Get your own Digital Clock

środa, 21 października 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.9

To, co było brzemiennym skutkiem rozmowy Uli z Markiem okazało się dopiero następnego dnia, około godziny jedenastej, a może to była już jedenasta. Marek po wczorajszym wieczorku z poezją wpadł na dość oryginalny pomysł, który rzekomo miał mu przyspieszyć odbudowę tego, co zniszczył między nimi. Ula niczego nie świadoma, niespodziewająca się prowadziła bardzo ważną rozmowę, gdy nagle drzwi gabinetu się otworzyły a w nich stanął Marek…
Nie pukając, nie pytając czy można wszedł do jej gabinetu. Nie zważając na obecność bądź, co bądź, ale jednak ważnych gości, stanął pośrodku, i zwracając się do Uli, powiedział dość doniosłym głosem:- Urszulo Cieplak, pani dyrektor finansowy uprzejmie oznajmiam, że cię kocham. Donoszę również, że będę się tu zjawiał codziennie, o godzinie jedenastej właśnie z tym wyznaniem. Teraz opuszczę to pomieszczenie, dziękuję za uwagę, przepraszam, do widzenia.- Ukłonił się niczym wytworny dworzanin, i nim Ula zdołała cokolwiek powiedzieć, jego już nie było.Dalsze rozmowy nie szły najlepiej. Była zła na siebie, za to, że pozwala mu nadal kierować sobą i swoimi uczuciami. W ten oto sposób udało mu się wywołać u niej reakcję, której nie chciała, i na którą nie była przygotowana. Oprócz złości pojawiła się ta radość, to szczęście…- Może dokończymy to następnym razem, dobrze?- Zwróciła się do gości.- Tak.- Dziękuję, i przepraszam, ale to, co przed chwilą zaszło… Muszę to jakoś wyjaśnić…- Liczyła na zrozumienie.- Pani dyrektor miłości nigdy nie można wyjaśnić. – Powiedział starszy mężczyzna.Pożegnała się i zanim złość na Marka minęła skierowała się do niego.
-Marek u siebie?- Spytała Violę.- Tak. O Ula miło cię widzieć. A co wy tak z Markiem latacie jak kot z pieprzem?- Z pęcherzem.-Że, z czym?Niestety Viola nie usłyszała odpowiedzi, gdyż Ula zniknęła za drzwiami.- Czego ty ode mnie chcesz? Co ty sobie wyobrażasz, co? Wpadasz do mojego biura, i mówisz, że mnie kochasz, nie zwracając uwagi na to, że mam ważne spotkanie, co to ma być?- Naskoczyła na niego.Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Gdyby pomyślał dłużej na pewno nie zrobiłby tego. Nie mógł już cofnąć czasu.- Najpierw odpowiem na trzecie pytanie. To było wyznanie kochającego mężczyzny do ukochanej. Przyznaję w dość nietypowej atmosferze, ale co miałem robić. Nie przejmuj się staruszki pewnie nic nie słyszeli…Wybuchła śmiechem, i nie mogła się opanować…- Co cię tak bawi?- Nie bardzo rozumiał jej reakcję.Gdy mogła już mówić, popatrzyła na Marka:- Staruszki jednak słyszeli.Widząc jego minę, trudno jej było zapanować nad tą samą reakcją, co poprzednio…-A co z pierwszym?- Spytała.- Czego chcę?- Pokiwała głową.-Chcę:Bezwarunkowej akceptacjiZgody na swobodę poczynań takich jak dzisiejszeRozmów tych najtrudniejszych z tobąTwojego ciepła, do którego chcę wracać bez końcaCiszy z tobąNutki szaleństwa i niepokoju z tobąMagicznej auryRadości dawkowanej codziennie przez ciebieTwojego uśmiechuCzęstych chwil zapomnienia z tobąNawet bardzo częstychTwojego dotykuTwoich słów, nawet wtedy, gdy się na mnie złościszTwojej obecności w moich snachTwojej ufności we mnieTwojej miłościTwojej…Nie dokończył… Ula zamknęła mu usta pocałunkiem. Zupełnie zaskoczony znów nie wiedział jak postąpić, by jej nie wystraszyć, by ciągle była w jego ramionach, by już została na zawsze… Odchodzi…Może był to tylko sen… Przepiękny, ale jednak sen… Odchodzi… Ula zostań, proszę…
Wyszłam z jego gabinetu. Nie czekałam. Właściwie, na co liczyłam? Że mnie zatrzyma. Marek wystarczyłoby: zostań i zostałabym. Zostałbym już na zawsze. Na zawsze z tobą. Nie powiedziałeś, nawet nie chwyciłeś mnie za rękę. Wyszłam… Nie zatrzymywałeś mnie, nie zdziwiłeś się, że wychodzę… Może już się przyzwyczaiłeś do tego mojego odchodzenia od ciebie. Sam widzisz nigdy nie odeszłam tak naprawdę. Wracam zawsze, i nie zmiennie do ciebie. Jak napisałby Poświatowska:Jak się rozstać z twoimi upartymi ustamiCo wieczór oczekują na mniePomiędzy oknem a bokiem…Tęskniła za nim, całym nim…Dlaczego to jest takie trudne? Już dawno wybaczyła mu tą całą intrygę. Dostrzegła zmiany, jakie w nim i jego osobowości zaszły… Jednak ciągle pojawiało się jakieś „ale”, jakieś wątpliwości, lęki. Nie wiedziała jak się ma tego pozbyć, mimo, że bardzo chciała. Wiedziała też o tym, że to do niej należy kolejny krok. Tamten z muzeum radził jej, żeby nie przekreślała Marka, jego uczucia, i tych pięknych chwil, które spędzili razem. Prosił, żeby się zastanowiła jeszcze, żeby spróbowała… Nie potrafiła. Może była jeszcze za słaba na to? A może źle rozpoczęli po raz drugi? Mówił ładnie, bardzo ładnie. Patrząc na ciebie, nigdy nie pomyślałaby, że tak potrafisz. Przecież wiedziała o nim, więcej niż on sam o sobie. Wiedziała, a nawet uważała go za czarodzieja, magika, który potrafi oczarować każdą kobietę czy to modelkę, urzędniczkę czy Brzydulę nie tylko oczami, dołeczkami, ale też słowami. Więc skąd ta pewność, że to było przeznaczone tylko dla mnie? Czy Klaudia albo Mirabela też tego nie słyszały, i to wielokrotnie? Była pewna… Miłości nie da się wyjaśnić…
Co mam o tym wszystkim myśleć? Pocałowała mnie. Pocałowała mnie, jako kto? Przyjaciółka, była kochanka, pani dyrektor finansowy? Czy ten pocałunek był szczery z jej strony? Siebie mógł być pewien. Nigdy w życiu nie był tak szczery i prawdomówny jak teraz. Więc skąd te wątpliwości? Znam ją przecież tak długo. Tyle czasu byliśmy przyjaciółmi. I teraz zastanawiam się czy pocałunek był szczery. To ona ma prawo do tego, aby we mnie wątpić, w moją szczerość… Dlaczego ciągle o tym myślę? Miał ochotę rzucić to wszystko: firmę, dom, wszystko może nawet tą walkę… Teraz już nie wiedział, z czym walczy. Z jej obojętnością? Oschłością? Czy może z całą Ulą? Był zmęczony, potwornie zmęczony…
Nie dotrzymał danego słowa. Nie pojawił się z wyznaniem ani nazajutrz, ani w żaden inny dzień. Godzina jedenasta pozostała pusta, bezbarwna…
W końcu zjawiła się. Ubrana w szaty czerwone, złote, brązowe, żółte, okryła drzewa, alejki w parku. Spodziewali się jej, czekali…- Piękna jesień. Szkoda odchodzić w tak piękny czas.- Powiedział do niej, gdy wybrali się do parku na spacer, tym razem do tego blisko firmy.- Przecież dopiero, co przyszliśmy. Pospacerujmy jeszcze. Muszę ci coś powiedzieć.- Popatrzyła niepewnie na swojego towarzysza. Nie domyślił się, co ją trapi. Był zamyślony. Znów pochłonęły go myśli o odprawie. Sądził, że ma jeszcze trochę czasu, a tu lekarze mówią, że się pogorszyło. Muszę poprosić o coś Ulę, ale to później. Chyba nadeszła też pora, aby się dowiedziała o tym…-Słucham?-Pamiętasz jak opowiadałam ci o mojej firmie, kredytach dla Marka?-Tak.- Nadal nie rozumiał, do czego zmierzała.-No właśnie zostałam prezesem firmy. Marek zapomniał o ratach.- I co na to Marek?- Nie był zdziwiony. Jutro zebranie, powie wszystkim, co i jak. Przyjdziesz?- Tak. Cieszę się, że to ty obejmiesz to stanowisko. A kto zajmie twoje miejsce?- Zaciekawił się. Zrobiła tajemniczą minę.- Jutro się dowiesz. A co ty chciałeś mi powiedzieć?-Jestem chory, śmiertelnie chory. Zostało mi niewiele czasu, dlatego proszę cię, aby moja choroba nie wpłynęła na nasze relacje. Nie mów też nikomu o tym, zwłaszcza…
-Nowym prezesem została Ula Cieplak.- Marek zakończył swoje przemówienie przed całym zespołem pracowników i zarządem. Nikt nie był zdziwiony, ani Krzysztof, ani Aleks, Pauliny nie było.- Proszę Ula.- Zwrócił się do byłej asystentki.- Proszę jeszcze o chwilkę cierpliwości. W związku z objęciem prezesury wprowadzę kilka zmian w składzie osobowym.- Oznajmiła.-No to stary leżymy.- Sebastian był bardzo przejęty. Nie wiadomo tylko czy własną posadą czy sytuacją Marka, do którego się zwrócił.-Panie Sebastianie może się pan uspokoić, te zmiany nie dotyczą pana. Tak, więc Viola jako studentka nadal będzie sekretarką, Marek dostanie PR i dodatkowo będzie moim asystentem. Natomiast stanowisko dyrektora finansowego obejmie powtórnie pan Aleks Febo. To wszystko, dziękuję.- Popatrzyła na… Uśmiechnął się. Tylko tyle mogła mu podarować…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz