Get your own Digital Clock

wtorek, 27 października 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.11

Dzień był potwornie chłodny, słońce raz po raz było zakrywane przez ciężkie, jesienne chmury. Do tego był ten nieznośny, przeszywający na wskroś wiatr. Przypomniała sobie spacer z nim, kiedy mówił, że żal mu było odchodzić w tak piękną jesień. Żegnali go pracownicy firmy, przyjaciele, rodzina. Każdy z uczestników pogrzebu próbował sobie wyjaśnić, uświadomić, że jego już nie ma i nie będzie. Może kiedyś się spotkają, gdzieś tam i opowiedzą sobie wszystko. Teraz było dla nich i dla niego „ostatnie pożegnanie”. Każdy też zadawał sobie pytania: jak to się stało? Dlaczego tak nagle odszedł? Nie było widać po nim żadnej choroby? Czyżby nikt nic nie wiedział? Nawet on? Nie przyjdzie już do firmy, nie wypowie żadnego słowa, chłodnego, ale niepozbawionego szacunku do drugiego człowieka… Smutno, naprawdę smutno…

Po pogrzebie w firmie zapanowała dziwna atmosfera. Pracownicy, jakby mniej się spieszyli, chcąc w ten sposób odwlec odejście, swoje lub drugiego człowieka… Również i Ula była przygnębiona. Próbowała jeszcze pocieszać innych, ale po tygodniu dała sobie z tym spokój. Nikt tego nie potrzebował, nawet Marek, który nie pojawił się tamtego dnia w parku. Miała przed sobą zadanie, które miała wykonać właśnie dzisiaj, dokładnie miesiąc po pogrzebie. Nie była pewna czy sobie z tym poradzi, czy jest w stanie spełnić jego ostatnią wolę. A jeśli Marek się nie zgodzi? Co wtedy? A tak bardzo mu zależało na tym, wielokrotnie jej o tym przypominał… Nie mogła się poddać, nie teraz…
Nic nie tłumacząc Markowi, zabrała go do pewnego domu. Wiedziała, że nigdy tu nie był. Gdy dotarli na miejsce, zapytał:
-Kupiłaś ten dom?
- Nie, należał do mojego przyjaciela, który niedawno wyjechał. I poprosił, abym się nim zaopiekowała.- Odpowiedziała, gdy skierowali się do drzwi.
-Kiedy wraca?
-Nigdy nie wróci, dostał bilet tylko w jedną stronę.- Starała się ukryć łzy, które zbierały się w oczach.
-Dziwne.- Marek nic nie rozumiał. Ponadto dziwiła go ta sytuacja.
-Nie dziwne, tylko smutne.- Rozpłakała się na dobre.
Przytulił ją, i kołysał, jakby chciał uspokoić siebie i ją…
Po chwili weszli do domu, tego samego, w którym jeszcze niedawno piła herbatę i opowiadała swoją historię. Zaprowadziła Marka do salonu, a sama poszła zrobić herbatę…

Nic nie rozumiem. Ten dom, to miejsce… Dlaczego Ula mnie tu przyprowadziła? Gdy się rozpłakała, zapytałem, o co chodzi, nie odpowiedziała mi. Tylko zaprowadziła mnie do salonu, i poszła zrobić herbatę. Dopiero po chwili dostrzegł fotografie, które wydały mu się dziwnie znajome. Podszedł bliżej, zgadza się, poznaję. Ale co one tu robią? Za chwilkę miał się wszystkiego dowiedzieć, poznać całą prawdę o osobie, która była ważna w jego życiu…

Gdy weszła do pokoju, on przyglądał się zdjęciom. Jeszcze nigdy nie widziała człowieka tak nic nierozumiejącego, osłupiałego, błagającego o jakąkolwiek wskazówkę. Błagał ją, widziała to w jego oczach. Rozłożył bezradnie ręce i czekał. Liczył pewnie, że Ula mu wszystko wyjaśni… Milcząc, podała mu kubek z herbatą i biała kopertę zaadresowaną DLA MARKA. Była zaklejona, nie było znaczka, ani nadawcy. Wzięła drugi kubek i podeszła do okna, Marek usiadł na kanapie. Na stoliku przed sobą miał gorący napój i kopertę, której ciągle nie otwierał… Zrób to Marek, otwórz, a wszystko się wyjaśni.- Ponaglała go w myślach. Może powinna odejść, wyjść, zostawić go samego…Może będzie mu łatwiej. Skierowała się do drzwi…
-Zostań.- Powiedział to bardzo cicho…
Została…

DLA MARKA… Nie poznawał tego pisma. Kto mógłby to napisać? Mama? Tata? Aleks? Paulina? Wystarczy otworzyć, rozedrzeć ten papier… To nic trudnego, to skąd ten strach? Otworzę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz