Get your own Digital Clock

niedziela, 20 września 2009

"Marek- wczoraj świnia, jutro kanarek” cz.8 ...

Czekał całe dwa tygodnie. Każdego dnia w szkole szukał jej po
korytarzach. Popołudniami jeździł do Rysiowa, ale dom stał pusty. Nie chciał mieć
nie wyjaśnionych spraw. Źle się czuł, że pozwolił Magdzie (bo tak
miała na imię ta bezczelna kobieta) na takie traktowanie jego znajomej.
Zresztą gdy tylko Ula wybiegła tamtego felernego dnia z parku od razu sprowadził
Magdę do parteru. A teraz nie pozostało mu nic innego jak czekać. Miał
kilku znajomych na uczelni i zdołał się dowiedzieć, że dalej jest na
liście studentów. Gdy już stracił nadzieje, że kiedykolwiek ją jeszcze
zobaczy i będzie miał okazję przeprosić to wszystko się zmieniło. Wszedł w
towarzystwie trzech kolegów do stołówki. Nie zwracając uwagi na resztę
przebywających tam osób z zawziętością komentowali ostatni mecz polskiej
reprezentacji. Podświadomość podpowiadała mu jednak, że coś jest nie
tak. Wszystkie głosy jakby ucichły, przestały do niego docierać. Zobaczył
ją. Siedziała w tym samym miejsu co wtedy gdy drugi raz z nią rozmawiał.
Na pierwszy rzut oka nie zmieniła się. Co prawda dalej nosiła te same
okulary i aparat na zębach, ubierała się w trochę przestażałe ubrania, ale
tego dnia wyglądała jeszcze gorzej. Niewiele myśląc wstał od stołu i
ruszył w jej stronę. Czytała właśnie zeszyt co jakiś czas wycierając
zmęczone oczy. Usiadł naprzeciwko ciągle nie wierząc, że Ona naprawdę tam
jest.

- Cześć- powiedział niepewnie. Pierwszy raz onieśmielał go widok
kobiety
- Cześć- odpowiedziała smutno odrywając wzrok od kartek papieru

Wtedy to zobaczył- zmęczenie i rozpacz. Oczy czerwone jakby od łez,
opuchnięte od wycierania. Wyglądała jakby uszło z niej życie. Chłopak
zaczął się zadręczać, że to wszystko przez niego, więc nie tracąc czasu
postanowił przeprosić.

- Szukam Cię od dwóch tygodni. Chciałem przeprosić.
- Za co?- zapytała obojętnie kierując wzrok na jego twarz po czym znowu
zaglądając do zeszytu
- Za to wtedy w parku. Zachowałem się jak kretyn. Nikt nie będzie Cie
obrażał.
- Aaa- przypomniała sobie- Nie ma sprawy, już się przyzwyczaiłam

Chłopak zmarszczył czoło. To dlaczego była taka smutna? Pomyślał, że
powiedziała to z ironią i dalej się gniewa, więc próbował dalej.

- Naprawdę mi przykro. Przepraszam. Gniewasz się ?

Wzięła głęboki wdech i smutno spoglądając na chłopaka powiedziała

- Nie gniewam się i daj już z tym spokój. Nie mam czasu na obrażania
się czy coś tego typu
- To czym jesteś taka zajęta?
- Muszę nadrobić materiał
- A właściwie to dlaczego nie przychodziłaś?

Otworzyła już usta by odpowiedzieć gdy podbiegł do niej Maciek. Bez
pytania usiadł obok niej,

- I co?- zapytał zniecierpliwiony nie zwracając uwagi na Marka
- Trochę… trochę lepiej- wydusiła z siebie, ale w oczach stanęły jej
łzy- przepraszam na chwilę-jęknęła wstając i wybiegła z pomieszczenia

Obaj mężczyźni odwrócili za nią głowy. Maciek był smutny, a wręcz
załamany, a Marek bardziej zdziwiony i niezadowolony. Zawsze o wszystkim
wiedział. Nie było tajemnicy, która by się przed nim uchowała.

- Co jej jest?- zapytał po chwili
- A ty co za jeden?
- Kolega. Marek- podał mu dłoń
- Maciek. Przyjaciel- podkreślił dokładnie swoje wyższe
“stanowisko”
- Coś się stało?
- Jej ojciec jest w szpitalu od dwóch tygodni. Nie najlepiej z nim. Skoro
jesteś kolegą to pewnie wiesz, że Ula nie ma mamy. Teraz wbiła sobie do
głowy, że za niedługo zostanie sierotą.
- Przykro mi- zdołał tylko powiedzieć- Jest taka zmęczona
- Ma całą rodzinę na głowie. Gotuje, sprząta, opiekuje się Beatką do
tego musi się uczyć. Nie zdoła długo tak żyć
- Można jakoś jej pomóc?
- A nadajesz się na matkę albo chociaż opiekunkę?
- Raczej nie
- Czyli raczej nie możesz jej pomóc- powiedział smutno Maciek- chyba do
niej pójdę- nie czekając na odpowiedź wstał od stołu

Po chwili Marek postanowił wrócić do przyjaciół. Nie miał już ochoty
na zabawę, siedział jak struty.

- Stary co ty wyprawiasz? Gadasz z tymi dziwakami?- zaczął Seba
- Jeszcze jeden głupi komentarz- odpowiedział tylko
- Przecież to ofermy, totalne bezguścia, to nie nasz świat
- Zamknij się!- ryknął- Nie mam ochoty tego słuchać- ponownie wstał i
wyszedł

***

Przez kolejne miesiące Marek rozmawiał z Ulą tylko kilkanaście razy.
Chyba jednak nie można nazwać tego rozmową, to był monolog z jego strony.
Zakończenie roku.
Wszyscy szli świętować, ale ona postanowiła szybko wracać do domu.
Stała się maszyną. Jej cały świat zawęził się do otoczenia Rysiowa i
uczelni, teraz został już tylko Rysiów. Rozkład jazdy autobusów zmienił
się, więc zostało jej pół godziny. Spacerowała po Warszawie przyglądając
się każdemu szczegółowi jakby chciała już zawsze go pamiętać. Nie
cieszyła się, że jej nauka dobiegła końca, wręcz przeciwnie zdawała
sobie sprawę, że teraz wszystko się zmieni. Po 45 min. autobus przyjechał do
zatoczki (jak przystało musiał się spóźnić ;) ) weszła, zapłaciła za
bilet i usiadła na samym końcu pojazdu. Zaczęła płakać, wszystko się
kończyło. Zaczynała nowy rozdział, ale nie była pewna czy lepszy.
Patrzyła na znikające za nią budynki. Przemijanie- najgorsze co mogło ją teraz
spotkać. Autobus zatrzymał się kolejny raz. Niewzruszona dalej wlepiała
wzrok w krajobraz za oknem. Ktoś usiadł obok.

- Cześć- powiedział jakże jej znany męski głos
- Cześć- odpowiedziała odwracając do niego głowe

Mężczyzna przygotowywał się do kolejnego monologu

- I po nauce…- zaczął
- Tak- odpowiedziała smutno
- Pewnie teraz będziesz świętować. Do kogo idziesz na imprezę?
- Nie idę na imprezę
- Jak to? Tak być nie może. Zabieram Cię ze sobą- powiedział
uśmiechnięty
- Nie mam czasu. Wracam do domu
- Coś jesteś smutna dzisiaj- zagadał
- Dzisiaj?- zapytała kpiąco
- Ok, ok smutna to jesteś ciągle, ale dzisiaj jakoś bardziej. Dlaczego?
- A mam powód do szczęścia?
- Nie rozumiem
- Cały dom jest na mojej głowie, a ojciec nie może pracować. Od roku nie
mamy pieniędzy. Czy dalej uważasz, że mam powody do radości?

Zamilknął. Autobus zbliżał się do przystanku w Rysiowie, po czym
według nowego rozkładu miał wracać do Warszawy

- Żegnaj- wstała i cmoknęła go w policzek

Drzwi autobusy zaczęły powoli się otwierać

- Ale jak to żegnaj?- zbulwersował się
- Wątpię żebyś jeszcze kiedyś mnie zobaczył. Życzę Ci szczęścia
- Nie rozumiem
- Wyjeżdżam za granicę. Jutro… jutro rano- po twarzy popłynęło jej
kilka łez
- Nie! Nie możesz! Boże! Co ja mam zrobić?!- krzyczał
- Zapamiętaj mnie… zapamiętaj- powiedziała po czym wyszła

Zobaczył tylko jak jej skulona postać znika za zakrętem.

***

Chyba wszyscy wiemy najlepiej czy dotrzymał obietnicy. Pamiętacie ten
ranek przed biurowcem? Tak ten gdy znowu się spotkali. Co wtedy zrobił? Dał
banknot jak jakiejś biedaczce i zostawił. Nawet gdy z nim pracowała nie
zwrócił uwagi na jej nazwisko. Przecież później był w Rysiowie i co? I nic.
Prawda jest jedna i niepodważalna. Zapomniał… o wiele za szybko
zapomniał.

PÓŁNOC,
SEN W UKŁONACH SIĘ ŁAMIE
WSZECHPOTĘŻNA JEST PAMIĘĆ
GDY WSTĘPUJE NA TRON
NA JEJ TWARZY
KOCHANEK-CZAS ZOSTAWIŁ SWÓJ ŚLAD
SZUKA WINNYCH
W KSIĘGACH LAT.

PAMIĘĆ,
JAK OKRUTNIE NIE KŁAMIE
GDY PRZESUWA PRZED NAMI
TO,CO SPRAWIA NAM BÓL
GDY BEZSENNOŚĆ ROZCIĄGA PONAD NOCE I DNIE
W GORZKĄ PRZESZŁOŚĆ POSŁÓW ŚLE.

*********************

1 komentarz:

  1. Super opowiadanie , ale myślę że gdyby Marek spotkał juz kiedyś Ule to napweno by ja poznał.

    OdpowiedzUsuń