Get your own Digital Clock

wtorek, 29 września 2009

Smerfetkowe opowiadanie cz.4

Ten dziwny dźwięk to nie był ani grzmot, ani krople deszczu spadające na parapet. Ten dźwięk to był lodowiec, kiedy się rozpada, a drobne grudki spadają w przepaść i giną. Tak Marek się rozpadł, jego serce i miłość. O tym czy przepadł na zawsze nie wiedział. Teraz czuł się jak wzburzone morze, na którym trwa sztorm, a wysokie fale rozbijają się o brzeg. Czy kiedyś się uspokoi? Czy znów się pojawią fale, ale te łagodne? Tego też nie wiedział. Wyszedł, zostawił ją samą. Wiedział, że teraz potrzebuje czasu. Nie pomogłyby żadne tłumaczenia, wyjaśnienia, obietnice. Dla niej każde słowo byłoby kolejnym kłamstwem. A dla niego? Przecież sam siebie też okłamywał przez bardzo długi czas. Myślał, że to jest nie możliwe. Że czegoś takiego jak miłość nie ma i już nigdy nie będzie w jego życiu. A teraz? Teraz stracił to wszystko, tylko, dlatego, że się bał nie o siebie czy Ulę. To firma była tą stawką. On też zbankrutował. Czuł, że zapłacił wysoką cenę. Być może wyższą niż Ula. Ona miała rodzinę, Maćka, Alę. A on? Kogo tak naprawdę miał koło siebie? Rodzice, tak są. Zwłaszcza matka, ona zawsze wierzyła, wspierała, rozumiała. Ojciec szukał ciągle jakiejś usterki w jego osobie i zachowaniu. Nigdy nie okazywał większych uczuć, jakby się wstydził, obawiał się kpin, żartów… Sebastian? No tak przyjaciel, który podobnie jak Marek oszukuje siebie, że nic nie czuje do Violi. Każdy, kto na nich spojrzy wie, że to tylko kwestia czasu, kiedy będą razem. Kto jeszcze był koło niego, z nim? Została Paulina. Paulina nigdy tego nie zrozumie. Chciał z kimś o tym porozmawiać. Powiedzieć, co tak naprawdę czuje, z czym sobie nie może poradzić. Chciał, aby ten ktoś go wysłuchał, zrozumiał, nie komentował i nie próbował znaleźć cudownego rozwiązania, bo takie nie istnieje. Przynajmniej nie w tej sytuacji. Skierował swe kroki w stronę gabinetu przyjaciela. Nie, to zły pomysł. Rano nie rozumiał, o czym mówię to i teraz nic nie da ta rozmowa.- Pomyślał. Była jeszcze jedna osoba, której mógł powiedzieć o wszystkim, nie obawiając się krytyki. Zawsze była obok, z wyciągniętymi ku niemu rękami. Nawet jak zrobił coś, czego nie pochwalała, to nie opuszczała go. Nigdy… Tak, to jej miłość potrafiła działać jak najlepsze lekarstwo. Czy zadziała również na jego serce?
-Viola, wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę.- Powiedział, kierując się w stronę wyjścia.
- A gdzie będziesz?- Dziewczyna przeniosła wzrok z gazety na prezesa.
- Nie ważne. Nikt nie powinien o mnie pytać, nie mam żadnego spotkania.
- A jak zapyta Paulina?
- Ostatnio jakoś mnie rzadziej odwiedza w biurze, i ty też przestałaś mnie śledzić. Paulina przestała dawać ci zlecenia?- Popatrzył na dziewczynę.
- No wiesz. – Viola starała się ukryć prawdziwy charakter jej znajomości z Pauliną. – Teraz jestem zajęta Sebkiem, znaczy się z Sebkiem.
- Nie chcę znać szczegółów. Cześć.- Pożegnał się i wyszedł.
- Tak a ja jestem Pauliny dziewczyna na przesyłki, dasz wiarę?- Powróciła do przerwanej lektury.

Mimo deszczu i chłodnych dni w jej życiu nadal święciło słońce. Chyba jeszcze intensywniej niż kiedykolwiek przedtem. Przedtem był Marek. Tak był Marek. Ile to trwało? Miesiąc, dwa, rok… A później? Później były tylko długie samotne wieczory, coraz częściej pojawiały się też samotne noce. I ta niepewność. I te setki pytań. Gdzie jesteś? Czy jesteś teraz z inną? Jak ma na imię, ładna jest? Ile to już trwa? Ciekawe, co wymyślisz tym razem? Jakimi kłamstwami mnie nakarmisz, jakimi będę żyła do następnego razu? Pojawiały się też kłótnie, niedomówienia, tajemnice, niewypowiedziane pretensje. Czuła, że daje od siebie więcej niż otrzymuje. Poświęca się bardziej, niż wymaga tego nawet największa miłość. Miała tego dosyć. Pragnęła coś zmienić w swoim życiu. Pragnęła też, żeby te zmiany niosły ze sobą to wszystko, czego brakowało między nimi. Zniżała się do tego poziomu, iż wielokrotnie kazała go śledzić. Viola jednak nigdy nie dostarczała jej dowodów zdrady. Więc trwała w tej słodkiej niewiedzy, niepewna i przejedzona kłamstwami. Wiedziała, kiedy ją zdradzał. Stawał się wtedy nad wyraz opiekuńczy, czuły i miał wtedy niesłychanie dużo pracy i spotkań z Sebastianem. Trwali w tym związku. Był to leniwy, wygodny bezruch. Po drodze zgubili też uczucia, emocje, które nadają jasne barwy w związku. Zostały tylko te ciemne, oboje nie wiedzieli jak się ich pozbyć. Teraz też miał kogoś. Była tego pewna i tego, że nie będzie robić mu wyrzutów, awantur o późne powroty. Zauważyła, że ta kobieta, które pojawiła się w jego życiu daje mu siłę, odwagę. Zauważyła, że znaczy dla niego wszystko, że to właśnie ją obdarzył miłością. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, czym jest prawdziwa zdrada. Do tej pory zdradzał ją zawsze ciałem niczym więcej. Z tą kobietą zdradził ją sercem. Czy czuję żal? Nie, nie czuję żalu. Już dawno przestało nas cokolwiek łączyć. Żyliśmy razem, a jednak oddaleni od siebie sporą odległością. Tak to była spora odległość, nie pokoju ani korytarza. Nie pokonalibyśmy jej już nigdy, z każdym dniem byłaby coraz większa…
Czuła się winna i zarazem niewinna. Uległa mu. Był cierpliwy, troskliwy, zdobywał ją powoli. Zburzył ten mur. Nie potrzebował żadnych narzędzi budowlanych, wystarczyło parę czarodziejskich zaklęć, na które ona czekała przez tyle lat. Ofiarował jej siebie i swoją miłość. Każda chwila spędzona z nim była pełna wzlotów, uniesień. Tylko ona się liczyła, nikt ani nic więcej nie miał prawa wejść, kiedy była przy nim. Znalazła w sobie pokłady miłości, czułości i tych wszystkich uczuć, które towarzyszą zakochaniu. Zdziwiła się, że ma je w sobie i że przetrwały tyle lat. Czuła się szczęśliwa, kochana. To było jej prawo. Wtedy pojawiała się twarz Marka i wyrzuty sumienia. Chciała być wobec niego lojalna, chciała mu o wszystkim powiedzieć. Nie potrafiła. Nazywała siebie tchórzem, a wystarczy tylko jedna rozmowa, lub parę słów: odchodzę, bo kocham. Tylko tyle. Wielokrotnie ją do tego namawiał, widział jak się miota między nim a Markiem. Jak niespokojnie spogląda na zegarek, kiedy spotykali się u niego, w obawie, że Marek wróci wcześniej…
-Znowu zastanie puste mieszkanie, a mi już brakuje wymówek. Boję się, że w końcu się domyśli.
- Paulina ty na pewno chcesz być ze mną?- Chciał mieć pewność, że warto czekać.
- Lev, tak jestem tego pewna. Nie jestem przygotowana na rozmowę z Markiem.
- Musisz się pospieszyć.
- Dlaczego?- Nie rozumiała.
- Za tydzień wasz ślub. A skoro nie kochasz go i chcesz być ze mną, to musicie to odwołać.
- Tak, masz rację.
Ostatni pocałunek i już jej nie było…

Przejaśniało…Zastał ją w ogrodzie, gdzie pieliła rabatę z kwiatami. Mogła mieć cały sztab służby koło siebie w domu. Jeśli chodziło o ogródek, to nie chciała żadnej pomocy. Traktowała to jako terapię. Mogła się wygadać kwiatkom o tym, co leżało jej na sercu. Wprawdzie jej nie odpowiadały: Tak Helenko, doskonale cię rozumiemy… Nie martw się, to młody chłopak, musi się wyszumieć… Zobaczysz wszystko się ułoży… Ale wiedziała, że ją wysłuchają do końca. Wszystkie róże, cynie, astry, lilie traktowała jak najlepsze przyjaciółki, i miała z nimi mniej kłopotów… Muszę spryskać różę, pleśń ją bierze…
-Witaj mamo. – Pocałował policzek lekko zarumieniony od pracy.
Jego też coś wzięło, chyba coś mocniejszego niż pleśń…
- Synku, co cię sprowadza o tej porze. Ojca nie ma.- Była zdziwiona i pełna jak najgorszych przeczuć.
- Mamo przyszedłem do ciebie. Muszę z kimś porozmawiać, to dla mnie bardzo ważne.- Popatrzył w oczy, które były dla niego zawsze łaskawe i przychylne.
- Chodź.
Udali się do drewnianej altanki, ukrytej w głębi ogrodu. Otoczona była zaroślami, niedostępna dla ciekawskich oczu. Przypomniał sobie chwile z dzieciństwa, pełne zabaw, śmiechu… Przypomniał sobie Ulę i łąkę, smutek powrócił…
- Opowiadaj.- Rozkazała, gdy usiedli.
Zachowała się tak jak na szlachetny kwiat przystało. Słuchała cierpliwie, do końca. Nie reagowała, nie zadawała pytań. Tylko słuchała i rozumiała, choć ciężko było jej zrozumieć poczynania jej własnego syna dotyczące firmy i weksli. Z innych jego działań akurat była dumna.
- Mamo powiedz, co ja mogę zrobić?- Słychać, było w jego głosie desperację pomieszaną z nadzieją.
- Synku, najpierw musisz porozmawiać z Pauliną. Później odwołajcie ślub, który macie za tydzień. Co do Uli daj jej trochę czas. Kocha cię i wybaczy ci. Wierz mi, wasza miłość jest silniejsza od kłamstw, jest ponad to wszystko. Tylko poczekaj, aż emocje miną i się uspokoi.
- A później?
- A później zawalczysz o was, mój ty dzielny rycerzu…

Też słyszała ten dźwięk i to bardzo wyraźnie…
Ostatnia w długiej kolejce po szczęście. Dlaczego właśnie ja? Dlaczego właśnie mnie to spotyka? Myślałam, że teraz, z Markiem będzie inaczej. Myślałam, że kiedy się kogoś kocha, i ten ktoś nas kocha to szczęście…Ech nieważne… Trudno, znowu na koniec. Następny proszę…
- Ula, co się dzieje?- Maciek dopiero teraz zadał to pytanie, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Kiedy rozmawiali przez telefon miała dziwny głos, a gdy ją zobaczył był pewien, że płakała.
- Nic właśnie stoję w kolejce po szczęście. Nie wiem ile to potrwa, bo jest bardzo duże zapotrzebowanie na ten towar. A poza tym to dałam się oszukać. Marek udawał, że mnie kocha i że chce ze mną być. Chodziło mu tylko o te weksle!- Wyrzuciła z siebie jednym tchem, nie kryjąc łez, emocji, które chowała przez całe popołudnie. Teraz było jej już wszystko jedno.
- A to drań. Ula nie powiem: a nie mówiłem, choć chcę. Wiem, że ci jest trudno. A co z pracą, zostaniesz tam?- Popatrzył na przyjaciółkę.
- Tak zostaję tam. PRO S dobrze funkcjonuje, ale wiesz, że losy firmy mogą być niepewne. Wolę mieć jakieś zabezpieczenie finansowe.
- Ok. zrobisz jak uważasz. Nie będę się wracał, ale jutro obiję mu to i owo. Należy mu się tak samo jak temu Dąbrowszczakowi. Jest taki sam jak ten Hamburger.- Zdenerwowanie wzięło górę, musiał zjechać na pobocze, żeby się uspokoić.
- Maciek nie obijesz mu niczego, bo za tydzień ma ślub. Nie jest taki sam jak Bartek. Marek ma w sobie więcej uroku i lepszy talent to grania uczuć, których nie ma. Jest gorszy od Bartka…

Wraz z deszczem do dwóch gabinetów równocześnie zawitała nostalgia. Nieproszona, bez pukania… Nie zdradziła czy była z kimś umówiona i ile czasu tu pozostanie. Rozsiadła się wygodnie w fotelach i czekała na lemoniadę.
Chciał iść do niej, porozmawiać. Może już minęło wystarczająco dużo czasu. Może się jeszcze uda wszystko naprawić, uratować? Powiedz tylko, co chcesz ratować? Tych parę okruszków, które gdzieś tam wypadły? Teraz namokły i nie są nic warte. Te chwile w parku, te pocałunki? Co chcesz ratować? Masz zdjęcia, to ci musi wystarczyć, przynajmniej na razie… Te myśli zawsze się pojawiały, gdy sięgał po jej zdjęcia z parku…
Jakiś dziwny smak mają te krówki. Firma niby ta sama, kolor też, a jednak mają jakiś słony posmak. Hmm może zmienili recepturę, może z dodatkiem soli dłużej zachowują świeżość…
Nostalgia chcesz trochę… Dobre, ja nie czuję żadnej soli…

Oboje zwlekali z tą rozmową. Szukali odpowiedniego momentu, chwili, która sprzyjałaby takim rozmowom. Czy w ogóle istnieją takie chwile? Sprzyjające rozstaniom? Kiedy łatwiej mówi się cześć, pa i odchodzi? Było szaro, zimno, ale to nie skłoniło żadnego z nich do wykonania pierwszego kroku. Kolejnym czynnikiem utrudniającym było unikanie się nie tylko w biurze, ale też w firmie. Nim się spostrzegli, zabrzmiały kościelne dzwony, goście zebrali się w katedrze…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz