Get your own Digital Clock

piątek, 25 września 2009

"WOŁANIE NIESZCZĘŚLIWEJ DUSZY"... czyli odcinek 174 wg interpretacji Martham

- Jasiek wstawaj! Z dołu Ula stojąca na schodach.

Ten leżąc na łóżku zakrył głowę kołdrą i obrócił się na drugi bok.

- Oby tylko się nie spóźnił. – mówił do córki pan Józef nakrywając stół na śniadanie. – Po ostatniej akcji wolę nie myśleć co będzie jak już wróci do domu. – martwił się pan domu.

- Nie przejmuj się tak. Pamiętaj że nie możesz się tak denerwować. – przypomniała Ula gładząc ojca po ramieniu.

- Jak tu się nie denerwować? Syn po maturze zamyka się w pokoju, córka odchodzi z pracy. Ehh – wymamrotał pan Józef i machnął na to ręką.

Jasiek zaspany schodził ze schodów.

- No nareszcie. – podsumował go ojciec.

- Masz – rzuciła Cieplakówna pochodząc do Jasia i wręczając mu wyprasowane ubrania.

- Muszę iść na tą ustną maturę? – pytał ją po cichu zniechęcony.

- Jasiek. – powiedziała rzucając mu ganiące spojrzenie.

- A jak spotkam Kingę?

- Masz nie zdać matury z powodu Kingi? Nie marudź. Idź się przebrać. – poradziła siostra.

Violetta i Sebastian natrafili na siebie na firmowym korytarzu.

_ Hej Sebulku. – szepnęła mu do ucha Viola ciągnąc go za krawat.

- No i jak tam nasze gołąbeczki? – spytał z miękkością w głosie.

- Wczoraj Paulina chodziła jakaś niemrawa. A później jeszcze mi powiedziała że ze ślubu jej i Marka nici. Ja tu się o nią troszczę a ona mi kawały robi. Rozumiem że nie chce bym została jej druhną no ale tak od razu że nie ma ślubu? – gadała jak najęta.

- Jak to powiedziała że nie ma ślubu? – zaskoczył Sebastian nagle odpychając pannę Kubasińską.

- No takie tam pewnie mi na odczepkę powiedziała. – tłumaczyła zdziwiona zachowaniem Seby.

- A jeśli mówiła poważnie? Musisz jej to spokojnie wytłumaczyć. Ona nie może ot tak sobie odwołać tego ślubu. Marek i Paulina pasując do siebie jak dwie krople wody, prawda? Wiec nie można dopuścić do tego że przez taką brzydulę mają się rozstać. – mówił przez zęby Olszański.

- No tak, masz racje. Ale że niby co?

Sebastian uśmiechnął się do niej słodko.

Wojtek i Pshemko przebierali w materiałach.

- Chyba ten, kolor kości słoniowej będzie idealnie pasował.

- Jest taki że aż żygać się chcę. – skwitował. – Może już od razu dać jej khaki albo czarny?

- Jak się dusza oddzywa? Takie słownictwo. – wzburzył się artysta.

- Ale ja miałem namyśli kolor. – zaśmiał się syn.

- A no tak. – spoważniał zawstydzony mistrz. - To co Wojtek proponuje? – pytał zaciekawiony.

- Może walnąć by jej taki majtkowy? – zaproponował miedzianowłosy chłopak.

- Bez żartów. Majtki to ja zaraz Wojtkowi na głowę założę. – pogroził mu palcem.

- O! Paulina. Dobrze, że cię widzę. – odezwała się Violetta widząc stojącą i popijającą w kąciku pracowniczym kawę koleżankę. – Bo wiesz ten ślub…

- Przecież ci mówiłam, że ślubu nie będzie. – przerwała jej panna Febo.

- Rozumiem, że masz żal do Marka za te prezenciki, ale żeby tak od razu odwoływać ślub? – sugerowała Viola. – Ja ci wszystko tłumaczę a tu jak krową o ścianę.

- Marek powiedział, że naprawdę miał z nią romans. – wyznała ze złością Paulina.

- Serio?! I on ci to tak po prostu powiedział? – spytała zaskoczona z rozdziawioną buzią i na minutę zapanowała cisza. – No proszę. Z kwiatka na kwiatek i taki gagatek. – po chwili się ocknęła i zwróciła się e stronę ‘przyjaciółki’. – Moja kochana nie smuć się. Marek to zrobił w desperacji. O tak! Aby poznać człowieka, trzeba beczkę soli z nim wypić. I ja więc z nim wypiła. No tak w przenośni. Ja jestem pewna, że on to zrobił dla dobra firmy. – pocieszała koleżankę blondynka. – Bo Marek to taki syndrom Piotrusia Pana. Lubi sobie przelecieć to tu to tam.

Paulina zmarszczyła brwi.

- No ale później zawsze wraca do odpowiedniej nory. – tłumaczyła. To znaczy norki. – poprawiła. Także wszystko jest proste jak but. Zgoda rujnuje, niezgoda buduje.

- To chyba odwrotnie. – zauważyła Paula.

- Tak czy inaczej. Musicie być razem bo jest wam to pisane. – dodała Violetta.

Marek zatrzymał się samochodem pod domem Uli. Wysiadł z niego i podążył w jego kierunku. Nieśmiało zapukał do drzwi i otworzył je pan Józef.

- Dzieńdobry. Mógłbym porozmawiać z Ulą? – spytał Dobrzański.

- Nie wstyd panu tu przychodzić?! – ganił go pan domu.

- Ja muszę z nią porozmawiać. Wytłumaczyć. – mówił zmieszany Marek.

Ula słysząc jego głos wyszła na przedpokój.

- Uli nie ma. – oznajmił srogo ojciec.

Wtedy Marek zauważył w środku swoją wybrankę.

- Ula! – zawołał w jej stronę lecz drzwi przed jego nosem natychmiast się zamknęły.

Cieplakówna weszła do swojego pokoju i przez okno ponownie zobaczyła swoją miłość. On też ją wypatrzył. Zauważyłą żę Marek patrzy w jej stronę i schowała się.

- Ula! Ula! Ula! – krzyczał w jej stronę.

Cieplakówna nie chcąc słyszeć tych jego wrzasków położyła się na łóżku, zakryła uszy poduszką i zamnęła oczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz