Get your own Digital Clock

poniedziałek, 14 września 2009

"Marek- wczoraj świnia, jutro kanarek” cz.1

Była jesień. Słońce nieśmiało przedzierało się przez gałęzie
drzew. Park- miejsce spotkań, ludzkich wspomnień, pierwszej miłości. Późne
popołudnie. Większość studentów skończyła już zajęcia. Zmęczeni
słuchaniem zrzędzenia nudnych wykładowców wybierali się do barów lub
dyskotek. Ona jedna- inna, samotna siedziała w parku obok fontanny. Wiatr
delikatnie czochrał jej włosy, a liście przyklejały się do płaszcza. Siedziała
robiąc notatki, czytając informacje z nadzieją ,że zdąży przed
zmrokiem. Nie oczekiwała zapłaty lub zrozumienia. Bez chwili wytchnienia
pracowała by zdobyć sukces. Gdy wszyscy jej rówieśnicy bawili się ona odrabiała
zadanie, gdy śmiali się ona płakała. Tym razem również tak było.
Udawała zajętą, ale co chwilę wycierała spływające po policzkach łzy. W
sposób niezauważalny zerkała na siedzącego obok chłopaka. Był on w
towarzystwie dwóch kobiet.

- Marek idziesz na dzisiejszą imprezę?- zapytała jedna siadając mu na
kolanach
- A do kogo?- zapytał mężczyzna
- Janek zapraszał na domówkę- powiedziała druga spychając koleżankę i
zajmując jej miejsce
- Może się wybiorę – odpowiedział z uśmiechem przyglądając się
walce dwóch kobiet
- Zostaw mojego chłopaka!- krzyknęła leżąca na ziemi dziewczyna
- Twojego? Marek jest mój!- uniosła głos druga

Doszło do starcia. Dwie piękne kobiety walczyły niczym tygrysice o
swojego lwa. Kopały się, wyrywały włosy, popychały, wydawało się ,że nic je
nie zatrzyma. Cały park zwrócił na to uwagę tylko nie siedząca kilka
metrów dalej płacząca dziewczyna.

- Dziewczyny uspokójcie się! –zawołał chłopak- Marka starczy dla
wszystkich- powiedział przyciągając je do siebie

Naiwne kobiety równocześnie usiadły mu na kolanach wtulając się w jego
silne ramiona. Po chwili zobaczył ,że na horyzoncie pojawia się pewien
chłopak zapewne w jego wieku ,który z wielkim uśmiechem zbliża się do pary
,a raczej trójkąta.

- No dziewczyny. Idźcie sobie kupić kawę- powiedział podnoszące je z
kolan
- Ok. zaraz wracamy –powiedziały rozradowane

Zniknęły za zakrętem. Śmiejąc się przy tym radośnie. Do Marka
podszedł chłopak.

- No stary widzę ,że nie tracisz czasu- powiedział
- Eee muszę sobie znaleźć jakąś rozrywkę
- Ty to masz powodzenie. Każda noc spędzona z inną
- Mogę się podzielić jak chcesz
- Może sobie sam poradzę
- Seba no jak chcesz. Przyjacielu wiedz ,że na moją pomoc zawsze możesz
liczyć
- Taa. Nigdy nie pojmę jak Ci się udaje wyrwać wszystkie te laski
- Jak nie Markowi Dobrzańskiemu to komu ma się udać?
- W sumie racja. Lata praktyki, co?
- Jestem mistrzem w tej dziedzinie. Jakby to był zawód to miałbym już
doktorat- śmiał się- chodź na piwo- powiedział klepiąc przyjaciela po
ramieniu
- A dziewczyny?
- Zadzwonią. Takie jak one zawsze dzwonią

Wstali z fontanny zmierzając ku północnej drodze do wyjścia. Piękny jak
młody Bóg, a głupi jak stary but- mężczyzna XXI wieku. Cała rozmowa
idealnie obrazowała tok myślenia tego osobnika. Dziewczyna zdjęła z nosa
zielone okulary i przetarła dłonią oczy. Podpuchnięte od łez, czerwone od
wiatru. Cel przez nią zamierzony dla takich jak ona był nieosiągalny.
Właśnie znikał za północną bramą parku. Otworzyła zielony zeszycik
.Powiernik jej marzeń, wzdychań, snów. Powolnymi ,a zarazem dokładnymi ruchami
dłoni zapisała kilka zdań w owym przedmiocie.

,, My, ludzie XXI wieku, rozbijający atomy zdobywcy księżyca.
Wstydzimy się miękkich gestów, czułych spojrzeń, ciepłych
uśmiechów.
Kiedy cierpimy, wykrzywiamy lekceważąco wargi..
Kiedy przychodzi miłość, wzruszamy pogardliwie ramionami..
Silni, cyniczni, z ironicznie zmrużonymi oczami.
Dopiero późna nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu
ręce..
..umieramy z miłości..”

Zamknęła wszystkie książki, spakowała do brązowej torebki, owinęła
szyje chustą i ruszyła w stronę bramy za którą przed chwilą zniknął
książę z bajki. Liście spadały z drzew oznajmując, że niebawem nadejdzie
zima. Zima- czas zimnych czynów, a gorących uczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz