Get your own Digital Clock

czwartek, 22 października 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.10

Drażnił ją ten gabinet. Drażniła ją ta kanapa, to biurko, ten fotel a już najbardziej drażniły ją te czerwone samochodziki. Zresztą nie zastanawiała się nad tym zbyt długo. Jednym zdecydowanym ruchem wrzuciła je do trzeciej szuflady, po lewej stronie biurka. W ogóle ta szuflada była skarbnicą. Zawierała same cenne przedmioty. To ona dała schronienie prezentom od Sebastiana, zeszytowi z wersami, znalezionymi przez Marka. Ula o tym nie wiedziała. Nigdy tam nie zaglądała, nawet teraz, gdy jako pani prezes wrzucała tam samochodziki. Zajmując ten gabinet była pewna, że Marek wszystkie swoje rzeczy zabrał. Zabrał, ale zapomniał o zabawkach. A czy ona nie była dla niego zabawką? Czy nie traktował jej jak lalkę wypchaną trocinami, z warkoczami i w niezbyt ładnych ciuchach? Czy nie była dla niego swego rodzaju odskocznią, ucieczką od pięknych porcelanowych lal, albo, chociaż barbie? A jak jest teraz? Czy nadal jestem tylko zabawką, którą może w każdej chwili odłożyć i podziękować za zabawę? Drażniło ją to wszystko. Miała ochotę wyrzucić to wszystko i kupić nowe rzeczy. Nie mogła sobie na to pozwolić, firma miała spore problemy w tym finansowe. A jednak chciała coś zmienić, coś dodać, co byłoby jej i tylko jej. I co pozwoliłoby jej zatrzeć w niewielkim stopniu obecność Marka. Samochodzików nie ma, kanapy i tak nie wyrzucę… Co mogłabym tu zmienić… Wiem…

-Marek, możesz do mnie zajrzeć?- Zawołała.
- Słucham? – Marek jak na wzorowego asystenta przystało zjawił się po chwili z zeszytem i długopisem w ręce u Uli.
- Zamów dużą miskę, jakąś kolorową, do niej krówki, wszystkie smaki, oprócz…
-O smaku anyżkowym.- Przerwał jej.
- Tak, pamiętałeś?
-Pamiętam wszystko, co dotyczy ciebie.
- Aha i zamów świeże kwiaty. Mają one być wymieniane jak…
- Zwiędną.
-Tak. To wszystko dziękuję.
Marek wyszedł z gabinetu, a Ula powróciła do pracy.
Po godzinie gabinet pani prezes wyglądał nieco inaczej. Wprawdzie kanapa i stolik pozostały te same, ale teraz na nim znajduje się duża miska, z krówkami dla każdego. Ponadto biurko do tej pory zajmowane przez pojazdy koloru czerwonego, ozdobiły żółte tulipany. Niby niewielkie zmiany, a tyle sprawiły radości. Gdybym jeszcze mogła tak łatwo zmienić swoje życie lub, chociaż jego część…

Początki ich wspólnej współpracy nie wyglądały najlepiej nie wróżyły nic dobrego. Każde spotkanie Uli, Marka i Aleksa kończyło się kłótnią. Raz kłócił się Aleks z Ulą, innym razem Marek z Aleksem, a jeszcze innym razem cała trójka nie mogła dojść do porozumienia. Zdarzały się też coraz częściej kłótnie między Markiem a Ulą. Jako pani prezes postawiła sobie za cel, że pogodzi Marka z Aleksem, i siebie z nim. A przynajmniej spróbuje.
Pewnego dnia postanowiła, że najpierw ona rozmówi się z Markiem. Gdy tylko zjawiła się w firmie poprosiła go do siebie na rozmowę. Unikała z nim rozmów i spotkań, ograniczyła je tylko do tych służbowych. Zbyt wiele kosztowało ją to. Nie rozmawiali o tym pocałunku, o tym, co ich kiedyś łączyło. Czyżby zapomnieli? A może znów zagrali? Tym razem w inną grę, na innych zasadach? Czyich? Uli? Marka? A może losu, który tak lubi płatać figle…
-Marek tak dłużej być nie może. – Powiedział, gdy usiedli na kanapie. Dawno tak nie rozmawiali. Teraz role się odwróciły. To ona jest prezesem, to ona ma władzę. Władzę, nad czym? Firmą czy Markiem? I nad jednym i nad drugim…
- Ja tak nie potrafię. Nie umiem. Marek skoro mamy razem pracować, to skończymy z tymi kłótniami. One nie są dobre dla nikogo. Spróbujmy odbudować nasze relacje, może coś zostało z naszej przyjaźni.- Popatrzyła mu w oczy.
-A wierzysz, że coś zostało? Sama niedawno powiedziałaś, że nas nigdy nie było.- Wcześniej by się ucieszył, że chce z nim coś budować. Teraz było mu już wszystko obojętne. Chyba to wyczytała z jego oczu…
- Tak wierzę, to, co spróbujemy? – Wyciągnęła ku niemu rękę.
Nie powiedział nic, tylko uścisnął jej kobiecą dłoń…

Mozolnie dzień po dniu odbudowywali więź, która jeszcze niedawno była taka mocna… Ustały kłótnie, no może z wyjątkiem tych z Aleksem. Ale i on się zmienił. Nie był już taki agresywny. Nie szukał byle pretekstu do kłótni, jeśli już do nich dochodziło, dotyczyły one raczej firmy niż spraw osobistych.
Znów nawiązała niezwykłą znajomość i znów odmieniła czyjeś życie. Z Markiem układało się jej coraz lepiej. Nie źle to zabrzmiało. Jej relacje z Markiem wróciły powoli na swoje stare miejsce. Dokładnie na to przed pamiętną wigilią i pocałunkiem. Z towarzyszem z muzeum spotykała się bardzo rzadko. Firma i nawał obowiązków nie pozwalały jej na częstsze spotkania. Martwiła się o niego. Wiedziała, że nie może już go uratować. Ale za to mogła uratować kogoś innego. Zresztą prosił ją o to. Nie musiał i tak miała to w planach. Nie przypuszczała, że życie a może los znowu ją tak zaskoczy. Siedziała teraz w przytulnej małej kawiarence, z dala od firmy, od problemów. Przed sobą miała, herbatę cytrynową, ciastka z kremem czekoladowym, przykryte kapturem bitej śmietany i jego osobę. Siedzieli już tu z godzinę a nadal mieli, o czym rozmawiać. Sprawy firmy i Marka zostawili za sobą, poruszali się miedzy muzyką, filmem i podróżami. Podróże, przecież ona nie wyjeżdżała dalej niż do Warszawy. Z wyjątkiem tamtego weekendu z Markiem. On natomiast roztaczał przed nią te piękne widoki, piaszczyste plaże, błękitne wody mórz i oceanów, które kiedyś sam zobaczył. Mógł jej tak opowiadać i opowiadać. Była wspaniałym słuchaczem, a do tego te jej błękitne oczy…
-Dlaczego nie zdejmiesz okularów. Masz bardzo ładne oczy, i uśmiech.- Powiedział szczerze, gdy zakończyli zwiedzanie jednej z plaż.
Czuła się zakłopotana, nikt jej nie mówił, że ma ładne oczy. A teraz on to mówi? On?
-Tak z aparatem ładny uśmiech? Niemożliwe.- Uciekła w żart.
-Ula czy ty się czasami nie kryjesz za tymi okularami i aparatem. Boisz się, uciekasz, chowasz się za tym. Dlaczego?
-Nie wiem, może masz rację. Chciałabym to zmienić tylko nie wiem jak. Sam przyznasz, że jestem już mniej naiwna, bardziej pewna siebie, ale jeśli chodzi o wygląd to zupełnie nie wiem jak się za to zabrać.- Wyznała szczerze.
-Ale ja wiem. Chodź.

Wszyscy dostrzegli te olbrzymie dla nich zmiany w wyglądzie pani prezes. Nie było okularów, aparatu… Pozostała tylko piękna kobieta, która pewnie kroczyła po firmie. Nikt nie pytał jak to się stało, skąd ta nagła zmiana. Podziwiali, podziwiali…
Tylko Markiem targały emocje i myśli zaprzątały mu głowę. Już dawno stracił nadzieję, że odzyska Ulę, jej uczucie, bliskość. Przestał już walczyć. Mamo pomyliłaś się. Nie jestem dzielnym rycerzem. Zostanę sam. Zbyt droga mi jest Ula, żebym mógł związać się z inną kobietą. A co jeśli ona pokocha kogoś innego? Nic. Będę im życzył dużo szczęścia i wytrwałości w walce o miłość. Mi się nie udało. Było minęło. Prysło jak bańka mydlana, mimo, że robisz ich tysiące, każda jest inna, piękna, ale nie taka sama jak poprzednia. Miłość do Uli pozostanie zawsze. Będzie obecna w całym jego życiu, bo jest jego pierwszą prawdziwą miłością. Były inne przed nią. Przynajmniej tak myślał. Nawet nieraz, kiedy był szczęśliwy z Puliną przywiązanie nazywał miłością. Mylił się, to było tylko przywiązanie, a do tego sznurek, z którego zostało uplecione zetlało, zrobiło się słabe, cienkie, aż w końcu się urwało. Z Ulą tak nie będzie. To będzie wieczne, to wytrzyma wszystko, i był pewien, że innych już nie będzie w jego życiu. Zastanawiał się skąd ta zmiana. Kto za tym wszystkim stoi? Coraz więcej pojawiało się pytań, a coraz mniej odpowiedzi…

Marek widział ich, spotkali się …
Gdzie to było? Na ulicy, w parku? Nieważne. Może w parku, tym samym, w którym robił jej zdjęcia, w którym zrobili tyle wspólnych kroków. Szła obok niego. Coś jej opowiadał, żywo gestykulując rękami. Miało się wrażenie, że jest dyrygentem świata. I rzeczywiście był. Idąc obok niego śmiała się tak radośnie i cudownie jak nigdy nie śmiała się do Marka. Marek posmutniał. Do mnie nigdy się tak nie uśmiechała. Nigdy? A łąka w Bieszczadach, maki i chmury na balu? Pamiętam, śmiała się, kiedy zerwałem dla nie bukiet. Pamiętam też zimowy dzień, kiedy przyszliśmy właśnie tu, do tego parku. Pamiętam, też jej coś opowiadałem. Chyba coś śmiesznego. Śmiała się? Może się śmiała, może nie… Ten sam park, ta sama dziewczyna, tylko mężczyzna inny. Inny, nie obcy ani dla niej ani dla Marka. Przeszli, udając, że go nie znają. Przeszli tak jak się przechodzi koło obcego człowieka, nieznajomego… Idę do domu, naprawdę nie mam już, o co walczyć… Nie zapytam jej o to. Pozostawię to. Nie zadam jej żadnego pytania. Nic by to nie zmieniło. Jest szczęśliwa, zachwycona. Niech zrobi z jej życiem piękny film, koniecznie z happy endem…

- Widziałeś Marka w parku?- Odezwała się, gdy samochód zatrzymał się przed jej domem.
-Tak. Żal mi go, wiem, że cię kocha. Teraz pewnie myśli, że jesteśmy razem.
-Znowu masz rację, ale nie będzie walczył z tobą o mnie.
-Dlaczego?- Zastanowiło go to.
- Już dawno przestał walczyć. Musicie porozmawiać o …

Spełnił jej prośbę. Wieczorem, po długiej walce z sobą, wybrał numer telefonu… Czekał… Pojawił się sygnał, potem drugi, trzeci, czwarty…
-Słucham? –Zabrzmiał niemiły głos. Stracił ochotę na cokolwiek. A jednak powiedział:
-Musimy porozmawiać.
-Nie mamy, o czym.- Marek nie próbował być miły.
-Mamy. Musimy porozmawiać o Uli i o tym, co nas łączy. Jutro w parku przed pracą. Zrób to dla Uli i dla…- Usłyszał trzask odkładanej słuchawki…

Chciałam przedstawić ciekawe, barwne, szaleńcze, pełne przygód życie. Życie, które obfitowałoby w zdarzenia, uczucia, emocje, przeżycia, które cieszyłoby. Zapomniałam o smutku, który się przyczaił za drzwiami i czekał. Czekał cierpliwie na, to aż drzwi się uchylą i będzie mógł wejść… Wszedł spokojnie, majestatycznie jak to smutek…
Miało być śmiesznie, zabawnie. Ale nie jest. Nie może być, kiedy smutek spowodowany jest przez śmierć…
Był gotowy do podróży. Odprawa się właśnie zaczęła, ostatnie słowo do… Był spokojny, Ula wie, co ma robić… Gdy Marek odłożył słuchawkę, on rozpoczął podróż…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz