Get your own Digital Clock

wtorek, 1 września 2009

"KOCHANKA"...czyli odcinek 167 wg interpretacji Martham

Ula nie miała najmniejszej ochoty zwlec się z łóżka. W głowie miała obraz szczęśliwej pary wychodzącej z F&D. Nie miała ochoty się stroić. Założyła zwykłą zieloną bluzkę i ciemno różowy sweter. Jej złe samopoczucie pogłębiło się jeszcze bardziej po wczorajszej kłótni ojca z bratem. Teraz wszystko było na jej głowie. I do tego nowe stanowisko będąc na którym musiała się wykazać. Nie potrafiła już sobie radzić ze swoimi problemami, a innych też nie potrafiła nimi obarczać. Wyszła z windy i z opuszczoną głową pokierowała się w stronę swojego gabinetu. Zauważył ją stojący na korytarzu Marek.

- Ula! – krzyknął w jej stronę i podbiegł do niej. – Ja przepraszam cię za wczoraj, ale…

- Nie musisz się tłumaczyć. – przerwała. – Paulina wróciła. Przecież rozumiem, że się za nią stęskniłeś. W końcu to twoja narzeczona.

- Ula. To nie tak jak myślisz. – odparł Marek przypierając ją rękami do ściany i patrząc jej głęboko w oczy.

- Nie? – spytała zirytowana Cieplak.

- Nie. Przecież wiesz, że ja jej nie kocham. Że ja do niej nic nie czuje. Już od dawna. – oznajmił prezes nadal przytrzymując ją rękami.

- A wczoraj? – dociekała dziewczyna.

On puścił ją i zaczął nadmiernie gestykulować rękami.

- Wczoraj to było co innego. Ja nadal z nią jestem, ale to wszystko niebawem już się skończy. – tłumaczył się jąkając.

- I w końcu będziemy mogli być razem. – dodała Ula nieco już spokojniejsza.

- Właśnie. – przyznał patrząc się w jej niespokojne oczy.

W pracowni Pshemko użerał się z nowym asystentem, gdy do pomieszczenia weszła zadowolona Iza z tacą na której były trzy filiżanki z kawą. Weszła tyłem pupą popychając uchylone drzwi. Odwróciła się słysząc głośne krzyki.

- Lucjusz podniesie ten materiał. – oświadczył zdenerwowany projektant wskazując palcem na szmatę leżącą na podłodze.

- Nie podniesie. – oznajmił pewny swojej decyzji nowy asystent krzyżując ręce.

- Podniesie. Podniesie. I to już! – krzyczał Pshemko skacząc z poirytowania.

- Nie podniesie. – powtórzył brunet.

- To ja osobę zwalniam. – rzucił projektant.

Po tych słowach Lucjusz opuścił progi pracowni.

- Kuba! Niech to Kuba podniesie. – zakomenderował projektant.

Kuba natychmiast podbiegł i podniósł ów nieszczęsny materiał.

Artysta widząc stojącą przy drzwiach zdezorientowaną krawcową podszedł do niej powolnym krokiem, ujął w dłoń filiżankę i wziął łuk napoju przy tym uśmiechając się do niej.

- Co to jest?! – krzyknął wypluwając kawę z buzi.

- Kawa panie Przemysławie. – wydusiła Iza.

- Ja chcę czekolady. Czekolady! – zawołał.

Wtedy dziewczyna zwróciła się w stronę drzwi.

Sebastian wszedł do gabinetu Marka.

- Cześć. – przywitał się kumpel.

- Cześć, wejdź. – odpowiedział Marek szukając czegoś w biurku.

- I jak tam…ALEKS? – szepnął Sebastian.

- Chyba się udało bo Paulina nic mi nie wspominała. – oznajmił zadowolony z siebie prezes.

- Brawo. Aleks musiał mieć niezłą minę jak się zorientował, że te fotki nagle…wyparowały. – mówił kadrowy z uśmiechem na twarzy.

- Chciałbym to widzieć. – skwitował Marek.

- A co z Ulą? – spytał kumpel.

- A co z nią? – zdziwił się Dobrzański.

- No ty mi powiedz. Jeszcze nie zdałeś mi szczegółowej relacji ze SPA. – ciągnął.

- Seba.

- No co? Przecież też chciałbym wiedzieć. W końcu jestem twoim najlepszym kumplem, co nie? Mi zawsze się możesz zwierzyć. Przysięgam, że nie będę się śmiał. – kontynuował Olszański.

- Seba! – krzyknął Marek.

- No już. Po prostu jestem ciekawy. – oświadczył.

Ula weszła do bufetu i siadła przy najbliższym stoliku.

- Ela! - zawołała przyjaciółkę, która stała zamyślona przy bufecie.

- Już idę. - odpowiedziała przytomniejąc i podbiegła do Cieplakówny. - Co ci podać?

- Może wodę. A masz coś świeżego do przegryzienia? - spytała.

- Co, co? - odezwałą się Ela, która duchem była gdzieś bardzo daleko.

- Ela, coś się stało? - zaniepokoiła się pani dyrektor.

- Nie, nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - skłamała bufetowa wymuszając w sobie uśmiech.

- Przecież widzę. - drążyła Ula poważnym tonem.

- Przed tobą nic nie da się ukryć. - oznajmiła i usiadła obok niej przy stoliku. - Chodzi o tego byłego. - wyznała ze smutna miną.

- O tego faceta z którym wyjechałaś? - dociekała panna Cieplak.

- Tak. O tego samego. Chce, żebym mu oddała za czynszu. Za ten czas kiedy u niego mieszkałam razem z J. Ale ja jestem spłukana. Ledwo mi starcza na opłacenie mieszkania w którym teraz mieszkam.

- Że co?! - zdziwiła się Ula, po czym gdy zauważyła, że wszyscy się spojrzeli w jej stronę, zeszła z tonu. - Jak on tak może? Najpierw cię wykorzystał, a teraz chce od ciebie pieniedzy?

- No widzisz, zawsze trafiam na takim drani. - oznajmiła Ela.

- Nie możesz mu pozwolić na to by tak tobą pomiatał. Nie dawaj mu tej kasy. - zasugerowała dyrektor.

- Nie mam wyboru. Ja jestem tam zameldowana już od jakiegoś czasu. Jeśli mu nie oddam tej kasy to będzie mnie ciągnął po sądach, a ja tego nie chcę. - zwierzyła się koleżanka.

- To może wymyślimy coś innego. - zasugerowała dziewczyna z Rysiowa.

- Może, tylko co? - odparła zmartwiona matka opierając się ręką o stolik i odgarniając włosy.

Pshemko by się uspokoić wybrał się na spacer. Wdychał świeże powietrze, podziwiał piękno przyrody. Wtedy z tej błogiej chwili wyrwał go dźwięk telefonu komórkowego.

- Ani minuty spokoju. - mówił do siebie rozdrażniony wyciągając aparat telefoniczny z kieszeni.

- Słucham? - spytał odbierając.

- Panie Przemysławie, ktoś do pana. - oznajmiła Iza będąca po drugiej stronie słuchawki.

- Ja się relaksuje! Czy Izabella tego nie słyszy?! Relaksuje. - zasugerował projektant.

- Ale to podobno bardzo ważne. - naciskała krawcowa będąca w pracowni.

- Będe jak będe. Jak osobie zależy to poczeka. - uściślił czując wyższość swojej osoby w danej sytuacji.

- Ale to podobno bardzo ważne i chodzi o jakiegoś Wojtka. - wyznała spoglądając na kobietę i młodego chlopaka stojących obok niej.

Pshemko ze zdumienia stanął w miejscu i odunął od ucha słuchawkę.

- Halo! Panie Pshemysławie. Słyszy mnie Pan? - krzyczała do słuchawki Iza, po czym skierowała głowę w stronę niespodziewanych gości i wzruszyła ramionami.

Ula zapukała do drzwi gabinetu.

- Proszę. - zawołał siedzący przy biurku Marek.

- Część, mam dla ciebie jeszcze kilka papierów do oddania. - powiedziała nieswojo wręcając mu je do ręki.

- Dzięki. - odpowiedział prezes.

Ula bujała się podpierając ręce na biurku wzrok wlepiając w stojący na nim model samochodu.

- Ula. - odezwał się Dobrzański zerkając na jej zaniepokojoną twarz.

- Yhy? - rzuciła wychodząc z rozmyślań.

- Co jest? - spytał.

- Nic. Ela ma problemy. Finansowe. - zwierzyła się. - Zastanawiam się jak jej pomóc.

- Cała ty. Zawsze martwisz się za innych. - switował Marek. - Wiesz, że chciałbym ci jakoś pomóc, ale ja sam ledwo daje radę.

- Wiem. Wiem. - przyznała Ula. - Jej były facet rząda od niej pieniędzy za czynsz.

Na chwilę zapanowała cisza. Marek wstał zza biurka.

- No gdybym tak wypłacił jej tą pensję szybciej i zgodził się na drobną pożyczkę, którą by musiała później spłacać, to by coś pomogło?

- Jasne. Ela przyjmie każdą nawet drobną pomoc. - oświadczyła Cieplakówna, już nieco weselsza.

- W takim razie powiedz jej, że może na mnie liczyć. - oznajmił przystojniak uśmiechając się szeroko.

Po tych słowach oboje z uśmiechem nachylili się ku sobie, a następnie cmokneli się romantycznie w usta.

Nagle do gabinetu wparowała Paulina.

- Cześć kochanie. Czy mogłabym ci na chwilę zabrać naszą nową panią dyrektor? - spytała uśmiechnięta od ucha do ucha Paula.

- No nie wiem. - odparł młody Dobrzański.

- Mamy dużo pracy. - wymamrotała zakłopotana Cieplak.

- Tak, właśnie. Ula ma teraz dużo pracy. Zmiana stanowiska i wogóle. - przyznał prezes podtrzymując wersję.

- Ale to naprawdę nie potrwa długo. I zaraz wtedy ci ją oddam. - przekonywała panna Febo.

- No dobrze. - zgodził się Marek.

Ula spojrzała na niego z wyrzutami sumienia.

- Świetnie. To chodźmy. - rzuciła pełna energii.

Nie była pewna czy narzeczona widziała ich pocałunek i czy przypadkiem nie dostanie jej się za to po głowie.

Niepewnym krokiem wyszła z gabinetu, a za nią podążyła Paulina.

Pshemko czaił się przed wejściem do pracowni. Zaglądał do środka patrząc przez szybę.

- Spokojnie mistrzu. Wdech, wydech, wdech wydech. - szeptał do siebie po czym wkroczył do pracowni udając, że jest w wyśmienitym nastroju.

- Witam, witam. - zawołał radośnie.

- Przyszliśmy porozmawiać. - oznajmiła wysoka, schludnie lecz nie ekstrawagancko ubrana blondynka.

- Izabello, czy mogłaby Izabella oprowadzić młodzież po firmowych zakanarkach? - poprosił grzecznie projektant.

- Z miłą chęcią. - odparła główna krawcowa kładąc rękę na ramieniu młodego chłopaka.

Po chwili Pshemko i kobieta w sile wieku zostali sami.

- Co wy tutaj robicie? Przecież to nie miało tak wyglądać. - napadł na kobietę siwowłosy artysta.

- Wojtek już wie. - odparła nieznajoma.

- Jak to wie? - spytał zaskoczony.

- Wojtek już od kąd się urodził strasznie się odznaczał. Był całkiem inny niż zwykłe dzieci. Gdy wszyscy chłopcy bawili się traktorami, ciężarówkami, on latał po podwórku z linijką w ręce i mierzył dziewczynki, a następnie łączył ze sobą siatki i tworzył dla nich przerózne kreacje. Kiedyś podpatrzył jak jedna próbowała sobie pomalować paznokcie u rąk czerwonym lakierem. On też taki chciał, wiec gdy nie widziała zabrał jej ten lakier i zrobił sobie pedicure. Jak był już nieco starszy pożyczał od dziewczyn kosmetyczki, a na przerwach obcinał im włosy nożyczkami. Raz siedząc za jedną z wrówieśniczek obciął jej długo przez nią zapuszczane włosy. Gdy się zorientowała, że Wojtek zciął jej włosy poleciała z krzykiem do mamy. Musiałam mu zabrać te nożyczki. Był załamany. Nie pił, nie jadł. I tak zostało. On jest taki sam jak ty. Niedawno przechwycił list, który do mnie napisałeś i nasze wspólne zdjęcie z przed lat. Nie umiałam juz to dalej ciągnąć. Zresztą on by mi nie uwierzył. Jako maly chlopiec spoglądał na tatusiów innych dzieci i dopytywał się gdzie jest jego tatuś. Wojtek już wie, że jesteś jego ojcem. - mówiła dawna życiowa partnerka.

Pshemko wzruszył się tą historią. Nie potrafił wydobyć z siebie nic co mogłoby brzmieć adekwatnie do tej sytuacji.

- On był na ciebie zły. Chodził struty. Ale po żalu nastąpiła chwila euforii. Chciał cię tak bardzo poznać, porozmawiać. Mówił jak to się ubierze, jak zrobi sobie fryzurę. Chciał żebyś był zniego dumny. Planował cię odwiedzić. Tlumaczyłam mu że tata ma teraz inne życie, że jest bardzo zapracowany. Wtedy chciał uciec z domu. groził, że wiecej nie wróci. Że musi cię poznać. Wiec nie miałam wyboru i zgodziłam się zabrać go do jego ojca, lecz tłumaczyłam, żeby sobie nie robił wielkich nadziei. Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu. - kontynuowała.

- Nie mam. - odpowiedział przytulając ją, a ona położyła swoją głowę na jego ramieniu.

Iza i Wojtek milczeli siedząc w bufecie przy jednym ze stolikow. Teraz krawcowa miała czas przyjżeć się swojemu gościowi. Był to wysoki, szczupły młody chłopak o dość niespotykanej fryzurze. Jego włosy miały miedziany kolor, a przez środek głowy przechodził blond irokez.

- Może chciałbyś coś zjeść? Na przykład pączka? - zaproponowała pracownica FeboDobrzański.

- Nie dziękuję. Macie tu naprawdę bardzo ładnie. Tak radośnie, kolorowo, cudowne miejsce tętnice życiem. Raj Adama i Ewy. - wyznał z zachwytem.

- Bardzo się cieszę, że ci się tu podoba. - odezwała się uśmiechnęta Iza.

Ula i Paulina znalazły się w "Ogrodzie smaków".

- Proszę siadaj. - powiedziała Paulina wskazując na pobliski stolik.

Ledwo co przy nim usiadły, a Ula zapytała się z niepokojem:

- O czym chciała pani porozmawiac?

Paulina nie traciła czasu.

- Wiesz z kim Marek ma romans? Kim jest ta kobieta? - zapytała Paulina na dzień dobry.

- Nie odpowiedziałą cicho przerażona Ula wzrok wlepiając w stolik.

- A ja wiem i mogę ci powiedzieć. - po tych słowach Ula zaskoczona spojrzała się na pannę Febo. - To najbardziej bezduszna i egoistyczna kobieta, jaką znam. Dla niej nie ma żadnych świętości!

W tym momencie Ula chciała zaprzeczyć, ale Paulina przybliżyła się do niej i niespodziewanie położyła swoją dłoń na jej dłoni. Spojrzała się Cieplakównie prosto w oczy i wygłosiła dłyższy monolog:

- Widzisz ten pierścionek? Dostałam go od Marka na zaręczyny. A tu jest miejscę na obrączkę. - mówiła pokazując dziewczynie z Rysiowa swoją dłoń. - Tak bardzo na to czekałam. Mieliśmy tyle planów, a teraz...A teraz przychodzi ona. Nie wiem, kim jest, jak się nazywa, ale wiem, że chce mi zabrać coś, co mam w życiu najcenniejszego. To wyjątkowo wredna istota. Ale znajdę ją! - groziła.

Ula ciężko przełkneła ślinę i odparła:

- Rozumiem co pani mówi. Nie jest pani pewna Marka...

- Dokładnie, a muszę mieć pewność.

- Wiem. Musi pani mieć pewność, że pani nie zdradza. - podsumowała dziewczyna.

- Nie musimy rozmawiać tak dosadnie. Muszę mieć pewność, że nie istnieje nikt poza mną. - tłumaczyła Paula.

- No to już może być pani pewna, że istnieje wiele rzeczy poza pania. - stwierdziła Ula.

- Dla Marka! Że nie istnieje nikt poza mną dla Marka. - uszczegółowiła Paulina.

- Rozumiem, ale dla Marka istnieje na pewno wiele rzeczy i jeśli pani go naprawdę kocha...

- Sluchaj, proszę cię o pomoc, a nie o radę. - uniosła się Paulina.

- Chcę pomóc. - powiedziała skruszona panna Cieplak.

- Dziękuję ci. Ale nie pouczaj mnie proszę.

- Po prostu myślałam, że będzie pani miała wątpliwości, czy on panią kocha., czy jest z panią szczęśliwy, czy czuje się przy pani spełniony, czy razem... - sugerowowała Ula.

- Wystarczy! - przerwała jej Paulina. - Chcę tylko wiedzieć, czy kogoś ma i tylko w tym możesz mi pomóc. Reszta jest nieważna. Z resztą sobie poradzę. - oświadczyła Febo stanowczym tonem.

- Współczuję pani - wypaliła Cieplakówna prosto z mostu widząc jak bardzo chce zdemaskować swojego narzeczonego.

- Wybacz kochana, ale współczucia też nie oczekuję, chcę kąkretnej pomocy. Skończę ten romans, zanim wszyscy się dowiedzą. Wiem, że to dyskomfortowa sytuacja. Marek jest twoim szefem. Jesteście zżyci. Ale zapewniam cię, że wszystko zostanie między nami. - namawiała Ulę zniecierpliwiona Febo. - Aha, i jeszcze to. - dodała wyciągając z torebki białą kopertę, którą chciała wręczyć Cieplakównie.

- Co to jest? - zapytała zaskoczona pracownica FeboDobrzański.

- Mała rekompensata...Moja wdzięczność będzie większa, jak tylko pomożesz mi znaleźć tę kobietę. - rzuciła zdesperowana narzeczona.

PS. Dialog Paulina-Ula zaczerpnięty z seriale.com.pl

martham

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz