Get your own Digital Clock

piątek, 18 września 2009

Miśka3 na gościnnych występach ;) - opowiadanko

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się ile słowo kocham Cię może znaczyć?
Czy jego przesłanie jest takie samo w końcowych dnia życia jak w jego początkach?
A może to ta granica jest rozwiązaniem?
Możliwe, że nie ma reguły.
Czy to nie dziwne?
Śmierć i miłość zasad nie mają czy to znaczy, że człowieka nie można oceniać
pod wpływem tego uczucia i owej okoliczności?
Czy myśląc obiektywnie można stwierdzić wyższość jednego nad drugim?
A może miłość to początek labiryntu, a śmierć to rozwiązanie?
To cel- jedyny i osiągalny.
Kiedyś bałam się śmierci.
Miłości nigdy.
Jednak role się odwróciły.
Śmierć przyniesie mi ukojenie, sklei urywki życia, wytłumaczy niewyjaśnione, a miłość
pozostanie nie wiadomą.
Doszłam do wniosku, że człowiek boi się nie wiedzy, a przyswaja rozwiązania.
Ale mimo wszystko nie chciałabym zejść ze świata nie mając miłości.
Osiągnąć cel z błogą nie wiedzą – tak, tego chce.
Jak najmniej wiedzieć gdyż spada na mnie mniejsze brzemie odpowiedzialności.
Jednak tego dnia o tym nie myślałam.
Miłość przysłoniła oczy, powiekami wieczności.

” Wiosna, jakże niezwykła pora roku. Dzwięki wydawane przez przeróżne nieraz nienzane gatunki zwierząt.
Upojne,cudowne, męcące zmysłami zapachy. Wszędzie zieleń, która wprowadza błogi nastrój, a lekki ziferek biega po twarzy uruchamiając
”wyścigi” loków na mej twarzy. ”
Wpis z końca marca, zeszłego roku.
Krople przerywały nużącą, przeraźliwą ciszę.
Słone łzy spływały po jej policzkach podczas gdy czytała wymięty, zapisany pamiętnik.
Siedziała tak w bezruchu póki nie uświadomiła sobie iż litery rozpływają się pod wpływem płynu.
Nieumyślnie przetarła wierzchiem dłoni kartke i pożałowała.
Spuchniętym oczom ukazała się strona cała w czarnym, mokrym atramencie.
Ostrożnie zamknęła cenną pamiątke szczęśliwych dni i schowała w najciemniejszy kąt piwnicy.
Wtedy wszedł on.
Ciemna, szczupła sylwetka i ten uśmiech.
Nienawidziła tego.
Kąciki ust były złowieszcze, ale jego wargi prosiły się o odwzajemnienie gestu twarzy.
Uodporniła się na to.
Za każdym razem ”zakładała” maskę bezuczuciową na twarz w jego obecności.
Żałowała każdego słowa, które z nim zamieniła, każdego spojrzenia jego oczu, a przede wszystkim nigdy sobie nie wybaczy iż na niego się natknęła w tak pięknym życiu miłości jej i Marka.
Właśnie co z jej ukochanym?
Żył.
Ale tam gdzie nie powinnien być od dawna.
W objęciach znanej modelki Samanty wraz z dwójką dzieci.
A ona miała ponieść konsekwencje jakby nie patrzeć – romansu.

- Czego chcesz?! Przecież on już nie jest z Twoją siostrą! -krzyk pozwalał jej ukryć drgania głosu i paniczny pisk.
Jednak on to wiedział.

- Ale byłaś. Jesteś taka piękna a jakże naiwna. – mówił stanowczym acz swawolnym tonem seryjnego zabójcy.
Którym wkrótce miał się stać. – Nawet nie wiesz jak cierpiałem. Widząc Was, razem – każdego słowo przesiąknięte obrzydzeniem
wbijało sztylet w jej zakrwawione, złamane serce.- Nie mówiłem nic jej i to był błąd, teraz jego rodzina poniesie konsekwencje, ja
straciłem za dużo. Rodzice, Julia, Paulina , wszystko przez niego.- imie winowajcy nie zdołałoby opuścić jego
zgorzkniałego, zatrutego nienawiścią,palącego jadem serca.

Widziała jak cierpiał.
Klęczała przed nim i rozumiała każde jego uczucie.
Bolało.
Ale inaczej tłumaczyć tego nie mogła bo jak?
Paula popełniła samobójstwo – owszem,ale zostawiła list.
Jedną, jedyną oznakę tego, iż ona sama wydała na siebie wyrok.
Poszczególne słowa potrafiły wywoływać gorsze odruchy niż przypuszczalnie miały oddawać.
To przez Marka odebrała swe życie. Jedynym co jej zostało to błąkanie się bez określonego celu po świecie
i podziwianie cudzego pecha, ot co, to za małe słowo.
Czyjegoś nieskazitelnie mrocznego, niezmiernie oblanego bólem , nabitego dziesiątkami igieł – cierpienia.

- Posłuchaj – dukała, ukryć emocje, uczucia to nie łatwa sztuka dla niej byłoby to szczytem marzeń umieć zamaskować to co ją uwierało w duszy – Wybacz mu.
Co u licha miało znaczyć ”Wybacz mu” ?
To jest nic w porówaniu z zaistniałą sytuacją.
Spojrzała spod czarnych rzęs na niego.
Był wściekły.

- Przepraszam – zmiękła- Wiem co musisz czuć. – póbowała zrozumieć.

- Nie wiesz! Nikt nie wie! A on… będzie patrzeć na Wasze cierpienie.
Opętanie rządem krwi było niemal tak widoczne jak prześwietlenie szkieletu człoweka za sprawą specjalistycznego sprzętu.

- Nie wiem – przyznała mu racje – Ale nie moźesz ukarać ludzi, których nie znasz. Oni są niewinni.
Kochała Marka.
Jak idiotka nadal darzyła go tym czego opisać się nie da.
-Zabij mnie. – dodała jękliwym wręcz błagalnym głosem.

Opuścila głowe czekając na ostateczny wyrok.

- Nie. Najpierw muszę go sprowadzić. Co stanie się za – zerknął na stary, wydający paraliżujący dzwięk zegar umieszony w drugim krańcu pomieszczenia – za jakieś 4 minuty.
Uśmiech oblał jego twarz.
Odszedł szybkim krokiem i pozostawił ją pełną niepokoju.
Język Polski wydaje się tak rozbierzny, a jakże małostkowy.
Nie ma słów na określenie połowy uczuć jej jak i każdego z osób przeżywających ten koszmar.
Tak.
Chciałaby teraz zasnąć i odlecieć w niebyt.
Jak mogła poczuć tak silną więź z mężczyzną, który zrobił jej najpodlejszą rzecz na świecie.
Do osoby, która zupełnie zapomniała o jej istanieniu.
Do czlowieka, który ranił wszystkich umyślnymi gadkami – szmatkami i płytkimi kłamstwami.
Gdzie tu mówić o zdrowym odżywianiu kiedy jedynym jej pokarmem był ból związany z nim.
Truła się każdym wspomnieniem, a co dopiero będzie kiedy go zobaczy?
Może rozłąka ujarzmiła najgorszy okres próbny?
Próbny?
To cierpienie było jak weteran odwiedzało ją dzień w dzień – od 365 dni.
Dzisiaj po roku wchłaniania negatywnych uczuć wraz z oddechem miała go zobaczyć.

Minęły 4, dużące się w nieskończoność minuty.
Najpierw ujrzała zgrabną, wysoką, Szczupłą szatynkę.
Pewnie Samanta.
W jej dłoni ujrzała małą rączkę.
Kończyne dziecka.
Jak takie niewinne stworzenie mogłoby ponieść tak wygórowane konsekwencje losu jego ojca?
No jak?
Niewinna duszyczka, skromne maleństwo. Rozjaśniona uśmiechem buźka. Jakże to wszystko było banalne.
A za nimi kroczył on.
Jego postać nie wymaga komentarza. Nic się nie zmienił – bynajmniej z zewnątrz.
Ale gdzie reszta?
Policzyła jeszcze raz. Brakowało małej Nikoli. Co się z nią stało? Czy sąd ostateczny obwieścił ją na progu śmierci? Czy ona była pierwszą która odbyła męczarnie?
Ale nie.
Za Markiem wszedł Aleks na rękach trzymał malutką istote.
Nikola – urocze dziecko. Nawet w takich ciemnościach potrafiła sobie wyobrazić jej błyszczące, błękitne oczy i zarumienione Poliki.
Dlatego jakież było jej zdziwienie gdy Aleks zapalił Lampe.
W jasnym świetle Ariel i dziewczynka byli nienaturalnie bladzi. Ich ciałka trzęsły się z zimna, a z oczu odczytywała głód. Jak mogła się nad sobą użalać widząc tak wyczerpane, niczemu winne stworzenia?
Każde z nich miało marzenia, plany –a wszystko w porównaniu do nich było jak z innego filmu, okrutne, wielkie i zatrute zemstą.
Samanta z dziećmi usiadła w drugim kącie piwnicy.
Objęła je ramionami. Bezpiecznymi ramionami matki. Obraz nadający się do rodzinnego albumu.
Ale czy będą mieli czas by to uwiecznić?
Marek usiadł tuż przy lampie.
Nie mogła patrzeć w jego strone. A może to dobrze?
Światło paliło ją w oczy. Czuła jak źrenice jej rosną i zwężają się. Światło pulsowało w niej, czuła jak ścieżka jasnego cienia ogarnie ciało, umysł i ognikami razi w oczodoły.

-Aleks zgaś Lampe – poprosiła. To było nie do wytrzymania. Czuła, że staje się gorąca jak lawa. Czuła, że parzy samą siebie. Czuła, że tego nie wytrzyma.

Pstryk.
I spowrotem ogarnęła ich nicość.

Ciemność i spokój. Jeżeli w ogóle w takiej sytuacji jest możliwy spokój.

- Przywitajcie się. Ty – wskazał na Marka – to jest Twoja dawna ofiara zdrad, ta BrzydUla, ta Cieplak.

Oczy jej ukochanego spojrzały na nią jakby przez mgłe.
Widać było niedowierzanie i zachwyt. Dziwne, ale poczuła ulgę i coś w rodzaju dumy.

- To ty? Ula to ty? – zapytał.
Jakby nie wierzył.
No tak była przecież ładna. BrzydUla stała się piękna? Kto by pomyślał.
To możliwe tylko w bajkach, och jakąż przyjemność czerpała z jego zakłopotania.
W końcu raz w życiu ona miała przewage nad nim.

- Ja. – otóż to.
Proste słowo, a zamurowało mężczyzne w jednej pozycji z oczami utkwionymi w jej osobie.

- Maaaa… Mamusiu, jestem głodna. – cieniutki, błagalny głos przerwał tzw. Powitanie.
Ula obróciła głowę w stronę Samanty i dzieci.
Mała Nikola zrobiła się na twarzy sina.
Te dzieci, to ich cierpienie jest najgorsze ze wszystkich. Prostolinijność słów biła szczerością samą w sobie.

- Aleks – spojrzała Samanta błagalnie.

- Wyjdźcie i tak o Was mi nie chodziło – podszedł do nich i dał 3 bilety.

- Co to? – spytała rzeczowo.

- Samanto, lot do – zawahał się – Marek nie może wiedzieć gdzie, więc bierz i wynoś się. Z tymi – wyczuwać można było w jego tonie obrzydzenie – bachorami.

Ała.
Tylko tyle musiała poczuć modelka.
‘’Bachory’’ to najwspanialsze co ją spotkało, a on tak bezczelnie uprościł sprawe.

- Dziękuję.

I wyszła. Nawet nie spojrzała na Marka. Nic zupełnie, jakby nigdy jej nie zależało na małżonku.
Ula poczuła radość.
Cóż za sadystowskie myślenie.
Teraz czuła się okropnie. Wspóczowała Samancie, ale jak idiotka łudziła się, że obojętność dziewczyny coś znaczyła.
Teraz zapewne wyjedzie z Nikolą i Arielem w nieznane i będą żyć razem i szczęśliwie.
A co będzie z nimi?
Z Ulą i Markiem. Wszystko w rękach tego padalca – Aleksa.
Niegdyś dało się znieść jego mściwość, jednak śmierć Pauli przelała czare ognia. To była kropka nad ‘’i’’.
Wiadmomym było, iż tego nie zostawi.
Aleks nie umiałby pozostawić czegoś, po czym cierpiał bez ukarania drugiej strony.

- Co zamierzasz? – zapytał Marek.

- Ją zabić. – wskazał Ulke.
Zwykła pogawędka kolegów o śmierci.
No tak, a czego mogłaby się spodziewać?

- Nie zrobisz tego.

Co? Lada zdziwienie dla Aleksa jak i dla niej samej. ‘’Czyżby jeszcze coś czuł do mnie?’’ – rozmyślała.

- Ty ją kochasz/ BrzydUle? Co ty nie powiesz! – naśmiewał się z bezradności więźnia.

Nie odpowiedział. Opuścił głowe w potwierdzającym geście i czekał.
A co robiła ona?
Patrzyła to na Aleksa, to na Marka nie wiedząc co myśleć.
Kochała go, tak bardzo kochała.
To było więcej niż uczucie, niż miłość to było jak opętanie. Łzy leciały z jej oczu. Maska, którą przybrała natychmiastowo opuściła jej twarz.

- Aleks, błagam. On ma rodzine. – tłumaczyłam.

- A ty jak idiotka go bronisz! Jesteście równie żałośni co ten wasz romans. On chciał zasrane udziały, a ty jak komar do światła robiłaś wszystko by dopasować się do jego gry. Ślepa jesteś czy jak?

Olśnienie.
To właśnie poczuła.
Do tej pory żyła ze świadomością, że ukochany naprawdę ją kochał a dopiero po poznaniu Samanty ją zdradził. To wszystko było tak pokręcone jak najtrudniejszy labirynt. Najpierw to Ula była kochanką gdyż on był z Paulą, a kiedy ona mu się znudziła poszedł do Samanty. Febo nie wytrzymała i postanowiła się zabić , a ona co? Łudziła się, że to co wcześniej między nimi było przetrwało. A nagle się okazuje, że i to ‘’tamto’’ było tylko zasranym, brudnym, tłustym kłamstwem!
Żyła na oszustwie.
Wchłaniała jego zapach i delektowała się nim.
Jak mogła być tak głupia! Ale przecież Marek przed chwilą sam potwierdził iż ją kocha.

- Nie już nie wiem! Nic! Marek kochasz mnie? – łkała.

- Uświadom ją tyranie. – dopingował Aleks.

- Ula to nie jest proste. Dopiero kiedy tu weszłam zrozumiałem, że to Ciebie kocham.

- A wcześniej ? –nadal tliłam tą porąbaną nadzieje.

- Nie.

Zamilkliśmy. Słychać było jedynie jej szloch i upiorczy śmiech Aleksa.

- Cóż za dobrana parka. Więc jeszcze nie nacieszyłeś się BrzydUlą.

Marek posłał mu złowrogie spojrzenie.
Boże święty a co ona miała myśleć?
Nagle się zmienił o 180 stopni i ją pokochał?
Czuła się jak wrak, który jest pusty, a myśli że wypchany skarbami.

– Tym więcej będziesz cierpiał gdy odbiorę jej życie.

Dla Uli to już nie miało znaczenia. Mógł zabić ją w torturach jak i szybkim numerkiem.
Nie bała się śmierci.
Panicznie histeryzowała przez miłość.
Teraz to zrozumiała.

Poczuła szarpnięcie. Nawet nie zauważyła, że oprócz Aleksa w pomieszczeniu jest jeszcze jeden typ w kominiarce. Pociągnął ją i wyprowadził na zewnątrz.
Padał deszcz i było pochmurno.
Zero odnośników do wpisu z pamiętnika.
Wszystko było na opak.
Po chwili dołączył do nich Aleks z Markiem.

Wilgotna, zimna śmierć. Czy można umrzeć z gorszym poniżeniem?

Ula siedziała równolegle do reszty. Widziała to co oni mieli za plecami.
Ktoś się zbliżał.
Ale nie mogła krzyczeć. Ostrzegać.
Wielka gula stanęła jej na przeszkodzie w gardle.
Aleks i jego przyjaciel sadysta ostrzyli srebrne sztylety.
Czy ich koniec miał być od jakiegoś narzędzia?
W dodatku tępego?
Och czy nawet śmierć nie mogłaby być bardziej uroczysta?

Ciemna postać zbliżała się do nich.
Nie.
Trzy sylwetki wyłoniły się zza gęstej mgly.
Oczy miała jak dwa spodki.
Lecz nadal nie mogła nic wypowiedzieć.

Maciek?
Tak to był on.
A tamtych dwoje?
Mrugnęła gwałtownie, próbowała wyostrzyć obraz, ale nie dawała rady.

Huk.
Jeden.
Drugi.
Dla upewnienia trzeci.
A Aleks i jego przyjaciel opadli na błotnistą powierzchnie.

- Co się stało? – Marek nie miał problemu z wydobyciem dzwięku.

- Ula żyjesz? – Maciek podbiegł do niej i objął ramieniem.

Rozwiązali ich, a potem wytłumaczyli wszystko.
Kiedy Maciek zauważył, że nie ma przyjaciółki pomyślał o Marku.
Niestety miał numer Samanty.
Ta opowiedziała mu wszystko.
Zadzwonił gdzie trzeba i przyjechał ich ocalić.

Nagle Ula zaczęła się pocić.
Z odruchu dotknęła miejsca pod lewą piersią.
Poczuła ciecz.
Czerwoną, gęstą ciecz.
Trzeci strzał musiał przelecieć obok Aleksa i trafić w nią.

- Maciek, ja umieram. Kocham, Kochałam i nie przestane kochać Marka.

- Ula przeżyjesz.- szeptał Maciek.

Nie, on krzyczał lecz dla niej to był upojny szept.
Pieścił jej uszy.
Zanim zamknęła powieki zobaczyła twarz ukochanego.
Może nie marzyła o takiej śmierci, ale poczuła ulge.
Koniec z domysłami i gierkami miłosnymi, miała spokój, ale nie miała właściciela swego serca.
Unosiła się nad ziemią a wszystko w około lśniło jaskrawym światłem.
Patrzyła na swe ciało i lekarzy, którzy zawzięcie próbowali przywrócić jej życie.
Nie chciała tego.
Nie czułą bólu, tęsknoty ani cierpienia.
Błogość ogarniała każdą cząstkę jej ciała.
Pochmurny dzień zastąpił obraz wiosny.
Frezje, róże, konwalie, zieleń, słońce, wiatr- wszystko czego pragnęła.
Odleciała z Ziemi pozostawiając wszystkich w smutku.
Jednak szczęście należało się jej.
Miała przed sobą wieczności radości i przyjemnych odczuć.

‘’ Miłość przysłoniła oczy, powiekami wieczności’’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz