Get your own Digital Clock

sobota, 5 września 2009

"Brzydula vs. playboy" - ROZDZIAŁ VIII - MĘSKIE ROZMOWY - wg Iwony

Myśli w głowie Uli urządziły sobie gonitwę. To Aleks. Nie może być inaczej. Zna ten zapach i wiersz, bo sam je dla mnie wybrał. Czytuje Goethego. Wyznanie, ukrywana miłość, prawda. Co on o mnie wie, a czego się domyśla? Czy to możliwe, że zakochał się w Brzyduli? Niemożliwe. Musiał gdzieś mnie widzieć. Ale gdzie? W Rysiowie? Niemożliwe. O co mu chodzi? Dostaję kwiaty i upominki od jakiegoś już czasu. Gdyby chciał mnie zdemaskować, to nie czekałby tak długo. Może nie chce, a może nie wie? Aleks. Don Aleks herbu romantic Mefisto. Czyżbym była ważna dla niego. To spojrzenie… Jakbym była nagrodą pożądaną przez mistrza. To byłoby zbyt piękne.

Aleks wyrzucał sobie, że niepotrzebnie się zdradził. Obawiał się, że tym spontanicznym zachowaniem może Ulę spłoszyć jak egzotycznego motyla. Zaraz po świętach musi ją uspokoić, zapewnić, że nie chce jej skrzywdzić. Zdecydował się napisać do niej liścik.

Ula całe święta błądziła myślami wokół Aleksa. Zastanawiała się, czy nadal będzie korzystał z usług kuriera. Ze względu na jej plany w stosunku do Marka lepiej byłoby, aby nikt nie wiedział, że Pan Tajemniczy to Aleks Febo. W końcu postanowiła podjąć ryzyko i przy najbliższej okazji zaproponować spotkanie. Wyszukała odpowiedni wiersz na tę okazję.

Kurier stawił się w biurze Uli dokładnie o dziewiątej. Przyniósł tym razem efektownego storczyka i krótki list.

„Droga i tajemnicza Urszulo.

Postanowiłem napisać tych kilka słów, abyś wiedziała, że moje uczucia są szczere, a zamiary uczciwe. Pozostaję anonimowy, bo domyślam się, że Twoja obecność w Febo&Dobrzański nie jest przypadkowa. Nie chcę komplikować Twoich planów. Możesz być pewna dyskrecji z mojej strony. Niecierpliwie czekam dnia, kiedy Brzydula zakończy swą misję, a ja będę mógł wyjść z ukrycia, aby pokazać Ci, jak bardzo jesteś droga memu sercu.

A”

Wiadomość od Aleksa bardzo Ulę ucieszyła. Zrozumiała, że on jakimś cudem wie, że Brzydula nie jest rzeczywista i realizuje przez nią jakiś plan. Wezwała pana Zbyszka i zleciła mu przekazanie odpowiedzi jej anonimowemu wielbicielowi.

Jeśliś jest prawdą...
Jeśliś jest prawdą, przyjdź do mnie bez słów
i weź w Twe ręce wszystko co dać mogę,
lecz jeśliś snem jest pośród innych snów,
och! to samotną puść mnie w dalszą drogę.

Czy wiesz, co znaczy być jak biały bez,
który ku słońcu wypręża się cały,
i tak już za nic nie chcieć więcej łez? -
Patrz na me oczy - one już płakały.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Tajemniczy A

Dziękuję za piękny wiersz, zapach, morze kwiatów i upominków oraz obietnicę dyskrecji. Twój list nie pozostawia wątpliwości, że należą Ci się ode mnie jakieś wyjaśnienia. Czekam pojutrze o dwudziestej w kawiarni Poezja.

Ula”

Z każdym czytanym słowem twarz Aleksa rozjaśniał coraz większy uśmiech. Jeszcze dwa dni i spotka się z Ulą. Nawet nie liczył na taki jej ruch. Kolejny raz go zaskoczyła.

Przed spotkaniem z Aleksem Ula chciała dowiedzieć się, co kombinuje Marek. Jego ostatnie zachowanie spowodowało, że miała jak najgorsze przeczucia.

Marek nadal próbował zbliżyć się do asystentki. Poprosił ją do siebie. Ula przezornie usiadła w fotelu zamiast, jak zwykle, na kanapie.

- Jak święta? Pewnie u was, w Rysiowie zawsze jest ciepła i rodzinna atmosfera. – Marek przysiadł na oparciu fotela, bardzo blisko Uli, która nie miała gdzie się cofnąć.

- Tak, było bardzo miło. Odwiedziła nas Ala i Maciek. A ty co porabiałeś?

- Nudziłem się bez ciebie jak mops. Jak zwykle byliśmy z Pauliną u rodziców. – Odgarnął włosy z szyi Uli i przyglądał się uważnie jej profilowi. – Masz śliczne usta, od kilku dni nie dają mi spokoju.

- Marek zostaw moje włosy i pozostałe części ciała w spokoju. Przyglądaj się ustom Pauliny.

- Chyba żartujesz. Ona ma usta jak ryba, a twoje to płatki róży.

- Nie ma róży bez kolców. Muszę wracać do pracy.

- Poczekaj. Pójdziemy razem na lunch? – powiedział z nadzieją w głosie. Widząc jej nieprzychylną minę dodał pośpiesznie. – Służbowy oczywiście, musimy omówić problem Korzyńskiego.

- Możemy teraz.

- Nie, teraz muszę iść do Pshemko. Wychodzimy o czternastej.

Przed czternastą Marek wrócił od projektanta i nie pozwolił Uli na żadne uniki. Pojechali do Ogrodu Smaków.

- Korzyński chyba ma słabość do Pauliny. Podrywa ją.

- To piękna i efektowna kobieta, trudno mu się dziwić. A jak będziesz ją zaniedbywał, to może mu się uda.

- Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że nie byłoby to takie złe. Wiesz Ula, ja jej się oświadczyłem i mamy się pobrać, ale wcale mi się do tego nie śpieszy. W ogóle, całe to małżeństwo to nie jest dobry pomysł.

- No przecież się kochacie, masz tylko syndrom kolekcjonera kobiet. Ale widać Paulinie tak bardzo to nie przeszkadza.

- Oj Ula, nie przesadzaj. Ostatnio jestem grzeczny. – Uśmiechnął się zawadiacko.

- Tak, obserwuję to ostatnio z bliska – powiedziała z ironią w głosie. W tym momencie zaczęła mrugać i trzeć oko.

- Pokaż, pewnie wpadła ci rzęsa.

- Nie, nie, samo wpadło, samo wypadnie.

- No daj mi zobaczyć, przecież cię nie ugryzę. Jestem delikatny dla kobiet i mam doświadczenie z rzęsami.

Marek pochylił się do Uli i zdjął jej okulary. Przy pomocy serwetki usunął niesforną rzęsę.

- Ula, jakie ty masz piękne oczy. Jak ja mogłem ich wcześniej nie widzieć. – Ula chciała pośpiesznie zasłonić się okularami, ale Marek zabrał je.

- Nie oddam ci tych wstrętnych okularów do końca naszego spotkania. A właściwie zaraz pojedziemy do optyka i kupię ci szkła kontaktowe. Nie możesz mi zabraniać podziwiania takich cudnych oczu.

- Nie wygłupiaj się, oddawaj okulary, bo bez nich się źle czuję. Nie będziesz mi nic kupował. Nie noszę szkieł, bo drażnią mi oczy. Jestem delikatna.

- Wiem, że jesteś…, to znaczy podejrzewam i mocno wierzę, że się kiedyś przekonam. Co do szkieł, to jeszcze zobaczymy, a te czerwone straszydła oddam ci dopiero w pracy.

- Jesteś okropny, nie mam na ciebie siły.

- Co robisz dzisiaj wieczorem? Chciałbym cię zabrać do kina.

- Dzisiaj jestem umówiona z przyjaciółką. Zresztą i tak bym z tobą nie poszła. Zabierz Paulinę.

- A jutro?

- Jutro pomagam Jaśkowi w matematyce.

- No to będzie musiał mi wystarczyć Seba.

- Męskie rozmowy nad szklaneczką?

- Skoro wolisz przyjaciółkę i matematykę, to nie mam wyjścia.

W drodze powrotnej do samochodu Marek uparł się, żeby prowadzić Ulę za rękę. Naprawdę nie mógł oderwać wzroku od jej oczu. Podczas jazdy kilka razy musiała zwracać mu uwagę, żeby patrzył na drogę. Oddał jej wreszcie okulary, gdy zaparkował pod firmą.

Wieczorem Ula zdjęła brzydulowy image, ubrała się jak najbardziej zwyczajnie, tak aby nie zwracać na siebie uwagi. Poprosiła Maćka, aby zawiózł ją do ulubionego klubu Marka i Seby.

- Muszę tam jechać. Usiądziemy sobie w odległym kąciku i będziemy czekać. Dzisiaj lub jutro Marek z tym swoim kumplem - Sebą przyjdą tam na drinka. Gdy usiądą przy barze i zaczną popijać, dyskretnie podejdę i usiądę obok. Ty zostaniesz i będziesz obserwował ich z daleka. Oni nie powinni zwrócić na mnie uwagi. Będę siedziała lekko odwrócona. Nie będę na nich patrzyła, zasłonię się ręką i włosami. Gdyby zaczęli mi się przyglądać, to w pierwszej chwili i tak nie powinni mnie rozpoznać. Gdyby jednak któryś z nich chciał mnie zaczepić, to zadzwonisz, a ja się szybko wycofam. Jestem pewna, że prędzej, czy później rozmowa zejdzie na mój temat.

- Ula, jak chcesz to pojedziemy, ale już dawno powinnaś to zakończyć.

- Muszę się dowiedzieć, o co Markowi chodzi. Ostatnio podrywa Brzydulę tak na poważnie. Nie podoba mi się to, myślałam, że naprawdę się zaprzyjaźniliśmy. Od tego, co nim kieruje, zależy to, jak wszystko się skończy.

Pierwszego wieczoru Dobrzański z Olszańskim nie pojawili się. Jednak drugiego dnia szczęście sprzyjało Uli. Marek i Seba zjawili się o dwudziestej. Usiedli przy barze i zamówili drinki. Po chwili Ula usiadła obok zajętego rozmową Marka. Barman nalał jej drugie Martini.

Słyszała ich głosy dość wyraźnie. Maciek czuwał ukryty przy stoliku w kącie sali.

- Paulina nie była zła, że znowu wychodzisz?

- Pewnie była. Kogo to właściwie obchodzi? Jakby ten Korzyński ją przeleciał, to może dałaby mi wreszcie spokój.

- Stary, to twoja kobieta, nie jesteś zazdrosny?

- Już nie. Powoli mam jej dosyć. A ten ślub to kompletna pomyłka.

- Tak mówisz jakbyś miał kogoś lepszego.

- No nie mam i w tym problem. Paulina Febo to moje cholerne przeznaczenie. Wiesz, firma jest wspólna, jak mam Paulę, to mam przewagę nad Aleksem. Jak kiedyś wycofają się z zarządu moi rodzice, to jej głos będzie decydujący. Najgorsze jest to, że i tak nie mam pewności, czy ślub spowoduje, że będzie wobec mnie lojalna. Musiałbym chyba dać jej wierność w pakiecie.

- Z twoimi zdolnościami i po ślubie nic się nie zmieni. A tak przy okazji spraw własnościowych. Kontrolujesz już wreszcie swoje udziały, czy Brzydula nadal może w każdej chwili wykorzystać twój weksel?

- Nie mów tak o niej. Ja wciąż mam wątpliwości.

- Marek, przecież już ci tłumaczyłem - kto ma Brzydulę, ten ma udziały. Sam się w to wpakowałeś. To teraz działaj człowieku zanim ci rozpieprzą firmę. Już powinna jeść ci z ręki. No co ty, takiej panny nie potrafisz zbajerować?

- Wiem, wiem, staram się. Tylko ona jest inna niż wszystkie. Cholera, nie działam na nią. Już jej mówiłem, jaka jest wyjątkowa, że tylko ona mnie rozumie. Dałem jej do zrozumienia, że nie dbam o Paulinę. Szeptałem, całowałem, uśmiechałem się do niej. Patrzyłem tak głęboko w oczy, że prawie ją prześwietliłem. Trzymałem za rękę. Wczoraj mówiłem jakie ma piękne oczy i usta. I nic. Dzisiaj mnie unikała. Ja po prostu dla niej się w ten sposób nie liczę. Trafiła kosa na kamień. Może ona woli dziewczyny? Jak myślisz?

- Nie, nie sądzę. Musisz bardziej się postarać. Daj jej jakiś prezent. Tylko nie znowu jakiś kamień. Kup jej błyskotkę. Jakieś serduszko czy coś.

- Akurat, to nic nie da. Muszę się zastanowić, co ona lubi. Kwiaty lubi i krówki. Ten jej adorator z Koziej Wólki przysyła jej tony kwiatów. A ona się cieszy za każdym razem. Wczoraj też dostała i wiesz co, była jakaś taka rozmarzona, nieobecna. Dopiero jak ją wezwałem do siebie, to wróciła na ziemię.

- Kwiaty zawsze działają. Marek musisz działać, bo inni nie śpią. Ktoś ci ją sprzątnie sprzed nosa, razem z udziałami.

Ula miała już dosyć. Rozumiała już wszystko. Zapłaciła rachunek i poszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz