Pojechali prosto do szpitala. Nieprzytomnym Markiem zajęli się lekarze. Ula była bardzo zdenerwowana, bała się o ukochanego. Żołnierze zawiadomili hotel i policję o ich uwolnieniu. Do szpitala natychmiast przyjechali szefowie BGFC wraz z parą policjantów oraz zaniepokojeni przyjaciele – Seba z Violką, Pshemko, a także Wiktor i Zuza. Zasypali Ulę mnóstwem pytań. Mimo zmęczenia, opowiedziała im całą historię. Z każdym jej słowem byli coraz bardziej zszokowani.
- No a teraz Marek jest badany przez lekarzy.
- Mieliście szczęście w nieszczęściu, że akurat na dzisiaj wojsko zaplanowało swoją akcję. Mogliście stracić życie. Ci kłusownicy potrafią być bardzo brutalni – powiedział do Uli policjant.
- Zostanie przeprowadzone dochodzenie w tej sprawie, winni porwania i pobicia zostaną ukarani, może być pani pewna – dodał drugi policjant.
- Obawiam się, że winni już zostali ukarani, wydawało mi się, że widziałam ich ciała, chyba zginęli w trakcie akcji żołnierzy – odparła Ula.
- Pani Urszulo, tak nam przykro, firma pokryje wszelkie koszty związane z opieką lekarską nad panem Dobrzańskim – powiedział z zakłopotaniem w głosie Uli szef.
- Dziękuję.
W tym momencie podszedł do nich lekarz.
- Pacjent odzyskał przytomność, ale jest bardzo słaby. Ustaliliśmy, że na skutek pobicia doznał wstrząsu mózgu, ma brzydką ranę na głowie. Ponadto ma również złamane dwa żebra i niewielki krwotok wewnętrzny. Rozbity łuk brwiowy, na który założyliśmy szwy. Założyliśmy pacjentowi opaskę na żebra, podaliśmy środki przeciwbólowe i antybiotyk. Proszę się nie martwić za tydzień będzie zdrowy.
- Dziękuję panu bardzo. Czy można do niego wejść.
- Tak, ale nie wszyscy na raz i na chwilę.
Marek wyglądał okropnie. Co prawda został już obmyty z krwi, ale miał spuchnięte pół twarzy, oko i brew zasłaniał opatrunek. Miał obandażowaną głowę. Leżał w łóżku, jego tors był ukryty pod opaską usztywniającą żebra.
Weszła do niego Ula z prezesem swojej firmy i Wiktorem. Dziewczyna usiadła na brzegu Marka łóżka i wzięła go za rękę. Szef BGFC przeprosił Marka, za pechową wycieczkę, zapewnił, że pokryją wszelkie koszty związane z leczeniem i życzył zdrowia. Ula poprosiła Wiktora żeby dostarczył Markowi kilka niezbędnych drobiazgów i czyste ubranie.
Potem do Marka przyszli Seba, Violetta i Pshemko.
- O matko, Marek jak ty wyglądasz, boli cię – Violka zaczęła się rozczulać.
- No stary, ale mieliście przygodę, cieszę się, że udało się wam z tego wyjść, naprawdę – Seba był naprawdę poruszony.
- Dzięki przyjacielu.
- Marku, Urszula mówiła jaki z ciebie bohater. Zawsze wiedziałem, że na Dobrzańskich można liczyć. Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że nie pojechałem zamiast Urszuli. Wstrętne zbiry – Pshemko wyobraził sobie co by mogło być, gdyby Ula została w hotelu, a on pojechał z Markiem.
- Marek powinien chyba już odpocząć - Ula patrzyła na niego z troską.
- Tak to my przyjdziemy jeszcze później, trzymaj się .
Ula została z Markiem. Gładziła go po zdrowej części twarzy. Sprawdzała czy opatrunki nie zsunęły się, czy mu wygodnie. Dała mu pić, otarła usta. Marek był przeszczęśliwy, mimo iż czuł, że wcale nie potrzebuje aż takiej opieki.
- Warto było dostać po mordzie, żeby mieć taką pielęgniarkę – uśmiechnął się do Uli.
- Przestań gadać głupoty – zawstydziła się.
- Ula, ja wszystko pamiętam, to co mi powiedziałaś w nocy też i to co mi obiecałaś – ścisnął mocno jej rękę, bał się, że może powiedziała to pod wpływem chwili i teraz żałuje.
- Ja też pamiętam – spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich niepewność i pytanie.
- Kocham cię i pragnę z całego serca żebyśmy byli razem … – powiedział cicho i czekał.
Ula milczała.
- Ula, czy mam się dać zabić dla ciebie, żeby to usłyszeć? – Próbował być dowcipny.
- Marku wczoraj zrozumiałam, że zaprzeczanie tej miłości jest moim błędem, drugi raz przekonałam się jak trzeba cenić życie i jakie ono jest kruche. Kocham cię, znowu potrafię to powiedzieć i chcę być z tobą. Po jej policzku spłynęła łza.
Marek chciał się poderwać aby ją scałować, ale ból mu nie pozwolił. Jęknął cicho.
- Nie płacz kochanie – pocałował jej dłoń.
Ula nachyliła się do niego i pocałowała go. Najpierw delikatnie, jakby niepewnie, a potem tak naprawdę, tak jak oboje najbardziej lubili.
Do sali wszedł lekarz.
- Proszę państwa, w pana obecnym stanie takie wzruszenia są niewskazane, a pani powinna chyba pójść do hotelu i trochę zadbać o swoje zdrowie i urodę. Polecam kąpiel, lunch i długi sen.
- Tak, pójdę już Marku, odpoczywaj.
- Ale mogę wrócić wieczorem? – To pytanie skierowała do lekarza.
- Tak, zapraszam, nic tak dobrze nie wpływa na samopoczucie bohatera jak nagroda od wybranki serca – uśmiechnął się lekarz.
Ula rzeczywiście potrzebowała odpoczynku. Powoli opadał z niej stres. Posłuchała lekarza i zanurzyła się w ogromnej wannie wypełnionej ciepłą wodą i pachnącą pianą. Przymknęła oczy. Było jej dobrze. Przestanie walczyć z sobą, zaprzeczać uczuciom, które wypełniają jej serce. Jeszcze raz mu uwierzy. Jeśli jej przeznaczeniem jest umrzeć z miłości, to trudno. A może jej przeznaczeniem jest życie z ukochanym? Musi się przekonać. Kocha go, gdyby coś mu się stało to umarłaby. Nigdy tak o tym nie myślała. Zawsze bała się co z nią będzie kiedy go utraci, bo ją odtrąci, a co jeśli go straci, bo tak zechce los. A może jednak wcale tak nie będzie, może właśnie go zdobyła. Położyła się na łóżku. Zawisła na chwilę między jawą, a snem, z dalekich zakamarków umysłu dobiegły do niej pojedyncze wersy piosenki - Jest taki deszcz, co wargi kobiety odmienia; Jest taki deszcz. Jest blask, co uda kobiety odsłania;
Jest taki blask. Jest skwar, co ciała kochanków spopiela; Jest śmierć, co oczy kochanków rozszerza; Jest taka śmierć. - Przyszedł sen i sprowadził do niej ukochanego mężczyznę.
Marek spał kilka godzin, czuł się zdecydowanie lepiej niż rano. Chciał wyjść z tego szpitala i iść do Uli. Lekarz jednak nie dał się przekonać, do jutra musiał zostać na obserwacji. Tęsknił do niej, chciał żeby już przyszła, a jak nie przyjdzie? Ciągle nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Po południu byli u niego Seba, Viola i Pshemko. Rozweselił się dopiero gdy powiedzieli, że jutro wracają do Polski, a on zostanie pod opieką Uli jeszcze kilka dni. Miał ochotę ich wycałować.
Wreszcie do niego przyszła. Świeża i pachnąca jak poranek. Cudna.
- Cześć i jak się czujesz, odpocząłeś trochę.
Markowi wpadł do głowy pomysł.
- Nie bardzo, wszystko mnie boli – skrzywił się i jęknął.
Ula nachyliła się do niego i pocałowała w policzek.
- Ała, jak boli – odsunął głowę.
- O przepraszam, sprawiłam ci dodatkowy ból, a gdzie cię boli?
- Wszędzie.
- Niemożliwe, gdzie nie boli? To pocałuję – coś jej świtało w głowie.
- Tu – wskazał łokieć, a Ula pocałowała.
- Tu – wskazał drugi, a Ula znowu pocałowała.
- Tu – wskazał czoło, a potem jeszcze wolne oko i dostał całusy, Ula już wiedziała.
- TU – pokazał na usta, Ula pocałowała zmysłowo, a potem zaczęła się śmiać.
- No i co bohaterze, nie graj mi tu Indiany Jonesa, bo on wtedy zasnął – zbliżyła usta do Marka ucha i szepnęła:
- Chciałbyś teraz zasnąć?
- Wiesz przecież kogo bym teraz chciał i czego, a ty?
- Ja też – spojrzała na niego i przypomniał się jej niedawny sen.
- Ula nie patrz tak na mnie, bo nie ręczę za siebie.
- Jutro – szepnęła obiecująco i musnęła ustami jego ucho.
Została z nim do późnej nocy, znowu lekarz musiał ją wyprosić. Na drugi dzień po lunchu Marek dopiął swego i pozwolono mu przenieść się do hotelu, miał tam zostać jeszcze kilka dni, podróż w jego stanie byłaby niewskazana. Zamieszkał w apartamencie Uli.
Było im cudownie, mimo, że Mareczek był obolały. Ula opiekowała się nim, zmieniała mu opatrunki, podawała lekarstwa. Zamawiali jedzenie do pokoju i prawie z niego nie wychodzili. Marek szybko wracał do formy. W końcu lekarz zdjął mu szwy i ostatnie opatrunki. Nazajutrz mieli wracać do Polski.
Był już wieczór, w ich pokoju paliły się świece, świętowali przy kolacji i dobrym winie ostatni wieczór w Afryce.
- Będziesz miał bliznę na skroni i brwi po naszej przygodzie, mój ty bohaterze – powiedziała Ula, dotykając Marka twarzy.
- Taka męska pamiątka. Ten wyjazd zawsze będzie mi się kojarzył z naszym niezwykłym safari. Nigdy nie zapomnę, że to dzięki niemu spełniło się moje marzenie i jesteśmy teraz razem.
- Mam coś dla ciebie, na pamiątkę i w podziękowaniu za czułą opiekę – podał Uli pięknie zapakowaną sporą paczkę.
Ula rozpakowała prezent i zastanawiała się na co właściwie patrzy.
- To jest rzeźba przedstawiająca parę kochanków, wykonana z afrykańskiego półszlachetnego kamienia – verdite. Ma przynosić szczęście w miłości. Podoba ci się?
- Jest piękna, oryginalna, dzięki. Fajny ten kamień, zielony z czerwono-brązowymi smugami, bardzo mi się podoba. Może kiedyś będzie stała w naszym domu.
Postawili kamiennych kochanków przed sobą i przyglądali się im. Para obejmowała się i całowała. Ich ręce i nogi były ściśle splecione.
- Działa na wyobraźnię – Marek spojrzał na ukochaną, błyski w jej oczach świadczyły, że myśli o tym samym.
Powoli zaczął ją rozbierać, jego dłonie zachłannie błądziły po jej delikatnym ciele, po chwili dołączyły do nich jego usta. Ula poddała się pieszczotom, przymknęła oczy i czerpała z nich pełnię rozkoszy. Potem przejęła inicjatywę. Lekko pchnęła ukochanego na poduszki, aby nie czuł bólu. Poddała Marka miłosnym torturom, niespiesznie doprowadzając go do spełnienia.
Leżeli cudownie zmęczeni i podziwiali się nawzajem.
- Myślisz, że nasi kamienni przyjaciele są razem szczęśliwi, czy, że oddają się chwilowemu zapomnieniu – zapytała Ula.
- Są szczęśliwą parą, na wieki. – zamruczał Marek, nie patrzył na rzeźbę tylko wodził palcem po plecach ukochanej.
- Będziesz pielęgnował razem ze mną nasze uczucie? Obiecaj, że tym razem mnie nie zranisz?
- Obiecuję, wtedy byłem głupi, teraz lepiej rozumiem to co nas łączy, ciebie, siebie. Zaufaj mi, proszę.
- Staram się. Wiesz Marku wtedy kiedy odeszłam od ciebie, nie potrafiłam pogodzić się z tym, że moja miłość to było za mało abyś był ze mną szczęśliwy. Pogrążyłam się w pustce, nic już nie czułam, znalazłam się na dnie gdzie nic już nie było. Zapomniałam o tym, co dobre. Chciałam umrzeć i umarłabym, mało brakowało. To właściwie przypadkowi zawdzięczam, że teraz tu jestem. Gdybym wtedy zamknęła drzwi do mojego mieszkania, to już nie byłoby mnie. Drugi raz nie próbowałam. Dużo nauczyłam się o sobie i pewnie to się już nie powtórzy, ale bądź ostrożny. Dobrze?
Marek odwrócił ją do siebie i przytulił z całej siły.
- Będę. Ula ja nie potrafię ci wynagrodzić tamtej rozpaczy, ale bardzo bym chciał. Jedyne co mogę zrobić to oddać ci siebie. Oddaję ci więc siebie, zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa.
Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, chciałem to powiedzieć na naszym pierwszym spotkaniu ale nie chciałaś wtedy słuchać. Gdy odeszłaś … to ja robiłem rzeczy których teraz się wstydzę. Piłem bez opamiętania, chodziłem do łóżka z kim się dało, czasem nawet nie wiedziałem z kim, stoczyłem się na dno. Robiłem to wszystko by o tobie zapomnieć. Chciałem wymazać cię z mojej pamięci i serca. Nie udało się. Przekonałem się empirycznie, że jesteś jedyną kobietą na świecie, którą naprawdę kocham i z którą chcę być, mieć dom i rodzinę, dzieci, zestarzeć się. Ula czy ty też tego chcesz, ze mną, kiedy już wiesz jaki jestem?
- Tak kochany, chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz