W ogrodzie rodziców, przy specjalnie wybudowany ołtarzu, w ubraniu pana młodego z bukietem kwiatów stał Marek. Czekał aż stanie przed nim jego miłość. W sukni ślubnej i welonem kroczył w jego stronę. Kto to jest? Kim jest ta dziewczyna? Cieżko było zobaczyć jej twarz przysłoniętą białą koronką. Gdy wreszcie dotarła przed ołtarz on odsłonił welon i jego oczom ukazała się Ula. Ta sama, z okularami i aparatem na zębach lecz cała pokryta bielą sukienki. Na jej widok uśmiechnął się szeroko a na jego zębach można było dostrzec taki sam aparat.
- Kocham cię. - wyznała dziewczyna po czym oboje zaczeli kręcić się wkółko trzymając się za ręce.
Nagle Ula spojrzała na niego zz przerażeniem w oczach i uciekła od niego podtrzymując suknię.
- Aaaa. - krzykneła Ula wybudzając się z ze złego snu.
Rozejrzałą się dookoła i pomyślała:
- To tylko zły sen.
Jasiek siedział przed telewizorem gdy do pokoju wszedł pan Józef.
- Co oglądasz? – spytał ojciec.
- A takie tak. – wymamrotał syn kładąc nogę na nogę.
- A matura? Jak myślisz, jak ci poszło? – spytał pan Józef siadając obok chłopaka.
- Sam nie wiem. – wyznał. – Ale chyba nieźle.
- To po co było to zamykanie się w pokoju? – dziwił się pan domu.
- Nie ważne. I tak nie zrozumiesz. – mruknął maturzysta. – A jak Ula?
- Siedzi w swoim pokoju. – powiedział smutno ojciec. – Przydało by się jej jakieś zajęcie.
- Skoro tak to przeżywa to po co się zwalniała z pracy? – pytał Jasiek.
- Wiesz Jasiek, czasem lepiej jest się wycofać niż później miało by się żałować. – radził pan Józef.
- To pójdę do niej. Może wyciągnę ją do kina. – zaproponował syn wstając z kanapy.
Marek na swoim biurku zauważył jest napisany przez Ulę. Chwycił go, wyszedł z gabinetu i usiadł w kąciku na korytarzu. Wyjął z koperty zaczął czytać. Jego wzrok powoli łapał każdą napisaną przez ukochaną literkę. Te słowa tak bolały. Już nawet krawat zawiązany na szyi był za ciasny. Poluzował go i począł dalej czytać. Na samą myśl o tym jak ona musiała się czuć pisząc ten list zrobiło mu się przykro. Targały nią takie emocje. Tak bardzo chciał wtedy przy niej być. Uspokoi, zapewnić że już więcej jej nie skrzywdzi i że zrobi wszystko by odzyskać jej zaufanie, oraz zapewnić o swoim uczuciu. Ręce drżały jak nigdy dotąd. Nie potrafił ich uspokoich. Po smutku przyszła złość. Złość do samego siebie. Był zły że nie zdołał jej powstrzymać od odejścia, że to wszystko się potoczyło jak się potoczyło.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił jej numer telefonu.
Ula siedząc na łóżku wyglądała przez okno. Nagle usyszała wibrującą na stoliku komórkę.
Podeszła do niej i widząc że to dzwoni miłość jej życia i osoba która ją bardzo zraniła nic nie zrobiła. Wpatrywała się w poruszający się po stoliku telefon i musneła go polowi i delikatnie opuszkami palców.
Marek siedział na korytrzu na pomarańczowej kanapie i wykręcał jej numer kilka razy z myśla że za krótymś razem odbierze. Lecz to wszystko były głupie marzenia, które nie miały racji bytu. Ula nie odbierała. Polożyła się na łóżku, wtuliła do poduszki i gorzko zapłakała.
Jasiek bez pukania wszedł do pokoju.
- Nie przeszkadzam? - spytał siostrę.
- Nie, nie. Wejdź. - próbowała zmylić go Ula wycierając łzy i siadając na łóżku, a następnie uśmiechając się stronę brata.
- Bo wiesz, teraz puszczają taki fajny film w kinach i chciałem się spytać czy nie poszła byś ze mną. - zaproponował brat siadając obok niej.
- Dzięki że o mnie pomyślałeś ale jakoś nie mam ochoty. Może innym razem.- wyznała. - Może zabierz ze sobą Magdę, albo Wojtka.
- Ula. Nie może cały czas tak siedzieć w pokoju. - wyjaśnił Jasiek.
- Wiem. - odpowiedziała uśmiechając się smutno.
Marek nie mógł skupić się na pracy. Co tylko zaczynał nie kończył bo zawieszał się. Ciągle błądził gdzieś myślami.
- Cześć stary. - rzucił Sebastian wchodząc do gabinetu kumpla i zamykając za sobą drzwi.
- Cześć. - powitał do smętnie były prezes.
- Co ty taki nieswój. Jeszcze się z nią nie pogodziłeś? - spytał Seba siadając na kanapie.
- Nie.
- Próbowałeś z nią porozmawiać? - ciągnął mając na myśli Paulinę.
- Próbowałem. - mówił półsłówkami Dobrzański.
- I co?
- I nic. Nie chce ze mną wogóle rozmawiać. - mówił poirytowany brunet wstając zza biurka i opierając się o blat.
- To nie wiem. Spróbój napisać do niej maila, list. Cokolwiek! - radził Olszański. - Albo odrazu pobiegnij po kwiaty i błagaj na kolanach o wybaczenie.
- Masz rację. - zapaliła mu się żaróweczka w głowie.
- Wiem że mam rację. - powiedział zadowolony z siebie Sebastian.
- Popilnujesz tu wszystkiego? - spytał wychodzący już z gabinetu Marek.
- Możesz na mnie liczyć. Idź. - odezwał się kumpel.
Po chwili Dobrzański wyleciał jak poparzony.
Seba uśmiechał się szeroko. Był dumny że we własny mniemaniu przekonał Marka by pogodził się z Pauliną. Za biurkiem rozsiadł się wygodnie w fotelu Marka, wyjął z biurka cygaro, włożył do ust i położył nogi na blat.
- I jak tam Marek? - sytała Sebastiana Violetta łapiąc go na korytarzu.
- Dobrze. - odpowiedział z uśmiechem.
- Przekonałeś go? - pytała ciekawa.
- Nie było z tym kłopotu. - odparł pewny siebie blondyn.
- Jak ty to zrobiłeś? - zdziwiła się panna Kubasińka.
- Ma się swoje sposoby. Ale podobno Paulina gra niedostępną. - oświadczył.
- Już ją uspokoiłam. - wyznała.
- No to niezłą z nas drużyna. - powiedział Olszański mrucząc jej do ucha.
- Najlepsza. - dodała Viola pocierając swoim nosem o jego nos.
Marek wyszedł z windy i przeszedł koło recepcji z wielkim bukietem kwiatów.
Zauważył to stojąca nieopodal Violetta i aż podskoczyła z radości zacieskając mocno kciuki.
- Człowiekowi w życiu nie potrzeba więcej: serce do kochania, rozum do myślenia i do pracy zadek. - westchneła bujając w obłokach i pobiegła szybko z nowiną do panny Febo.
Młody Dobrzański wszedł do gabinetu wyjął z biurka torebkę którą miał ze sobą nad Wisłą, kartkę i kopertę po czym wrócił na dół do samochodu i odjechał.
- Paulina! - zawołała Viola wpadając do bufetu i widząc siedzącą przy stoliku Paulę.- Mam dla ciebie taka informacje że aż z konia spadniesz. - powiedziała po czym usiadła obok 'przyjaciółki' i wyznała uśmiechnięta:
- Widziałam Marka z bukietem kwiatów.
- I co z tego? - zmierzyła wzrokiem koleżankę panna Febo.
- No nie domyślasz się dla kogo jes ten bukiet? - spytała Kubasińska.
- Dla kogo? - spytała spokojnie wysoka brunetka popijając sok.
- No jak to dla kogo?! No dla ciebie! - rzuciła. - Pewnie teraz Marek biega po całej firmie by cię znaleźć.
- A ja mam za nim biegać i rzucić się na bukiet? Niech sam do mnie przyjdzie. - oznajmiła Paulina.
- No racja. - przyznała Violetta.
Marek z bukietem kwiatow i torebka z tajemniczą zawartością usiadł na ławce w parku. Światło promieni słonecznych rozświetlało piękny krajobraz. Zieleń drzew, pięknie kwitnące kwiaty o barwach tęczy mieniły się w słońcu. Dobrzański położył kwiaty i torebkę na łąwce. Z kieszeni marynarki wyjął kartkę i długopis, po czym zaczął pisać:
~Ula,
Wiem, że kartka do ciebie, zapisana w pośpiechu przy twoim biurku niczego nie załatwi. Ale wiem, wierzę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć ci coś prosto w oczy, to powiem ci, że dzięki tobie zrozumiałem, co to jest miłość i że wiem na pewno, że nie to łączy mnie to z Pauliną. I że na pewno jej
nie poślubię…
I jeszcze jedno na pewno wiem: że cię kocham.
Marek
Czekam o piętnastej nad Wisłą w miejscu, gdzie to wszystko zaczynałem rozumieć.
P.S. Kiedyś podarowałaś mi wspaniały prezent. Kamień księżycowy. Miał mi on otworzyć serce na miłość i tak się stało. Teraz oddaję ci go tobie. Niech i on pozwoli ci otworzyć twoje serce na moją miłość. ~
Po tym wyznaniu wyjął z kieszeni marynarki jeszcze kopertę. Włorzył kartkę do koperty i do niej dołączył do niej kamień który miał w kieszeni spodni. Przez chwilę jeszcze obrócił go w ręku i mu się przyglądał.
Wstał z ławki i spokojnym krokiem podążył w stronę samochodu.
- Ula. - powiedziała troskliwie Ala wchodząc do pokoju Uli.
- Ala! - zawołała Cieplakówna. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszłam cię odwiedzić. Zobaczyć co tam u ciebie. - odparła starsza koleżanka.
- U mnie wszystko w najlepszym porządku. - wyznała Ula.
- Właśnie widzę. - powiedziała gdy słowa przyjaciółki nie przekonały ją. - Patrzysz się w to okno jak jakaś sroka w ogon. Koniec tego smęcenia. Idziemy na herbatę. - mówiła z werwą Ala, po czym obie ruszyły do kuchni.
Marek jadąc samochodem próbował ponownie dodzwonić się do Uli lecz zostawiła ona telefon w pustym pokoju.
Pan Józef, Ala i Ula siedzieli przy stole i pili gorącą herbatę.
- Mam dla ciebie taka propozycję. - odezwała się do koleżanki Ala. - Ostatnio Ela i Władek byli na Mazurach. Podobno jest tam znakomity ośrodek wypoczynkowy. Cisza, spokój, piękne jeziora i dookoła pełno zieleni. Mają też znakomitą stołówkę i niedrobie jedzenie. Może chciałabyś się tam wybrać? Odpoczełabyś, wyciszyła. To ci dobrze zrobi. - zasugerowała zatroskana.
- Świetny pomysł pani Alu. Prawda Ula? - przyznał pan Józef.
- Może. - odparła Cieplakówna.
- Ula, zgódź się. Jutro wezmę wolny dzień i z samego rana przyjadę by cię tam zawieść. Także nie musisz martwić się o dojazd. - naciskała przyjaciółka.
- To załatwione. - powiedział z entuzjazmem pan domu.
- Przepraszam na chwilę. - rzuciła Ula i poszła do łazienki.
- Dobrze że pani, pani Alu zaproponowała ten wyjazd. Pewnie tak by ciągle siedziała w domu i rozmyślała.
Wtedy pod dom Cieplaków podjechał samochód. Pan Józef wstał z krzesła by zobaczyć kogo to do nich sprowadza.
- Czego on jeszcze tutaj chce? - burknął pan domu.
- Kto to? - spytała Ala i po minie pana Józefa zorientowała się. - Marek?
- Wczoraj też był u nas i wydzierał się na całe osiedle. Jak tak można. Najpierw skrzywdzić tak dobrą osobę a potem myśleć że ona tak łątwo wybaczy.
- Może zobaczmy o co tym razem chodzi. - zasugerowała i następnie wyszli naprzeciw Markowi.
Dobrzański wyjmował z auta bukiet kwiatów i kopertę w której był list gdy przed furtką pojawili się Ala i pan Józef.
- Po co pan przyjechał? - zapytał pan domu.
- Przeprosić Ulę. - odpowiedział Marek.
- Nie wstyd panu?! Już po pana nie dociera że ona nie chcę pana widzieć?! - krzyczał zdenerwowany ojciec Uli.
- Spokojnie panie Józku. - upakajała go Ala. - Marek, proszę cię. Daj jej spokój. Oszczędź jej cierpienia. Jej teraz nie potrzeba więcej łez lecz czasu by by mogła to sobie wszystko poukładać. - tłumaczyła, lecz jego oczy nadal jej wypatrywały. - Marek. - dodała opanowana.
On spojrzał się na nią zmieszany. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza.
- Proszę przekaż jej ten list. - poprosił Marek wręczając jej kopertę i przez chwilę przytrzymując patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- Mogę? – spytała wchodząca do gabinetu Aleksa Paulina.
Aleks po posiedzeniu zarządu wrócił do swojego dawnego gabinetu.
- Jasne. – odpowiedział jej brat tym samym wstając z krzesła i wskazując jej kanapę.
Ta zwróciła się w stronę regału i sięgnęła po szkło.
- Nalejesz mi coś mocniejszego? – spytała strapiona.
Wysoki brunet wziął od niej szklankę i rzucił:
- Siadaj proszę.
Oboje usiedli wygodnie. Aleks na fotelu, a panna Febo naprzeciw niemu, na białej kanapie.
Paulina głośno westchnęła gdy jej brat nalewał jej whisky do szkła.
- Rozmawiałaś z Markiem? – spytał Aleks Paulinę.
- Nie – usłyszał z ust siostry.
- A zamierzasz? Bo wiesz… chyba powinnaś…
- Aleks, proszę. Mówiłam ci, żebyś się tym nie martwił. – prosiła go będąca nieco bez życia.
- Już drugi dzień u mnie nocujesz, nie rozmawiasz z nim, nie chcesz powiedzieć, o co chodzi… Jak mam się nie martwić? – naciskał składając przy tym dłonie i przyciskając je do twarzy.
- Miał romans z brzydulą. – wyznała, lecz te słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.
- Co?! – zdziwił się wielce pan Febo.
- Podobno. – powiedziała biorąc łyk whisky.
- Żartujesz chyba? To niemożliwe! Rozumiem, że ją promuje, bo dziewucha odwala za niego całą robotę, ale nie wierzę, żeby on z taką…
- Też w to nie wierzę. Dlatego myślę, że jest jakiś inny powód. – przerwała mu siostra.
- Jaki? – słuchał jej zaciekawiony Aleks.
- On się boi ślubu. Zaangażowania. Zaczyna panikować. – tłumaczyła Paulina.
- To akurat do niego podobne, ale… - switował.
- No właśnie. Dlatego czekam, aż się uspokoi. – oznajmiła.
- Paulina, odwołaj ten ślub. – zasugerował jej brat.
- Oszalałeś!? – rzuciła zbulwersowana.
- Skoro on zachowuje się jak gówniarz, a ty masz wątpliwości…
- Ja nie mam żadnych wątpliwości! A Marek przemyśli to i się opanuje. Już dziś chciał mi dać kwiaty. – oświadczyła nerwowa wstając z kanapy i chodząc w tą i powrotem.
- Chciał? – zauważył brunet.
- Może to nie był odpowiedni moment. Ale przeprosi mnie. Znam go. Tak łatwo nie zrezygnuje z tego związku. I ja też nie. – dodała.
Marek siedział na pniu z torebką w ręku w miejscu gdzie wszystko przypominało ją. Ulę Cieplak. Tak miłą, dobrą, wspaniała, pomocną osobę i wielkim sercu. Serce które oddała właśnie mu. Markowi Dobrzańskiemu. Cwaniakowi, lawirantowi, oszustowi i bawidamkowi, który w koncekwencji rozrzucił je i podzielił na miliard kawałków. Teraz czeka tam na nią. Czeka by poskładać wszystkie jego cześci w całość i by bez jakiejkolwiek przyczyny oddać swoje. Czuje lekki wiatr na swojej twarzy, przejrzyste lustro wody które mieni się w słońcu. Z torebki wyjmuję jedną z wielu jej ulubionych łakoci, krówkę. Obraca ją w ręku, patrzy w dal i czeka. Czeka na nią, miłość swojego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz