Get your own Digital Clock

czwartek, 20 sierpnia 2009

Z pamiętnika Uli cz.3 by Oshin

Nieznajomy towarzysz podróży, nie jest już taki nieznajomy, ma na imię Piotr i jest lekarzem kardiologiem z Olsztyna, do Giżycka przyjechał odstresować się bo jak twierdzi żeglowanie jest to sport który działa jak balsam na skołatane nerwy. Może też pożegluję? Może i na moje skołatane nerwy to coś pomoże?

Dojechałam do mojego hoteliku „pod albatrosem”, bardzo schludny, malutki pensjonacik, pokoje przytulne i czyściutko, starsza pani ubrana w niebieska sukienkę otworzyła mi drzwi i z uśmiechem oprowadziła po hoteliku, pokazując co się gdzie znajduje.

Ale mi się dobrze spało, szybki prysznic i schodzę na śniadanko

O kurcze blaszka, Piotrek-kardiolog też zatrzymał się w Albatrosie, życie składa się z samych niespodzianek

Piotrek zaprosił mnie na wspólne żeglowanie, ale jakoś nie miałam ochoty, MAREK, MAREK ciągle chodzi mi po głowie, nie potrafię się go pozbyć i nie mogę, nie chcę umawiać się, spotykać, wspólnie pływać na żaglówce z żadnym innym mężczyzną, choćby to był bardzo przystojny blondyn, a w dodatku lekarz.

Cały dzień sobie spacerowałam, patrzyłam jak na wodzie unoszą się małe żaglówki, opalałam się, czytałam, było naprawdę miło. Starsza pani w niebieskiej sukience, gdy wychodziłam na spacer spojrzała na mnie i powiedziała „dziecko, jaka ty jesteś zakochana, ale nie płacz przez niego, nie warto” to aż tak po mnie widać tą moją nieszczęśliwą miłość?

Ten obiad będę pamiętać do końca życia, a wszystko wina Marka, zamyśliłam się, na stół wjechała zupa, zjadłam, potem drugie danie, zjadłam, i to był błąd, wielki błąd!!!, przecież jestem nad jeziorami, a jak się jest nad jeziorem to jakie jest prawdopodobieństwo że podadzą coś innego niż rybę, Bardzo małe i była ryba, bardzo smaczna, zdradliwa ryba, w mgnieniu oka cała moja twarz zrobiła się jak balon, w dodatku balon w czerwone cętki, a ja zaczęłam się dusić, myślałam że umrę, w głowie zaczęło mi wirować, jakieś głosy, jakieś twarze, jakieś ręce, a potem nic, strąciłam przytomność…

Obudziłam się w moim pokoju, leżałam w łóżku, a nade mną nachylał się Piotr, delikatnie pogładził mnie po policzku „dobrze że byłem w pobliżu” powiedział „było naprawdę źle, myślałem że mi się nie uda pani uratować, ale dzięki Bogu udało się, teraz jest już wszystko dobrze, opuchlizna schodzi, plamy na twarzy znikną za jakiś czas, myślę że jutro, pojutrze będzie pani mogła wstać. Ale chyba samej pani nie puszczę, jeszcze znowu zje pani rybę. Co panią podkusiło żeby ja zjeść, przecież na pewno wiedziała pani że jest uczulona…”
Nie wiem jak to się stało, ale zaczęłam opowiadać mu o Marku, o tym jak się poznaliśmy, jak go uratowałam, jak się w nim zakochałam i jak on zbliżał się do mnie, jak wyznał mi miłość, i jak oszukał
Piotr uśmiechnął się do mnie, powiedział żebym się nie martwiła, i kazał spróbować zasnąć obiecując że zajrzy później – jaki on dobry i czuły, cieszę się że go poznałam. A teraz spróbuję zasnąć, trzeba słuchać się swojego osobistego lekarza.

Minęły 2 dni od feralnego obiadu, opuchlizna z mojej twarzy zeszła całkowicie, tylko kilka sinych plam zostało na szyi, ale nie mogę dłużej już siedzieć w pokoju. Przez te dwa dni wiele myślałam, o mnie, o Marku, o Paulinie. Nie wiem co o tym sądzić. Marek miał zerwać z Pauliną, ale tego nie zrobił, mówił, że zerwie, ale musi znaleźć odpowiedni moment żeby przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Z jednej strony mu wierzę, ale, no właśnie ale, ale gdyby chciał być ze mną tak na prawdę na 100% to przecież nie czekałby tak długo, więc pewnie mnie zwodzi, a ślub z Paulina tuż, tuż.
Tak więc mętlik w głowie z którym przyjechałam wciąż jest, jedno jednak wiem na pewno, dopóki Marek nie zerwie z Pauliną ja będę go unikać jak ognia, pomogę mu w ratowaniu firmy, ale prócz pracy nic nas nie będzie więcej łączyło. To byłoby nieuczciwie wobec mnie, wobec Pauliny, a przecież i tak już dałam ponieść się emocja i zabrnęłam zbyt daleko, teraz tego żałuję, żałuje, że byłam tamtej nocy z Markiem, z drugiej strony jednak cieszę się, że byłam z nim, że czułam jak mnie kocha.

To jakieś błędne koło, nie będę już dłużej myśleć o Marku, bo zwariuję!!!.

Pozostały cztery dni do wyjazdu, postanowiłam spędzić je aktywnie, zwiedzić okolicę, popływać na żaglówce, poopalać się, poznać lepiej Piotra, człowieka który uratował mi życie.

Żadnego myślenia o Marku
Żadnego myślenia o pracy
Żadnego myślenia o mnie i o Marku

Teraz liczy się tylko bieżąca chwila, nic więcej.

Dziś Piotr chce mi pokazać jakieś wyjątkowe miejsce, które odkrył, gdy byłam chora, za chwilę ma po mnie wpaść a ja jeszcze nie jestem gotowa.

To były cudowne cztery dni, piękna pogoda, zieleń, cisza, i Piotr, mój prywatny lekarz, mój prywatny przewodnik i mój nowy przyjaciel.

Piotr okazał się bardzo dobrym kompanem, wesołym i pogodnym, skutecznie odciągnął moja uwagę od pochmurnych myśli, które się kotłowały w mojej głowie.
W dzień, kiedy po raz pierwszy poszliśmy razem z Piotrem na wycieczkę, zeszliśmy z głównych traktów i poszliśmy zapomnianą ścieżką w głąb lasu, dookoła rosły stare drzewa, przez które między gałęziami co chwila przedostawał się promyk słońca rozświetlając nam drogę, nagle las zniknął, a my znaleźliśmy się przy starym, opuszczonym molo, obok którego stała równie stara, opuszczona, pokryta mchem chata. Słońce powoli zachodziło, czułam się jak w bajce, miałam wrażenie, że z chaty wyjdzie staruszka i zaprosi nas do środka, czułam, że z zza drzew wychylają się leśne skrzaty, a pomiędzy szuwarami kryją się nimfy wodne. NIESAMOWITE WRAŻENIE, Piotr miał rację, że to miejsce jest wyjątkowe, jest zaczarowane.

Tej nocy miałam sen…. Drzwi starej chatki otworzyły się przeraźliwie skrzypiąc, było ciemno, padał deszcz, cała mokra postanowiłam wejść do środka żeby się osuszyć i ogrzać. Gdy weszłam zobaczyłam stół, przy którym siedziało kilka osób, mężczyzna siedzący najbliżej pomachał do mnie ręka i zaprosił do stołu bym się posiliła, gdy podeszłam w świetle świec zobaczyłam twarz mężczyzny, to był Marek, cofnęłam się, chciałam wyjść, ale drzwi chatki zatrzasnęły się z hukiem. Marek do mnie podszedł i powiedział „zmieniłem się, już nie jestem tym samym Markiem, kocham cię, wróć do mnie, bo bez ciebie moje życie jest bez sensu, jeśli nie wrócisz to umrę i będziesz płakać nad moim grobem” poczym spojrzał jeszcze raz na mnie, a jego twarz była sino blada, ręce, które mnie trzymały stały się lodowate, a on powoli znikał we mgle i tylko jego głos do mnie dochodził „wróć do mnie, wróć do mnie…”. Obudziłam się z krzykiem cała zlana potem.

Dziś ostatni dzień mojego urlopu, wieczorem mam pociąg do Warszawy, a jutro wracam do pracy.

Tylko ten sen mnie męczy, mam nadzieje, że Markowi nic się nie stało

Zadzwonię do Ali i się dowiem czy z Markiem wszystko OK.

nie, to bez sensu, sen mara, Bóg wiara

Dzwonie

Ala powiedziała, że u Marka wszystko OK., żebym się nie martwiła i nie przejmowała, żebym o nim nie myślała.

Ale jak nie myśleć o Marku?

W głosie Ali było coś niepokojącego, może jednak coś mu się stało? Nie, Ala by mi powiedziała.

Nie myśleć o Marku!!!
Nie myśleć o Marku!!!
Nie myśleć o Marku!!!

Wracam do domu, tym razem pociąg jest bardziej zapchany, w moim przedziale prócz mnie siedzą jeszcze 4 osoby, jakaś starsza pani z małym Jorkiem o śmiesznie wykrzywionym pyszczku, który ma elegancko upięte włosy na główce czerwoną kokardką. Bo Jorki maja włosy, nie sierść, tak poinformowała mnie starsza pani, i trzeba je strzyc, bo rosną jak u człowieka i jeśli by się tego nie robiło to ciągnęłyby się za pieskiem i biedny mały Jork by się o nie potykał.

Prócz starszej pani w przedziale siedziała jeszcze bardzo zakochana para, zajęta tylko sobą, i niewidząca nikogo prócz siebie. On blondynek o delikatnych rysach twarzy i niebieskich wielkich oczach, ona również blondynka, o długich, falujących włosach, lekko spływających na ramiona, bladej cerze i niesamowitych zielonych oczach. Wyglądali jak dwa anioły, a ich miłość dodawała im jeszcze blasku. Na prawych rękach obojga lśniły złote obrączki, musieli niedawno się pobrać, to było bardzo młode, bardzo zakochane małżeństwo.

Patrząc na nich uśmiechnęłam się mimowolnie, ale zaraz zrobiło mi się bardzo smutno, bo przecież ja też mam ukochanego, ale złota obrączka będzie lśnić na innej ręce niż moja.

Czwartą osoba był Piotrek-kardiolog, on też zdecydował się wracać do Olsztyna i postanowił jechać ze mną tym samym pociągiem.

Pociąg jechał zgodnie z rozkładem, zero opóźnienie, zupełnie niepodobne do naszych kolei, gawędziliśmy sobie wesoło z Piotrem, gdy nagle pociąg raptownie zahamował, wszyscy powypadaliśmy z naszych miejsc, mały Jork zaczął głośno szczekać, jakaś torba spadła na podłogę, pociąg jeszcze raz szarpnął i się zatrzymał.

Podróżni, w tym oczywiście ja zaczęli wychylać się przez okna, żeby zobaczyć, co jest przyczyna tego niespodziewanego postoju. Nic nie było widać, prócz szczerego pola i oddalonych o jakieś pół kilometra zabudowań.

Nagle coś zabulgotało, zaszeleściło i z głośnika zaczął wydobywać się skrzeczący głos kierownika pociągu. Głos uprzejmie oznajmił nam, że dalej nie pojedziemy gdyż została ukradziona sieć trakcyjna, a naprawa może potrwać co najmniej 3 godziny. Za utrudnienia w podróży, niezawinione przez Polskie Koleje Państwowe, głos serdecznie przeprasza i informuje ze podróżni będą na bieżąco informowani o ewentualnych dalszych opóźnieniach.

W przedziałach zrobił się harmider, ponieważ postój zapowiadał się długi postanowiliśmy z Piotrem wyjść na zewnątrz i pójść do pobliskiej wioski. Razem z nami na ten sam pomysł wpadło chyba pół pociągu i spory tłumek, niczym procesja zaczął zbliżać się do wsi.

Gdy doszliśmy na miejsce okazało się, że we wsi czynne są dwa sklepy: jeden z alkoholem, drugim okazała się piekarnia, z której unosił się zapach świeżo upieczonego chleba.

Oba sklepy momentalnie zapełniły się pasażerami, piwo i wódka powoli znikały zagryzane świeżym pieczywem, a im więcej alkoholu znikało w gardłach pasażerów tym bardziej się oni ze sobą integrowali, wspólnie śpiewając i opowiadając sobie różne anegdotki i dowcipy. Co chwilę dzwoniły komórki i wszyscy tłumaczyli że utknęli w szczerym polu, że nie wiedzą kiedy pociąg ruszy i żeby nie czekać na nich z kolacją.

Zadzwoniłam do taty i do Ali.

Do taty, żeby powiedzieć tak jak wszyscy, że ukradli sieć trakcyjną, że pociąg stoi w szczerym polu i że nie wiem kiedy ruszy więc niech się nie martwią i nie czekają na mnie z kolacją bo wrócę późno

Do Ali zadzwoniłam żeby jej powiedzieć , że pociąg utknął w szczerym polu, że nie wiem kiedy dojadę do Warszawy na pewno bardzo późno więc nie ma sensu żeby ktoś po mnie przyjeżdżał z Rysiowa i że jeśli to jej nie sprawi kłopotu to czy mogłabym się u niej zatrzymać na noc.

Mogłabym, a w dodatku mam Alę poinformować kiedy będę dojeżdżać do Warszawy, to po mnie wyjedzie żebym się nie telepała po nocy bo niebezpiecznie i żeby tata się nie martwił

zadzwoniłam do Taty że Ala po mnie wyjedzie i będę u niej nocować więc żeby się o mnie nie martwił.

Piotrek do nikogo nie zadzwonił, jego rodzice wyjechali na dwa tygodnie na Dominikanę, a rok temu się rozwiódł, więc nikt na niego w domu z kolacją nie czeka. Biedny Piotrek, jak to dobrze, że na mnie jednak ktoś czeka.

musiało być już bardzo późno gdy obudził mnie chrapliwy głos kierownika pociągu dochodzący z głośnika w naszym przedziale. Głos oznajmił, że awaria została usunięta i że pociąg ruszy za 10 minut HURA!!! JEDZIEMY!!! Głośne wiwaty wznoszone na cześć kierownika pociągu i Polskich Kolei Państwowych dochodziły z innych przedziałów.

starsza pani z Jorkiem zamruczała coś niezrozumiale, a młoda para przytulona do siebie spała w najlepsze.

O pierwszej w nocy dojechaliśmy do Olsztyna, Piotrek wziął swoją walizkę, a ja odprowadziłam go na peron, pociąg miał w Olsztynie stać 15 minut, więc mieliśmy czas żeby jeszcze ze sobą chwilę porozmawiać i się pożegnać. nagle piotr objął mnie w pasie, przycisnął do siebie i powiedział, że nigdy nie zapomni tej podróży, że bardzo się cieszy że mnie poznał i że ma nadzieje że się jeszcze spotkamy, a gdy przez megafon pani o nijakim głosie oznajmiła że pociąg do Warszawy odjeżdża za 2 minuty z peronu 2 i miałam już wsiąść do wagonu, Piotr nagle mnie pocałował, oniemiałam, jego usta miażdżyły moje, po chwili oderwałam się od niego, a on powiedział że nie wie jak to się stało, ale chyba mnie kocha i że przyjedzie do mnie do Warszawy. Ale ja kocham innego powiedziałam i wsiadłam do pociągu. Pociąg ruszył a Piotrek biegł do końca peronu machając mi i przesyłając buziaki. Czy on nie słyszał, czy nie zrozumiał, że kocham Marka?

O 4 w nocy dojechałam wreszcie do Warszawy, zgodnie z obietnicą Ala czekała na mnie na peronie i razem pojechałyśmy do niej. Bardzo zmęczona postanowiłam nic nie mówić Ali o Piotrku, to taki epizodzik w moim życiu, on nawet nie ma do mnie telefonu, więc raczej mnie nie odnajdzie w Warszawie, a ja nie zamierzam do niego dzwonić.

Jutro do pracy, pora się zmierzyć z samą sobą, żadnego Marka, tylko praca i koniec!!!

Może jednak Piotrek byłby dobrym antidotum ma Marka?

Idę spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz