Dobrzański początkowo nie chciał wierzyć, że asystentka i przyjaciółka mogłaby zawieść jego zaufanie. Mieli ze sobą świetny kontakt. Kredyty, które dla niego wzięła były jej pomysłem. Do niczego Uli nie namawiał. Jednak faktem było, że postawa nowej przyjaciółki różniła się od przeciętnej. W otoczeniu Marka nie było drugiej osoby zdolnej do podobnych czynów w imię przyjaźni. Marek nie chciał wyjść na naiwnego i powoli przekonał się do punktu widzenia Sebastiana. Uważał, że Ula nie zamierzała nadużyć jego zaufania z premedytacją. Nie mógł jednak wykluczyć, że z czasem będzie chciała wykorzystać w jakiś sposób fakt, iż był jej dłużnikiem. Mogła również zwierzyć się komuś, kto podsunie jej pomysł na pogrążenie go. Nie bez znaczenia był tu fakt, że Ula była blisko związana z Maciejem Szymczykiem. Sebastian miał alergię pourazową na byłego amanta Violetty i zaraził nią Marka. Ponadto prezesa niepokoił tajemniczy adorator Uli. Nadal obsypywał ją kwiatami i czekoladkami, nie ujawniając ani swojej tożsamości, ani zamiarów. Dobrzański postanowił przeciwdziałać ewentualnym komplikacjom. Zgodził się z Sebą, że tylko zdobycie uczuć dziewczyny będzie dostatecznym zabezpieczeniem jego własności. Niezwłocznie zabrał się do wprowadzenia w życie projektu pod nazwą „sposób na Ulę”, autorstwa teamu Seba&Marek. Cel był jasny – Ula zakochuje się w prezesie. Do zestawu środków włączyli – romantyczne randki, prezenty, głębokie spojrzenia, całuski, prawdziwe pocałunki i przytulanki. Marek wykluczał bardziej zaawansowane sposoby, mimo iż Seba uważał, że cel wart jest użycia pełnej gamy markowych atutów. Na początek postanowili obdarować Ulę czerwonymi różami, wzbogaconymi o słodki liścik.
- Przesyłka dla pani Cieplak. – Kurier, z niezmąconym spokojem, poprosił o wskazanie mu drogi do biura, które odwiedzał niemal codziennie.
- Pani Ula Ciepak?
- O witam pana. Co słychać, jak żona i dzieci? – Ula zdążyła już polubić pana Zbyszka. – Co pan dzisiaj mi przyniósł?
- Tym razem kwiaty, kłują jak cholera. Proszę pokwitować.
- I co, nadal nie zdradzi mi pan, od kogo otrzymuję te wszystkie prezenty?
Kurier zerknął do swojego grubego zeszytu.
- To nie tajemnica. Ten bukiet jest od pana Marka Dobrzańskiego.
Ula usiadła z wrażenia.
- Co? Te wszystkie kwiaty i słodycze przynosił mi pan od Marka?
Pan Zbyszek ponownie spojrzał do notatek.
- Nie, to pierwszy taki przypadek.
- Uff. Zawału bym przez pana dostała. To nadawcą poprzednich przesyłek dla mnie był? – zawiesiła głos i spojrzała znacząco na zeszyt.
Doręczyciel zaczął kartkować notatnik.
- Tak. Informacja zastrzeżona. Przykro mi, ten pan chce pozostać anonimowy.
- Ale jestem poniekąd pana źródłem utrzymania. Niech mi pan powie, proszę.
- Nie mogę, jeszcze mi życie miłe. Jak powiedział – tajemnica, to tak będzie. Do widzenia.
Ula wstawiła kwiaty do wody i odczytała bilecik.
„Miś brunatny potrzebuje ciepła i miodu,
Miś polarny - zimna i lodu,
Miś na niebie gwiazd wokół siebie,
A ja, Miś samotny, potrzebuję Ciebie.”
- Marek
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Było już tak fajnie. Uważała Marka za kumpla, przyjaciela. Związani byli tajemnicą i winni wzajemne zaufanie. Powoli dojrzewała do tego, aby ujawnić się przed nim i po prostu powiedzieć prawdę. Była pewna, że po pierwszym szoku, byliby w stanie śmiać się z całej tej sytuacji. Myślała, że Dobrzański się zmienił, może nawet wydoroślał. Liczyła po cichu na to, że pod jej wpływem zrozumie, że postępował wobec kochających go kobiet w sposób niegodny prawdziwego mężczyzny. Ten bukiet - czerwone róże i wierszyk o potrzebującym jej misiu, stawiały wszystko pod znakiem zapytania. Znowu ją podrywa. O co mu chodzi? Przyjaciela nie traktuje się czerwonymi różami. Brzyduli też nie. Postanowiła go o to zapytać.
- Marku, dostałam róże i liścik. Naprawdę nie musisz tego robić.
- Chodź Ula, siadaj proszę. – Usiedli na kanapie. Marek spojrzał jej prosto w oczy i powiedział. – Nie muszę, ale chcę. Chcę, żebyś wiedziała, jak wiele dla mnie znaczysz.
- Przyjaciele nie muszą sobie nic udowadniać.
- Ty jesteś dla mnie kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Jesteś więcej niż asystentką i przyjacielem. Chciałbym bardzo, żebyś uwierzyła, że marzę o tym, by stać się dla ciebie również kimś więcej niż tylko szefem, przyjacielem i kimś, kto ginie bez twojego wsparcia. – Mówiąc to przysunął się do niej bliżej.
- Marek to nie tak. Jest dobrze tak, jak jest. Nie psuj tego.
- Daj mi szansę. Zobaczysz nic złego się nie stanie, jeśli pójdziemy na kolację, choćby dzisiaj. Zgódź się, proszę.
Ula była prawie pewna, że playboy powrócił w blasku i chwale, a ktoś, kogo uważała za przyjaciela, zniknął lub ukrył się gdzieś głęboko. Postanowiła zgodzić się. Była ciekawa, co takiego Marek knuje, dlaczego chce, aby uwierzyła, że jest mu bliska w ten sposób.
- Zgoda. Kolacja, dzisiaj o dziewiętnastej.
Przyjechał po nią do Rysiowa punktualnie. Pojechali do niewielkiej restauracji na Starym Mieście, urządzonej kameralnie, w sposób idealny dla zakochanych, chcących odciąć się od reszty świata. Było miło, na szczęście nie spotkali nikogo znajomego. Jakimś cudem Marka telefon milczał cały wieczór.
- Wciąż myślę o tym, jaka jesteś niezwykła. Z żadną kobietą nie rozmawia mi się tak dobrze jak z tobą. Nie mówiąc o tym, że żadna nie zadała sobie nigdy trudu, by zrozumieć, że ja też mam uczucia i problemy, potrzebuję się wygadać i być rozumianym. Nawet Paulina mnie nie rozumie. A ty nie dość, że dostrzegasz prawdziwego mnie, słuchasz, co mam do powiedzenia, to jeszcze ratujesz wciąż z największych kłopotów.
- Od tego są przyjaciele, kobiety-przyjaciele również.
- Nie sądzę. – Ujął jej dłoń w swoją i pocałował. Ula delikatnie, lecz stanowczo cofnęła rękę.
- Marek, czemu to robisz? Przecież ja wiem, jak wyglądam, nie jak twoje dotychczasowe wybranki. Nie jestem odpowiednią dziewczyną dla ciebie na romantyczne okazje.
Marek przysunął się do niej blisko, tak, że mógł bez przeszkód szeptać jej do ucha.
- Ula, jesteś najlepszą dziewczyną na romantyczne okazje. Ja już mam dość modelek i innych równie pustych kobiet. Ty jesteś od nich piękniejsza, uwierz mi.
Doświadczenie podpowiadało Dobrzańskiemu, że czułe, szeptane wyznania są najlepszą drogą do serca kobiety. Nie wiedział jednak, że Ula nie wierzy w żadne jego słowo. Z każdą minutą tracił jej przyjaźń.
- To bardzo miłe słowa. Jestem wzruszona. Było bardzo przyjemnie, ale jest już późno. Myślę, że powinieneś odwieść mnie do domu.
- Szkoda, myślałem, że posiedzimy tu jeszcze troszkę. Obiecaj mi, ze jeszcze kiedyś tu przyjedziemy. – Marek był szczerze zawiedziony, że Ula jest odporna na jego zaloty.
- Obiecuję.
Droga powrotna minęła w ciszy. Zatrzymali się pod Uli domem. Odwróciła się do Marka.
- Dzięki za … - Marek pochylił się ku niej i zamknął jej usta niespodziewanym pocałunkiem. Zdziwił się, że są tak niezwykle miękkie i delikatne. Lekko, lecz zdecydowanie chwytał swoimi wargami jej, licząc na wzajemność, ale Ula nie oddała mu pieszczoty.
- To ja ci dziękuję, to był niezwykły wieczór. Przepraszam za tego skradzionego całusa, ale nie mogłem się powstrzymać. – Uśmiechnął się ukazując dołeczki na policzkach.
- Może czas potrenować siłę woli. Na szczęście nie zbiednieję bez tego całusa. Dobranoc.
Ula czuła się jak komandos po starciu ze zmasowanym atakiem wrogich sił. Kolacja w romantycznej knajpce. Oczy Marka utkwione w niej. Słowa szeptane wprost do ucha, tak by wywołać gęsią skórkę. Uśmiechy, trzymanie za ręce. W końcu czuły całus na dobranoc. Tak, Marek znał się na uwodzeniu. Trudno się dziwić, że wszystkie mu ulegały. Ona jednak wolała go w innej roli. Przez ostatnie tygodnie wierzyła, że naprawdę są przyjaciółmi. Czuła się oszukana. Ciekawe, co teraz myśli o niej Marek, czy pojechał do domu, do narzeczonej? Nagle pomyślała, że pewnie opowiada teraz Sebie, pijąc drinka, że jedna kolacja to za mało na Brzydulę. Postanowiła w najbliższym możliwym terminie, czyli zapewne już po świętach, przyczaić się przy barze ich ulubionego klubu i spróbować podsłuchać ich męską rozmowę przy piwku.
W dzień Wigilii Bożego Narodzenia w biurach Febo&Dobrzański, wszyscy składali sobie serdeczne życzenia. Ula rano spotkała w recepcji na Aleksa, któremu chyba udzielił się nastrój, bo posłał w jej kierunku zniewalający uśmiech. Zwykle obrzucał ją tylko badawczym spojrzeniem. Niedługo potem Marek wykorzystał moment, gdy byli u niego w biurze, i dał jej gwiazdkowy prezent. Postarał się, upominek był z gatunku miłych i niebanalnych. Dostała kamień księżycowy odpowiedni dla jej znaku zodiaku. Marek okrasił prezent komentarzem, że otwiera serce na miłość. Ula zrewanżowała mu się kalendarzem. Prezes maksymalnie wykorzystał moment składania życzeń, wycałował ją i wyściskał. Nie był to jednak koniec niespodzianek na ten dzień. Do Uli zawitał jej ulubiony kurier z niewielką paczuszką. W środku był prezent od pana Tajemniczego. Perfumy Calvina Kleina „Truth” i odręcznie wykaligrafowany wiersz.
Wyznanie
Co trudno ukryć? Ogień, wierzę,
Bowiem za dnia go zdradzi dym,
A w nocy płomień, dzikie zwierzę.
Lecz trudno ukryć na równi z nim
Miłość. Najgłębiej choć ukryta,
Każdy ją z oczu wyczyta.
Johann Wolfgang Goethe
Ula była pod wrażeniem. Przeczytała wiersz kilka razy. Skropiła się perfumami. Bardzo jej się podobały. Ten ktoś dobrze ją znał. W południe wszyscy zaczęli się rozchodzić. Marek wyszedł z Pauliną. Ula pochowała papiery i również szła do domu. Los również chciał jej zrobić gwiazdkowy prezent i w windzie spotkała Aleksa. Uśmiechnął się, odetchnął zapachem, który otaczał Ulę delikatną mgiełką.
- Czuć prawdę w powietrzu, jak miło. Jeszcze się pani tu ukrywa?
Ula spojrzała na niego badawczo. Przypadek czy aluzja?- przemknęło jej przez myśl.
- Co trudno ukryć? Ogień, wierzę, bowiem za dnia go zdradzi dym, a w nocy płomień, dzikie zwierzę – powiedziała, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
- Lecz trudno ukryć na równi z nim miłość. Najgłębiej choć ukryta, każdy ją z oczu wyczyta.
Aleks stał przy niej. Prawie się dotykali. Patrzył jej w oczy głodnym wzrokiem. Uli zrobiło się gorąco, poczuła, że się rumieni. Dojechali na parter.
- Do widzenia – powiedziała cicho i wyszła.
- Do widzenia! – krzyknął za nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz