Get your own Digital Clock

niedziela, 4 października 2009

Opowiadanko Myszonicy 41 cz. - 45 cz.

41.

Viola podniosła się na łóżku. Gdzieś dzwonił telefon. Sebastian nawet nie podniósł powieki a ona nie mogła już znieść wciąż dzwoniącego telefonu męża. Przeszukała leżące na ziemi ubrania i wreszcie odnalazła przedmiot z piekła rodem przez który musiała wstać tak wcześnie.
-Sebastian , Sebastian- próbowała go obudzić.Daremnie.- Sebastian Marek dzwoni! – krzykła co zerwało chłopaka z łóżka.
- no już już- wziął od niej telefon i zaspanym głosem odezwał się do słuchawki- co się stało? Czemu dzwonisz tak wcześnie?
- wcześnie? Seba jest przed dwunastą. Musze wiedziec gdzie jest palmiarnia, bo..- Sebastian przełknął śline. Nie musiał mu mówić co to za miejsce które widział w swoich migawkach z przeszłości. To samo do niego przyszło.
- Marek budzisz mnie żeby się dowiedzieć gdzie jest palmiarnia?
- Zrozum, Ula się tam ze mną umowiła- Sebastian już był całkiem rozbudzony jednak nie wierzył w to co slyszy.
- Poważnie? No to słuchaj na którą tam masz być? Podwiozę cię.

Viola już nie była zła o to że Marek ją obudził. Jak tylko usłyszała że Ula z Markiem się umówili była szczęśliwa jakby to co najmniej jej samej dotyczyło. Szybko przygotowała Sebastianowi śniadanie i ubranie i pospieszała żeby tyle nie siedział w łazience. Na pożegnanie dała mu buziaka i kazała wracać tylko z dobrymi informacjami. Sebastian też poddał się tej euforii. Miał wrażenie że odwozi syna na pierwszą randkę. Wiedział że dla Marka jest to zwykłe spotkanie bo jeszcze Uli sobie nie przypomniał ale tym bardziej jak się nad tym zastanawiał był pod wrażeniem uczucia obydwojga. Ula, zraniona do żywego pomaga Markowi w najcięższych momentach wysyłając brata. Marek nie pamięta Uli a mimo wszystko go do niej ciągnie. Kiedy wszystko wyjdzie będą ze sobą ogromnie szczęśliwi. Prawie tak jak on i Viola. Marek wsiadł do samochodu i Sebastian ruszył w dalszą drogę. W myślach krytykował go za to że tak zwyczajnie się ubrał ale tak jak wcześniej przepuszczał chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy jak to spotkanie może zaważyć na jego późniejszym życiu. No i to spotkanie w palmiarni. Ulka to dopiero potrafiła być sentymentalna. Ciekawe jak Marek zareaguje na widok miejsca które mu się przypominało. Zaparkował samochód i wskazał jak ma dotrzeć na miejsce. Marek ruszył przed siebie. Miał wrażenie że zna to miejsce. Na pewno tu już był. Wszedł do budynku gdzie miała znajdować się palmiarnia i oniemiał. Te ilości drzew to miejsce. Wszystko wokół niego się kręciło. Nie potrafił zatrzymać tej karuzeli. Był oszołomiony. Co takiego zdarzyło się tutaj że to miejsce było dla niego takie ważne. Czul się jak w kinie przed oczami przelatywały mu jakieś fragmenty. Był tutaj. Był tu z jakąś dziewczyną. Świętowali coś. Czuli się świetnie. Już wiedział że ta kobieta była matką jego dzieci to ją kochał choć nie wiedział czemu Paula uważała że on ją dwa dni temu widział. Nie przypominał sobie tego. Dziewczyna miała na sobie zielony nie modny płaszcz, czerwone okulary zasłaniały jej pół twarzy i te piękne duże wystraszone oczy. Podwinięta grzywka oszpecała jej twarz ale on widział że pod tą całą otoczką była piękna młoda kobieta. Już do niej tęsknił. Wiedział że musiała być wyjątkową kobietą. Zapewne zostawiła go przez to że był wobec niej takim samym draniem jak wobec Uli i Pauli. Widział jak przez mgłę jak prowadziła go przez gąszcz drzew palmowych. Słyszał jak z daleka jej aksamitny głos. Wzięła go za rękę i prowadziła do przodu.
- Wiesz musisz wejść głębiej- zrobiła pauzę- żeby poczuć że tu jest taki specyficzny klimat. Ale nie że ciepło i wilgotno, tylko taki duchowy. Idealny na takie wyjątkowe spotkanie.
- No czyli coś dla nas, nie?
- No, pomyślałam sobie że tutaj mógł by być taki , taki piknik pod wiszącą palmą- uśmiechnęła się a jego oczom ukazał się aparat na zębach. Mimo wszystko miał ochotę wziąć ją w ramiona i wtopić się w jej usta pomalowane delikatnie błyszczykiem. On też się zaśmiał. Usiedli do siebie tyłem. Podała mu kanapkę. Czuł się jak w domu. Jego serce wyrywało się do niej. Zetknęli się głowami. Zaskoczyło ich to. Musiał być to początek ich znajomości. Zarówno on jak i jego towarzyszka się zmieszali. Było im dobrze razem. Cieszyli się swoim towarzystwem. Poddali się intymnej atmosferze. Rozmawiali i się śmiali. Było im niewyobrażalnie dobrze. Nie potrzebne luksusy. Wystarczyło im swoje nawzajem towarzystwo. Czuli się jak na bezludnej wyspie. Rozkoszowali się ciszą i sobą.


42.

Ula weszła do palmiarni. Widziała go, był już w środku. Nie wiedziała co się dzieje trzymał się za głowę i wydawało się jakby miał się zaraz przewrócić. Chciała do niego podbiec i mu pomoc jednak on usiadł ale najwyraźniej ból głowy nadal mu dolegał. Patrzyła na niego z miłością. Tak chciałaby o wszystkim zapomnieć i zawrócić bieg czasu aby na nowo móc smakować wspólnie spędzonych dni.

Widział siebie z tą samą kobietą. Musiało być to dużo później niż to co widział wcześniej. Miłość jego życia zmieniła się nie do poznania. Widział ich jak spacerowali alejkami palmiarni. Dziewczyna wyglądała o niebo lepiej ale dla niego to nie miało znaczenia. Rozpuszczone włosy otaczały jej twarz. Grzywka lekko spływa na skos po czole. Wyglądała ślicznie. Niezmienne okulary nadal zakrywały jej twarz ale on widział inne piękno. Nie wiedział czemu ale widział piękno jakiego nie widział jeszcze nigdy u nikogo.
Wtedy usłyszał swój głos, zaśmiał się i wypowiedział imię.
- Ula ja wiem że może, nie wiem ukradłem twój pomysł ale.. pomyślałem sobie że tutaj jest naprawdę przyjemnie.
- I.. raczej nie grozi nam tutaj żadne przypadkowe spotkanie- wyczuł w jej głosie żal.
- No właściwie jak zwykle jest problem z kateringiem. Ula no nie wiem może tutaj coś upolujemy- zaśmiała się a on rozpływał się w jej oczach śmiejących się do niego. Tak by chciał znów zobaczyć ten szczery uśmiech przeznaczony tylko dla niego.
- No oprócz tłustego dozorcy będzie kiepsko
- To może kokosa albo chociaż daktyla
- Dobry pomysł ale jest luty, za wcześnie chyba- Ula usłyszała jakiś głos i się wystraszyła- co, co to?- Marek skorzystał z nieuwagi dziewczyny i wyciągnął schowany w liściach szampan.
- Co? – zadowolony schował wino za plecy
- Tam? –ula pokazała mu palcem jakiegoś skrzeczącego ptaka
- Tam, tam jest owoc. Drzewa szampanowego- Marek zaczął się śmiać wymachując butelkę za pleców. Ula uraczyła go kolejnym uśmiechem.
- Nigdy o takim nie słyszałam
- No Ula bo to jest bardzo rzadki okaz
- No to chyba jest pod ochroną- przeszli koło sadzawki
- Myślisz że nam pozwolą trochę upić?- Marek zalotnie uśmiechnął się do niej i usiadł na brzegu sadzawki.
- A kieliszki?- Ula także usiadła
- Kieliszki? Kieliszki ja jestem przekonany że też gdzieś tutaj też rosną- rozejrzał się dookoła i wyciągnął schowane w kamieniach przy sadzawce szklane szampanówki. Ula się uśmiechnęła kryjąc twarz w zachwycie. – proszę
- Czary..
- Tak to jest czar świętego Walentego.- Zadzwonił telefon. Widział że Ula nie jest już zadowolona, czar prysł. Przeprosił ją na sekundę.- Ula tylko ten jeden. Odszedł na bok i odebrał telefon od Pauli. Czuł się jak zwierze w klatce. Powinien jechać już do Pauli która wścieknie się jak tylko spróbuje zepsuć jej Walentynki a tymczasem tak dobrze było mu tutaj. Tak ciężko zrezygnować z tej przyjemności dla obowiązków. Okłamał Paulę, wezwał na pomoc Sebastiana i wrócił do Uli. Ją też okłamał. Był taką świnią.
- Przepraszam ciebie ale.. chyba będę musiał jechać.- Widział jej smutek na twarzy była rozczarowana. Przecież na pewno inaczej to planowała a tymczasem on to zepsuł
- Jasne, Paulina?- dobrze wyczuwała co się stało. Nie chciał jej robić przykrości.
- Nie, nie – kręcił nie potrafiąc spojrzec jej w twarz- rodzice. Jakaś nagla sprawa, nie wiem. Prosili żebym przyjechał.
- Coś z twoim tatą? – ula się zaniepokoiła wierząc w jego łganie a on czuł się z tym okropnie.
- Nie ,nie, on akurat ma się dobrze. Najlepsi lekarze czuwają nad jego sercem.- kiwneła w zrozumieniu
- No to , to chodźmy- ula podnosiła się z miejsca. Podała mu kieliszek- schowasz?
- Może wypijmy chociaż trochę szampana
- No a twoi rodzice?- uśmiech rozpromienił twarz
- Pół godziny ich nie zbawi, a mnie tak – jej uśmiech był tak szczery, widział że mu wierzy ale teraz patrząc na to z boku wolał by mu nie wierzyła. Żeby odkryła jak ja krzywdzi. Żeby nie musiała później tak bardzo się na nim rozczarować. Wyłączył telefon i dodał – no teraz to już prawie jak w dżungli…


43.

Ula stała w osłupieniu. Nie wiedziała co ma robić. Czy wzywać karetkę, Helenę czy sama sobie poradzi. Marek zachowywał się jak obłąkany. Rzucał się jak zwierze w klatce. Obawiała się że za moment jego krzyki może usłyszeć strażnik i wezwie policje. Jeszcze tego trzeba było. Podbiegła do niego i przytrzymała jego dłonie.
-Marek to ja, słyszysz mnie?
-odejdź chce zostać sam- mówił przez łzy. Jego ciałem wstrząsały spazmy. –nie chce już żyć, byłem takim draniem. Otworzyłaś mi oczy. Wiedziałaś gdzie mam przyjść żeby sobie wszystko przypomnieć. Tak ją zraniłem- zawył jak pies skaleczywszy łapę. Ula się od niego odsunęła na wspomnienie o Pauli. Co on właściwie od niej oczekiwał? Chciał się z nią spotkać a teraz takie przedstawienia? Już mało ja zranił?
– ty ją znasz prawda?- uniósł głowę do góry i patrzył jej prosto w oczy, zaczęła się go bać. W jego wzroku było tyle szaleństwa że mogła spodziewać się teraz po nim wszystkiego.- znasz ją! Powiedz mi gdzie ona jest!- krzyczał potrząsając nią
– o kim ty mówisz?
– Ty znasz Ule, moją Ule- zapłakał znowu i na nowo był małym chłopcem- moja Ulka. Taka piękna. Najpiękniejsza.
– Marek oszalałeś? Ty postradałeś zmysły
– Tak wiem ty jesteś ładna ale nie obraź się moja Ula jest najpiękniejsza. Muszę ją odnaleźć i przeprosić
– Nie dasz rady, ona już nie żyje. Nie ma jej. Tamta Ula nie żyje. Zabiłeś ją.
– Ja? O mój boże. Zabiłem miłość swojego życia.
– Nie przesadzaj,- Ula była coraz bardziej wkurzona na niego. Widziała że sobie przypomniał i teraz prosto w twarz się z niej nabijał.
– Widziałem ją, przypomniałem sobie jak tutaj z nią spędzałem czas. O tutaj- wskazał sadzawkę – piliśmy szampana. To były nasze Walentynki. Tak pięknie się do mnie uśmiechała. -Usiadł smutny na ławeczce- a tutaj jedliśmy kanapki. Dbała o mnie. Wiedziała że jestem głodny. Ja ją zabiłem? Ale jak?
– Pękło jej serce z rozpaczy. Zraniłeś ją jak nikt inny wcześniej. Nie potrafiła sobie z tym poradzić.- Ula mówiła w przenośni nie była już jednak tak do końca pewna czy on faktycznie sobie z niej żartuje. Minę miał jak najbardziej poważną. Czyżby faktycznie jej nie rozpoznał? Przecież nie była supermanem który ściągnął okulary i nikt nie zorientował się że to ten sam człowiek. No tak nie była supermanem ale też nie ściągnęła tylko okularów. Można by było wyliczać. Grzywka, okulary, aparat, inne ciuchy, makijaż, włosy wyprostowane i przycięte. To nie mało. Czy faktycznie mógł jej nie rozpoznać?
– Ula, co ja mam robić. Ja nie potrafię bez niej żyć. Potrzebuje jej jak powietrza.
Ula nie wiedziała co ma zrobić Marek. Wiedziała jednak co ona zrobi z tym co usłyszała przed momentem..

44.

Paulina płakała. Nie potrafiła powstrzymać swoich łez i wcale nie pomógł jej w tym przyjazd Aleksa do Polski. Wiedziała że mimo że nie zostało to przez niego wypowiedziane to że najchętniej skwitowałby to jednym „a nie mówiłem?”. Pakowała swoje ubrania w sypialni zatapiając się w smutku po stracie ukochanego. Jednak im dłużej o tym myślała to zdawała sobie sprawę że nie kochali się z Markiem nigdy tak jak on teraz z Ulą. Odnaleźli się nawzajem i ona tez miała nadzieje że kiedyś będzie jej dane spotkać swoją drugą połówkę. Tą na którą zasłużyła po tak długim czasie upokarzania.

Ula wróciła rozczęsiona do domu. W progu czekała na nią Helena. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Co ma ze swoim życiem dalej zrobić. Torebka wypadła jej z dłoni na ziemię. Łzy zalały całą twarz. Wtuliła się w ramiona stojącej koło niej kobiety. Matki mężczyzny którego kochała.
-Mamo, ja go kocham
-wiem- Ula odsunęła się od niej i spojrzała jej w twarz. Zobaczyła na nim matczyny uśmiech zrozumienia.- wiedziałam od początku.
Ula zapłakała z jeszcze większym zapomnieniem. Nie istniało dla niej nic po za smutkiem i cierpieniem za stratą ukochanej osoby. Musiała porozmawiać z Heleną. Usiadły w salonie.
- Mamo, on sobie mnie przypomniał- kobieta kiwnęła głową
- To było do przewidzenia
- Ale ja nie wiem co ja mam o tym myśleć. – Ula wstała z sofy i nerwowo zaczęła przemierzać pokój- przecież to wszystko było tylko wymuszone przez weksle dlaczego teraz kiedy niczego nie pamięta przypomniały mu się wspólnie spędzone chwile?
- Ula to owszem na początku było spowodowane firmą. Wszystko co robił kierowane było zaspokojeniem ojcowskich oczekiwań. Rozmawiałam z nim po tym jak odeszłaś jak od niego uciekłaś. Prosił mnie o pomoc a ja nie potrafiłam nic zrobić- Ula wpatrywała się Helenę jakby nie docierał do niej sens tych słów- Myślałam że ma problemy z Pauliną tymczasem on z takim oddaniem i miłością mówił o tobie że po raz pierwszy uwierzyłam że mój syn dorósł. Że w końcu zauważył co się liczy w tym zakłamanym świecie. Wierzyłam że kiedyś się to zmieni jednak on nie potrafił zrezygnować z tak wesołego i rozrywkowego życia dla narzeczonej, zrobił to dla ciebie..
- To nie możliwe..
- Ula- Helena jej przerwała aby kontynuować- nie wiesz co masz z tym zrobić, nie opowiadałam ci tego bo tak bardzo bałam się że nie zgodzisz się abym tutaj przychodziła. Bałam się że pomyślisz że przyszłam żeby wstawić się za Markiem. Nie pytałaś , nie chciałaś rozmawiać wiec milczałam. Te sprawy musicie wyjaśnić między sobą. Marek teraz nie jest ci w stanie pewnych rzeczy wyjaśnić bo ich nie pamięta ja za to mogę wyprowadzić cię z kilku faktów z których świadomością teraz żyjesz. Kiedy odeszłaś, świat Marka się zawalił. Pierwszym krokiem była rezygnacja z prezesury. Przyznał się do wszystkiego. Nie cieszyło go już nic po twoim odejściu. Nie potrafił wytrzymac jednego pełnego dnia w tych murach. W dzien spacerował po parku, jednego dnia pokazał mi jak jest piękny. To ty mu go pokazałaś. Od tamtego czasu nazywał go waszych parkiem. Pokazał mi palmiarnię. Opowiadał jak szczęśliwi byliście wtedy w tych momentach kiedy jak złodzieje ukrywaliście się przed całym światem aby nikt was nie zobaczył. Płakał wtedy mówiąc że na początku się ciebie wstydził a obecnie mógł całemu światu wykrzyczeć kogo kocha. – Ula nie wierzyła to by było zbyt piękne a ona nie grała w bajce o kopciuszku. Marek przecież nie mógł się w niej zakochać.
- Jemu się tak tylko zdawało że mnie kocha, myli niestety miłość z potrzebą królowania nad innymi osobami, chciał mieć nade mną władzę i dlatego tak mnie od siebie próbował uniezależnić. Ślub przecież się w końcu odbył musiał kochać Paule..
- Ula poczekaj, daj mi dokończyć. Następnym jego krokiem było zerwanie z Paulina. Ona miała już dość kiedy przychodził do domu pijany a on nie chciał już słuchać wymówek bo przecież cierpiał po stracie ciebie. Wyprowadził się do nas. Ślub a i owszem odbył się. Ja także na nim byłam. Jednak to Sebastian i Viola wzięli ślub.- Ula usiadła z wrażenia coraz większy miała mętlik w głowie. Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję. Czy musiała stracić tyle czasu żeby ktoś otworzył jej oczy i naświetlił sprawę?
- Szukał ciebie jak tylko potrafił. Nie uwierzysz nawet w dzień ślubu wydawało mu się że cię widzi i wrócił do katedry. Kiedy zawiedziony wrócił wydawało się jakby przybyło mu dziesięć lat. Ula zawinił ale nawet nie wiesz ile przez to wycierpiał. Wiem że cierpiałaś i teraz też nie jest ci to wszystko obojętne. Gwarantuje ci jednak że mój syn cię kocha szczerze. Kiedy Marcel pokazał mu twoje zdjęcia z Włoch mało nie wyrywał sobie włosów z głowy. Nikt nie wiedział gdzie jesteś. Twoje plakaty na mieście, najpierw się cieszył że jesteś że będzie mógł z tobą porozmawiać kiedy jednak nie dotarł do ciebie każdy dzień, każda podróż przez miasto była istna męczarnia dla niego. Gdzie by nie pojechał jak duch z przeszłości wszędzie go odnajdywałaś.
- Mamo on mnie nie pamięta, on pamięta tamtą Ule. Tą której już nie ma…
- Mówiłaś że sobie ciebie przypomniał
- Przypomniał sobie wspólnie spędzone chwile. Nawet przez myśl mu nie przeszło że to ta sama osoba..


45.


Marek przeszukiwał swoje rzeczy. Wiedział że coś znajomego może mu więcej przypomnieć o Uli. Jakieś zdjęcie, list. Cokolwiek. Palmiarnia zadziałała na niego jak przysłowiowy kubeł zimnej wody. Cieplak nie była nastawiona pozytywnie do tego spotkania. Liczył że dowie się więcej tymczasem ona z tym swoim tekstem że on zabił Ule. Że złamał jej serce. Miał wrażenie że ta Cieplak to się na nim odgrywała bo pokochał nie ją. Widział jak na niego patrzyła. Jakby mogła to by się na niego rzuciła. Może i był Casanovą jak to powiedziała Paula ale teraz nie będzie. Musi odnaleźć Ulę i ich dzieci. Musi jej pokazać że potrafi być wierny, że inne kobiety go nie obchodzą. Szuflada za szufladą lądowały na podłodze razem z zawartością. Szafki za szafkami opróżniał jak w amoku. Szukając czegoś co przykuje jego uwagę. Nie znalazł nic. Pozostały tylko dwa kartonowe pudełka na jednej z szaf. Ściągnął obydwa. Był okurzone. Wiedział że nie znajdzie tam nic. Taka warstwa kurzu musiała się tam zbierać latami. Otworzył mniejsze. Były tam jakieś pamiątki, i chyba niezbyt trafione prezenty. Odłożył pudło na bok i westchnął. Czy aż tak się bał żeby Paulina nic nie zauważyła że teraz nie znajdzie żadnego dowodu miłości do Uli? Jak ślepy po omacku szukał jakiegokolwiek punktu odniesienia. Otworzył drugie pudło. Było tam mnóstwo dokumentów. Wyciągnął tekturowe teczki. W pierwszej były jakieś raporty. Na samym dole widniał podpis Cieplak. Nic mu one nie mówiły. Odłożył to na bok. Bilanse zysków i strat na pewno nie miały nic wspólnego z jego Ulą. Wyciągnął następna teczkę. Była w niej potargana a następnie posklejana informacja o odejściu z firmy Uli Cieplak. To też nie istotne. Odłożył na bok. Kolejna teczka zawierała zastaw udziałów firmy, na poczet Uli Cieplak. Zirytował się. Wszędzie ta Cieplak! Musiała mu nieźle mącić w głowie. Może miał z nią romans. Może to właśnie przez nią jego Ula go zostawiła. On zwracał się do niej z prośbą, uważa ja za przyjaciółkę a ona? Na pewno przez nią jego świat runął w gruzach. Na spodzie kartonu leżał jeszcze jakiś czerwony zeszyt. Nie wiedział co to może być więc go wyjął i otworzył..
Pierwsza strona. To było jego pismo. Dla Uli, od Marka. Przewrócił stronę i przeczytał wpis.
„Marek jest u mnie. Nie wiem, co będzie dalej, ale chciałabym, żeby jak najdłużej było tak jak jest teraz: dobrze… Zwyczajnie…” Marek zamknął oczy. To było ich spotkanie Truskawkowe. Pamiętał jakby miało to miejsce wczoraj. Ula źle zrozumiała to co jej powiedział i myślała że pójdą na truskawki. Widział siebie jakby z boku. Jakby był trzecią osobą w domu Uli. Ula cos robiła w kuchni a on? On martwił się jak wyplatać się z tej sytuacji. Nie chciał iść na TRUSKAWKI. Plątał się jakby wpadł w pułapkę.
-Ula po co ten pośpiech?
- bo to nie może czekać!- ula weszła wtedy z lodami. Nie potrafił przypomnieć sobie swoich myśli. Widział jedno, na twarzy miał wymalowaną ulgę. Jego głos drżał nie wiedział co ma zrobić z rękami. Ula nie myślała nawet o tym czego on bał się strasznie. Wtedy podarował jej ten pamiętnik. Miał o to w rękach pamiętnik który przypomni mu przynajmniej część tego co razem przeżyli. Cały ich wspólnie spędzony czas widziany oczami Uli. Dowie się w końcu co takiego zrobił że stracił ją być może już nieodwracalnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz