Get your own Digital Clock

piątek, 30 października 2009

ISN’T IT A LOVELY DAY: JESIENNY DZIEŃ cz.2 wg martham

Leżąc plackiem na plecach twarz miał zasłoniętą kilkoma z liści. Ulka nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Podeszła do niego i stojąc nad nim wypaliła z uroczym uśmiechem:
- Wariat.
Marek nadal leżał nieruchomo. Zabrała mu z swoją własność, założyła na głowę i złapała go za dłoń by pomóc mu wstać. Lecz ten szarpnął ją i niefortunnie wylądowała na nim. Leżąc tak ręką odgarnęła mu z twarzy złote liście, spojrzała w jego błękitno-szare oczy i cmoknęła w usta.
- Mój wariat. – dodała.
Kontynuując romantyczny spacer para szła ramię w ramię i trzymała się za ręce. Marek beztrosko cieszący się tą chwilą, niczym dziecko, wprawił ich splecione ręce w ruch, tak że kołysały się rytmicznie raz w przód, a raz w tył. Nagle wpadł na genialny pomysł. Puścił dłoń swojej partnerki, kazał usiąść jej na pobliskiej ławce i czekać, a sam zniknął pomiędzy drzewami.
- Marek! Marek! – wołała po minucie zaniepokojona Ula przeczesując każde miejsce w parku. Zmęczona tym nawoływaniem usiadła posłusznie na drewnianej ławce, gdy zza rogu wyskoczył młody Dobrzański z bukietem liści o różnych, żółtych, brązowych oraz czerwonych kolorach. Ukląkł przed nią na kolana i spytał:
- Najpiękniejsza istoto na ziemi czy zechcesz zostać żoną zakochanego, zdziecinniałego wariata?

1 komentarz:

  1. Super, super, super!!
    Czekam na następne części ;) I żeby były trochę dłuższe jeśli można prosić ;DD

    Pozdrawiam Asiol ;**

    OdpowiedzUsuń