Get your own Digital Clock

czwartek, 1 października 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.6

Objąłem ją, bo płakała… Objąłem, bo tego potrzebowała. A może ja potrzebowałem tego bardziej niż ona? Nie wiem. Wiem natomiast, że spytała mnie czy się źle czuję? Tak, czuję się źle, ale nie z powodu ślubu Pauliny i Marka. Nie to jest bardziej bolesne. I najważniejsze, nie potrwa to już długo. Tak niewiele czasu mi pozostało, a tyle spraw musze pozałatwiać. Nie wiem czy zdążę. Spróbuję… Zaprosiłem ją na herbatę do domu. Wyglądała na bardzo przygnębioną… Może rzeczywiście taka była. Zdziwiło mnie, że tak otwarcie mówi o swoich uczuciach, wzlotach i upadkach, sukcesach i porażkach. Tak, miłość do Marka była dla niej największą porażką. A czy moje miłości też nie okazały się porażkami? Czy też nie przegrałem miłości w tych decydujących rozgrywkach i to przez własną nieuwagę? Teraz jest już za późno na kolejną rundę, rozgrywkę. Dla mnie mecz dobiega końca, jeszcze tylko kilka minut i będzie po wszystkim. Jednak przez te kilka minut muszę zobaczyć czy zwycięzcy należała się ta a nie inna nagroda. Idę zrobić tą herbatę…

- Proszę niech się pani rozgości.- Wskazał salon.
Całkiem inaczej wyobrażała sobie jego dom. Musiała przyznać, że mile ją zaskoczył widok, jaki zastała. Ściany były białe bez żadnych ozdób, duże okna wychodziły na taras a stamtąd na skrawek ogrodu. Podeszła bliżej, jak tu ładnie i spokojnie…Po chwili wróciła do zwiedzania pokoju. Odkryła kominek, podobny do tego z… Nie wcale nie jest podobny do tamtego, tak mi się tylko wydaje. Zresztą tamten był chyba większy… Nieważne… Pośrodku stał stół z krzesłami w kolorze ciemnego dębu, a w drugiej części sofa, dwa fotele i mały stolik ze szklanym blatem. Na nim leżała biała serwetka. Białe serwetki zawsze przypominały jej mamę, czuła się wtedy bezpieczna, tak jakby ramiona matki obejmowały ją nadal. Obejrzała pokój jeszcze raz. Dostrzegła sporą ilość fotografii. Zbliżyła się. Wszystkie przedstawiały szczęśliwą rodzinę. Musiało to być bardzo dawno temu…
- Wybrałem tylko te z wakacji. Tak mało mi zostało z tamtego czasu.
Nie zauważyła, kiedy znalazł się w pokoju z gorącą herbatą.
- Tak mało zdjęć czy wspomnień?
- Wie pani jednak zdjęć. Z wspomnieniami jest łatwiej. Nawet, gdy coś zapomnimy to i tak zostają nam jakieś. Nie ważne czy prawdziwe czy nie. Ważne, że są.- Było coś smutnego w tym, co powiedział. Zabrzmiało to jak pożegnanie. Może to było pożegnanie, ale nie jego z Ulą. Z nią dopiero się witał, lecz też nie na długo. Zaraz będzie musiał się pożegnać, zaraz zaczną wywoływać jego imię…
- Może porozmawiamy o czymś przyjemnym…
Rozmawiało im się tak dobrze. Nie czuli się skrępowani, byli pewni, że mogą sobie ufać, zwłaszcza ona jemu. Dziwne to było, przecież nigdy nie zamienili ze sobą więcej niż zwykłe uprzejmości. A teraz? Teraz mogła mu powiedzieć wszystko, co chciała. Co to może oznaczać? Przyjaźń? Przyjaźń z nim? Tak to było możliwe.
-Muszę już iść. Zasiedziałam się. Dziękuję panu za herbatę i za to, że wysłuchał mnie pan. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie pan swoją osobą. Szkoda, że wcześniej nie mogliśmy się o tym przekonać.- Powiedziała spoglądając mu ufnie w oczy i uśmiechając się.
- Ja też tego żałuję. Mam nadzieję, że uda nam się teraz to nadrobić.- Odwzajemnił uśmiech.
- Na pewno.
- Skoro tak, to może przejdziemy na ty?- Spytał.
- Urszula Cieplak, ale mów mi Ula tak jak wszyscy…- podała mu rękę…

Wiem już, co zrobię, zadzwonię i wszystko odwołam. Teraz wiem, że to nie miałoby sensu. I tak już nie wygram. Niczego. Ani miłości ani tym bardziej tego. Szkoda czasu, i tak niewiele go mam. Dziwne odkąd wyszła, zrobiło się tu jakoś tak pusto i ciemno… A może zawsze tu tak było? Ale nie zauważyłbym tego? No tak teraz sobie przypominam, zawsze liczyło się coś zupełnie innego. A teraz, co się liczy? Przyjaźń, z Ulą? Tak to się liczy. Jak to się stało, że powiedziała mi o tym wszystkim, tak po prostu? Dlaczego wybrała właśnie mnie? Przecież doskonale wie, że ja… Odwołam. Ula będzie zadowolona…

Dzisiaj jest… Dzisiaj jest poniedziałek…
Pierwsze… Drugie…Trzecie…Czwarte… Nareszcie piąte…
- Ślubu nie było, to znaczy był…
- Cześć Aniu, jest dla mnie jakaś poczta?- Powitała recepcjonistkę.
- Cześć już wzięta.
- Dziękuję.
Ruszyła w stronę swojego gabinetu…
- Co teraz będzie, skoro Paulina jest z …
Odebrała pocztę, zapytała czy ktoś dzwonił… Nie nikt, nie dzwonił. Przeglądając korespondencję weszła do pomieszczenia. Położyła rzeczy na biurku i podeszła do okna. Słońce nieśmiało przedzierało się przez gęste jeszcze chmury, Warszawa powoli budziła się do życia a Ula…
Była głucha na wszelkie opowieści pt. „ Relacja ze ślubu roku Pauliny Febo i Marka Dobrzańskiego”. Nie obchodziło jej to. Nie goniła za sensacyjnymi wiadomościami. Wolała żyć swoimi wspomnieniami, fałszywymi, ale jednak jej własnymi. A one wracały do niej bez przerwy, ciągle. To też podobnie jak wtedy naciśnięcie klamki okazało się zbyt trudnym zadaniem. Zbyt trudnym jak dla niej. Myślała, że sobie poradzi, że uda jej się o nim zapomnieć. Była pewna, że za chwilę rozpocznie nowe życie. Nie rozpoczęła. Może, dlatego, że nie była gotowa, a może, dlatego, że jej się po prostu nie chciało. Tydzień bez Marka pokazał jak wiele miejsca zajmował w jej życiu, sercu i tym wszystkim, co ją otaczało. Teraz jest to pozbawione tej niezwykłej radości i ogromnego szczęścia, które czuła, gdy on był blisko niej. Co będzie warte jej życie, ona bez niego? Co zostanie? Pustka, nic więcej
Przez tydzień łapała się na myśli, że może do niej zadzwoni albo przyjdzie tutaj do gabinetu. Odłożyłaby słuchawkę, wyprosiłaby go, ale przynajmniej wiedziałaby, że jakoś mu tam na niej zależy, że może jednak uda się coś naprawić, uratować. Telefon uparcie milczał, a drzwi też były nieprzychylne. To tylko potwierdziło to, co już od dawna wiedziała o nim, o Marku, ale nie o Paulinie. O niej wiedziała tak mało. Tyle, co z opowiadań Marka, Ali i ewentualnie Violi. Do tego dochodziło jej własne zdanie z krótkich spotkań w firmie. Wiedziała, że jest to kobieta z klasą, ambitna, nielicząca się z uczuciami innych. Wszystko, co robiła, to robiła dla publiczności. Nie interesowała się Markiem i jego problemami, w tym związku to ona była najważniejsza.
„Ona” teraz tak o niej myślę…
Mało o niej wiem, naprawdę mało… Jest szczęśliwa, wygrała… Czym ona wygrała? Urodą. Tak. Zawziętością, uporem? Może.
„Tamta” teraz tak będę ją nazywała…
Przecież takie określenia nadaje się, gdy się przegrywa. Ma się wtedy milion pretensji do sędziego, trenera, ale nigdy nie do siebie… „Ona”, „Tamta”…Te określenia niosą za sobą najgorsze znaczenia
Nie chcę tak… Nie mogę… Istnieje też coś takiego jak niesłuszne oskarżenie. Mogę się mylić, tak jak w stosunku do… Nie sprawdzę tego, no, bo jak…
- Wszyscy byli zaskoczeni, gdy w najlepszym momencie…
Nie słuchała tego, co stało się w najlepszym momencie. Nie wiedziała nawet, kiedy jest ten najlepszy moment… Wtedy, gdy ksiądz ogłasza: Od teraz jesteście mężem i żoną ?
A może wtedy, gdy kroją wspólnie tort? Nie wiedziała. Stop, przestań o tym myśleć. Koniec, wróć na ziemię do cyfr, liczb, wykresów. Tu wszystko jest pewne, tam nie było nic…

Pierwsze… Drugie…Trzecie…Czwarte…Piąte…
Dojechanie na piąte piętro było jedynym normalnym zdarzeniem w jego życiu, w dniu dzisiejszym, czyli poniedziałkowym. Był pewien, że wszyscy wiedzą już o nim i Paulinie, i o tym, że ślubu nie było. To znaczy był, ale nie ich tylko Pauliny i Lva. Ale czy wie też Ula? Może zwoła zebranie, przedstawi, co i jak i odpowie na pytania, bo tych nigdy nie brakuje, jeśli chodzi o zmianę panów młodych. Uniknąłby w ten sposób niepotrzebnych plotek. Plotki one są zawsze, gdy jest Wiola. Uśmiechnął się. Ostatecznie zrezygnował z zebrania i ze zwalczania plotek. Winda się zatrzymała…
- Cześć Aniu.
- Cześć.
Czuł na sobie spojrzenia, które zadawały tyle pytań. Nie odpowiedział na żadne z nich. Miał już iść do Uli, ale coś go powstrzymało. Był jej ciekawy. Tego, co się wydarzyło przez ten tydzień. Chciał zadzwonić. Wiele razy. Rezygnował. Bał się, że zamiast halo, słucham usłyszy tylko dźwięk odkładanej słuchawki. Nie chciał tego, dlatego nie dzwonił, i dzisiaj też tego nie zrobi. Trudno. Patrzy teraz na puste miejsce za biurkiem…Uprzytomnił sobie, że nie może opowiedzieć jej o tym, co zaszło w sobotę. Nie pozna prawdy, zaledwie tyle ile jest w plotkach. Nie przyjdzie też zapytać wprost. Znowu będzie czuć się okłamaną. Ula tak nie jest, chcę ci wszystko powiedzieć, a nawet więcej niż wszystko… Ula czy ty mnie wysłuchasz? Powiedz, Ula…
Wszedł do gabinetu, położył się na kanapie, zamknął oczy by przywołać jakiekolwiek wspomnienie z nią. Nie pojawiało się… Czas wracać do pracy…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz