- Ula poczekaj. No poczekaj, przecież cię widzę, nie chowaj się. – Maciek Szymczyk gonił przyjaciółkę od dłuższej chwili.
- No dobra już dobra, czekam. – Ula pozwoliła dogonić się.
- Co się z tobą dzieje? Nie widziałem cię od dawna…. , a jak już zobaczyłem to żałuję – pwiedział przyglądając się jej uważnie.
- Co TO ma być? Żądam wyjaśnień.
- Dostałam pracę w serialu i to moja charakteryzacja. Robię zawrotną karierę.
- Acha, gówno prawda. Dalej proszę.
- Ukrywam się przed byłym chłopakiem. Wiesz, cierpi na syndrom odrzucenia i mnie prześladuje. – Maciek tylko wywrócił oczami.
- Ukrywam się przed mężem mojej dziewczyny? – Ula podsunęła Maćkowi kolejne rozwiązanie zagadki swojego wyglądu.
- Znowu gówno prawda, masz mnie za idiotę. – Szymczyk nie dawał za wygraną.
- Nie, co ty. No dobra, powiem ci, mam nową pracę, właśnie z niej wracam. Przebieram się tak, bo nie mam ochoty na kolejne końskie zaloty w biurze. Mój szef to nie leczony erotoman.
- Hmmm…. No, to jest półprawda, kontynuuj.
- Chodź na herbatę, nie będziemy tu gadać, zaraz przyjdzie do mnie Joaśka. Wszystko ci wyjaśnię.
Siedzieli u Ulki w pokoju. Brzydula wylądowała na wieszaku i w pudle, a Ula opowiedziała Maćkowi historię Jośki i Dobrzańskiego. Wprowadziła też przyjaciela ostrożnie w zawiłości ich zamiarów względem tego ostatniego.
- Na razie pracuję tam dwa tygodnie, rozglądam się i badam otoczenie. Na początek spróbuję zdobyć jego zaufanie. Potem zacznę mu mieszać w jego zafajdanym życiu.
- Ula, w co ty się wpakowałaś? Przecież to jest prawdziwa praca i prawdziwa firma, jak ty to sobie wyobrażasz?
- No wiem, przecież ja pracuję naprawdę, a nie na niby. Właściwie to tylko ja tam tak zasuwam. No może dałoby się znaleźć jeszcze kilka osób, które pracują zamiast udawać, że to robią. Mało tego, że pracuję za trzy osoby, to przez ten czas zdążyłam już uratować życie szefowi, a na dodatek jego zadek i dobre imię.
- Taka jesteś szybka? No popatrz. A on co? Jakiś ułomny, że tak ciągle potrzebuje ratownika?
- To długa historia. Życie mu uratowałam, bo ten palant po pijaku chciał sprawdzać, co jest twardsze - jego bryka czy stuletni dąb. Byłaby już z niego kupka prochu, gdyby nie silne ręce oddanej sekretarki. Zadek mu uratowałam przed pazurami narzeczonej, bo mój mało oryginalny szef ma oczywiście kolejną kochankę. Ta z kolei uwielbia latać nago po jego biurze i to w środku dnia. No, na szczęście Ula, ostoja i podpora, czuwała na posterunku i spacyfikowała napaloną blondie. Obecnie, ratuję mu opinię błyskotliwego yuppie, bo beze mnie jego prezentacja, dotyczącą rozwoju firmy, ograniczałaby się do trzech równoważników zdań napisanych na kolanie. Kurde blaszka i tacy właśnie ludzie niszczą nasz piękny świat, drzewa, gospodarkę, wolny rynek, konkurencję, dobrych ludzi, uczciwość, uczucia, środowisko naturalne, kosmos ….
- Ula, uspokój się, wyluzuj, przecież to tylko jeden durny facet.
- Jeden? Jeden! Takich pomyłek ewolucji, jak Dobrzański są na NASZYM świecie tysiące. Trzeba wyrwać tego chwasta. – Uderzyła dłonią w stół. – Gdzie jest moja ukochana koszulka z Che.
- Martwię się o ciebie, brałaś coś. Nie? To może powinnaś. Skoczę po persen, co?
- Skocz, bo mi się już styki przegrzewają. I jeszcze kup lody, tylko dużo, bo muszę się schłodzić, przez tego Adonisa z mózgiem napalonego neandertalczyka. – Ula teatralnym gestem zaczęła się wachlować gazetą.
- Acha, i tu cię mam. Podoba ci się. – Maciek wycelował w nią palec i zaczął się śmiać.
- On? Przyznaję, jest przystojny, w końcu oczy mam i widzę. Ale wiesz co jest najbardziej podniecającym organem w mężczyźnie?
- No wiem, coś z nim nie teges? Ty już go widziałaś bez spodni czy ja czegoś nie rozumiem?
- No, jednak nie rozumiesz. Faceci. Najbardziej działającym na prawdziwe kobiety organem mężczyzny jest jego mózg. A tego Dobrzańskiemu zabrakło, gdy czekał w kolejce po dołeczki na buzi. Life is brutal. A tak poza tym, to rzeczywiście widziałam go bez spodni, a nawet bez gatek. W tej kolejce był jednym z pierwszych.– Ula zaczęła się śmiać.
- Cześć. Co wam tak wesoło? – Do pokoju weszła Joaśka.
- Cześć, właśnie opowiadam Maćkowi o tym, jak widziałam Dobrzańskiego w pełnej krasie.
- A mi tego nie mówiłaś. Skusił się na Brzydulę? Nie. – Usiadła z miną człowieka, którego pupil wytarzał się w zdechłej rybie.
- Nie, Brzydula jest zupełnie bezpieczna. Po prostu Paulina chciała się na nim zemścić, więc przykuła go gołego do fotela w biurze i sobie poszła. Ja wróciłam tam po materiały do prezentacji i go zobaczyłam. Niezłe ciacho. Musiałam go ubrać i uwolnić, to było polecenie służbowe. Ale była jazda. Myślał, że to zrobię zębami, prawie uciekł z tym fotelem. – Trójka przyjaciół śmiała się, wyobrażając sobie uzbrojoną Brzydulę, klęczą przed skutym, różowymi kajdankami, Dobrzańskim.
- Potem poszliśmy na zapiekanki i pogadaliśmy sobie. Było nawet miło. Muszę przyznać, że jak porzuci pozę playboya i książątka, to jest całkiem do rzeczy.
- Ula pamiętaj, że masz misję do wypełnienia. – Joaśka nie omieszkała jej przypomnieć.
- Pamiętam, pracuję nad tym. Tworzę prezentację na konkurs o stanowisko prezesa. Są dwa wyjścia. Pierwsze – szybka piłka, robię słabą prezentację, dużo błędów i głupie pomysły. Marek przegrywa i zawodzi pokładane w nim nadzieje. Ten pomysł za bardzo mi nie leży, bo gdyby mnie tam nie było, to efekt byłby taki sam. Jest też druga możliwość. Piszę projekt, który da mu wymarzone stanowisko, chwilowy tryumf i gramy dalej. Upadek z wysokiego konia bardziej boli. No i za jakiś czas przekona się, że go załatwiłam bez masła. Co wy na to?
- Ula, skończ z tym jak najszybciej. Co w ciebie wstąpiło, przecież ty taka nie jesteś? Co ci to da, że wypunktujesz jakiś tam Dobrzańskiego? Uszczęśliwi cię to? Dajcie spokój. – Maciek próbował studzić zamiary przyjaciółek.
- A ja wolę drugie rozwiązanie. Ulka rozkręcasz się. Bójcie się faceci – poparła Ulę Joaśka.
Tymczasem Dobrzański z Olszańskim szukali relaksu po ciężkiej pracy w ulubionym klubie.
- No to co z Klaudią, zgodziła się? – zapytał Marek.
- Tak, kontrakt w Mediolanie i apartament na koszt firmy. Głupia by była, gdyby to odrzuciła.
- To dobrze, za jakiś czas odwiedzę ją i pogodzimy się. – Marek uśmiechnął się triumfalnie.
- No to teraz kto? – zapytał ze śmiechem Seba.
- Mirabella, ta piosenkarka, którą widzieliśmy tu niedawno, jest fajna, podoba mi się od dawna i zawsze mi się wyślizguje. Wkurza mnie to. – Pociągnął łyk ze szklaneczki.
- No super wybór, a Violkę sobie odpuszczasz?
- Seba, Violetta to przecież szpieg Pauliny. Lubię ryzyko, ale nie jestem kamikadze.
- Dobra, jakby co, to ja pytałem. – Sebastian lubił czyste sytuacje, zawsze potrafili podzielić się z Markiem cukierkami.
- Teraz mam inne zmartwienie – powiedział Marek. – Prezentacja na konkurs.
- No przecież twoja Brzydula pisze.
- Pisze i to jak, mądrala. Kosmitka jedna. Wiesz, ja nie wiem, skąd ona to bierze. Ja ledwo wypowiem do końca jakąś myśl, a ona za chwilę już to ma napisane, wyliczone, sprawdzone, rozumiesz, tabelki, wykresy. Pełen odjazd. Ona chyba ma wsparcie od swoich.
- Jakich znów swoich?
- Obcych. Wiesz, na orbicie krąży ich statek, a oni kontaktują się z nią telepatycznie i podsyłają pomysły, wyliczenia i cały ten szajs. Tylko jednego nie rozumiem, dlaczego interesują się mną. Jestem, co prawda, niezwykły i wspaniały, ale aż tak? Może to jakiś test. Szukają doskonałego przedstawiciela męskiego gatunku?
- Marek, nie pij już więcej. Nie masz innych problemów? – Seba poklepał kumpla po ramieniu.
- No jest jeszcze Aleks - Książę ciemności. Jasna dupa, jak się ma kogoś takiego w rodzinie, to nie trzeba wrogów i kosmitów. Ty wiesz, jak on krąży nad Pauliną. A na Ulę nasłał Adama.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi ostatnio, że była z nim na randce. Nie trzeba być Einsteinem, żeby skumać, że miał z niej wyciągnąć nad czym pracuje. Po co innego by się z nią spotykał?
- No fakt. Gdzie on ją zabrał, może do zoo? Z tym paszczakiem trudno się gdziekolwiek pokazać.
- No, albo na bezludną wyspę – zaśmiał się Marek. – Ale nie, nie, bo jakby nie było tam innych lasek to kaplica. Zły pomysł. Ale wiesz co, jak się nie zwraca uwagi na ten jej wygląd, to całkiem dobrze się z nią gada.
- No co ty, gadałeś z nią?
- Tak, wczoraj przez pół nocy. Byliśmy w biurze. Znowu mnie poratowała, bo Paulina wpadła na kretyński pomysł i przykuła mnie gołego do fotela. Ula mi pomogła i potem gadaliśmy długo i pracowaliśmy nad prezentacją. Było bardzo fajnie. Ona nawet da się lubić. Właśnie ktoś taki był mi potrzebny. Zdolna, wszystko umie zrobić, dyskretna, chętna do pomocy, można z nią pogadać. Popracuję nad nią troszkę, lekko poczaruję i zrobi dla mnie wszystko. Będę miał broń przeciwko Paulinie i jej Violce.
Jednak kolejnego dnia Marek zwątpił w swoje zdanie na temat oddania Uli. Prezentacja, nad którą pracowali znalazła się, czarodziejskim sposobem, u Aleksa. Jedyne, na co wpadła jego szara komórka, to był pomysł, że Aleks kupił lojalność Uli. Ten zresztą znał przyszłego szwagra na tyle, że potrafił zasiać w nim niepewność. Na nic zdały się tłumaczenia Brzyduli, odsunął ją od pracy nad projektem. Naiwny, myślał, że z pomocą Seby i Violetty napiszą nową i to przez jedną noc.
Tymczasem Ula nawet się ucieszyła z takiego obrotu sprawy. Dobrze wiedziała, że bez niej Dobrzański zginie jak Andzia w pokrzywach. I miała nowy plan. Zaprzęgła do pomocy Maćka i Joaśkę. Razem stworzyli nową prezentację, był to rewolucyjny projekt. Był dobry, bardzo dobry, oczywiście bił na głowę poprzedni. Marek nie będzie miał wyjścia, będzie na niego skazany. Ulka natomiast ukryła w nim zasadzkę na złego prezesa. Przyjęła w swojej pracy idealne założenia i na nich oparła wyliczenia. W pracy nie było błędu, ani niespójności. Ale Ula była dobrą ekonomistką i wiedziała, że rzeczywistość nie jest idealna. Pominęła w swej pracy kilka rodzajów ryzyk, odrzuciła ostrożność, nakazującą przyjmowanie gorszych okoliczności za nieuchronne. Była jednocześnie pewna, że jeżeli życie samo nie skomplikuje realizacji modelowego projektu, to Aleks, lub ostatecznie ona sama, zrobią to za nie.
Rano odgłos nerwowych kroków Marka niosący się po gabinecie i pustym sekretariacie, dobitnie świadczył, iż jego wiara w cuda i intelekt Seby oraz Violetty, wywiodły go na manowce. W tej tragicznej sytuacji pojawienie się Uli, którą tak nieopatrznie odsunął od kluczowego zadania, wydawało się być darem niebios.
- Cześć Marku – powiedziała i posłała mu metaliczny uśmiech.
- Cześć – miał minę zająca ściganego przez sforę psów.
- Jak prezentacja, gotowa?
- Nie wiem, czekam na Sebę.
- Oni ci jej nie przyniosą – powiedziała spokojnie.
- Nie? Skąd wiesz?
- Bo wiem. Jak chcesz to sam ich zapytaj, właśnie idą.
- Cześć. Marek nie gniewaj się, ale nic więcej nie mamy, tylko to. – Seba podał mu jedną wymiętą kartkę. Viola w tym czasie wyciągała do niego rękę z dorodnym pomidorem.
- Boże to koniec, już po mnie. Aleks będzie tu rządził. – Usiadł za biurkiem zrezygnowany.
- Niekoniecznie – usłyszał głos Uli.
- Proszę, to dla ciebie. – Podała mu prezentację.
- Co to jest? – Marek spytał niepewnym głosem.
- Brzytwa, tonący się jej chwyta. To moja wizja rozwoju twojej firmy. Chcesz to bierz, póki daję. – Popatrzyła na niego badawczo. Jak weźmie to jest już mój.
- Dzięki Ula. Ratujesz mnie po raz kolejny, nigdy ci tego nie zapomnę.
- Z pewnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz