- Jasiek wstawaj! Z dołu Ula stojąca na schodach.
Ten leżąc na łóżku zakrył głowę kołdrą i obrócił się na drugi bok.
- Oby tylko się nie spóźnił. – mówił do córki pan Józef nakrywając stół na śniadanie. – Po ostatniej akcji wolę nie myśleć co będzie jak już wróci do domu. – martwił się pan domu.
- Nie przejmuj się tak. Pamiętaj że nie możesz się tak denerwować. – przypomniała Ula gładząc ojca po ramieniu.
- Jak tu się nie denerwować? Syn po maturze zamyka się w pokoju, córka odchodzi z pracy. Ehh – wymamrotał pan Józef i machnął na to ręką.
Jasiek zaspany schodził ze schodów.
- No nareszcie. – podsumował go ojciec.
- Masz – rzuciła Cieplakówna pochodząc do Jasia i wręczając mu wyprasowane ubrania.
- Muszę iść na tą ustną maturę? – pytał ją po cichu zniechęcony.
- Jasiek. – powiedziała rzucając mu ganiące spojrzenie.
- A jak spotkam Kingę?
- Masz nie zdać matury z powodu Kingi? Nie marudź. Idź się przebrać. – poradziła siostra.
Violetta i Sebastian natrafili na siebie na firmowym korytarzu.
_ Hej Sebulku. – szepnęła mu do ucha Viola ciągnąc go za krawat.
- No i jak tam nasze gołąbeczki? – spytał z miękkością w głosie.
- Wczoraj Paulina chodziła jakaś niemrawa. A później jeszcze mi powiedziała że ze ślubu jej i Marka nici. Ja tu się o nią troszczę a ona mi kawały robi. Rozumiem że nie chce bym została jej druhną no ale tak od razu że nie ma ślubu? – gadała jak najęta.
- Jak to powiedziała że nie ma ślubu? – zaskoczył Sebastian nagle odpychając pannę Kubasińską.
- No takie tam pewnie mi na odczepkę powiedziała. – tłumaczyła zdziwiona zachowaniem Seby.
- A jeśli mówiła poważnie? Musisz jej to spokojnie wytłumaczyć. Ona nie może ot tak sobie odwołać tego ślubu. Marek i Paulina pasując do siebie jak dwie krople wody, prawda? Wiec nie można dopuścić do tego że przez taką brzydulę mają się rozstać. – mówił przez zęby Olszański.
- No tak, masz racje. Ale że niby co?
Sebastian uśmiechnął się do niej słodko.
Wojtek i Pshemko przebierali w materiałach.
- Chyba ten, kolor kości słoniowej będzie idealnie pasował.
- Jest taki że aż żygać się chcę. – skwitował. – Może już od razu dać jej khaki albo czarny?
- Jak się dusza oddzywa? Takie słownictwo. – wzburzył się artysta.
- Ale ja miałem namyśli kolor. – zaśmiał się syn.
- A no tak. – spoważniał zawstydzony mistrz. - To co Wojtek proponuje? – pytał zaciekawiony.
- Może walnąć by jej taki majtkowy? – zaproponował miedzianowłosy chłopak.
- Bez żartów. Majtki to ja zaraz Wojtkowi na głowę założę. – pogroził mu palcem.
- O! Paulina. Dobrze, że cię widzę. – odezwała się Violetta widząc stojącą i popijającą w kąciku pracowniczym kawę koleżankę. – Bo wiesz ten ślub…
- Przecież ci mówiłam, że ślubu nie będzie. – przerwała jej panna Febo.
- Rozumiem, że masz żal do Marka za te prezenciki, ale żeby tak od razu odwoływać ślub? – sugerowała Viola. – Ja ci wszystko tłumaczę a tu jak krową o ścianę.
- Marek powiedział, że naprawdę miał z nią romans. – wyznała ze złością Paulina.
- Serio?! I on ci to tak po prostu powiedział? – spytała zaskoczona z rozdziawioną buzią i na minutę zapanowała cisza. – No proszę. Z kwiatka na kwiatek i taki gagatek. – po chwili się ocknęła i zwróciła się e stronę ‘przyjaciółki’. – Moja kochana nie smuć się. Marek to zrobił w desperacji. O tak! Aby poznać człowieka, trzeba beczkę soli z nim wypić. I ja więc z nim wypiła. No tak w przenośni. Ja jestem pewna, że on to zrobił dla dobra firmy. – pocieszała koleżankę blondynka. – Bo Marek to taki syndrom Piotrusia Pana. Lubi sobie przelecieć to tu to tam.
Paulina zmarszczyła brwi.
- No ale później zawsze wraca do odpowiedniej nory. – tłumaczyła. To znaczy norki. – poprawiła. Także wszystko jest proste jak but. Zgoda rujnuje, niezgoda buduje.
- To chyba odwrotnie. – zauważyła Paula.
- Tak czy inaczej. Musicie być razem bo jest wam to pisane. – dodała Violetta.
Marek zatrzymał się samochodem pod domem Uli. Wysiadł z niego i podążył w jego kierunku. Nieśmiało zapukał do drzwi i otworzył je pan Józef.
- Dzieńdobry. Mógłbym porozmawiać z Ulą? – spytał Dobrzański.
- Nie wstyd panu tu przychodzić?! – ganił go pan domu.
- Ja muszę z nią porozmawiać. Wytłumaczyć. – mówił zmieszany Marek.
Ula słysząc jego głos wyszła na przedpokój.
- Uli nie ma. – oznajmił srogo ojciec.
Wtedy Marek zauważył w środku swoją wybrankę.
- Ula! – zawołał w jej stronę lecz drzwi przed jego nosem natychmiast się zamknęły.
Cieplakówna weszła do swojego pokoju i przez okno ponownie zobaczyła swoją miłość. On też ją wypatrzył. Zauważyłą żę Marek patrzy w jej stronę i schowała się.
- Ula! Ula! Ula! – krzyczał w jej stronę.
Cieplakówna nie chcąc słyszeć tych jego wrzasków położyła się na łóżku, zakryła uszy poduszką i zamnęła oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz