- Dzień dobry wesoła rodzinko. – zawołał Maciek wchodząc do domu Cieplaków.
- Jestem tutaj. – poinformowała go Ula krzycząc z salonu.
- A co to letnie porządki? – spytał ją kolega widząc rozłożony na środku pokoju odkurzać, na stole płyny, miskę z wodą i ścierki oraz stojącą na krześle Cieplakównę.
- Takie tam. – odparła wycierając z kurzu stary wazon.
- To może ci pomogę. – zaoferował się.
- Nie, nie trzeba. Już prawie kończę. – wyznała dmuchając na wpadająca w oczy grzywkę.
- A gdzie reszta załogi? – dopytywał ją zaciekawiony Szymczyk spoglądając do kuchni.
- Jasiek w pracy, a tata i Beatka na spacerze. – odpowiedziała Ula. - Wiesz może pójdź do mnie do pokoju. Ja się tylko przebiorę i pomogę ci w tej dokumentacji. – zaproponowała.
- Jasne. – zgodził się.
- Wtedy usiądziemy sobie spokojnie. Może zaparzę herbaty. – dodała Cieplakówna.
Maciek uśmiechnął się do niej i puścił oczko.
Violetta weszła do pustego bufetu z miną zbitego psa. Stanęła za ladą, przewróciła oczami i głośno westchnęła, po czym powiedziała do siebie:
- Co cię nie zabije, to cię dobije.
Maciek odsunął od stolika jedno z krzeseł w pokoju Uli i usiadł na nim. Zaczął wyciągać z torby dokumenty, gdy ze stosiku wypadła jedna kartka. Wpadła ona wprost do śmietnika. Maciek wstał i wyciągnął ją stamtąd. Jak podniósł ją, zobaczył w koszu na śmieci kartkę na której napisane było męskie imię. Ze zdziwionym wyrazem twarzy sięgnął po nią i wykręcił podany numer telefonu.
- Piotr Sosnowski słucham. – usłyszał w słuchawce. – Halo?
Szymczyk po tych słowach rozłączył się. Nadal był zaskoczony. Ta tajemnicza wiadomość go bardzo zaintrygowała. Kim jest ten Piotr? Co łączy go z Ulą? Czy to ma związek z wyjazdem na Mazury? Gnębiło go tysiące pytań.
Aleks wszedł do bufetu i zaczął się przyglądać z daleka jak pracuje Violetta. Włożył ręce w kieszenie u spodni i śmiał się jak to blondynka ciągle coś tłucze, albo gubi po drodze do stolika. Gdy Kubasińska zobaczyła Aleksa szybko do niego podbiegła.
- To co, już? – spytała zdołowana.
- Spokojnie Violetta. Dzień dopiero się zaczyna. Czeka cię jeszcze kilka dłuuuugich godzin. – mówił szyderczo Febo.
- A wiesz jak to jest ciężko? Byłeś kiedyś na zmywaku. No sam widzisz – nie dała mu dojść do słowa. – Nie możesz ocenić. Ja tu muszę latać jak na kotle. Para buch, para chuch. A na tyłach widziałam takiego pająka. – pokazywała jego wielkość podobną do wielkości dużego psa. - No może takiego. – zmniejszyła wielkość do szczeniaka.
Aleks spojrzał się na nią jak na wariatkę.
- Takiego? – powiedziała z niepewnością w głosie pokazując swoją dłoń.
- Violetta, nie wymyślaj. Wytrzymasz ten dzień. – oznajmił.
- Aleks ja cię błagam. – prosiła klękając przed nim i składając ręce. – Wiem że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem. A jak nie to można to zmienić.
- Viola wstawaj. Nie rób z siebie błazna. – odparł Febo.
- Ale ja ci mówię. Dobrego więzienie zepsuje… - wskazała na siebie. – złego Kościół naprawi.
- Ja znam lepsze przysłowie. Baba z wozu koniom lżej. – roześmiał się.
- No chyba mnie nie wyrzucisz. – rzuciła Violetta. – Wyrzucisz? – stwierdziła robią kwaśną minę.
- No to posiedzę mu jeszcze godzinkę i ty znajdziesz kogoś na moje miejsce. To jak?
- Wszystko po staremu. – odpowiedział jej.
- Czyli co, mogę wracać na swoje wcześniejsze stanowisko? – ucieszyła się długonoga blondynka.
- Tak. Na bufet. – powiedział z chytrym uśmiechem Aleks.
- Dopóty dzban wodę kosi, dopóki mu ucho nie odpadnie. A ja obawiam się że niedługo odpadnie, i co wtedy? Będziemy porozumiewać się na migi? – próbowała się wyplątać z tej sytuacji.
- Może być i na migi. – skwitował i podążył w stronę drzwi.
- Aleks ale poczekaj. – wołała za nim Violka.
- Dasz wiarę? Dziad jak odżyje, to cię i skarpetką zabije. – podsumowała Kubasińska kładąc ręce na biodrach.
- Już jestem. – powiedziała radośnie Ula wchodząc do pokoju z kubkami pełnymi herbaty.
- Siadaj. Musimy przedyskutować kilka ważnych spraw. – odparł Maciek.
- Proszę. – rzuciła kładąc przed nim na stole kubek. – To dawaj co tam masz. – dodała siadając obok niego przy stoliku.
- Mam na myśli to. – wyznał przyjaciel pokazując jej wyrzuconą do śmietnika kartkę. – Piotr Sosnowski. – uściślił.
- Skąd to masz? – spytała zaskoczona Cieplakówna.
- Była w twoim koszu na śmieci. Tylko mi nie mów że wyrzucił ją tu Jasiek.
Ula tylko głośno westchnęła i odwróciła wzrok.
- To wytłumaczysz mi o co chodzi z tym Piotrem? – dociekał Szymczyk.
Marek wparował do bufetu jak burza.
- Violetta co ty tutaj robisz?! – zaczął na nią krzyczeć.
- Spytaj tego twojego pomocnika od sześciu boleści. – rzuciła zdenerwowana.
- Aleksa? – spytał zdziwiony.
- Aleksa, Aleksa. A niby kogo? Wielki pan i król się znalazł co to po kątach ludzi posądza. – biadoliła nerwowo wymachując komórką którą miała w ręku. - A ty gdzie idziesz? Marek! – krzyczała za szefem widząc jak wychodzi. – Nie zostawiaj mnie tutaj samą. Jestem za młoda żeby umierać. – rozpaczała waląc głową o ladę.
W nieoczekiwanym momencie zadzwonił telefon Uli.
- Halo? – odezwała się odbierając go.
- Z tej strony Aleksander Febo. Dzwonię bo chcę omówić kilka ważnych kwestii związanych pani osobą. – usłyszała przystawiając ucho do głośnika.
- Tak słucham. – powiedziała do niego.
- Ale to nie jest rozmowa na telefon. Chciałbym to załatwić w cztery oczy. Umówmy się za godzinę w kawiarni „La Vive”.
- Dobrze. Do zobaczenia. – zgodziła się i zakończyła rozmowę.
- Kto to był? – spytał ją Maciej.
- Aleks. – odparła zaskoczona.
- Czego on chce?
- Nie wiem. Wiem tyle że chce się umówić bo obgadać parę rzeczy. – odpowiedziała zdziwiona.
- Lepiej uważaj na niego. Niezły z niego cwaniak. – ostrzegał kumpel z sąsiedztwa.
- To akurat nie musisz mi mówić. Niestety będziemy musieli odłożyć tą naszą rozmowę na później. – odetchnęła z ulgą.
- Zgoda. Tylko pamiętaj. Następnym razem już się tak łatwo nie wymigasz. – oznajmił z uśmiechem Maciek podnosząc do góry wskazujący palec.
Po pewnym czasie Ula był już na miejscu. Aleks czekał na nią przy jednym ze stolików.
- Dzień dobry. – przywitała się.
- Proszę usiąść. – wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie.
- Wiec o co chodzi? – spytała.
- Wiedzę że przechodzimy do rzeczy. – odparł Febo. – Chodzi o kredyt. Ty masz udziały, a my twój kredyt do spłacenia. Oto nasze rozwiązanie tego problemu. – zaproponował dając jej dokumenty. – Chcemy podpisać z PRO S ugodę na mocy której włosi za nas spłacą ten kredyt i udziały wrócą powrotem do nas. A ty nie będziesz już musiała się o to martwić. Wystarczy podpisać co trzeba i po problemie. – oświadczył.
- No nie wiem. – bąknęła przeglądając papiery.
- Nad czy się tutaj zastanawiać? Kredyt wisi nad głową, a tak czysta karta. – namawiał ją brunet.
- Muszę to jeszcze przemyśleć. – wyznała i zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Skoro tak. No to będę czekać na telefon. – pożegnał ją nie wstając z krzesła.
Pod siedzibę FeboDobrzański podjechała taksówka, a z niej wysiadła Klaudia. Rozejrzała się dookoła i weszła schodkami do firmy.
"Co cię nie zabije, to cię dobije." - fajna maksyma;muszę zapamiętać ^^
OdpowiedzUsuń