Get your own Digital Clock

czwartek, 17 września 2009

"INTRYGA"...czyli odcinek 169 wg interpretacji Martham

Nastał kolejny dzień. Ulę obudził głośny dźwięk budzika. Nie spała całą noc. A przymknęła oczy tylko na chwilę gdy zaczęło robić się już jasno. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Wiedziała, że to nie sen i gdy wróci do firmy to nie uniknie konfrontacji ze swoim kochankiem.
- Nie mogę tam iść. Nie chcę. – myślała wtulając się do poduszki – Zadzwonię i powiem, że jestem chora. Nie. To bez sensu. I tak będę musiała się pojawić w firmie. – pomyślała siadając na łóżku i zakładając okulary. – A Marek? Co zrobię jak go spotkam? Ucieknę? Już zawsze będę tak uciekać? Trudno. Ula, dasz radę. – automatycznie wstała z łóżka i poszła w stronę łazienki.
Wojtek siedział wygodnie na fotelu Pshemko, gdy do pracowni weszła Iza.
- Wstań natychmiast, mistrz idzie.
- Niech se idzie. – rzucił asystent kładąc nogi na stół.
- Jak chcesz. Jak tak dalej będziesz postępował to wylecisz z hukiem. – zagroziła krawcowa.
On tylko popatrzał na nią z pogardą. Pshemko wszedł do gabinetu w świetnym nastroju. Spojrzał na relaksującego się Wojka i spytał:
- Wygodnie?
- Nie za bardzo, ale da się wytrzymać. – odparł młodzieniec.
- To co dusza sugeruje? – dopytywał mistrz.
- Ja bym wstawił tu wielką skórzaną kanapę. – powiedział rozpieszczony chłopak.
Pshemko zaśmiał się głośno i poszedł do kącika Izabelli.
- Paulina! Paulina! – krzyczała biegnąca za przyjaciółką Violetta.
- Violetta daj mi spokój. – zbywała ją panna Febo.
- I co z Anią? Marek ją zwolnił? – pytała sekretarka łapiąc oddech.
- Viola nie kłam. Ja już wszystko wiem. Ania nie jest kochanką Marka a ty wszystko wymyśliłaś. - skarżyła się Paula gdy obie zawędrowały do kącika socjalnego.
- Jak to nie Ania? A niby kto? No kto? - pytała udając niewiniątko.
- Violetta daruj sobie.
Wtedy nagle zadzwonił telefon Pauliny.
- Julia! Kochana co tam u ciebie?! - mówiła rozenuzjazmowana Paulina odbierając go.
Viola zrobiła nietęgą minę i zaczeła nalewać kawy do filiżanek.
- No jak to wyjeżdzasz? To nie będzie cię na ślubie? - zmartwiła się panna Febo. - To kto zostanie moją druchną? Miałam nadzieję, że ty się zgodzisz.
Wtedy na buzi Kubasińskiej pojawił się dziwny uśmieszek. Wyglądała jakby wpadł jej do głowy jakiś świetny pomysł.
- Przykro mi z powodu twojego kuzyna. Rozumiem, że nie będziesz miała teraz głowy do zabawy. No trudno, może znajdę kogoś innego. - kontynowała rozmawiając przez słuchawkę. - Trzymaj się kochana. Ciao.
- Chętnie ci pomogę – wypaliła panna Kubasińska widząc jak Paula kończy rozmowę. - W miarę moich nieskromnych możliwości. Kto teraz będzie twoją druhną? Przecież ślub już za miedzą!
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała Paulina Febo. - Julia kompletnie mnie zaskoczyła…
- A wieczór panieński? Kto go przygotuje? Przecież samo się nie zrobi.
- Violetta, to akurat nie jest najistotniejsze. Naprawdę.
- Sprawiedliwości musi stać się zadość.
- Chyba tradycji. - poprawiła ją panna Febo.
- No sama rozumiesz. Ja ci nic nie chcę sugerować, ale na wieczorach panieńskich to ja zęby starłam. Wszystkie psiapsióły wyprawiłam na tamten świat. - przekonywała przyjaciółka wręczając jej filiżankę kawy.
W tym momencie Paulina zrobiła wielkie oczy ze zdumienia.
- Świat ludzi zamężnych znaczy – szybko poprawiła się Viola. – Nie musisz decydować teraz. Przygotuję parę pomysłów, przyniosę ci i pogadamy. Po prostu daj mi szansę. - prosiła.
- No nie wiem. - zmieszała się Paulina.
- Prooooszę. - błagała długonoga blondyna łapiąc przyjaciółkę za rękę.
- No dobrze. Niech ci będzie. - zgodziła się przyszła panna młoda.
- Paulina! Dziękuję, dziekuję, dziękuje. - zołała rozradowana Viola całując koleżankę w rękę.
- Ula! - krzyknął Marek widząc dziewczynę wychodącą z windy.
Ta słysząc go odwróciła się i chciała wrócić do windy.
- Ładny początek dnia. - pomyślała rzucając okiem na Anię.
- Marek cie woła. - powiedziała recepcjonistka.
- No to teraz nie mam wyjścia. - pomyślała i zwróciła się w jego stronę ze sztycznym uśmiechem na twarzy.
- Porozmawiajmy co? - prosił zaniepokojony prezes.
- Nie ma o czym. - wypaliła Ula o kamiennej twarzy. - Przed zarządem dostaniesz moją propozycję odnośnie poprawy wyników FD.
Po tych słowach poszła w stronę swojego gabinetu, a Marek z wyrzutami sumienia odprowadził ją wzrokiem.
Nawet ta krótka rozmowa była dla niej bardzo trudna. Mimo, że nie pokazywała tego na zewnątrz wszystko to bardzo mocno ją dotneło. Usiadła na fotelu za biurkiem i wpatrywała się w okno wspominając słodkie chwilę w SPA:
Ula leżała na pomoście a Marek na niej. Patrzał się jej głęboko w oczy odgarniając przy tym jej włosy ręką.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną. - mówił palcami dotykając palcami jej warg. - Jesteś moim aniołem, Wiesz?
- Wiem. - odpowiedziała uśmiechając się w jego stronę.
Oboje zaczeli się śmiać.
Ula siedziała tak palcami delikatnie dotykając swoich ust. Zamknęła na chwilę oczy. Miała nadzieję, że za chwilę gdy je otworzy to znajdzie siebie leżącą obok swojego ukochanego w hotelowym łóżku.
W pracowni Pshemko Iza pracowała w swoim kąciku, a Wojtek siedząc na fotelu delektował się czekoladą mistrza.
- Cześć Wojtek! - powiedział zaskoczony Jasiek wchodząc do pracowni.
- No cześć. - przywitał kolegę miedzianowłosy. - Czekolady? - spytał unosząc dzbanuszek.
- Nie, dzięki. Pshemko nie ma?
- Nie ma. Teraz ja tu zarządam. - mówił głośno by Izabella usłyszała. - Kiedyś to wszystko będzie moje. Takie przywileje bycia synem sławnego artysty. - mądrzył się.
- Ta. Jasne. A ja jestem jego ojcem. - roześmiał się Jasiek.
- Ale ja mówię serio. Jestem jego synem. - wyznał mówiąc poważnym tonem. - Bo jak inaczej znalazłbym się na tym stanowisku? Tatunio wszystko załatwił.
Iza słysząc ich rozmowę zrobiła zdziwioną minę.
Marek podszedł do siedzącej przy swoim biurku Violetty.
- Ja wychodzę. Nie będzie mnie do posiedzenia zarządu. - oznajmił Marek zabierając ze sobą teczkę. - Dopilnujesz wszystkiego?
- Jasne. Na mnie możesz liczyć. - odparła uśmiechnięta od ucha do ucha asystentka.
Prezes zmarszczył czoło po czym wyszedł nie zamykając za sobą gabinetu. Odrazu gdy się ulotnił Violetta chwyciła za telefoni wykręciła pewien numer, po czym powiedziała do słuchawki bawiąc się kabelkiem:
- Dzieńdobry. Chciałabym zamówić stryptizera.
Ula szła zamyślona korytarzem.
- Ula! - krzynął za nią Maciek.
- Hej. - odezwała się słysząc jego głos.
- Mam coś dla ciebie. - oznajmił wręczając jej niebieską teczkę z napisem PRO S.
- A! Dzięki. - rzuciła nieobecna Cieplakówna.
- Coś się stało? - spytał kolega widząc, że jest jakaś nieprzytomna.
- Nie, nie. - głośno zaprzeczała. - Skądrze. - dodała smutnym głosem.
- Przecież widzę. - odparł Szymczyk.
- To, to, kup sobie okulary. - migała się dziewczyna. - Mi nic nie jest.
- No dobra, jak chcesz. - wzruszył ramionami.
- No Maciek. Nie tutaj. Chodźmy do mnie, co? - zaproponowała prowadząc go za ramię.
Gdy weszli go jej gabinetu przyjaciel przeszedł odrazu do sedna:
- Wiec co się dzieje?
- Ja już wiem. - wypaliła Ula.
- Co wiesz? - zdziwił się.
- Wszystko się wydało. - mówiła półsłówkami.
- Ale Ula, co się wydało? - pytał zdenerwowany tym, że Cieplakówna nie mówi wprost.
- Wczoraj w szyfladzie widziałam te prezenty. Miałeś rację. - odezwała się koleżanka.
- Mówiłem ci, czy ja bym cię kiedykolwiek okłamał? - mówił łapiąc się za głowę. - I co teraz zamierzasz zrobić?
- Nie wiem. - wyznała.
- Jak to nie wiesz? - spytał zaskoczyny ślepotą przyjaciółki. - Chcesz dalej grać nieuczciwie?
- Nie. Nie, nie wiem. Ja... - migała się Ula.
- Ty go kochasz, co? - spytał z poważną miną, lecz nie uzyskał odpowiedzi.
Cieplakówna stała nieruchomo. Po chwili Maciek zrozumiał o co chodzi i wyszedł zostawiając ją samą.
Sebastian postanowił pójść do gabinetu Marka i go wesprzeć. Lecz gdy otworzył drzwi zobaczył siedzącą za biurkiem Violettę. Śmiała się na głos trzymając nogi na biurku i wymachując męskimi gaciami. Wpatrywała się w tańczącego przed nią łysego striptizera, który machał swoją swoją puką i wypinał gołą klatę.
- O Seba. - odezwała się uśmiechnięta dziewczyna.
- A co temu? - spytał się zdziwiony striptizer.
Seba patrząc na tą farsę zirytował się i wybieg z gabinetu trzaskając drzwiami.
- Sebastian! - krzyczała biegnąc za nim.
Wkońcu zatrzymała go na korytarzu.
- To nie tak jak myślisz. - tłumaczyła.
- Tam był goły facet! - oświadczył zdenerwowany.
- Nie kupię kota w mroku. - tłumaczyła krzyżując ręce.
- Jakiego kota? - wołał marszcząc czoło.
- Kota. Znaczy się striptizera. Na wieczór. - kontynuowała.
Sebastian jeszcze bardziej się zdziwił.
- Panieński. Pauliny. - uściściła.
- Ale musisz go odrazu sprowadzać go pracy? - pytał Olszański.
- A mam go spraszać do nas? - wymądrzała się Violka.
Tuż przed zarządem Ula miała przekazać Markowi propozycje odnośnie ratowania firmy.
Chciała zapukać do gabinetu lecz drzwi były otwarte, a w środku byli Marek i Sebastian. Marek siedzący za biurkiem i Seba który siedział na blacie biurka i tłumaczył coś kumplowi.
- Stary co ty robisz? Miałeś uwieść Brzydulę tylko po to by wkońcu napisała ten raport. Gdy wszystko wyszło na jaw mówiłeś, że ona coś wykąbinuje. I co? Nadal nie widać efektów. Po co ja ci dawałem te wszystkie prezenty? Na co to, skoro ty nie potrafisz zrobić tego jak należy. Po co jechałeś do tego całego SPA? - oskarżał kolegę Olszański.
Ula słysząc te słowa oniemiała. Stała przez chwilę i przez szparę drzwiach obserwowała oboje. Wybiegła z firmy i poszła na spacer.
- Seba, zrozum. Z nią nie da się tak.
- To trzeba było się w to nie pakować. I co ci teraz po tym zostało?
- To, że wiem że ona mnie kocha? Że zrobi dla mnie wszystko? To tak mało? Choćbym miał nawet oddać prezesurę to wiem, że ona i tak mnie nie zostawi. - wyznał sam zaskoczony tym co mówi.
Ula chadzając zatłoczonymi ulicami drżała nie z zimna. Cierpiała. Ktoś tak bliski jej sercu mocno ugodził ją prosto w serce. Niegdyś serce pełne miłości, które niemalże skakało z radości było teraz pełne żalu. Nieprzytomnie raz rozglądałą sie dookoła, a następnie stała w miejscu powolnymi ruchami dotykając swojej twarzy. Nie wierzyła, że to zdarzyło się właśnie jej. Kolejny raz dała sie nabrać. Po jej bladej twarzy, która nic nie wyrażała prócz zaskoczenia spływały strumienie łez. A jej oczy? Jej śliczne zielone oczy, które miała teraz szeroko otwarte były szkliste, miejscami czerwone. Zastanawiała się czy jest sens żyć. Czy jest już zawsze będzie cierpiała.
- Czym sobie na to zasłużyłam? Czy to tak dużo chcieć być kochanym? - myślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz