Po dość nieprzyjemnej konfrontacji, gdy Paulina wyszła z gabinetu, Marek zaczął krzątać się z jednego miejsca w drugie i rozmyślał. Migały mu przed oczami sceny związane z Ulą.
- Zakochałam się w tobie. – wyznała niegdyś Ula kiedy po raz pierwszy chciała odejść.
Dobrzański podszedł do okna i wyglądał przez nie na ulicę pełną ludzi.
- Jak tylko się to wszystko skończy to będę najszczęśliwszą kobietą na świecie. – na te wspomnienia Marek usiadł na kanapie, założył nogę na nogę i roztargniony przejechał po twarzy ręką.
- To coś więcej niż przyjaźń. – mówił Uli w restauracji w dniu jej urodzin.
Już nie potrafił dłużej udawać że nic do niej nie czuje. Wreszcie zaczynało do niego dochodzić że za każdym razem na jej widok serce przyspieszało swoje bicie.
Ula weszła do domu z pudełkiem w rękach.
- Dobrze że jesteś. Jasiek zamknął się w pokoju i nie chce wyjść. Nie chce mi powiedzieć co się dzieje. – mówił pan Józef.
- Zaraz z nim porozmawiam. – powiedziała smutno Ula.
- A co to za rzeczy? – zdziwił się ojciec patrząc na pudełko.
- Moje. Odeszłam z firmy.
- No ale co się stało? – spytał zaskoczony.
- Wszystko się skończyło. – odpowiedziała po czym się rozpłakała, a troskliwy ojciec objął ją swoimi ramionami.
Marek czuł się fantastycznie gdy ona była bezpieczna w jego ramionach. Gdy byli sam na sam nic więcej się nie liczyło prócz nich samych. On już nie potrafił bić się z myślami. Chciał wyrwać się z tego pomieszczenia gdzie wszystko przypominało ją. Osobę mu tak bliską. Gwałtownie podniósł się z kanapy i wyszedł z gabinetu po drodze mijając Sebastiana.
- Marek gdzie idziesz? – spytał Marka kolega widząc że przelatuje jak burza. – Widziałem przed chwilą Paulinę. Biegła z płaczem. Co się stało?
- Nie ważne. – odpowiedział Dobrzański wciskając guzik do windy.
- Jak to nie ważne? Marek co ty wyprawisz? – krzyczał na niego Olszański.
- Jadę. – mówił w amoku brunet.
- Gdzie jedziesz? Po kwiaty? – pytał Seba.
- Nie. – oznajmił spokojnie Marek.
- Nie możesz prowadzić w takim stanie. Poczekaj, zawiozę cię. – zaproponował kumpel.
- Jasiek otwórz. – mówiła przez drzwi Ula i po chwili została wpuszczona.
Usiadła obok niego na łóżku i spytała:
- Co się dzieje? Wiesz że ze mną możesz o wszystkim porozmawiać.
- Dzisiaj widziałem jak Kinga i Robson pocałowali się przed szkołą. – wyznał.
- I poczułeś się zazdrosny?
Przez chwilę zapanowała cisza.
- Ja oni mogli mi coś takiego zrobić?! – wybuchnął Jasiek.
- No ale Kinga nie jest już twoją dziewczyną. Ma prawo znaleźć sobie chłopaka. Poza tym ty masz Magdę. – przerwała – Jeśli ci na niej nadal zależy to powalcz o jej szacunek. Niech ci ponownie zaufa.
- Ja chyba już nigdy nie zaufam. – pomyślała siostra.
Ktoś zapukał do drzwi. Jasiek i Ula wyszli z pokoju by zobaczyć kto to. Pan Józef otworzył drzwi.
- Czy jest Ula? – zapytał kobiecy głos i po chwili do środka weszła Ala.
- Ula. – powiedziała ze smutkiem w głosie patrząc na swoją przyjaciółkę.
Kilka minut później obie siedziały na lóżku w pokoju Uli, a przed nimi leżała książka „Cień gwiazdy”.
- Ulka bardzo dobrze zrobiłaś. – pocieszała koleżankę Ala.
- Wiem. – przyznała jej rację Cieplakówna.
- To dlaczego jeszcze nad tym rozmyślasz? – zapytała starsza znajoma głaszcząc ją po ramieniu.
- Nie łatwo jest tak zapomnieć. – wyznała załamana dziewczyna.
- Dobrze cię rozumiem. – oznajmiła. – Ale zobaczysz. Z czasem ból będzie słabł, a ty w końcu odżyjesz. – wspierała ją Ala. – Wszystko będzie dobrze. – dodała po czym przytuliła ją do swojej piersi i kołysała.
Paulina przymierzała swoja suknię ślubną u Pshemko, lecz nie miała nawet na to siły. Ciągne myślała nad tym jak Marek ją upokorzył. Jak on mógł zrobić jej coś takiego? Nie mogła przyjąć tego do wiadomości. Smutna i bez życia stała w pracowni ubrana w suknię ślub i welon na głowie. Zrozpaczona zakrywała rękami twarz.
- I…wtedy ksiądz w myślach będzie przeklinał celibat. – rzucił radosny jak skowronek odkrywając welon i tym samym odsłaniając twarz Panny Febo, a następnie uderzył ręką w swoją twarz. – Ale co się stało ? Bella. – spytał zdziwiony mistrz ujrzawszy jej łzy. – Tak się moja muza wzruszyła? Może zrobimy małą przerwę. – po tych słowach poprowadził ją na swój fotel i dał chusteczkę by otarła te łzy.
Ula przechadzała się nad Wisłą. Idąc dłońmi muskała źdźbła wysokiej trawy. Przystanęła na chwilę, objęła się rękoma i popatrzyła na spokojne lustro wody. Nagle usłyszała głośne rozmowy i skierowała się w tam tą stronę.
Siedząc w krzakach zauważyła że niedaleko niej stali Sebastian i Marek.
- Stary co my tutaj robimy? – dopytywał się Sebastian. Zamiast gonić za Pauliną to ty przesiadujesz tutaj? Zostało niewiele dni do ślubu a ty bawisz się ze mną w jakieś podchody. – ganił kumpla Seba.
- Daj mu spokój! – odezwał się Dobrzański.
- Ok. Jak chcesz. – odparł Olszański podnosząc ręce w górę na znak że się poddaje.
Marek usiadł na pniu drzewa i małą torebką w ręku. Patrzał przed siebie myśląc o Uli. Na sekundę zamknął oczy i wciągnął świeże powietrze. Chciał wrócić do tamtej chwili, to tego pamiętnego wieczoru gdy on i jego wybranka przy ognisku śmiali się do rozpuku. Lecz gdy wypuścił powietrze i otworzył oczy ogarnęła go pustka. Pustka umysłu, pustka w sercu.
Ula ze szklistymi oczami przyglądała się temu z daleka. Tak bardzo pragnęła podejść do niego i się przytulić. Chciała od niego usłyszeć że wszystko będzie dobrze. Że ją kocha. Ale wiedziała że to nie nastąpi. Marek wstał i podążył w stronę samochodu. Gdy panowie odjechali Cieplakówna podeszła do miejsca gdzie przed chwilą znajdował się Dobrzański i usiadła na pniu. Na jej twarzy można było dostrzec wielki żal i rozgoryczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz