Get your own Digital Clock

niedziela, 16 sierpnia 2009

"Brzydula – jak zniszczyć i odnaleźć miłość." - cz.10 UŚMIECHNIJ SIĘ wg Iwony

Ula źle się czuła, było jej wstyd. Edward wygadał Markowi jej największą tajemnicę. Nie mogła się złościć na niego. Oprócz Maćka to był jej jedyny przyjaciel i nie zrobił tego specjalnie. Mogła mieć tylko nadzieję, że Marek nie będzie uważał ją za jakąś niezrównoważoną wariatkę i zachowa te rewelacje dla siebie. Nie chciała wracać do tamtych spraw. Jej próba odebrania sobie życia była wynikiem bezdennej rozpaczy, depresji i samotności które przeżywała po rozstaniu z miłością swojego życia. Na szczęście los był łaskawy i odrzucił jej ofertę przejścia na drugą stronę. To doświadczenie pozwoliło jej odrodzić się. Odbiła się od dna i dzięki temu była teraz silniejsza, lepiej rozumiała sama siebie, ceniła życie. Chciała znaleźć szczęście, mieć prawdziwy dom, wierzyła, że nie jest jeszcze za późno. Problemem było to, że ostatnio coraz lepiej rozumiała, że bez Marka nie jest to możliwe, a z nim prawdopodobnie tym bardziej nie.

Była piękna niedziela, Edward właśnie poleciał do Hamburga, odprowadziła go na lotnisko, a później postanowiła pojechać na spacer do Łazienek.

Po balu Marek siedział długo w nocy i rozmyślał o Uli i życiu. Dobrze, że Edwardowi rozwiązał się język. To co usłyszał o Uli pozwoliło lepiej zrozumieć mu jej zachowanie. Tak wiele złego przeszła przez niego. Dwa razy kompletnie ją zawiódł, doprowadził do kresu wytrzymałości. Nie miał prawa żądać od niej niczego, a już na pewno kolejnej porcji zaufania na kredyt. Wcale nie dziwiło go już, to co powiedziała, że nie może między nimi być tak jak kiedyś. Ula widziała go przez pryzmat cierpienia i utraconej bezpowrotnie niewinności uczuć. Z tego co usłyszał od Edwarda wynikało, że szukała zapomnienia w związkach w innymi mężczyznami. Nie znalazła go. Żadne z nich nie było w stanie ułożyć sobie życia na nowo. Byli sobie przeznaczeni. On to rozumiał, postanowił poczekać, aż ona to zrozumie. Musi jej tylko w tym pomóc. Postanowił nie męczyć jej pytaniami o przeszłość i przyszłość. Może powinni rzeczywiście skoncentrować się na chwili obecnej, a reszta przyjdzie sama. Powinien pokazać jej, że może przy nim poczuć zwykłą radość, zamiast smutku. Nadzieję zamiast obaw. Może wtedy uwierzy, że mogą być jeszcze razem szczęśliwi.

Pięknie było w parku, słonecznie. Nie będzie martwiła się na zapas. Zadzwonił jej telefon – to był Marek.

- Cześć Ula, co robisz?

- Cześć, spaceruję po Łazienkach.

- Sama?

- Nie z pawiami i wiewiórkami.

- No to tylko mnie brakuje w tym towarzystwie, zaraz będę. Przyjdź pod Chopina za pół godziny, dobrze?

- Dobrze.

Marek bardzo się ucieszył. Spacery po parkach zawsze im się udawały. Uzbroił się w torbę chleba dla kaczek, ziarno dla gołębi, orzechy dla wiewiórek, aparat fotograficzny i pojechał. Spieszył się, nie chciał żeby na niego czekała. Udało się, usiadł na ławce przy Chopinie i czekał na nią. Zobaczył ją z daleka, śliczna jak zawsze, ukochana. Wstał i skierował się w jej stronę.

- Witaj, ale tu dzisiaj cicho – uśmiechnął się do Uli.

- To dobrze. Co ty tam dźwigasz w tym plecaku.

- Zestaw spacerowy: chleb, orzechy, dla każdego coś miłego.

- No, to dzisiaj wiewiórki poznają gest Dobrzańskiego. Dasz mi trochę? – Zrobiła słodką minkę.

- Wszystko, czego zapragniesz – spojrzał jej w oczy, na szczęście nie odwróciła wzroku.

- Nie dokazuj, miły nie dokazuj – uśmiechnęła się wreszcie.

Marek złapał ją za rękę i poprowadził w głąb parku. Przyszły do nich chyba wszystkie wiewiórki z całych Łazienek. Brały orzeszki wprost z ich rąk. A oni starali się zachować spokój, aby ich nie spłoszyć. Po wiewiórkach przyszła kolej na kaczki i karpie w stawie. Były ogromne i tłuste. Na koniec rzucali ziarno gołębiom. Cieszyli się oboje tym pięknym popołudniem. Marek zrobił Uli mnóstwo zdjęć. Świetnie się razem bawili, jak za starych dobrych czasów. Powoli zbliżał się wieczór.

- Zapomniałam już jak może być miło na spacerze z tobą.

- Dzięki. Zgłodniałem trochę. Chodźmy na kolację, jest tu przecież restauracja.

- No dobrze.

Jedli i wspominali.

- A pamiętasz jak tu niedaleko uratowałaś mi życie?

- No pewnie, a pamiętasz jak powiedziałam do mikrofonu, że nie kochasz Pauliny?

- Miałaś nosa, już wtedy znałaś mnie lepiej niż ja sam siebie.

- Ale ja myślałam wtedy o Klaudii – Ula nagle spoważniała.

- Nie przypominaj mi o niej, proszę.

- A jak to się między wami potem ułożyło?

- Nie ułożyło się, widzieliśmy się tylko jeszcze raz, rozstaliśmy się w złości, chciała wydrapać mi oczy, kiedyś może powiem ci dlaczego, ale jeszcze nie dzisiaj.

- Marku muszę cię o coś poprosić.

- Słucham?

- Czy mógłbyś zachować dla siebie to wszystko co powiedział ci o moich sprawach Edward?

- Ula nie musisz prosić, to są twoje sprawy i moje, jeżeli kiedyś postanowisz mi o tym opowiedzieć.

- Dziękuję ci bardzo, może kiedyś do tego wrócimy, ale na razie nie.

- Mam coś dla ciebie, ale nie dostaniesz dopóki nie uśmiechniesz się do mnie.

Ula spojrzała z zaciekawieniem i uśmiechnęła się na widok ślicznego bukiecika kwiatów.

- Grzeczna dziewczynka, proszę.

- Dzięki, skąd to teraz, tutaj.

- Czary – śmiał się Marek.

Posiedzieli jeszcze chwilkę, Marek zdziwił się kiedy Ula powiedziała mu, że nie musi jej odwozić, bo jest swoim samochodem. Pożegnali się i każde z nich pojechało do siebie. To był początek nowego rozdziału w ich życiu. Oboje mieli wrażenie, że na nowo zaprzyjaźnili się i bardzo się z tego cieszyli.

Umówili się na drugi dzień do kina. Znowu było bardzo miło. Marek okazywał Uli na każdym kroku, że ją kocha. Ula z kolei też nie zamierzała udawać, że to co do niego czuje to tylko przyjaźń. Każde z nich miało świadomość, że wystarczy iskra by znów ogarnęło ich miłosne szaleństwo. Mimo to żadne z nich nie dążyło do tego na skróty, dojrzewanie do nieuniknionego było bardzo ekscytujące.

Któregoś popołudnia, zadzwonił Marka telefon.

- Cześć, tu Ula, czytałeś dzisiejszy „Gorący Fakt”.

- Daj spokój, tę szmatę? Nigdy tego nie czytam.

- Ale dzisiaj przeczytasz, jesteś w domu?

- Tak.

- To zaraz będę u ciebie.

Skoczył na równe nogi, zerknął na siebie – może być, na mieszkanie – całe szczęście wczoraj była pani Wandzia i zrobiła porządki. Jeszcze jeden rzut oka na sypialnię – szybko zebrał porozrzucane ciuchy i schował je do garderoby. Ula przyjdzie do niego, czuł motyle w brzuchu, zdecydowanie tak.

Przyjechała. Była bardzo wzburzona. Rzuciła mu gazetę w ręce. Marek zaczął czytać:

„Marek Dobrzański i Urszula Cieplak – stara miłość nie rdzewieje?

Jak donosi nasz stały korespondent, najbardziej znany warszawski podrywacz Marek Dobrzański i gwiazda biznesu Urszula Cieplak znowu się spotykają. Niezorientowanym przypominamy, że pięć lat temu Dobrzański porzucił narzeczoną – Paulinę Febo dla swojej ówczesnej gorącej asystentki. Tamten romans zakończył się tajemniczym zniknięciem panny Uli. Tymczasem okazuje się, że zrobiła ona karierę na salonach Europy. Widywano ją z mistrzami sportu i rekinami biznesu. Obecnie Panna Cieplak urzęduje w Warszawie, z czego skwapliwie korzysta najgorętszy kawaler w stolicy.” News uzupełniały zdjęcia Marka i Uli sprzed pięciu lat oraz z balu i Łazienek. Ponadto były też zdjęcia Marka z Pauliną i kilkoma modelkami, a także Uli z gwiazdą Formuły1 i znanym niemieckim milionerem.

- Fajne zdjęcia, nie wiedziałem że moja gorąca asystentka chodziła z ….

- Przestań, to wstrętny paszkwil, jak możesz być taki spokojny.

- Ula uspokój się. Tak już jest. Jesteśmy dość znani, ten artykulik to była kwestia czasu. Nie należy się tym tak przejmować. A poza tym większość z tego to prawda.

- No może i tak, ale jak oni to napisali i skąd wytrzasnęli moje zdjęcia.

- Przedrukowali z innych gazet. Ale te twoje zdjęcia są super. Chcesz to najgorętszy kawaler w Warszawie zrobi ci … herbatki na nerwy moja gwiazdo biznesu.

- Poproszę. Marek ale co my z tym zrobimy.

- Nic, zupełnie nic. Zero komentarzy do takiej prasy. Pogadają, pooglądają i jutro wyrzucą , nie martw się.

- No może i tak.

- Proszę twoja herbata.

Ula piła herbatę, a Marek usiadł obok i zaczął masować jej stopy. Wiedział, że to ją odpręży. Przymknęła powieki, było jej dobrze, bezpiecznie. Po chwili było już właściwie niezwykle dobrze i bardzo niebezpiecznie.

- Ula, ja cię kocham, a ty śpisz – wyszeptał zmysłowo i kontynuował masaż.

- Nie śpię – spojrzała na niego uwodzicielsko półprzymkniętymi oczami. Wolna stopa rozpoczęła ryzykowną wędrówkę po markowym udzie.

- Nie przestawaj, kochanie - pocałował jej stopę, potem kolano. Spojrzeli sobie w oczy, to był najlepszy afrodyzjak, iskra. Natychmiast się pocałowali. Potem oswobodzili swoje ciała i oddali się długo oczekiwanej namiętności. Tym razem kochali się powoli, smakowali każdą chwilę, dali sobie wszystko.

- Nawet o tym nie myśl.

- O czym?

- Nie puszczę cię do rana – trzymał ją mocno na wszelki wypadek.

- Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnęła się przepięknie i potargała mu włosy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz