Nastał nowy dzień. Ula wyciągała ubrania z torby by wrzucić je do prania. Sprawdzała kieszenie wszystkich spodni. Wzięła do ręki również te w które była wczoraj ubrana. Włożyła rękę do kieszeni dżinsów i wyciągnęła z niej kartkę. Kartkę którą zostawił jej Piotr. Rozłożyła i spoglądając na nią usiadła na łóżko, po czym skierowała wzrok na sufit. Błądziła przez chwilę po nim oczami, a następnie po raz kolejny zerknęła na ową kartkę i nie składając wyrzuciła ją do wiklinowego kosza.
Violetta z pośpiechem weszła do firmy, a następnie stanęła przy recepcji.
- Są takie gigantyczne korki. Marek u siebie? – spytała Anię próbując złapać oddech.
- Jeszcze nie. – odpowiedziała recepcjonistka.
- To po co się tak spieszyłam? – jęknęła Viola i powolnym krokiem ruszyła w stronę swojego stanowiska.
- Viola! – zawołał Wojtek widząc ją na korytarzu.
Kubasińska rozpoznając głos chłopaka nagle zaczęła przed nim uciekać próbując nie potknąć się o swoje nogi.
Marek wszedł do swojego gabinetu, swoją aktówkę rzucił na kanapę, zdjął marynarkę i usiadł za biurkiem. Po chwili do gabinetu weszła Helena.
Violetta stała przy biurku i poprawiała sobie biustonosz. Nie zauważyła w którym momencie obok niej pojawił się syn Pshemko i zaczął rozkosznie wpatrywać się w jej biust.
- A! – krzyknęła gdy tylko podniosła wzrok.
- Jeżuniu, chcesz mnie o zawał doprawić?! – ganiła sekretarka.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. – powiedział miedzianowłosy.
- Chciałeś, nie chciałeś. Czego tutaj? – rzuciła panna Kubasińska.
- No bo wiesz. Ostatni nam jakoś nie wyszło, to nasze spotkanie. Więc umówmy się może w taki dzień w który nie będziesz umówiona do kosmetyczki. – zasugerował Wojtek.
- A co, nie podobało ci się wczoraj? – dociekała Violetta kładąc ręce na biodrach.
- Nie no, było bardzo fajnie. Tylko że nie doszliśmy do obiadu, a co dopiero czekać na deser. – mówił rozpalony podchodząc do niej bliżej.
Ona skrzyżowała na piersi ręce, wystraszona chciała zrobić krok do tyłu lecz nadziała się o kant biurka.
- Aua! – krzyknęła.
- Ojej, bardzo boli? – spytał troskliwie Wojtek łapiąc ją za obolałe udo.
- Co ty robisz? – spytała zszokowana zbijając jego rękę i odpychając.
Marek ugościł swoją mamę na kanapie.
- Sama nie rozumiem, jak po tylu latach, tak nagle… - zaczęła Helena.
- Mamo, proszę… Naprawdę tak jest lepiej. – przerwał jej syn.
- Dla kogo lepiej? – spytała.
- Dla wszystkich. Lepsza najgorsza prawda niż kłamstwo, prawda? – tłumaczył młody Dobrzański.
- To piękne frazesy, synu, tylko że… - przerwała na chwilę. - Byliście… jesteście z Pauliną stworzeni dla siebie.
- Dlatego, że mamy razem firmę? – mówił podirytowany wstając z kanapy i siadając na fotelu.
- Dlatego, że jesteście do siebie podobni. – stwierdziła.
- Nie jesteśmy podobni do siebie. Naprawdę tego nie widzisz? – ciągnął swoje nadmiernie gestykulując rękoma.
- Po prostu mi powiedz, co się stało – poprosiła Helena.
- To nie miało sensu.
- Zrozumiałeś to na tydzień przed ślubem? – zdziwiła się.
- Lepiej tydzień przed niż tydzień po. – zauważył Marek. - Mamo… w moim życiu pojawił się ktoś inny… - dodał już nieco spokojniejszym tonem.
- Inny…? Kto?
- Ula. – wyznał.
- Jaka znowu Ula? Chyba nie… ta… To nie jest wystarczający powód, żeby marnować sobie życie.
- Mamo, nie rozumiesz, mnie naprawdę na niej zależy… - mówił patrząc jej głęboko w oczy.
- Teraz tak ci się wydaje. Ale za jakiś czas zrozumiesz, że to wszystko jest… jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Może mieliście z Pauliną gorszy czas, może coś się nie układało i wtedy pojawił się ktoś trzeci… - oceniła Helena.
- Ula. – poprawił matkę brunet.
- Ula. Tak. Pojawiła się Ula. I może wydarzyło się między wami coś… Co przez pomyłkę wziąłeś za miłość. Tak się czasami zdarza w życiu. Jeszcze będziecie się z Pauliną z tego śmiać…
- O czym ty mówisz? Chyba sama w to nie wierzysz. – roześmiał się.
- Marek, kochanie, nie przekreślaj swojego szczęścia z powodu jakiejś przelotnej…
- To nie jest przelotne! I to nie jest pomyłka! Zrozum, mamo. Nigdy na nikim mi tak nie zależało. Będę walczył jak tylko mogę, żeby to uratować. To jest dla mnie teraz najważniejsze. – wybuchnął Marek wstając z fotela i kierując się w stronę biurka.
- Widziałem cię wczoraj z tym asystentem Pshemko, to ten twój ofiarodawca? – dopytywał się siedzącej za biurkiem Violki z uśmiechem Sebastian.
- Seba, o czym ty mówisz? Ja? – udała zdziwienie.
- Nie rób ze mnie kretyna, widziałem jak jechałaś z nim wczoraj samochodem jego tatusia. – mówił zgryźliwie.
- Może nim jesteś. – skwitowała biorąc do ręki pilniczek i zaczynając piłować paznokcie.
- Jesteś naprawdę śmieszna. Myślałaś że was nie zauważę? – podniósł głos.
- No, no. Tylko nie tym tonem. A śmieszny to sam jesteś. Z tą twoją zazdrością. – oceniła panna Kubasińska.
- Ja zazdrosny? A niby o co? Chyba nie o ten twój sylikonowy biust. – odezwał się wkurzony i poszedł sobie.
- O wypraszam sobie. Sylikonowe to jedynie mam uszczelni. Do okna. – rzuciła oburzona i z obrażona miną skrzyżowała ręce na piersiach.
Ula gotowała w kuchni obiad dla rodziny. Dodała do gotującej się w garze zupy szczyptę pieprzu, zgarnęła ze stołu łyżkę i chciała jej skosztować. Nagle na stole zaczął wibrować jej telefon. Wystraszyła się i niechcący oblała się łyżką zupy którą trzymała w ręku.
- Aj. – rzuciła patrząc na plamę na spódnicy.
Jedną ręką sięgnęła po komórkę, a drugą po ręcznik by wytrzeć plamę.
- Słucham. – wydukała.
- Ula. – zawołała Iza z entuzjazmem w głosie.
- Iza. – odpowiedziała jej tym samym Cieplakówna. – Coś się stało że do mnie dzwonisz?
- Nie, nic. Chciałam się tylko spytać jak co tam ciekawego u ciebie na Mazurach. – odparła.
- Właściwie to już wróciłam. – wyznała Ula.
- I nic nie mówisz? Będziesz musiała nas odwiedzić. Tyle się w firmie zmieniło. Począwszy od tego odwołanego ślubu. – mówiła jak najęta.
- Iza, jakiego odwołanego ślubu? – zdziwiła się dziewczyna i usiadła przy kuchennym stole.
- No bo podobno Paulina odwołała ślub bo dowiedziała się że Marek ma znowu z kimś romans. Tym razem się doigrał. – tłumaczyła koleżance Izabella.
Wtedy Ula na korytarzu zauważyła uśmiechającego się do niej Marka. Oniemiała na jego widok. Powoli się rozłączyła i odłożyła telefon.
-Violetta dobrze że cię widzę. – odparł Aleks łapiąc ją w pokoju socjalnym.
- Nie wiem czy ja się mam cieszyć. – odpowiedziała ciężko przełykając ślinę.
- Nie masz się czego bać. – wyznał Febo puszczając jej swój chytry uśmieszek.
- Mam do ciebie interes. – przeszedł do rzeczy.
- Ja już nie nagrywam rozmów. – rzuciła nerwowo Violka podnosząc ręce w geście niewinności.
Aleks popatrzał na nią spode łba.
- Dyktafon mi się zepsuł. – dodała.
- Nie ważne. – oznajmił. – Nie będzie ci w bufecie potrzebny.
- Jak to w bufecie? – zdziwiła się Kubasińska.
- Dobrze słyszysz. Masz jutro dyżur w bufecie. – powiedział rozbawiony brunet.
- Chyba sobie jaja kroisz. – odezwała się zbulwersowana.
- Nie Violetta. Bufetowa jest na urlopie i ktoś musi ją zastąpić. – wyznał i poszedł dalej.
- Ale dlaczego ja? – wołała jeszcze za nim blondynka.
- Nie powinieneś być w Mediolanie? – zapytała do Marka Cieplakówna. - Dzisiaj ślub…
- A ślub… tak, nie odbędzie się. Myślałem, że wiesz… - odparł wchodząc do kuchni z bukietem kwiatów w ręku.
- Nie, nie wiem. – skłamała.
- Odwołałem ślub, bo… - próbowała się wytłumaczyć.
- Nie, Marek! Nie wiem, czy chcę tego słuchać. A raczej wiem, że nie chcę. – wybiegła z kuchni i wybiegając z domu trzasnęła drzwiami.
On po chwili wybiegł za nią. Zatrzymał ją przy furtce łapiąc ją za rękę.
- Nie mogę poślubić kogoś, kogo nie kocham. – kontynuował.
- Marek, przestań, proszę cię! – wołała wyrywając się.
- Ula, musisz uwierzyć, że nie chcę być z nikim innym. Tylko z tobą. Nie wierzysz mi…
- Nie. – odpowiedziała Cieplakówna ze łzami w oczach.
- A jednak to prawda. – powiedział pod nosem.
- Zjawiasz się tu nagle nie wiadomo skąd, z kwiatami, z tymi… deklaracjami, a ja mam tak po prostu uwierzyć?! – krzyknęła drżącym głosem i pobiegła na ganek.
- Powiedziałem tylko to, co od dawna chciałem ci powiedzieć. To i tak dużo. Mogę cię prosić tylko o jedno? Pomyśl o tym, co powiedziałem, dobrze? Pomyśl, czy… czy mogłabyś mi uwierzyć. – zawołał w jej stronę i ta zatrzymała się. Jednak się do niego nie odwróciła. Stała z wzrokiem wlepionym w ziemię. On powolnym krokiem podążył w stronę samochodu i wsiadł do niego.
Ciekawa koncepcja.Bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuń