Get your own Digital Clock

wtorek, 18 sierpnia 2009

SZKOLNE CZASY cz.1 - twórczość loose

Była wczesna wiosna, słońce przedzierało się przez zachmurzone niebo, w jednym z warszawskich liceów na oblężonym przez nastoletnie dziewczyny parapecie siedział on-największy przystojniak w szkole, inteligentny z poczuciem humoru i nazbyt lekceważącym stosunkiem do życia, szkoły i … płci przeciwnej. Gdy zadzwonił dzwonek podbiegł do niego kumpel

-Stary ty to masz powodzenie- zaśmiał się i spojrzał na rozanielone dziewczyny, które odprowadzały Marka wzrokiem, aż do samej klasy

-Taa- mruknął pod nosem stukając w klawisze telefonu

Po chwili Marek z Robertem wszedli do klasy rzucając plecaki pod ławkę i zasiadając na swoich miejscach. Nauczyciel języka polskiego postanowił puścić im film opowiadający o pisarzach epoki romantyzmu, większość nie interesowała się tą projekcją, jedni spali, drudzy słuchali muzyki, dzięki roletom, ciemność umożliwiała też niektórym na małe pocałunki.

Marek oparł się na ręce i przymykając oczy zastanawiał się nad rozmową, którą prowadził rano z rodzicami. Nagle poczuł szturchnięcie w krzesło, wyprostował się i zobaczył kartkę papieru zawiniętą w kulkę, rozejrzał się po klasie, każdy był czymś zajęty, nagle usłyszał szept

-Ejj stary ta blondyna Konińska ci to rzuciła

Marek popatrzył się w jej strone i dziewczyna od razu się zarumieniła, takie liściki to była dla niego codzienność, minimum 20 w ciągu jedynych 7 godzin lekcyjnych, co miesiąc zmieniał numer telefonu, ponieważ jego fanki nie dawały mu spokoju pisząc miłosne SMSy i dzwoniąc po nocach. Ze zniechęconą miną otworzył kartkę, treść liściku bardzo go zdziwiła. Dziewczyna wyraźnie prosiła w nim o numer telefonu do Roberta, a nie Marka. Dobrzański wciągnął powietrze z ulgą i dyskretnie podał kartkę koledze. Ingerencja Marka nie była potrzebna młody blondyn zajął się całą sprawa. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy natychmiastowo zerwali się z ławek i ruszyli ku wyjściu. Marek widząc zajętego kolegę, sam ruszył w drogę do domu. Do jego 18 urodzin pozostał jeszcze miesiąc, matka chciała mu wyprawić w jakimś pałacyku ekskluzywne przyjęcie, a on chciał jedynie w gronie znajomych mała imprezę. Była ładna pogoda, więc zamiast jechać autobusem, szedł przez park. Był bardzo zdziwiony brakiem adoratorek, które śledziły go pod sam dom, w głębi duszy był inny niż się wszystkim wydawało, może sprawiał wrażenie lowelasa, ale tak naprawdę był wrażliwcem, wiedząc, że nie może na 100% zaufać ludziom , którzy go otaczają, raźnym krokiem udał się do domu, rozganiając swoje myśli.

Od progu przywitała go Helena

-Cześć synku, jak było w szkole ???- zapytała usmiechnieta

-Tak jak zwykle- odpowiedział bez entuzjazmu

-Przemyslałeś, to o czym rozmawialiśmy ???

-Tak i naprawdę nie wiem po co mam jechać na te zakichane Mazury !- odpowiedział zbulwersowany

-Marek, jak zwykle nie dasz sobie nic powiedzieć do końca, posłuchaj mnie- rzekła po czym skierowała syna do salonu

-Znaleźliśmy z ojcem piekny pensjonat, w którym będziesz mógł wyprawić swoje urodziny, skoro nie chcesz tego pałacyku, to może tam ci się spodoba-powiedziała z uśmiechem

-Noo, szczerze mówiąc, miałem inny pomysł, ale ten wydaje się całkiem niezły-odpowiedział z entuzjazmem

-W przyszłym tygodniu wybieramy się z ojcem do Włoch, a ty skoro nie chcesz, to możesz pojechać oglądnąc ten pensjonat

-A szkoła ???- młody Dobrzański, nie ukrywał zdziwienia

-Ojj, jesteś zdolny, a pozatym tydzień wagarów ci nie zaszkodzi- rzekła czochrając mu fryzure

-No to idę się pakować i sprawdzić pociągi- powiedział z uśmiechem i pobiegł do swojego pokoju

Następnego dnia Marek zadzwonił do Robert i powiadomił, że nie będzie go w szkole.

Rodzice odprowadzili go na dworzec i młody Dobrzański wsiadając do pociągu ruszył w stronę mazurskich jezior.

Usiadł w swoim przedziale i zaczął wyglądać przez okno, jednak po około 2 godzinach wyszedł , aby rozprostować kości, w wąskim korytarzu natknął się na pewną brunetkę

-Ooo przepraszam- rzekł podając jej książki i wpatrując się w jej oczy, które ukryte były pod wielkimi okularami

-Nie szkodzi- powiedziała cicho i odwracając wzrok weszła do swojego przedziału

Choć dziewczyna była na pozór zwyczajna, Marek nie mógł przestać o niej myśleć. Nigdy nie miał problemów z dziewczynami, wystarczyło, że pstryknął palcami, a one już były przy nim, mimo, że z żadną jeszcze nie spał, a miał takie propozycje, to naprawdę mogły zrobić dla niego wszystko.

Po kilku nastepnych godzinach podróży wysiadł na dworcu z Giżycku. Udał się na przystanek i wysiadając na odpowiednim przystanku, udał się pod wskazany adres. Okolica była malownicza, pensjonat z zewnątrz bardzo mu się podobał, zanim zdąrzył zadzwonić do drzwi, otworzyła je kobieta w średnim wieku.

-Ty zapewne jesteś Marek- powiedziała uśmiechnieta

-Takk- odpowiedział nieco speszony

-I jak ci się u nas podoba ???- zapytała prowadząc go do środka

-Bardzo ładna okolica- rzekł zgodnie z prawdą

-Tutaj jest salon, jest bardzo duzy, więc tu mogłoby być miejsce do tańca tam dalej fotele…- zaczęła kobieta

-Aha , ale ze mnie gapa nie przedstawiłam się, Maryla Ostojewska

-Marek Dobrzański- uśmiechnął się ukazując dołeczki

-Na pewno nie jednej dziewczynie zamąciłeś w głowie- rzekła puszczając do niego oczko-Twoi rodzice mówili, że chce wynając pensjonat na cały weekend ???

-Tak, a pani mieszka tutaj ???- zapytał

-Nie,ja mieszkam w tamtym domku przy jeziorze-wskazała na ładny drewniany domek

-A na ile osób szykuje się impreza, możesz podac naszemu kucharzowi menu

-Tak około 20 osób, nie więcej- powiedział chodząc po salonie

-To ty się tu porozglądaj , tu msz klucz do swojego pokoju, z najlepszym widokiem, zaraz moja siostrzenica przyjdzie ci zmienić pościel

-Dobrze- rzekł

Chciał jeszcze o coś zapytać, ale Maryli już nie było

Poszedł do swojego pokoju w celu odświeżenia się, zdjął koszulkę, miał się czym pochwalić, godziny na siłowni nie poszły na marne. Gdy tak stał, ktoś nagle wszedł do pokoju, jego oczy nie kryły zaskoczenia, to była dziewczyna z pociągu, miała na sobie trampki, czarne getry i szarą tunike, odwróciła się o powiedziała cicho przełykając śline

-Miałam przebrać pościel

-Ahh tak, proszę – powiedział nie wstydząc się, że jest jedynie w samych dżinsach

-Poczekam, aż się pan odzieje- rzekła próbując ukryc rumieńce

-Pan ??? Myslę, że nie jestem o wiele starszy od Ciebie- powiedział ze szczerym uśmiechem

-Jestem Marek- powiedział podając jej dłoń

-Ula- rzekła i znów spojrzała w jego oczy

Marek znów się zahipnotyzował w tych lazurowych oczach, trzymając jej dłoń poczuł, że przeszywa go gorący dreszcz, Ula wyrwała delikatnie swoją dłoń i zaczęła zmieniać pościel, natomiast Marek udał się do łazienki .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz