- Byłeś kiedyś zakochany? – Markowi po kilku kieliszkach zachciało się poważnych dyskusji z przyjacielem.
- No, wciąż mi się udaje. Zakochanie jest potrzebne do życia. Czujesz się taki lekki, a jednocześnie spełniony, no wiesz, w euforii. Staram się nie wychodzić z tego stanu. Ale coś ostatnio brakuje obiektów, nie uważasz? Pochowały się na jesień, czy co? Ale na wiosnę to wiesz. – Seba zaczął w tym momencie podśpiewywać pod nosem. - Chcę oglądać twoje nogi, chcę byś założyła mini, ślimak dziś wystawił rogi, a ty…
- Seba, przestań melorecytować. Ja mówię poważnie. Czy kochałeś kiedyś kogoś tak naprawdę? Jak to szło…, acha, tak, że zrobiłbyś dla niej wszystko? Bardziej niż samego siebie, bardziej niż życie? No wiesz, jedną dziewczynę. Tak na amen. Tylko ona i koniec.
- Stary, co tobie? Chandra cię dopadła? Bo laski to raczej cię nie rzucają.
- Bo widzisz, ja ostatnio dużo tym myślę i wychodzi mi, że nigdy nikogo nie kochałem w ten sposób. Ktoś mi ostatnio uświadomił ten fakt.
- Co za pokręcona filozofia. Podoba ci się panna, to ją podrywasz i co tu szukać więcej. Po co robić dla niej wszystko, wystarczy dać jej złotą kartę i po sprawie.
- Głupi jesteś – stwierdził Marek.
- Sam jesteś głupi – Seba nie zamierzał być dłużny.
- Ja chciałbym tak się zakochać – powiedział Marek cicho.
- Nie wywołuj wilka z baru, tfu znaczy lasu.
- Co, za dużo Violki? – zaśmiał się. - Ale ja mówię poważnie.
- Pijany jesteś i nie wiesz co gadasz. A poza tym, masz Paulinę. Przecież ją kochasz, no nie?
- No właśnie chyba nie. Przecież gdybym tak ją kochał, to żadna Klaudia, Domi, Pati, Mirabella nie byłyby mi potrzebne.
- No właśnie, a jak tam sprawy ze słodką Mirabelką?
- Nijak. Ostatnio dałem jej śliczne kolczyki w podzięce za … no wiesz. A ona mi je oddała, bo się dowiedziała że jestem zaręczony.
- I to cię tak zdołowało?
- Nie. Po prostu ktoś mi uświadomił, że jestem żałosny z tymi wszystkimi romansami i zdradzaniem Pauli. – Marek przypomniał sobie słowa Uli – „I co, tak będziesz do emerytury latał za modelkami? Teraz bajerujesz je swoją urodą i kasą, ale potem zostanie tylko to drugie i niebieskie tabletki. Chyba, że się ograniczysz do uciechy dla oka. A co na to twoja narzeczona i potem żona? Myślisz, że będziecie szczęśliwi? Chyba chcesz być szczęśliwy i chcesz, żeby ona była? A one, te wszystkie twoje kochanki, myślisz, że znaczysz dla nich coś więcej?Co by zrobiły, gdybyś potrzebował pomocy, a nie tylko atrakcyjnego towarzystwa? A Paulina, jak wiele jest gotowa poświęcić dla ciebie? Nie mieszaj mnie w te sprawy. Pewnie, że będę cię kryć, w końcu jesteś moim szefem, ale nie oczekuj po mnie akceptacji dla takich numerów.”
- A tam żałosny. Prawdziwy facet ma swoje potrzeby i koniec. – Seba przerwał rozmyślania Marka z przekonaniem w głosie.
- Tak więc - odpowiadając na moje pytanie - podobnie jak ja, nie kochałeś nigdy nikogo naprawdę. Obaj jesteśmy żałośni. No i na dodatek jesteśmy świnie, bo pewnie niejedna z dziewczyn, które zaliczyliśmy, myślała, że to prawdziwa miłość.
Marek przemyślał swój stosunek do asystentki. Zrozumiał, że jego podstawowy zestaw czarów na kobiety, to na nią za mało. A ponieważ nie zamierzał się konkretnie angażować, więc odpuścił. Zaczął traktować ją jak kumpla. Podobało mu się to, że zawsze mówiła mu w oczy co myśli, zarówno o nim, jak i o życiu. Stawiała mu pytania, których on sam nigdy sobie nie zadawał. Zmuszała go tym samym do myślenia. Wnioski, do jakich dochodził, nie były zbyt wesołe. Rzadko lub wcale nie mówiła o sobie, ale Marek był egocentrykiem i nawet tego nie zauważał. Ula z kolei powoli zaczynała go lubić. Traktowała go jak zagubione dziecko, które poszukuje wyjścia z labiryntu, w którym niechcący się znalazło.
Następną mielizną, na jaką wpadł firmowy okręt flagowy – FD Sportivo, były tanie materiały, o jakości zadawalającej mistrza Pshemko. Ula miała już się poddać z czystym sumieniem. A jednak, w ostatniej chwili, napatoczył się Michał. Dziewczyna czuła, że coś tu pachnie nie za ładnie. Michał, kelner w Moskwie - knajpa o znaczącej nazwie – i Borys, jej właściciel, nie wzbudzali jej zaufania. Do tego próba kupienia jej przychylności. Zrobiła nawet więcej niż powinna - ostrzegła Marka, ale on zdecydował, że skorzystają z tej okazji.
Natomiast niezawodny Aleks, zawsze zwarty i gotowy, dobrał się do dokumentacji i znowu był w swoim żywiole.
Marek zmuszony był pojechać na granicę i później do Włoch, zostawiając firmę pod strażą Uli i opieką Aleksa. Ci dwoje wciąż ostrożnie wyczuwali się nawzajem. Dwa drapieżniki zamknięte na jednym terytorium. Ula potrafiła schować do kieszeni swoje emocje i nie zamierzała ustąpić pola. Rozgrywkę z Aleksem potraktowała jak wyzwanie. Aleks widział, że z Adamem poradziła sobie jak z pięcioletnim chłopcem i sam przystąpił do działania. Po akcji z przelewem i ugodą z La Prezenca, którą udało się Markowi podpisać, Aleks stwierdził, że jednak nie doceniał Uli. Był już zupełnie skołowany. Wydawało mu się, że Ula jako znajoma Joaśki, będzie raczej szkodziła Markowi, a ona broniła go jak, nie przymierzając, swojej cnoty. Zastanawiał się czy taka mądra i sprytna dziewczyna jest podobna do pierwszej lepszej i uległa urokowi Dobrzańskiego. Musiał się dowiedzieć, tylko jak, żeby nie domyśliła się, że się nią interesuje.
- Aleks Febo? Bednarski. Proszę siadać – mężczyzna zaprosił gościa do swojego biura.
- Zależy mi na czasie i stuprocentowej dyskrecji. – Aleks rozglądał się po niezbyt eleganckim i czystym pomieszczeniu, które detektyw uważał za swoje biuro.
- Ależ oczywiście żona nigdy się nie zorientuje, że jest śledzona.
- To nie jest moja żona. – Aleks ze złością spojrzał na Bednarskiego.
- Kochanka? Nie szkodzi, to bez znaczenia. – Detektyw machnął ręką.
- Nie jest też moją kochanką. I niech się pan tym nie interesuje. Oczekuję od pana informacji z kim się spotyka, gdzie, czy ma jakieś kłopoty, chłopaka, kochanka.
- Oczywiście standardowy pakiet, zdjęcia też?
- Tak. To jest jej nazwisko, zdjęcie i adres. Pracuje w Febo&Dobrzański, jako asystentka prezesa.
Po powrocie z Włoch Marek szybko przekonał się, że Paulina nie jest osobą, na którą może liczyć w kłopotach. Zwierzył jej się, że potrzebuje pieniędzy na uregulowanie zobowiązań wobec La Prezenca i poprosił o zgodę na założenie hipoteki na ich dom. A ona nawet nie chciała o tym słuchać i odesłała go do Aleksa. W głowie mu się to nie mieściło.
- Miałaś rację co do Pauliny. Jako kochający się ludzie powinniśmy sobie pomagać, a ona nawet nie chciała o tym porozmawiać – powiedział do Uli.
- Może gdybyś był jej wierny, to byłaby skłonna do większych poświęceń. – Jak zwykle nie szczędziła mu prawdy.
- Uważasz, że to moja wina?
- Mówię tylko, ze zło, które wyrządzamy drugiemu człowiekowi, zawsze do nas wraca, podobnie jak dobro.
- To już koniec. Będę musiał przyznać się przed zarządem, ze nie daliśmy rady.
- Poczekaj jeszcze, mam pewien pomysł, jutro ci wytłumaczę.
- Ula, co ja bym bez ciebie zrobił? Znamy się zaledwie kilka miesięcy, a jesteś dla mnie lepsza niż niejeden przyjaciel.
Ula pojechała do domu. Wiedziała, skąd Marek mógłby wziąć pieniądze. Ona mogłaby mu je dać. W ten sposób zdobyłaby nad nim przewagę i w odpowiednim momencie mogłaby ją wykorzystać. Chociaż ostatnio coraz mniej zależało jej na tym, aby Marka pogrążyć, a coraz bardziej na tym, aby on sam wyprostował swoje życie. Tak czy siak w tym momencie chciała mu pomóc. Sama nie była w stanie i dlatego postanowiła pójść do Maćka.
- Co ty na to, abyśmy rozkręcili razem interes? – przeszła do meritum bez zbędnych wstępów.
- Jaki znów interes? Co ci chodzi po tej twojej głowie? – Maciek miał złe doświadczenia jeżeli chodzi o interesy.
- Marek potrzebuje pieniędzy. Wpadłam na pomysł, że mogłabym wziąć kredyt na „Prosiaczka” i dać mu te pieniądze. Marek spłacałby kredyt i w zamian za tę przysługę pozwoliłby nam handlować końcówkami serii, które gniją obecnie w magazynach. Ja, jako jego asystentka, nie mogłabym zająć się tym oficjalnie, ale ty, jako mój wspólnik, tak. Niczym nie ryzykujemy. Co ty na to?
- Jak to niczym nie ryzykujemy. Kredyt chcesz wziąć ty, a co zrobisz jak on go przestanie spłacać? Bo kiedy zrobisz mu kuku, tak jak planujecie z Joaśką, to już nie będzie taki miły.
- Masz trochę racji. Jeszcze nie wiadomo jak i kiedy to się wyda. Ale mogę zaproponować mu, że przekaże nam te ciuchy na własność, jako zabezpieczenie.
- Tak już trochę lepiej. Ale i tak mi się to nie podoba. To jest poważna sprawa, a nie jakieś tam gierki. Z pieniędzmi trzeba ostrożnie.
- Wiem, Maciek, ale jest jeszcze jedna sprawa. Ja to wszystko się wyda, to zostanę na lodzie, a tak będę miała dokąd wrócić. Ty też nie masz pracy, więc ten pomysł rozwiązuje także twój problem.
- A on sam nie może założyć sobie firmy i wziąć tego kredytu?
- Pewnie może. To umówmy się, że podsunę mu ten pomysł. Jak mu się uda, to nie było rozmowy, a jak nie, to wkroczę z moją, a właściwie naszą firmą. Zgoda?
- No niech ci będzie, ale nie licz na to, że pozwolę ją wykorzystać do jakichś waszych rozgrywek.
- Maciek, ja się chyba pogubiłam w tym wszystkim. Mam już tego trochę dosyć. Marek uważa mnie za kogoś w rodzaju przyjaciela. Wierzy mi. Ja naprawdę nie wiem, jak to się skończy. Myślałam, że to będzie łatwiejsze. Wiem, że on zasługuje na karę, pamiętam o bólu, jaki sprawił Aśce. Pamiętam, co przeżywałam po Arturze, ale przecież on nie odpowiada za jego błędy. A poza tym Dobrzański zaczął chyba zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Wolałabym, żeby był tak naprawdę zły.
- Od początku byłem temu przeciwny. Sama widzisz, że żaden z ciebie mściciel. Jakoś z tego wybrniemy.
- Do tego wszystkiego podoba mi się tam jeden facet. Co on sobie o mnie pomyśli, gdy już będzie po wszystkim?
- Jaki facet? Marek?
- Nie, nie Marek. Ktoś inny.
- Oj Ula, ty to się zawsze musisz zakochać albo nie w tym facecie co trzeba, albo nie w porę.
- Podoba mi się, to jeszcze nie znaczy, że się zakochałam.
- I niech tak zostanie.
Na drugi dzień Ula powiedziała Markowi, że może założyć sobie firmę i wziąć kredyt na nią. Marek zapalił się do pomysłu. Niestety czas go gonił i nie dał rady biurokracji. Wtedy Ula przedstawiła mu w zarysach jej pomysł z kredytem na jej firmę. Marek początkowo nie chciał o tym słyszeć, ale gdy poznał szczegóły, zgodził się. Ufał Uli jak mało komu. Ona z kolei miała wyrzuty sumienia, ale wierzyła, że jakoś uda się jej upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – dać Markowi nauczkę i zachować twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz