Get your own Digital Clock

środa, 23 września 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.1

Jakie błękitne jest dziś niebo…
Siedziała za biurkiem, które tak naprawdę nie było jej biurkiem. Zrobiła to dla niego, złamała swoje zasady, i teraz nie miała już wyjścia. Musiała to zrobić… Musiała sfałszować ten raport. Ale czy tym samym nie sfałszuje również siebie, swojej duszy i tego, czym się kierowała do tej pory? Gdzie podziało się to sto procent prawdy? Miała racje, właśnie przekroczyła granicę, za którą człowiek przestaje być sobą… Jednak nie ona, ona musiała wrócić z tej przeklętej podróży. Postanowiła, że do zarządu będzie na tym stanowisku, a później wróci na swoje stare miejsce…
- Mogę?
Wojna myśli się skończyła, w drzwiach pojawił się Marek.
- Tak.
- Nad czym tak rozmyślasz? Nie martw się poradzisz sobie z tym raportem. – Powiedział uśmiechając się do niej.
- Marek napiszę ten raport, ale po zarządzie wracam na stare stanowisko, dobrze? – Ula popatrzyła na Marka.
- Ula, wiesz, że zasługujesz na to stanowisko, i chciałbym abyś na nim pozostała również później- podszedł do niej na tyle, blisko, aby móc popatrzeć jej prosto w oczy.
Tak bardzo chciała się do niego przytulić, tak po prostu przytulić bez żadnych podtekstów, bez pocałunków. Chciała po prostu poczuć jego bliskość… Chyba to wyczuł, gdyż sam wykonał niezdarnie to przytulenie. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Będę uciekał, pa – pożegnał się, choć tak naprawdę wolał być z nią.
- Pa.
Została sama, ale nie walczyła już z myślami, musiała zająć się raportem.

- Marek grozi nam redukcja zatrudnienia?- Sebastian nie pukając wszedł do gabinetu Marka. Na szczęście nie zauważył zmieszania na twarzy Marka i tego, jak coś pospiesznie chował do szuflady biurka.
- Seba, co ty mówisz?- Na twarzy Marka było widać zaskoczenie i zdenerwowanie.
- Nie wiem, czemu się dziwisz, jest kryzys. Na początek pójdzie w odstawkę około 10 – 15 procent ludzi.
- Nie to niemożliwe. Nie mogę do tego dopuścić.- Marek zaczął nerwowo krążyć po gabinecie. – Muszę coś wymyślić i to szybko.
- Wiesz dużo zależy od tego raportu dla zarządu. A właśnie jak będzie? Ula się w końcu zgodziła go sfałszować?
- Tak, ale po zarządzie chce wrócić na swoje stare miejsce. A sam dobrze wiesz, że jest mi potrzebny tam ktoś zaufany. I to nie tylko teraz, ale i później.
- No to stary musisz ją jakoś przekonać jeszcze raz. Nie martw się, robisz się w tym coraz lepszy. – Sebastian nie krył, że ta sytuacja go bawi. – Jeśli będziesz miał jakiś kłopot to wal śmiało, zawsze chętnie ci pomogę.
- Dzięki już wymyśliłem, że po zarządzie zabiorę ją gdzieś z dala od tego wszystkiego.
- To nawet dobry pomysł, tylko musisz się pośpieszyć z rezerwacją, w końcu za 2 tygodnie zarząd.
- Wiem i już nawet zarezerwowałem dwa pokoje w pensjonacie w Bieszczadach- Marek był najwyraźniej z siebie zadowolony.
- A co z Pauliną?
- Nie pamiętasz, wyjeżdża do Mediolanu z Pshemko.
Ula ograniczyła spotkania z Markiem, poświęcając jak najwięcej czasu na pisanie raportu. Wiedziała, że już niedługo wróci do swoich starych obowiązków zapomni o tej nieprzyjemnej dla niej sprawie. Nikt oprócz Sebastiana i Pauliny nie zauważył zmian w zachowaniu Marka. Był jakiś milczący i nieobecny. Ciągle zamyślony, samotnie spędzał godziny w swoim gabinecie. Sebastian wiedział, że przyjaciel nie odwiedza Uli tak często jak wcześniej, że nie wychodzą nigdzie razem. A gdy próbował z nim porozmawiać i coś doradzić młody Dobrzański zbywał go dużą ilością obowiązków. Paulina też dostrzegła zmiany. Marek, choć wracał wcześniej do domu, nigdy nie szukał jej towarzystwa a wręcz go unikał. Na wszelkie pytania odpowiadał półsłówkami. Całymi popołudniami zamykał się w bibliotece …
Zrozumiał, że to dziwne uczucie pustki, które mu towarzyszyło od dwóch tygodni było spowodowane tym, że nie ma obok niego Uli. Przyzwyczaił się już do jej obecności. Dobrze było wiedzieć, czuć, że ona jest tuż za drzwiami, że w każdej chwili może wyjść i ją zobaczyć, albo ona zawita do jego gabinetu. Nie bardzo rozumiał, dlaczego musieli ograniczyć swoje spotkania. Sądził, że spowodowane jest to raportem i Ula chce się na nim skupić. Miał pewność, że nie wie nic o intrydze. Inaczej na pewno byłaby zła, lub już by jej tu nie było. A ona jest, chociaż oddalona korytarzem i kilkoma parami drzwi, ale jednak jest. Nie opuściła go i po raz nie wiadomo, który ratowała mu tyłek.
Ta pustka była obecna nie tylko w biurze. Odczuwał ją w domu, nawet wtedy, gdy obok była Paulina.
Paulina… Coraz wyraźniej dostrzegał jak mało go z nią łączy. Jak mało łączy z kobietą, z którą ma iść przez życie. I co najgorsze do rozpoczęcia tej wspólnej drogi pozostało mu tak niewiele czasu…
Pamiętał ją z początków ich związku. Zakochani, szczęśliwi, pełni marzeń, planów i tak pewni jutra. Ona i on razem, tak już miało być zawsze. Wtedy wszystko było wspólne miłość, dom, firma… Nie pamiętał tego momentu, kiedy ze wspólnych rzeczy pozostał tylko dom i firma, a uczucie, które miało być nieśmiertelne nagle się ulotniło. Nie czuł nic oprócz sympatii i sentymentu do wspólnych chwil. Pamiętał natomiast noc, kiedy po raz pierwszy zdradził Paulinę z inną kobietą. I nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, zupełnie jak w kalejdoskopie zaczęły się pojawiać twarze kolejnych dziewczyn, modelek, asystentek… Ile ich było? Tego też nie pamiętał. Wbrew pozorom nie był z nimi tylko dla seksu. Szukał u nich tego, czego nie mógł znaleźć u Puliny, miłości takiej bezinteresownej, prawdziwej, nie na pokaz, która jak się już pojawi to po prostu jest. Szukał też zrozumienia, akceptacji, wsparcia… Czy to tak wiele? Później i to porzucił. Kobiety były bezkonfliktowe, seks był dobry, wypełniał tą pustkę i uśmierzał ból, ten dziwny ból samotności. A co z Pauliną? Paulina była zawsze, czekała na niego, wybaczała. Był pewien jej miłości i tego, że nigdy się nie skończy, cokolwiek by zrobił ona zawsze będzie. Był egoistą. Może właśnie, dlatego Paulina stała się taka oziębła i wyrachowana. Otoczyła się murem, który może zburzyć ktoś, kto ją pokocha. Niestety on nie jest tym człowiekiem. Czy kiedykolwiek nim był? Z pewnością było to bardzo dawno temu. Teraz jest on, Paulina razem, a jednak gdzieś obok, osobno. Już z innymi marzeniami, planami. I on już z inną miłością. Teraz była nią Ula.
Ula… Najzwyklejsza ze zwykłych i niezwykła. Potrafiła cieszyć się drobiazgami jak uścisk dłoni, przelotny pocałunek i tymi kilkoma chwilami, wykradzionymi tylko dla nich. Kiedy to rozmawiali o rzeczach błahych i poważnych lub nic nie mówili, tylko cieszyli się swoją obecnością. Może już wtedy wiedzieli, że tylko tyle mogą sobie dać, chociaż ona pragnęła dać mu o wiele więcej, i dawała mu to. To Ula potrafiła dostrzec i wydobyć z niego to wszystko, co tak starał się ukryć przed światem, Puliną, Sebastianem i przed samym sobą.
Miłość- na czym to polega? Czy wtedy, gdy daje jej kamień- talizman? Czy wtedy, gdy bez chwili wahania chwyta jej wyciągniętą dłoń, chroniąc się przed upadkiem? Czy może wtedy, kiedy zabiera ją do parku, ona cierpliwie słucha jego opowiadań, i podaje mu chleb, który tego dnia był przeznaczony nie tylko dla kaczek? Ona też dostała parę okruszków…Czy wtedy, gdy radosny, mówi „Jesteś najlepsza”…
Marek… Nie znał tego uczucia. Był pewien tylko miłości matki. Paulina też go kochała, ale na swój, niepojęty dla nikogo sposób. Dopiero dzięki Uli, przy Uli dostrzegł, na czym polega prawdziwa miłość. Wiedział, czuł i był tego pewien… Kocha Ulę!!! To, dlaczego pozwolił na to, aby tyle złego pojawiło się między nimi, i to wszystko przez niego. Nie rozumiała. Mówiła, że nie chce być tą drugą. Jak mogła tak myśleć? Przecież ona stała się najważniejsza, to ją obdarzył miłością, która pojawiła się nagle w jego sercu, i o której zapomniał przy Paulinie…Tylko, dlatego przełamał się wtedy przy drzwiach i powiedział „Nie możesz odejść. Nie pozwolę ci. Potrzebuję cię”… Miała rację to nie jest proste teraz i nie będzie nigdy. Musi coś zrobić. Wie, że ktoś będzie cierpiał. To było nieuniknione…

Skończone. Jutro zarząd a po nim wszystko wróci do normy. Przynajmniej miała taką nadzieję. To były najgorsze dwa tygodnie. I nie, dlatego, że robiła coś przeciw sobie. Dlatego, że nie spotykała się z Markiem. Sama nie wiedziała, dlaczego namówiła go do tego, aby ograniczyli swoje spotkania. Może chciała, aby raport, choć fałszywy wypadł bardziej realnie i prawdziwie… Miała już dość tego biura. Była zła na Marka, że zgodził się na jej propozycję, na siebie i ogólnie wszystko ją drażniło. Jutro wszystko się zmieni. Jutro było niepewne, tajemnicze, nieprzeniknione, pełne niespodzianek i zagadek. Jutro, jutro, jutro…
- Ula?- Czy on zawsze musi jej przerywać myślenie? Marek nie korzystając z sekretarki sam wszedł do gabinetu Uli.
- Tak. Potrzebujesz czegoś? Raport już skończony. Miałam właśnie ci go zanieść.
- Ula… Nie przyszedłem tu po raport.- Spojrzał niepewnie na Ulę. Jej mina nie świadczyła o niczym dobrym. Postanowił brnąć dalej, choć nie miał już tyle pewności w sobie. Po co on tu przylazł? Ta myśl pojawiła się nie tylko u niego, ale też u Uli.
- Ula… stało się coś?
- Nie wszystko w porządku. Jestem tylko zmęczona. Mogę wyjść dzisiaj wcześniej?
- Tak, na pewno wszystko w porządku?- Spytał z troską Marek.
- Jasne. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie?
- Na które?- Przy niej nie mógł się skupić i najgorsze, że nie mógł racjonalnie odpowiadać. Ona działa gorzej niż najlepszy afrodyzjak – pomyślał.
- Na to czy czegoś potrzebujesz?
- A tak. Właściwie to tak, potrzebuję ciebie na weekend.
- Mnie a po co?- Ula nie bardzo rozumiała, do czego ma prowadzić ta rozmowa. Marek jeszcze nigdy się tak się nie zachowywał.
- Będzie dla mnie zaszczytem i prawdziwą przyjemnością, jeśli zgodzisz się pojechać ze mną do pensjonatu w Bieszczadach. Pomyślałem sobie, że ten wyjazd dobrze nam zrobi. Odpoczniemy, od tego wszystkiego, pobędziemy sami i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Co ty na to?- Popatrzył się w jej oczy, jakby to w nich chciał dostrzec odpowiedź.
- Marek… Nie wiem… Muszę się zastanowić. A co z Pauliną? Jak jej to wytłumaczysz?- Ula miała wątpliwości. Była rozdarta między pragnieniem i chęcią bycia z nim a wyrzutami sumienia.
- Paulina wyjeżdża jutro do Mediolanu na tydzień. I nie martw się nie okłamię jej, powiem, że jadę odpocząć.
Nie spostrzegła jak znalazł się blisko niej. Objął ją, podniósł jej twarz, tak, aby spojrzeć w oczy.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem, nigdy nie zostawiaj mnie na tak długo, proszę- powiedział to bardzo cicho, ledwie zdołała usłyszeć słowa, pełne czułości i tego wszystkiego, co tak trudno opisać, a co przecież było w tym wyznaniu…Ona to czuła… Jak zawsze
- Przepraszam, i nie zrobię tego już nigdy więcej, obiecuję. A w ramach rekompensaty…- popatrzyła na niego nieco figlarnie – pojadę z tobą. Nie mogę cię przecież skazać na samotność i to na całe dwa dni. – Uśmiechnęła się.
- Dziękuję- pocałował ją w nosek i…
-No i proszę poszedł sobie, a buziak to nie łaska?- Humor, który tego ranka schowała w kieszeni, nagle wyskoczył z niej ze zdwojoną sił. Znów było słonecznie…

Udało się. Marek zadowolony, zarząd zadowolony z raportu. Można wreszcie odetchnąć. Pomyśleć o czymś przyjemny, nieniosącym niczego złego. Czymś, co nie wymaga tak dalekiej podróży. Umówiła się z Markiem, że przyjedzie po nią zaraz po zarządzie do domu. Jak każda szanująca się kobieta, nie wiedziała, co spakować. Najchętniej to wzięłaby całą szafę i komodę. Nie mogła. Musiała ograniczyć się do jednej torby. W końcu jadą na trzy dni, wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy, coś na pogodę i coś na deszcz.
Punktualnie o trzynastej Marek zjawił się w Rysiowie. Ula czekała na niego na werandzie. Uprzedziła domowników o swojej podróży, obiecała dzwonić i wszystko, co zwykle się obiecuje przy pożegnaniach.
- I jak gotowa?- Powitał ją tym czarodziejskim uśmiechem, który sprawiał, że smutki gdzieś znikały, pojawiała się sama radość.
- Tak, to moja…- Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż zamknął jej usta czułym pocałunkiem, zatopiła się w nim bez reszty.
- No teraz to było prawdziwe powitanie. To, co jedziemy?
Zamyślona nie usłyszała pytania.
- Halo Ula jedziemy?
- Tak.
Ruszyli. Po kilku minutach Ula zaczęła szperać w torebce. Marek spoglądając na nią miał już złe przeczucia. Pewnie czegoś zapomniała jak każda dziewczyna. Zacznie się: musimy wracać, bez tego ani rusz.- Pomyślał. Zresztą sama mina Uli nie wróżyła nic dobrego, podobnie jak nerwowe ruchy rąk. Może jeszcze zatrzyma mnie, każe kupić sobie mąkę i zacznie lepić pierogi. Wiedział, że w taki sposób reaguje na stres.
Nagle Ula krzyknęła:
- Nareszcie znalazłam. Myślałam, że ją zapomniałam. Wyciągnęła z torebki płytę CD.
- Płyta?!- Marek nie krył zaskoczenia i ulgi. Był ciekawy, po co Uli płyta. – Jakiego wykonawcy?- Spytał parę chwil później, kiedy już doszedł do siebie.
- Anny Jantar. To moja ulubiona piosenkarka. Stało się coś, masz jakąś niewyraźną minę?
- Nie nic, nic. To, co posłuchamy?
- Dżasne.
- Słucham?
- To znaczy jasne. Skutki pracy z Violą. Twierdzi skoro jest Michael Jackson, to jest dżawa i dżasne. Teraz już oboje mogli się śmiać, a w tle było słychać…
A może to wszystko się śni
Zwyczajne kwiaty na parapecie,
Po katach też zwykły kurz
A jeśli to przepadło już…
Lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś
Wtedy dziwisz się, że tak kocham nieprzytomnie
Jakby zaraz świat miał się skończyć
Kiedy pytasz mnie: czemu rzucam się jak w ogień
Wprost w ramiona twe, myślę sobie
Marek usłyszał oprócz głosu Anny Jantar drugi. Głos tak mu bliski i drogi.
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić…
- To jakby o nas? – Nie zdążyła pomyśleć. Słowa same wymknęły się z ust i nie była w stanie ich już zatrzymać. Miała tylko nadzieję, że Marek nie usłyszał tego. A jednak usłyszał…
- Dlaczego tak myślisz?
- ….
- Ula? – Popatrzył na nią. Szukał jej wzroku.
- Nie wiem. Może kiedyś ci to wytłumaczę.
- Dobrze. Nie męczył jej już pytaniami. Wyciągnął rękę i pozwolił, aby oparła się na jego ramieniu. Po paru minutach usnęła.

- Ula…Ula…- Delikatnie dotknął jej policzka. – Obudź się. Jesteśmy na miejscu.
Przetarła zaspane oczy, którym ukazał się widok. Na pierwszy rzut dziki i tajemniczy. Lecz gdy spojrzało się drugi raz, dostrzegało się to ukryte piękno, i niepowtarzalny klimat. Na pierwszym planie znajdował się pensjonat. Był to dworek, z dwoma białymi kolumnami po każdej stronie drewnianych, ozdobionymi rzeźbami drzwiami. Dach pokryty był czerwoną dachówką, a ściany przypominały nie wiadomo, czemu kolor kawy z mlekiem. Okna były duże i białe. Jednak nie o domu Ula powiedziała:
- Przepiękny…
Jej wzrok powędrował do ogrodu, ogromnego ogrodu. Rosły tu i brzozy, graby, i świerki, i o starej korze sosny, które już nie jedno pamiętały. Rosły też tu jabłonie, czereśnie, śliwy, wiśnie. Ogród przecinały wysypane drobnymi kamyczkami alejki, pośród trawy, które prowadziły do wielu nieznanych zakątków. Do ławek, ukrytych między krzakami bzu i jaśminu. Wszystko się zieleniło. Słychać było szum potoku, który przepływał nieopodal. Za pensjonatem wznosiły się niewielkie pagórki, oraz wyższe wzniesienia, pokryte lasami i łąkami. Miało się wrażenie jakby dobra matka Natura pościeliła kołdrę o wielu odcieniach zieleni…
- Wiedziałem, że ci się tu spodoba. I Marka urzekło to miejsce. Ale z zupełnie innych powodów. Niestety Ula o tym nie wiedziała. …
Kiedy nacieszyli oczy widokiem, weszli do środka. Tu też zostali oczarowani. Wnętrze było urządzone w starym stylu z domieszką nowoczesności. Panowało tu ciepło jak w rodzinnym domu…
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – Przywitała ich piegowata dziewczyna, o przyjaznym uśmiechu.
- Dzień dobry, rezerwacja na nazwisko Dobrzański.
- Proszę o to państwa klucz.
- Jak to klucz, przecież miały być dwa pokoje!- Marek nie krył oburzenia. Co teraz miał zrobić, jak wytłumaczy się Uli.
- Wszystko się zgadza, nawet dzisiaj rano sprawdzałam pańską rezerwację.- Odpowiedziała nieco zdenerwowana dziewczyna.
Ula zauważyła, że coś jest nie tak. Podeszła do Marka.
- Marek, co się stało?
- Mamy jeden pokój dwuosobowy, zamiast dwóch jednoosobowych. Ta pani twierdzi, że wszystko się zgadza, ale jestem pewien, że rezerwowałem dwa pokoje. – Spojrzał niepewnie na asystentkę.
Ta zamiast mu odpowiedzieć, zwróciła się do recepcjonistki:
- A nie mają państwo jakiegoś drugiego wolnego pokoju, albo żebyśmy mogli się z kimś zamienić?- Nie chciała, aby Marek zauważył u niej zdenerwowanie, a błagalny wzrok skierowała w stronę dziewczyny. Nie wyobrażała sobie tego. Ona Urszula Cieplak w jednym, pokoju, łóżku razem z Markiem. Z tym Markiem? Nie to nie dzieje się naprawdę. To zaraz minie.
- Przykro mi, niestety nie mamy już żadnych wolnych pokoi, o zamianie też raczej proszę zapomnieć- dziewczyna popatrzyła na nich przejęta.
- Trudno, dziękujemy. – Muszę być twarda, to była ostatnia myśl, jaka nawiedziła mózg Uli. Wzięli bagaże i udali się do pokoju, ich pokoju. Kiedy przestąpiła próg zapomniała już o tym, że musi być twarda. Okna wychodziły na ogród, gdzie panowała niezwykła cisza. Na tarasie były przygotowane wiklinowe bujane fotele i stolik z tego samego tworzywa. Pośrodku pokoju stał malutki stolik i dwa ogromne fotele skierowane w stronę kominka, z którego bił blask na całe pomieszczenie. Dalej było łóżko, ale na nim nie zatrzymała dłużej wzroku. Na jednej ścianie stała szafa, na drugiej komoda. Oprócz tego była jeszcze łazienka. Całość była bardzo przytulna.
- Ula ty zajmiesz łóżko, a ja będę spał w fotelu.
To on tu jest???
- Dobrze. To był chyba najlepszy pomysł, na jaki wpadł od bardzo dawna, właściwie, to nie miał pomysłów, oprócz tego jednego, kiedy ją zatrudnił jako swoją sekretarkę. Atmosfera była napięta, obydwoje to odczuwali. Trzeba coś powiedzieć, ale co?
- Mam nadzieję, że nie chrapiesz.- Powiedzieli jednocześnie. Popatrzyli na siebie, starali się nie wybuchnąć śmiechem. Nie wybuchnąć śmiechem, to nie możliwe… To jedno zdanie wystarczyło na przełamanie lodów.
- Chodź zjemy coś, w końcu późno jest.
Po kolacji wrócili do pokoju, rozpakowali rzeczy i według umowy każdy zasnął na swoim miejscu. A może tej nocy nikt nie spał, jedynie kominek zmęczony całodzienną pracą…
Ranek był rześki i słoneczny. Po śniadaniu Marek zaproponował wycieczkę rowerową nad strumyk. Ula początkowo niechętna, w końcu po namowach Marka zgodziła się. Uprzedziła lojalnie, że dawno nie jeździła, i nie jest pewna czy sobie poradzi. Marek uśmiechając się zapewniał, że tak. Wzięli, więc stare rowery i pognali na łeb, na szyję leśną dróżką. Śmiali się, robiąc przy tym hałas za całą gromadę dzieciaków. Oboje czuli się szczęśliwi, zjeżdżając ze stromego pobocza prosto na brzeg, kiedy wiatr wdzierał się we włosy, omiatając twarze wystawione do słońca. Zatrzymali się na brzegu, usiedli i zapatrzyli się w głębię wody. Czy czegoś szukali? Ona z pewnością tak. Odpowiedzi, odpowiedzi na cały zestaw pytań…A on? Musiała to wiedzieć?
- O czym myślisz?
Jak jej tu powiedzieć, o czym teraz myślę. Chyba nie chciałaby wiedzieć. Może tylko część mógłby jej powiedzieć. A resztę? Resztę… Potem, później, nie teraz, nie w tym momencie… Cofnij to pytanie Ula proszę…Zapytaj mnie o coś innego…Proszę
Nie zada drugiego pytania. Nie ma mowy. A może jednak? Może warto zadać to drugie pytanie? Przecież ono też rozwiąże jakąś zagadkę, odkryje jakąś tajemnicę. Zadać…Nie zadać…Zadać…
- Spójrz… Widzisz… Tam na dnie utonął rycerz na białym koniu. Choć szlachetny, to jednak dopuścił się strasznego czynu. Okłamał księżniczkę, która go pokochała, i zmieniła. Nie zdążył powiedzieć jej, że ją kocha. Księżniczka wyjechała, nie wiedząc o miłości rycerza… Teraz samotny, porzucony błądzi po burym dnie…
Patrzyła w wodę i widziała. Widziała wszystko wyraźnie, rycerza, konia i lśniącą zbroję…
Zatopiła się w jego głosie i chciała już tak trwać zawsze…
- Wracajmy, zbiera się na deszcz.
Wracali tą samą trasą, po drodze zatrzymali się w pobliskich sklepach. Ula kupiła parę pamiątek dla taty, Jaśka, Ali, Izy i Eli. Miała problem z prezentem dla Beatki. Kiedy przeglądała różne bibeloty, podszedł do niej Marek. Widząc bezradność, zaproponował kupienie jakiejś książki. W końcu zdecydowali się na Kubusia Puchatka. Mieli już iść do kasy, gdy Ula powiedziała na głos:
- A my, co będziemy robić popołudniu, jak się rozpada?
-Nie mam pojęcia. Masz jakieś pomysły?
Ula wzięła do ręki dwie książki.
- Będziemy czytać bajki. No nie patrz tak na mnie. To będzie niezapomniane popołudnie, zobaczysz- zapewniła Marka.
Mimo pośpiechu nie zdążyli przed ulewą. Przemoczeni wpadli do pokoju…
- Brr, jakie zimno.- Powiedziała Ula. – Idę się przebrać.- Zabrała po drodze suche ubranie i zniknęła za drzwiami łazienki.
Marek też zdążył się przebrać, a nawet rozpalił ogień w kominku. Usiadł w fotelu i czekał.
W końcu pojawiła się Ula, nadal miała wilgotne włosy. Wygląda jakoś tak nieporadnie, jak mała dziewczynka, która zgubiła się w wielkim lesie… I którą chcę się zaopiekować…
Usiadła w drugim fotelu, otoczona ciepłem… Nie była pewna czy kominka czy Marka i jego spojrzenia.
- Przygotowałem dla nas książki, od której zaczynamy? – Spytał, wskazując na książki leżące na stoliku.
- Może od tej.- Pokazała dziewczyna. – Ale to ty czytasz. – Uśmiechnęła się.
- No dobrze, chyba nie mam innego wyboru.- Zgodził się. Przecież nie miał wyboru, i nie chciał już mieć, nigdy…
- Nie masz.
Ula wygodnie oparła się w fotelu, zamknęła oczy i słuchała, słuchała tego cudownego głosu.
… „ Macocha miała czarodziejskie zwierciadło, które codziennie pytała: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?” Zwierciadło zawsze mówiło, że ona, ale pewnego dnia odparło: „Najpiękniejsza jest Śnieżka”. Królowa nie mogła tego znieść. Pomyślała, że najlepiej by było, gdyby pasierbica zniknęła”…
Marek spojrzał na Ulę. Miał ogromną ochotę ją pocałować i przytulić. Ale jak tu myśleć o całowaniu, kiedy muszę czytać o królewnach…Ech faktycznie niezapomniane popołudnie…
Nie miał pojęcia jak wiele to dla niej znaczy, może nawet więcej niż te pocałunki. Może zostawią trwalszy ślad niż one…
… „Zła macocha postanowiła nie iść na ślub, ale chciała zobaczyć młodą królową. Gdy przyszła na wesele i ujrzała Śnieżkę, oniemiała. Stała się nagle tak brzydka, że nikt nie mógł na nią patrzeć. Z krzykiem wybiegła z pałacu i ukryła się w lesie. Nikt jej więcej nie widział, a Śnieżka wraz z królewiczem”…
- A, Psik!!!
- Żyli długo i szczęśliwie.- Dokończył Marek. – Oj chyba coś cię nabiera. Ty wskakuj do łóżka, a ja pójdę po herbatę z miodem i cytryną.
- Marek to tylko zwykłe kichnięcie, nic mi nie jest.
- Zwykłe, niezwykłe, ale i tak pójdę, mi też chce się pić.
Po paru minutach wrócił z herbatą, rozejrzał się po pokoju. I zobaczył ją…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz