Get your own Digital Clock

środa, 7 października 2009

"OTRZEŹWIAJĄCY WYPADEK"... czyli odcinek 179 wg interpretacji Martham

- Ala, jedziesz dzisiaj do Uli? – spytał stęskniony Marek łapiąc ją na korytarzu.

- Do kogo? – udawała.

- Proszę cię nie oszukuj mnie. – mówił smutny.

- Tak. – odpowiedziała krótko.

- Mogłabyś jej ode mnie coś przekazać? – prosił.

- Marek to nie ma sensu. Przecież wiesz że i tak nie będzie chciała słuchać. – tłumaczyła.

- Proszę. Obiecuję, że to ostatnia rzecz o którą cię proszę. Powiedz jej że odwołałem ślub.

Ala spojrzała się na niego i nie mówiąc ani słowa odeszła pospiesznie.

- Kurde blaszka. Cholerne drzwi! – jęczała Ula siłując się z drzwiami od domku.

- Pomóc? – zapytał Piotr pojawiając się nagle.

- Zatrzasnęły się i nie chcą puścić. – tłumaczyła Cieplakówna.

- Podsuń się. – powiedział do niej, pociągnął je do siebie, przekręcił kluczyk i walnął nogą w drzwi.

Wtedy otworzyły się szeroko i na twarzy Uli pojawił się uśmiech.

- Dziękuję bardzo. – powiedziała.

- Polecam się na przyszłość. – zasugerował.

Wtedy do ośrodka wjechał duży elegancki samochód i zatrąbił trzy razy.

- To żona. Muszę uciekać. Widzimy się później. – zawołał biegnąc w stronę nowoprzybyłej kobiety.

- Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki mnie tutaj czekają. – pomyślała ze złością, i zaraz na głowie poczuła coś mokrego.

Przeczesała ręką włosy i okazało się że przelatujący ptaszek narobił jej na głowę.

- Genialnie. – pomyślała nabuzowana i wchodząc do domku z wściekłością trzasnęła drzwiami.

- Tu ma pani chleb, ogórki, pomidory, ser… - mówił do Ali pan Józef pakując do torby jedzenie.

- Po co Uli tyle jedzenia. To z pewnością starczyłoby na cały rok. – przerwała mu przyjaciółka rodziny. – A chyba nie jedzie do Afryki prawda?

- No ale nie wiadomo jakie dają tam jedzenie. Zresztą tu na pewno by się zmarnowało. – tłumaczył pan Cieplak. – Pozdrowi ją pani od nas.

- Jasne że pozdrowię. – oznajmiła Ala. – Zresztą wszyscy się o nią wypytują.

- Jak to wszyscy? – spytał ją ojciec myśląc że może Marek chcę się o niej coś dowiedzieć.

- No przyjaciele, rodzina. – odpowiedziała zmieszana.

- No tak, Ula od zawsze była bardzo miłą i otwartą osobą. – przyznał pan domu.

- Może czasem zbyt otwartą. – skomentowała smutno pod nosem Ala.

- Co ty robisz? – zawołał zdenerwowany fotograf gdy Violetta zasłoniła sobą obiektyw.

- Może wolałbyś mnie pofotografowywać? – spytała panna Kubasińska przyjmując różne pozy.

-Mogłabyś tak łaskawie zejść! – krzyczał na nią.

- A może tak milej, co? – odezwała się zirytowana i skierowała w stronę wyjścia. – Teraz faceci nie dostrzegają prawdziwego piękna. – mówiła pod nosem.

- Ładne kolczyki. – rzucił do Violi Wojtek.

- Dziękuję. Dostałam je od prawdziwego mężczyzny. – wyznała z uśmiechem.

Ula leżała naprawie przy jeziorze i bawiła się znalezionym na łące kwiatem.

- Po pierwsze zapomnieć o Marku – oberwała go z jednego płatka. – Po drugie zapomnieć i Marku. – obrywała kolejne. – Po trzecie… - wtedy przeniosła się w krainę wspomnień:

Ula i Marek siedzieli do siebie tyłem na ławeczce w palmiarni. Byli tam po raz pierwszy. Zamknęli oczy i w ciszy słuchali tylko cichego szelestu drzew.

- Zostaw już tego biednego kwiatka. – otrzeźwił ją dopiero co przybyły Piotr. – Tak go wymaltretowałaś że nawet łodyga z niego nie została. Zostaw te zwłoki i chodź na spacer. – rzucił.

- Pani Kubasińska. –powiedział kurier do Violetty przeglądającej czasopisma.

- Dla mnie? – uśmiechnęła się na tą wiadomość.

- A nie pani jest Kubasińska? – zdziwił się.

- Jak nie jak ja. Chyba ja to ja bo może nie ja? – mądrzyła się Viola. – No dajesz pan tą paczkę? – spytała podirytowana.

- Proszę jeszcze o podpis. – odparł kurier.

- Co mi pan tu z podpisem wyjeżdża. No niech pan daje tą kartkę. – odpowiedziała i wyrwała mu paczkę z ręki.

Otworzyła papier energicznie i okazało się że dostała od tajemniczego nieznajomego czekoladki w kształcie serduszek i wisiorek idealnie pasujący do otrzymanych przez nią kolczyków.

- Jaki on słodziusi. – powiedziała robiąc słodki dziubek i przymierzając wisiorek.

Ula i Piotrek spacerowali po pełnym zieleni lesie i rozmawiali o przyszłości.

- A więc po powrocie zaczynasz nowe życie… - zaczął Piotr. – Nowa praca, nowi znajomi.

- Najchętniej nowa tożsamość – odpowiedziała Ula.

- A nie prościej zapuścić brodę? – zażartował Piotr.

- W udawaniu jestem bardzo kiepska. Serio. Nawet głupiej brody nie umiem zapuścić. Zresztą udawanie to chyba domena samców. Pawiom rosną ogony, wam brody i własne ego. A my się na to wszystko nabieramy.

- Mocne słowa. A może ten Marek niczego nie udawał, może zwyczajnie nie potrafił się zdecydować?

- Potrafił. Za kilka dni się żeni. I w ogóle przestań go bronić. Co to ma być? Solidarność…

- Plemników – wtrącił Piotr.

- …męska? – poprawiła go Ula.

- Czyli co, zrobił to z premedytacją? No to facet jest u mnie skreślony i u ciebie też powinien. Zwykły leszcz bez moralnego kręgosłupa. A dodatkowo zrobił nam złą robotę.

- Nam? – zdziwiła się Cieplakówna.

- Nam samcom. Nabroił, a ty pomstujesz na wszystkich, którzy chodzą w spodniach. I w spodenkach. – uściślił znajomy.

- O biedaku, dotknął cię palec niesprawiedliwości? Ciebie – ostatniego z uczciwych. A propos, twoja żona wie, że ty tu tak ciągle ze mną? Zabawiasz mnie, pocieszasz…

- Szczerze? Nie. Ale spacerowanie nie podlega chyba pod żaden paragraf. Poza tym jej to nie interesuje.

- Naprawdę? Od kiedy? – spytała Ula myśląc że zaraz zacznie się plątać.

- Od kiedy jest moją byłą żoną. – zaskoczył ją odpowiedzią.

Uli opadła szczeka i zrobiło jej się trochę głupio.

Piotr i Ula stanęli przy recepcji i oparli się o jej parapet.

- To było bardzo dawno temu. Stara historia. – odparł blondyn.

- Ja już ci opowiedziałam swoją historię teraz czas na ciebie. – zauważyła.

- Dobrze, ale ostrzegam że nie będzie to piękna opowieść z happy endem. – wyznał. – No więc Zosia była moją dziewczyną. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Zawszę coś się działo. A to domówki u kolegów, a to palenie ogniska. Nawet razem skoczyliśmy na bungee. Wszystko układało się dobrze aż do momentu gdy poznałem jej rodziców. Nie lubili mnie. Może też nawet przez tą sytuację gdy raz nakryli nas w jej pokoju. Zakazywali się nam spotykać. Zosia nie wytrzymała. W dniu gdy uzyskała pełnoletniość spakowała swoje rzeczy i nakłaniała mnie bym z nią uciekł a potem byśmy wzięli ślub. Działając pod wpływem chwili zgodziłem się. I od tamtej pory byliśmy razem na dobre i złe. Nawet więcej na te złe. Mieszkaliśmy w przyciasnym pokoiku i zarabialiśmy grosze. W końcu jej rodzice wyciągnęli do nas rękę. Nasze życie wydawało się coraz lepsze, ale tylko z pozoru. Im było łatwiej tym gorzej. Brakowało między nami tych niewinnych wariactw. Raz jadąc na chrzciny do Zosi siostrzenicy pokłóciliśmy się strasznie. Przez te nasze krzyki nie zauważyłem kiedy wjechałem na pas obok i jadący wprost na nas inny samochód. Gdy się ocknąłem okazało się że auto jest całe poobijane i ulatnia się z niego gaz, a na siedzeniu obok leżała nieprzytomna Zosia.

Wysiadłem i wyciągnąłem ją z samochodu a następnie poprosiłem pewnego mężczyznę by zawiózł ją do szpitala. Sam zostałem na miejscu. Nagle usłyszałem huk i zauważyłem że nasze auto stoi w płomieniach. Nie pojawiałem się u niej w szpitalu przez kilka dni. Było mi wstyd za siebie że mogłem dopuścić do jej śmierci. Ale skoro tak się o nią bałem to dlaczego nie byłem wtedy przy niej, obok jej łóżka? Zrozumiałem że muszę od niej odejść zanim się nawzajem znienawidzimy. I wiesz co mnie najbardziej zdziwiło? – Ula nie zareagowała lecz czekała aż sam jej to wytłumaczy. – Po jej policzkach popłynęły łzy ale nie zaczęła na mnie krzyczeć: Co ty wygadujesz? Przyznała mi rację. Od tamtej pory jesteśmy dla siebie jak brat i siostra.

Ula nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Pocieszyć, a może rozbawić? Najlepszym lekarstwem było milczenie.

- To co powiesz na mały rejs spróchniałą łódką? – zaproponował nowopoznany znajomy.

- Zgoda, o ile nie będziesz próbował wyrzucić mnie za burtę. – rozbawiła go dziewczyna.

- Ula! – krzyczała w stronę Cieplakówny Ala.

- Chyba ktoś cię woła. – odparł Piotr odwracając do tyłu głowę.

- Ala? – zdziwiła się mile zaskoczona. – Ala! – zawołała i pobiegła w jej stronę.

- Świetnie wyglądasz. Chyba odpoczynek ci służy. – zauważyła koleżanka.

- No w końcu cztery żywioły – przyznała Ula. - Siadaj i opowiadaj co ta słychać. – powiedziała zaciekawiona ciągnąc koleżankę do ławeczki.

- Może najpierw mi powiesz z kim tak spacerujesz. – zasugerowała Ala.

- To Piotr. Na chwilę obecną zajmuje się ośrodkiem. Ale lepiej mów co tam u was.

- No wiesz. Po staremu. Tata kazał przekazać ci prowiant który naszykował.

Ula z uśmiechem zaglądnęła do torby i podziękowała robiąc żółwika.

- A Marek

- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia dobrze? – przerwała jej dziewczyna.

Ala tylko spuściła wzrok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz