konkretnie rozumiesz?! Może mnie oświecisz! Bo ja nie rozumiem! Pozwolisz mi po prostu zabrać rzeczy i pójść?! – Paulina dostała szału.
- Masz rację. Powinniśmy porozmawiać. – wyznał siadając na fotelu.
- Nie, dlaczego? Może zaczekajmy jeszcze trochę. W końcu to nic wielkiego. Wszyscy już o tym mówią. Pewnie ktoś mi to w końcu wyjaśni… Dlaczego niby ty miałbyś… - krzyczała zdenerwowana.
- Paula… - przerwał jej młody Dobrzański.
- Proszę. Słucham. Co masz mi do powiedzenia? – spytała wstając z łóżka.
- Chcę cię przeprosić.
- Przeprosić?? Za takie upokorzenie? – pytała zbulwersowana.
- Tak. Za wszystko – dodał Marek.
- I myślisz że to wystarczy? Przeprosisz i będzie dobrze?
- Nie, wcale tak nie myślę. – tłumaczył.
- Słusznie. Bo tym razem będziesz się musiał o wiele bardziej postarać! – oznajmiła panna Febo siadając spokojnie na łóżku.
- Tak naprawdę nie wiem od czego zacząć… - zaczął Marek.
- Może od tego idiotycznego romansu, który sobie wymyśliłeś. Po co? – tym razem ona mu przerwała.
- Paula, ja go nie…
- Marek, nie żartuj! Nie żartuj sobie ze mnie. Nigdy nie uwierzę, że mogłeś zdradzić mnie z tą… Musi chodzić o coś więcej.
- Masz rację. Chodzi o coś więcej. – przyznał.
- O co? – dociekała Paula.
- Paula… Jesteś… Jesteś mi bardzo bliską osobą. Znamy się prawie całe życie, prawda? Może właśnie dlatego zaniedbaliśmy trochę spraw… A może po prostu się różnimy? Zawsze myślałem, że jesteś moją drugą połówką… Że się pobierzemy, założymy rodzinę. Myślałem, że tego właśnie chcę…
W tym momencie Paulina zerwała się z miejsca jak poparzona.
- Przestań – krzyknęła zrozpaczona.
- Paula… - zawołał Dobrzański.
- Ani słowa więcej! – zasłaniała się.
- Porozmawiajmy. Ja muszę ci to… - naciskał.
- Ja muszę. Wyjść. Natychmiast. To nie jest dobry moment na takie… To wszystko bez sensu. Nie teraz. Nie teraz, Marek. – powiedziała roztrzęsiona i wyszła z pośpiechem.
W międzyczasie Ula siedziała na rozłożonym na trawie kocu i wpatrywała się w otaczające ją jezioro.
- Mogę? – spytał ją męski głos zza jej pleców.
Ula odwróciła do tyłu głowę. Było ten mężczyzna z recepcji.
- Proszę. – odpowiedziała.
On usiadł obok niej.
- A pani nie na obiedzie? – pytał zaciekawiony.
- Nie jestem godna. – odparła.
- Faktycznie. Te jedzenie w stołówce nie jest zachęcające. – przyznał.
- Nie miałem się okazji jeszcze przedstawić. Nazywam się Piotr Sosnowski. – powiedział do Uli podając jej rękę.
- Urszula Cieplak. – oznajmiła z uśmiechem podając rękę. – Dla znajomych Ula.
- To może jednak skusisz się na kanapkę? Pastę mojej roboty. – wyznał wyjmując jedna z koszyka który ze sobą przyniósł.
Ula nie potrafiła odmówić. Tak naprawdę była strasznie głodna. Jadła ją ze smakiem, Gdy nagle zaczęło się jej robić słabo i robiła się spuchnięta.
- Co się dzieje? – spytał zaniepokojony Piotr.
- Z czym jest ta kanapka? – zapytała Cieplakówna.
- Z pastą rybna. – odpowiedział. – Masz uczulenie na ryby? – spytał oszołomiony. – Poczekaj chwilę zaraz wracam. – dodał i pobiegł gdzieś zostawiając Ulę.
Po chwili wrócił ze skrzynką pełną narzędzi lekarskich.
- Proszę odsłonić pośladki. – zakomenderował Piotr.
- Słucham?! – rzuciła zbulwersowana.
- Spokojnie jestem lekarzem. Jeśli chcesz żebym ci pomógł musisz robić to co ci karze. – wytłumaczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz