Get your own Digital Clock

wtorek, 20 października 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.8

Po powrocie z muzeum, nie rozmawiając z nikim udała się do swojego pokoju. Od kiedy tata był z Alą, Jasiek z Kingą, a Beatka była zaabsorbowana szkołą czuła się samotna. Ta samotność dopadała ją zazwyczaj wieczorami, kiedy nie miała, co ze sobą zrobić. Czasami przychodził Maciek. Rozmawiali do późna, omijając szerokim łukiem temat Marka i tego, co jej zrobił. Ula nie chciała rozdrapywać jeszcze świeżych ran, a Maciek nie potrafiłby spokojnie tego wysłuchiwać. O Marku rozmawiała tylko, z… gdy spacerowali po parku albo pili herbatę u niego. Zrodziła się miedzy nimi przyjaźń, która ich oboje zaskoczyła. Sama często zastanawiała się nad tym. Gdyby wtedy nie wyszła z domu, pewnie nigdy by do tego nie doszło. Ona nie poznałaby go z drugiej strony, on zatraciłby się w swojej samotności, rozpaczy. Mówią, że to miłość przychodzi do nas niespodziewanie, a jak jest z przyjaźnią? Może też wyskakuje jak królik z kapelusza słynnego magika, sprawiając radość widowni? Przyjaźni można być pewnym zawsze, jest zawsze wzajemna. Z miłością jest inaczej, nigdy nie jesteś jej pewien, i nigdy nie wiesz, kiedy od ciebie odejdzie…Więc usiadły naprzeciwko siebie: Ula z samotnością. Dopiero teraz odszukała w pamięci dzisiejszą rozmowę z Markiem, powróciły słowa, wyraz oczu jakże inny od tych, które zdążyła poznać. Starała się, naprawdę się starała o tym nie myśleć. Udało jej się to tylko, wtedy, gdy była w muzeum i skupiła się na obrazach, które miała przed sobą. Nie opowiedziała nikomu o tym, co zaszło w jej gabinecie. A właściwie, co zaszło? To nie była nawet rozmowa, tylko monolog. Padło kilka ostrzejszych słów. To wszystko. Nie, to nie było wszystko. Były jeszcze gesty, które mówiły, znaczyły więcej niż wypowiedziane słowa. Słowa można jakoś odeprzeć, wyjaśnić, przetłumaczyć na inny sposób, ale spojrzenie, ruch ręki. Tego nie można już wyjaśnić, to pozostaje takie jak było na początku. Nadal przeżywała ten moment, kiedy Marek wychodził przez szeroko otwarte drzwi. Miała przed sobą jego twarz. Czuła na sobie jego wzrok, tak przeszywając, przenikliwy. Czyżby się domyślił, że ona nadal go kocha, może nawet mocniej niż wtedy, gdy roztaczał przed nią historię rycerza. Nie chciała być księżniczką, która pozbawia rycerza miłości. A jednak chyba była taką księżniczką. Wprawdzie nie wyjechała, ale też nie pobiegła, nie zatrzymała go. Nie zrobiła nic, co dałoby mu siłę do walki. Przecież widziała, że walczy o jej zaufanie, że miłość do niej ma w oczach. Pojawiło się poczucie winy, i świadomość, tego, że to Marek jest teraz pokrzywdzony. Nie ona, tylko Marek. Poprosiła, aby wyobraził sobie, że umarła. A czy ja potrafiłabym sobie wyobrazić, że on nie żyje? Że nigdy już nie porozmawiamy, nie zobaczę jego twarzy? Umiałabym? Nie… Czasami w te samotne wieczory, kiedy przerzucała, bawiła się wspomnieniami związanymi z jej pracą w Febo&Dobrzański pojawiało się pytanie: czy potrzebny był jej, im ten wigilijny pocałunek? Czy cena, nie była zbyt wysoka dla niej i Marka? Przyjaźń czy kilka krótkich chwil przepełnionych miłością i namiętnością? Nigdy nie znalazła odpowiedzi…
Nieraz Sebastian próbował go wyciągnąć na miasto, jednak Marek zawsze odmawiał. Zrezygnowany Sebastian musiał w końcu zwrócić uwagę na Violę, przystał nawet na kapustę i inne warzywa. Chyba powoli stawał się wegetarianinem… Marek też spędzał samotnie wieczory. W przeciwieństwie do Uli oswoił się z samotnością dzięki zajęciu, jakie sobie wymyślił. Ma teraz przed sobą zeszyt, średniej wielkości, w grubej oprawie oraz kilka tomików poezji. Gdyby mnie teraz ujrzał Seba, miałby ubaw. Kogo dzisiaj wybierzemy, może Poświatowska…Szybko przeszukuje tomik, znajduje, zapisuje w zeszycie na nowej kartce…
„Oczekiwanie jest naszą porą, a najlepiej czekać na ciebie tyle wieczorów zakwitło na roześmianym niebie”
„To są nasze dni ociemniałe bez głose żebrzące na rogu ulicy wyciągające strzępki rękawów po jałmużnę z ptasich rąk”Pośród wierszy szukał wskazówki, drogowskazu. Liczył, że może Poświatowska, Jasnorzewska, Leśmian czy Tetmajer będą wiedzieli, co ma zrobić. Niestety milczeli uparcie, jakby zaklęci w swoich epokach. Został mu tylko zeszyt, długopis i kilka wersów. Już pół zeszytu zapełniłem. Może Ula kiedyś to przeczyta. Chciałbym. Może wtedy uwierzyłaby na nowo we mnie, w moje uczucie do niej…
To, co było brzemiennym skutkiem rozmowy Uli z Markiem okazało się dopiero następnego dnia, około godziny jedenastej, a może to była już jedenasta. Marek po wczorajszym wieczorku z poezją wpadł na dość oryginalny pomysł, który rzekomo miał mu przyspieszyć odbudowę tego, co zniszczył między nimi. Ula niczego nie świadoma, niespodziewająca się prowadziła bardzo ważną rozmowę, gdy nagle drzwi gabinetu się otworzyły a w nich stanął Marek…

2 komentarze:

  1. no nie żeby przerwać w taki m momencie..czekam na nexta..:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejna częsc?Już sie nie moge doczekac ;))))

    OdpowiedzUsuń