-Ale mnie wystraszyłeś!!-powiedziała Ula.
-Hahaha, no ale chyba takie “zbiry” mogą Cię straszyć?
-Jasne.
Marek pociągnął Ulę za rękę, powiedział:
-Chodźmy do pokoju, mam do Ciebie kilka pytań-powiedział to z poważną miną.
Ula trochę się zaniepokoiła:
-Jakich pytań?
-Zobaczysz-odparł.
Usiedli na łóżku, Marek zapytał:
-Masz jakieś plany na jutro?
-Nie.
-Chciałbym, abyś o zachodzie słońca była wolna.
-Dobrze, a czemu?
-Niespodzianka.
-Mareeeek, nie lubię twojej tajemniczości, wiesz?
-A ja lubię, gdy tak słodko się wściekasz.-pocałował ją w czubek nosa.
Stykali się swoimi czołami, nosami, ustami.Marek błądził wzrokiem po pięknych oczach Uli, potem po pięknych rysach twarzy, stanął na ustach. Delikatnie je musnął.
-Tęskniłem za tym-szepnął.
-Ja też tęskniłam-szepnęła, a po policzku spłynęła jej łza. Marek starł ją czule z policzka Uli.
-Nie płacz, proszę.
-Ale ja się boję co będzie jutro, pojutrze..
-Nie bój się, liczy się tylko to co jest tu, i teraz.-pocałował ją.
-Chciałabym, żeby to trwało cały czas..
-Niech trwa. -po czym rzucił ją na łóżko, i zaczął całować.
Błądził językiem po jej szyi, piersiach, schodził coraz niżej.
Oboje gubili części garderoby, wkońcu zostali zupełnie nadzy.
Ula reagowała westchnieniem na każdą pieszczotę Marka. Była w siódmym niebie.
Ula odwzajemniała pocałunki i pieszczoty Marka, najlepiej jak umiała. Markowi sprawiało to wielką przyjemność. Po wszystkim, zmęczeni, ale szczęśliwi zasnęli. Pierwsza obudziła się Ula. Na początku nie wiedziała co tutaj robi, lecz zaraz sobie przypomniała wydarzenia minionej nocy. Uśmiechnęła się, lecz wzięła do ubrania byle co, co miała pod ręką, jedynie koszulę Marka. Przytuliła się do niej, tak bardzo pachniała Markiem. Poczuła, że ktoś zaszedł ją od tyłu.
-Dzień dobry..-wymruczał jej do ucha.
-Hm, Dobry, dobry.-pocałowała go.
-Może pomóc Ci w śniadaniu? (zamówili tylko składniki do śniadania do hotelu, żeby zrobić samemu.)
-Nie trzeba, dziękuję.
-Proszę…-poprosił, robiąc maślane oczy.
-No dobrze, chodź.
Marek ucieszył się, że jego urok osobisty znów zadziałał. Lecz ze śniadaniem sobie nie radził.. Najpierw stłukł na podłodze jajko, potem pomidor wyślizngnął mu się, i rozplaskał o kafelki na ścianie. Ula śmiała się jak nigdy.
-Co Cię tak śmieszy?
-Ty!-pocałowała go.
-Dajmy sobie spokój z tym śniadaniem, zamówmy coś i chodźmy gdzieś..
-Dobrze.
Zjedli, ubrali się i poszli nad morze, opalać się. Wrócili na obiad. Przebrali się w letnie ciuchy, Marek czekał na zachód słońca. Gdy wreszcie się zjawił, poszli nad morze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz