Get your own Digital Clock

wtorek, 13 października 2009

"UGODA"... czyli odcinek 184 wg interpretacji Martham

- Dzień dobry wesoła rodzinko. – zawołał Maciek wchodząc do domu Cieplaków.

- Jestem tutaj. – poinformowała go Ula krzycząc z salonu.

- A co to letnie porządki? – spytał ją kolega widząc rozłożony na środku pokoju odkurzać, na stole płyny, miskę z wodą i ścierki oraz stojącą na krześle Cieplakównę.

- Takie tam. – odparła wycierając z kurzu stary wazon.

- To może ci pomogę. – zaoferował się.

- Nie, nie trzeba. Już prawie kończę. – wyznała dmuchając na wpadająca w oczy grzywkę.

- A gdzie reszta załogi? – dopytywał ją zaciekawiony Szymczyk spoglądając do kuchni.

- Jasiek w pracy, a tata i Beatka na spacerze. – odpowiedziała Ula. - Wiesz może pójdź do mnie do pokoju. Ja się tylko przebiorę i pomogę ci w tej dokumentacji. – zaproponowała.

- Jasne. – zgodził się.

- Wtedy usiądziemy sobie spokojnie. Może zaparzę herbaty. – dodała Cieplakówna.

Maciek uśmiechnął się do niej i puścił oczko.

Violetta weszła do pustego bufetu z miną zbitego psa. Stanęła za ladą, przewróciła oczami i głośno westchnęła, po czym powiedziała do siebie:

- Co cię nie zabije, to cię dobije.

Maciek odsunął od stolika jedno z krzeseł w pokoju Uli i usiadł na nim. Zaczął wyciągać z torby dokumenty, gdy ze stosiku wypadła jedna kartka. Wpadła ona wprost do śmietnika. Maciek wstał i wyciągnął ją stamtąd. Jak podniósł ją, zobaczył w koszu na śmieci kartkę na której napisane było męskie imię. Ze zdziwionym wyrazem twarzy sięgnął po nią i wykręcił podany numer telefonu.

- Piotr Sosnowski słucham. – usłyszał w słuchawce. – Halo?

Szymczyk po tych słowach rozłączył się. Nadal był zaskoczony. Ta tajemnicza wiadomość go bardzo zaintrygowała. Kim jest ten Piotr? Co łączy go z Ulą? Czy to ma związek z wyjazdem na Mazury? Gnębiło go tysiące pytań.

Aleks wszedł do bufetu i zaczął się przyglądać z daleka jak pracuje Violetta. Włożył ręce w kieszenie u spodni i śmiał się jak to blondynka ciągle coś tłucze, albo gubi po drodze do stolika. Gdy Kubasińska zobaczyła Aleksa szybko do niego podbiegła.

- To co, już? – spytała zdołowana.

- Spokojnie Violetta. Dzień dopiero się zaczyna. Czeka cię jeszcze kilka dłuuuugich godzin. – mówił szyderczo Febo.

- A wiesz jak to jest ciężko? Byłeś kiedyś na zmywaku. No sam widzisz – nie dała mu dojść do słowa. – Nie możesz ocenić. Ja tu muszę latać jak na kotle. Para buch, para chuch. A na tyłach widziałam takiego pająka. – pokazywała jego wielkość podobną do wielkości dużego psa. - No może takiego. – zmniejszyła wielkość do szczeniaka.

Aleks spojrzał się na nią jak na wariatkę.

- Takiego? – powiedziała z niepewnością w głosie pokazując swoją dłoń.

- Violetta, nie wymyślaj. Wytrzymasz ten dzień. – oznajmił.

- Aleks ja cię błagam. – prosiła klękając przed nim i składając ręce. – Wiem że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem. A jak nie to można to zmienić.

- Viola wstawaj. Nie rób z siebie błazna. – odparł Febo.

- Ale ja ci mówię. Dobrego więzienie zepsuje… - wskazała na siebie. – złego Kościół naprawi.

- Ja znam lepsze przysłowie. Baba z wozu koniom lżej. – roześmiał się.

- No chyba mnie nie wyrzucisz. – rzuciła Violetta. – Wyrzucisz? – stwierdziła robią kwaśną minę.

- No to posiedzę mu jeszcze godzinkę i ty znajdziesz kogoś na moje miejsce. To jak?

- Wszystko po staremu. – odpowiedział jej.

- Czyli co, mogę wracać na swoje wcześniejsze stanowisko? – ucieszyła się długonoga blondynka.

- Tak. Na bufet. – powiedział z chytrym uśmiechem Aleks.

- Dopóty dzban wodę kosi, dopóki mu ucho nie odpadnie. A ja obawiam się że niedługo odpadnie, i co wtedy? Będziemy porozumiewać się na migi? – próbowała się wyplątać z tej sytuacji.

- Może być i na migi. – skwitował i podążył w stronę drzwi.

- Aleks ale poczekaj. – wołała za nim Violka.

- Dasz wiarę? Dziad jak odżyje, to cię i skarpetką zabije. – podsumowała Kubasińska kładąc ręce na biodrach.

- Już jestem. – powiedziała radośnie Ula wchodząc do pokoju z kubkami pełnymi herbaty.

- Siadaj. Musimy przedyskutować kilka ważnych spraw. – odparł Maciek.

- Proszę. – rzuciła kładąc przed nim na stole kubek. – To dawaj co tam masz. – dodała siadając obok niego przy stoliku.

- Mam na myśli to. – wyznał przyjaciel pokazując jej wyrzuconą do śmietnika kartkę. – Piotr Sosnowski. – uściślił.

- Skąd to masz? – spytała zaskoczona Cieplakówna.

- Była w twoim koszu na śmieci. Tylko mi nie mów że wyrzucił ją tu Jasiek.

Ula tylko głośno westchnęła i odwróciła wzrok.

- To wytłumaczysz mi o co chodzi z tym Piotrem? – dociekał Szymczyk.

Marek wparował do bufetu jak burza.

- Violetta co ty tutaj robisz?! – zaczął na nią krzyczeć.

- Spytaj tego twojego pomocnika od sześciu boleści. – rzuciła zdenerwowana.

- Aleksa? – spytał zdziwiony.

- Aleksa, Aleksa. A niby kogo? Wielki pan i król się znalazł co to po kątach ludzi posądza. – biadoliła nerwowo wymachując komórką którą miała w ręku. - A ty gdzie idziesz? Marek! – krzyczała za szefem widząc jak wychodzi. – Nie zostawiaj mnie tutaj samą. Jestem za młoda żeby umierać. – rozpaczała waląc głową o ladę.

W nieoczekiwanym momencie zadzwonił telefon Uli.

- Halo? – odezwała się odbierając go.

- Z tej strony Aleksander Febo. Dzwonię bo chcę omówić kilka ważnych kwestii związanych pani osobą. – usłyszała przystawiając ucho do głośnika.

- Tak słucham. – powiedziała do niego.

- Ale to nie jest rozmowa na telefon. Chciałbym to załatwić w cztery oczy. Umówmy się za godzinę w kawiarni „La Vive”.

- Dobrze. Do zobaczenia. – zgodziła się i zakończyła rozmowę.

- Kto to był? – spytał ją Maciej.

- Aleks. – odparła zaskoczona.

- Czego on chce?

- Nie wiem. Wiem tyle że chce się umówić bo obgadać parę rzeczy. – odpowiedziała zdziwiona.

- Lepiej uważaj na niego. Niezły z niego cwaniak. – ostrzegał kumpel z sąsiedztwa.

- To akurat nie musisz mi mówić. Niestety będziemy musieli odłożyć tą naszą rozmowę na później. – odetchnęła z ulgą.

- Zgoda. Tylko pamiętaj. Następnym razem już się tak łatwo nie wymigasz. – oznajmił z uśmiechem Maciek podnosząc do góry wskazujący palec.

Po pewnym czasie Ula był już na miejscu. Aleks czekał na nią przy jednym ze stolików.

- Dzień dobry. – przywitała się.

- Proszę usiąść. – wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie.

- Wiec o co chodzi? – spytała.

- Wiedzę że przechodzimy do rzeczy. – odparł Febo. – Chodzi o kredyt. Ty masz udziały, a my twój kredyt do spłacenia. Oto nasze rozwiązanie tego problemu. – zaproponował dając jej dokumenty. – Chcemy podpisać z PRO S ugodę na mocy której włosi za nas spłacą ten kredyt i udziały wrócą powrotem do nas. A ty nie będziesz już musiała się o to martwić. Wystarczy podpisać co trzeba i po problemie. – oświadczył.

- No nie wiem. – bąknęła przeglądając papiery.

- Nad czy się tutaj zastanawiać? Kredyt wisi nad głową, a tak czysta karta. – namawiał ją brunet.

- Muszę to jeszcze przemyśleć. – wyznała i zaczęła zbierać się do wyjścia.

- Skoro tak. No to będę czekać na telefon. pożegnał ją nie wstając z krzesła.

Pod siedzibę FeboDobrzański podjechała taksówka, a z niej wysiadła Klaudia. Rozejrzała się dookoła i weszła schodkami do firmy.


1 komentarz:

  1. "Co cię nie zabije, to cię dobije." - fajna maksyma;muszę zapamiętać ^^

    OdpowiedzUsuń