Get your own Digital Clock

piątek, 18 września 2009

"INWESTORKA"...czyli odcinek 170 wg interpretacji Martham

Aleks i Adam spotkali się w parku przy fontannie.

- No hej Aleks! – zawołał uśmiechnięty Turek klepiąc byłego szefa po ramieniu.

- Pamiętasz o naszym planie, tak? – spytał Febo od razu przechodząc do sprawy.

- No jasne. – odpowiedział zadowolony księgowy.

- A KRS masz? – kontynuował Aleks.

- Nie. Sory. Kompletnie o tym zapomniałem. – oznajmił waląc się w głowę.

- To to załatw. – zakomenderował mówiąc przez zęby. – Chcesz mi pomóc czy nie? A może wolisz zostać marnym księgowym do końca życia? – mówił szyderczo wkładając ręce do kieszeni spodni.

- Nie, no Aleks. Pewnie, że ci pomogę. – płaszczył się Adam.

- No to na co czekasz? Co tu jeszcze robisz? – sugerował pół włoch.

Były podwładny spuścił wzrok i potulniutko poszedł za radą Febo.

Marek nerwowo krzątał się po firmie.

- Widziałaś może Ulę? – spytał siedzącą za swoim biurkiem Violę.

- Nie, a coś się stało? Wyglądasz jakbyś miał korniki w gaciach. – rzuciła.

- Wszystko wporządku. Jak tylko ją zobaczysz to daj znać. – odpowiedział nerwowo zacierając spocone dłonie, po czym zamknął za sobą drzwi do gabinetu.

Ula usiadła na pobliskiej ławce i otarła łzy. Była już nieco spokojniejsza. Spoglądając na przechodzących obok niej ludzi przypomniała sobie jej rozmowę z Markiem w hotelu:

- Potem okazało się że to wszystko było kłamstwem. Tak naprawdę nigdy nie chodziło o mnie. Byłam łatwym źrodłem dochodów. Naiwną idiotką. – mówiła mając przy swoim boku osobę na której jej zależało jak na nikim innym. Wierzyła, że i ona jest dla niego ważna. – Dałam się wykorzystać i oszukać. – kontynuowała czując jego rękę na swoim policzku. Byłą szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie osobą.

- Znowu dałam się oszukać. Ula największa kretynka na świecie. Ofiara losu. – myślała wiercąc się na ławce.

Aleks czekał pod budynkiem FD chodząc tam i powrotem.

- Co masz dla mnie? – spytał widząc wychodzącego z firmy Adama i zacierając rączki.

- Nie zgadniesz kto jest właścicielem PRO S. – zawołał dumny z siebie księgowy poprawiając marynarkę.

- To już każdy w firmie wie. – zauważył.

- Ty mówisz o tym Szymczaku? – wypytywał Adam.

- No a o kim innym? – burkął były dyrektor finansowy.

- O tajemniczej inwestorze. – uściślił zadowolony Turek.

- No powiesz mi wreszcie?! – mówił podirytowany Febo.

- Tą tajemniczą inwestorską o której wszyscy chcą się dowiedzieć jest…

- Ula tajemnicza inwestorka. I na co mi to było? PRO S-weksle, raport-prezenty…czy zawsze ludzie muszą widzieć we wszystkim interes? Czy czasem nie można zrobić coś bezinteresownie? – pytała siebie w myślach Ula popijając przy tym herbatę siedząc w kuchni. – Widocznie tylko ja jestem taka naiwna.

- Dobrze wyglądam? – spytał zdezorientowany Jasiek zapinając koszule.

Właśnie szykował się na jego wielki dzień. Matura. Od tego zależało jak dalej potoczy się jego zycie. Zarówno Ula jak i pan Józef bardzo liczyli na Jaśka.

- Wyglądasz fantastycznie przystojniaku. - odpowiedziała Cieplakówna.

- Tylko nie mogę zawiązać krawatu. - wyznał chłopak.

- Daj, ja go zawiąże. - odparł ojciec wchodząc do kuchni.

- A jak nie dam rady? Może lepiej nie będę się kompromitował. - zmieszał się maturzysta siadając przy stole.

- Dasz radę. My tu w ciebie wierzymy. Jestem tego pewna. - tłumaczyła siostra. - Wstawaj.

- Po co? - spytał zdziwiony Jasiek.

- No wstawaj. Chce ci dać kopniaka na szczęście. - powiedziała z entuzjazmem w głosie.

- Może ja cię nie będę bił bo jeszcze wylecisz na podwórko. - zażartował pan domu obejmując syna.

- Bardzo śmieszne tato. - skwitował chłopak. - To ja już lecę.

- Będziemy trzymać za ciebie kciuki. - dodała uśmiechnięta siostra.

Po chwili Jasiek zniknął za drzwiami.

- Myślisz że sobie poradzi? - spytał zestresowany pan Józef.

- Mam nadzieje. - pomyślała Ula.

- Tato nie masz się o co martwić. Napewno sobie poradzi. - uspokajała go córka.

Marek idąc do ksero zauważył wychodzącego z windy Aleksa. Zmierzył go wzrokiem, będąc zdziwiony jego przybyciem, gdy przechodził obok. A ten odwzajemnił mu szyderczym uśmiechem.

- Nic się nie dzieję. Nudy. Zero pomysły. Wena jak wiatr ulatuje. - jęczał mistrz.

- Pan Pshemysław napewno znajcie coś nad czym będzie mógł popracować. - wspierała go Izabella. - Mistrz się rozejrzy.

- Patrzy, patrzy. Kiedyś sobie oko wypatrzy. - psioczył Pshemko.

- To może pan przejdzie sie do bufetu, zje coś pysznego, wypije czekoladę. - sugerowała pomocnica.

- Nie, nie, nie. - wołał bujając się na swoim czerwonym fotelu.

Wtedy do pracowni wparowała Ula.

- Ja przyniosłam tylko materiały. Kurier jak zwykle pomylił działy. - tłumaczyła wręczając Izie paczkę.

Pshemko jakoś dziwnie zaczął jej się przyglądać. Iza i Ula zmarszczyły czoła widząc jego dziwne zachowanie.

- Jakoś tak Urszula inaczej dzisiaj wygląda. - odparł.

- Ale coś nie tak? - spytała Cieplakówna patrząc na swoje ubranie.

- Skądrze. Jakoś tak Urszula ładnie dziś wygląda. - wyznał.

- Dziękuję. - odpowiedziała uśmiechając się do niego.

- Dlaczego Ula wiecej nie eksponuje swoich atutów? - spytał obchodząc ją dookoła.

- Nigdy nad tym nie myślałam. - przyznała pani dyrektor.

- Należało by to zmienić. Wkońcu jesteś nową panią dyrektor. Twarzą wielkiej, znanej modowej firmy. - mówił z charyzmą w głosie i wyciągnął do niej rękę.

Ona podała mu swoja dłoń i pomógł jej stanąc na stole.Następnie poprosił i miarkę i zaczął mówić swoje pomysły. Ula wyglądała na trochę wystraszoną.

- Czy Urszula ma narzeczonego? - dociekał Pshemko.

- Nie - odpowiedziała Cieplakówna.

- Tu odsłonić. - rzucił mistrz odsłąniają jej dekolt. - Tu odsłonić. konunuował podnosząc jej spódnicę.

Spanikowna Ula zakryła się zasłaniając się spódnicą.

- Może to jednak nie najlepszy pomysł. - zmieszała się schodząc ze stołu.

- Niech Urszula mi zaufa. - przekonywał spoglądając jej w oczy.

Marek wparował do gabinetu dyrektor nieco roztrzepany gdy Ula stojąc za biurkiem pakowała swoje rzeczy do pudła.

- Cześć Ula. Musiałem wczoraj odwołać posiedzenie zarządu. Dlaczego nie przyszłaś, czekaliśmy na ciebie chyba godzinę. - mówił nieco roztargniony rękoma opierając się o blat biurka i wędrując wzrokiem po wszystkich kątach. - Ula co ty robisz? - zdziwił się prezes widząc jak wkłada rzęczy do pudła.

- Pakuję się. - odpowiedziała zimno wogóle nie spoglądając na niego tylko kontynując czynność, którą do tej pory wykonywała.

- Ale dlaczego? - zawołał zaskoczony Marek.

- Bo odchodzę. - wyznała drżącym głosem wzrok wlepiając w blat.

- Ula, dlaczego? Zrobiłem coś nie tak? Ula, wytłumacz mi! - krzyczał histerycznie wymachując rękoma.

- Wszystko jest nie tak! - wrzeszczała smutna. - Nie chcę cię znać! Rozumiesz?!

Na jej twarzy rysował się wielki ból. Marka ponownie zamurowało. Nigdy nie widział Uli w takim stanie. Była kompletnie rozbita. Wiedział, że cokolwiek powie będzie musiał się później z tego tłumaczyć.

Wtedy do gabinetu weszła Dorota:

- Przepraszam, że przeszkadzam ale przyjechali państwo Dobrzańscy. Pan Febo zwołał zebranie. Czekają na państwa w konferencyjnej.

Ula widząc swoją asystentkę natychmiast otarła łzy rękawem.

- Zaraz przyjdziemy. - odpowiedział Dorocie młody Dobrzański i ta opuściła gabinet szefowej.

- Obiecaj mi, że jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - prosił szeptem zwracając się do ocierającej łzy Cieplakówny, lecz ta nic nie odpowiedziała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz