Get your own Digital Clock

wtorek, 16 czerwca 2009

DALSZE LOSY ULI I MARKA. BAJKA Z HAPPY ENDEM wg Fei

Ulka jest w ciąży, ale jeszcze nie wie o tym. Postanawia natychmiast wyjechać, żeby się uwolnić od wszystkiego, co ją otacza i się wyciszyć, zapomnieć. Marek cierpi w samotności i tkwi w celibacie i pogrąża coraz bardziej firmę. Prowadzi ją na skraj bankructwa. Ulcia wraca po 4 latach jako właścicielka firmy, z która F&D ma podpisać umowę fuzji. Ula przychodzi do firmy sama. Udaje, że nie obchodzi ją Marek, który spogląda na nią jak zbity pies. Wchodzą do konferencyjnej, żeby ustalić szczegóły umowy. W trakcie rozmów wpada Jasiek z małą dziewczynka na ręku.

J: Ula mogę na chwilę Cię prosić?

U: Nie bardzo widzisz, że jestem na ważnym spotkaniu

J: ale to pilne

U: no dobrze; przepraszam Państwa na chwilę

W tym momencie Ula zwraca sie do dziewczynki: no co Maleńka chodź do mamusi.

Markowi wyskakują oczy z orbit i zawisają na szypułkach. Seba zbiera jego szczękę z podłogi

J: przepraszam siostra, ale mam wezwanie na casting i musze iść. Nie mogę się zająć małą

Ula nie jest zadowolona, ale co ma zrobić. Zwraca sie do malej: będziesz grzeczna?

Mała: tak mamo

Wtedy wchodzą do konferencyjnej. Wszystkie oczy spoglądają na nie z niedowierzaniem. Ula zachowuje zimną krew i mówi tak: już jestem, proszę kontynuować.

Bez większych wyjaśnień siada na swoim miejscu i sadza małą na kolanach…

Kolejna przerwa w obradach. Do konferencyjnej wpada spóźniona Pani Dyrektor PR: Violetta Kubasińska przez V i dwa TT.

V: cześć moi drodzy. sorki za spóźnienie, ale w Zarze była wyprzedaż i takie kolejki… oczywiście prawie nic nie kupiłam… no co jest co się tak wszyscy dziwnie patrzycie. no co na wyprzedaż nie można iść? oooo… kogo ja widzę. Uleńka kochanie!!!! dawno się nie widziałyśmy. ohhh jakie piękne maleństwo prawda, że do Marka podobne?

Ula czerwienieje jak burak, chwilę milczy, a potem mówi cichym głosem: czy możemy kontynuować skoro jesteśmy już wszyscy? (tu przez zaciśnięte zęby) Viola siadaj proszę.

Violetta siada na miejscu. Po chwili zamyślenia mówi szeptem do Uli: a co nie prawda, że podobna? przyjżyj się przecież są z Markiem, jak trzy krople wody. Wcale nie podobna do tego Twojego Maćka, aż wierzyć się nie chce, że to jej ojciec. Gdybym Cię nie znała to bym dała sobie palec uciąć, że mała jest Marka.

Ula przemilczała ten komentarz.

Przez całe posiedzenie Marek myślał o tym, co usłyszał. Ula ma dziecko to pewnie i męża nie mam już żadnych szans. Straciłem wszystko. Zaraz stracę firmę. Jeden podpis. To już i tak przestało się dawno dla mnie liczyć. Skoro Jej nie ma w moim życiu to nie ma ono sensu. I JEJ też już nie będzie. Straciłem największy Skarb w swoim życiu przez własną głupotę. Ona jest szczęśliwa beze mnie. Ma dziecko, męża, firmę. A mogłoby być to wszystko nasze Moje i Jej…

Rozmyślania Marka przerywa Wujek Dobra Rada.

Seba: stary widziałeś jak się urządziła? szybka jest cztery lata, a już zdążyła rozkręcić biznes i zdziałać dzieciaka. ciekawe ile ta jej latorośl ma. Violka miała rację nawet podobna do Ciebie. ej Ty chłopie, a może rzeczywiście to jest Twoje? zabezpieczyłeś się? popatrz ona wygląda na jakieś dwa lata z hakiem… spytaj się Ulki

Marek: Seba czy Ty oszalałeś? ona nawet nie chce na mnie spojrzeć, a Ty chcesz, żeby się do mnie odezwała. Dość już mi w życiu namieszałeś. Wystarczy pozwól, że sam dalej będę decydował o swoich poczynaniach.

Spotkanie dobiega końca. Podpisanie dokumentów i… wymiana uścisków… Ciężki orzech do zgryzienia dla młodego Dobrzańskiego i Cieplakówny… a może już nie Cieplakówny? może Pani Szymczyk?

Ula wyciąga rękę w stronę Marka:

U chłodno: dziękuję za szczęśliwy finał (po chwili dodaje) fuzji Panie Dobrzański

M: ja również dziękuję Pani Cieplak? (z wahaniem w głosie)

U nic go nie poprawiła tylko zwraca się do ogółu: do widzenia wszystkim i do zobaczenia wkrótce na kolejnym posiedzeniu

W Marku zagnieździła się nadzieja: a może ona nie wyszła za mąż? nadal jest Cieplak… może mam jeszcze szanse… może nie jest za późno… wszystko jej wytłumaczę, wyjaśnię. ona przecież jest taka mądra, dobra i ciepła na pewno zrozumie.

Wszyscy wychodzą na korytarz. Marek przepycha się między ludźmi, żeby złapać Ulę zamienić choć jedno słowo, przekonać, że żałuje tego co zrobił.

Gdy udaje się mu wychylić zza tłumu nagle spostrzega, że na korytarzu stoi Maciek. Ula do niego podchodzi, a on przytula ją mocno do siebie, całuje w policzek i gratuluje udanego kontraktu. Marek zamiera w tym momencie. Nie wie co ma ze sobą zrobić, przecież nie powiedziała, że zmieniła nazwisko, a może została przy panieńskim. Mała Uli wyrywa się Ali i biegnie do Maćka pokazując wielkiego lizaka i krzycząc wujku, wujku patrz co dostałam od Babci Ali!!

Marek oddycha z ulgą, a jednak się nie pomyliłem… mam szansę i tym razem jej nie zmarnuję…

Marek po głębokim oddechu, rusza w kierunku Uli. Jest mu głupio. Strasznie głupio. Boi się jej, ale chęć powrotu do niej jest od strachu o stokroć silniejsza. Maciek zauważa podchody Marka i zwraca się do Uli trochę głośniej niż normalnie: Chodź Kochanie, bo spóźnimy się na obiad do rodziców, a ja jestem już strasznie głodny (jego spojrzenie mówi wszystko, głodny nie tylko żołądek ). Na szczęście Marek odbiera wszystko tak, jak Maciek tego chce, a nie tak, jak jest w rzeczywistości. Już mają wsiadać do windy, gdy Ula spostrzega, że zapomniała telefonu.

U: poczekajcie na mnie w samochodzie dobrze? Będę za 5 min

Maciek z zawadiackim uśmieszkiem: jak chcesz Kochanie. Pamiętaj tylko, że obiad stygnie i ja też .

Marek słyszy wszystkie docinki Maćka, lecz udaje, że to go nie interesuje.

Marek: Seba zapomniałem długopisu. Zaraz wrócę.

Seba: stary nie wciskaj mi kitu, dobrze wiem po co tam wracasz. Wybacz, że nie zaczekam na Ciebie. Pewnie Wam trochę zejdzie, a na mnie czeka Violka. W końcu dała się zaprosić Wielka Pani Dyrektor (dodał z nutką ironii w głosie)

Marek wraca do konferencyjnej. Ula właśnie zamierzała wyjść, gdy nagle drzwi się otwierają i wchodzi Marek. Ula jest zakłopotana tą sytuacją. Chce się jakość wydostać, ale drzwi są tylko jedne, a w nich stoi ON. Chcąc nie chcąc musi podjąć wyzwanie, ale czy jest na to gotowa? Czy da sobie radę? Tyle się wydarzyło przez te lata. Ona po całej aferze wyjechała do Włoch. Na początek miały to być długie wakacje. Niestety dowiedziała się, że jest w ciąży. Jest w ciąży z NIM z jej ukochanym Mareczkiem, który okazał się taką samą świnią jak Bartek. Teraz to się nie liczyło. Przecież musi jakoś zapewnić byt sobie i dziecku, a o powrocie do kraju w tej sytuacji nie ma mowy. Zaczęła szukać pracy. Nie było tak trudno w końcu zna świetnie języki i ma doświadczenie. Znalazła pracę w La Prezenzza, mieszkanie, urodziła się jej córeczka. Długo jednak nie mogła wytrzymać z dala od ukochanej rodziny i przyjaciół. Pretekstem, pod jakim wróciła do domu był ślub jej ojca z Alą. Po powrocie do Polski szybko stanęła na własne nogi. Wspólnie z Maćkiem założyli firmę zajmującą się sprowadzaniem i dystrybucją markowych ubrań z Włoch. Dużą pomocą w rozkręceniu biznesu były nabyte kontakty z włoskimi producentami. Firma coraz lepiej prosperowała, zdobywała nowe rynki. Maciek w międzyczasie ożenił się z Anią, która w niedługim czasie po odejściu Uli też postanowiła zmienić pracę, na taką, w której relacje między pracownikami są zdrowsze. Pewnego dnia w gazecie pojawia się ogłoszenie, że firma F&D jest bliska upadłości i szuka chętnego na przejęcie. W Uli nadal tliły się pozytywne uczucia, choć te negatywne w pewnym czasie wzięły nad nimi górę. I tym razem postanowiła w jakiś sposób wesprzeć Marka, choć ON tak bardzo ją skrzywdził. Tyle razy miała ochotę zadzwonić do niego, powiedzieć mu o córeczce, jednakże Maciek, Ala i cała rodzina nie pozwalali jej na to. Nie chcieli, żeby kolejny raz Marek ją skrzywdził.

A ON… On już nie miał zamiaru jej krzywdzić. Czekał na nią przez wszystkie te lata. Marzył, że pewnego dnia drzwi od jego gabinetu otworzą się, a w ich progu stanie ONA. Po części spełniło się jego marzenie. Stanęła w progu firmy, a nawet bliżej – Sali konferencyjnej. I znowu przyszła mu na ratunek jego Ula.

Nie tylko Ula stała zakłopotana. Marek mimo wielkiej chęci porozmawiania z nią nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa. I stali tak w milczeniu przez kilka minut. Wreszcie Marek przełamał się:

M: czy… czy masz… czy masz może chwilę?

U chłodno: na co?

M: na rozmowę, na nasze 100%

U: nasze, a raczej Twoje 100% nigdy nie istniało, ale słucham Panie Dobrzański.

M: proszę nie mów tak do mnie, chociaż tyle możesz dla mnie zrobić.

U: dobrze. A więc słucham Cię Marku

M: czy moglibyśmy przeprowadzić rozmowę poza firmą? W parku?

U: znowu się boisz, że coś wyjdzie na jaw? Tym razem chyba nie masz nic do ukrycia, a mnie na pewno nie.

M: Ula to nie tak… źle mnie rozumiesz

U: świetnie Cię rozumiem, a szczególnie wtedy świetnie zrozumiałam, kiedy rozmawiałeś z Sebą w gabinecie. Nigdy w życiu jaśniej i wyraźniej nie zrozumiałam tego jak mnie oszukiwałeś, przez cały ten czas. Miałeś szansę się z tego wykręcić. Nawet nie musiałeś tego wszystkiego robić dla weksli. Wystarczyło poprosić, a byłyby znowu Twoje. Jesteś największą świnią jaką znam. Zraniłeś mnie jak nikt inny, bo najbardziej ranią Ci, których mocno kochamy. Mimo tych wszystkich złych rzeczy, które mi uczyniłeś nadal mam do Ciebie sentyment i po raz kolejny przychodzę Ci z pomocą, bo szkoda mi wielu lat pracy nad F&D i serca, które włożyłeś w wizerunek firmy.

M: jestem Ci bardzo wdzięczny za to co robisz, nie mniej jednak nie o tym chciałem z Tobą rozmawiać. Nie słyszałaś całej mojej rozmowy z Sebą. Żałuję bardzo tych słów, które usłyszałaś. Zawsze byłem z Tobą na 100%. Tobie jedynej mogłem ufać. Z początku było tak, jak powiedziałem Sebie, bardzo tego żałuję. Z czasem jednak zacząłem pojmować, że zależy mi na Tobie, że jesteś kobietą, z którą chcę dzielić życie. Gdy już sobie to uświadomiłem jak bardzo Cię kocham, Ty usłyszałaś to, czego nigdy nie powinnaś. Przez swoją głupotę straciłem największy skarb swojego życia i do tej pory ponoszę tego konsekwencje. Byłem świnią, ale zmieniłem się w kanarka i chcę nim być dla Ciebie. Wiem, że teraz nie chcesz mnie znać i nie wiem co Cię skłoniło, żeby wrócić tu gdzie wspomnienia najbardziej ranią, ale proszę przemyśl moje słowa i przebacz mi… (w tym momencie dalsze słowa ugrzęzły mu w gardle)

U: Kiedyś Ci wierzyłam, ale teraz już nie mogę, nie potrafię… Chciałabym Ci wierzyć… (po chwili ciszy) Muszę już iść, rodzina na mnie czeka.

M: mąż i córka?

U: córka

M: a Maciek?

U: Maciek? (z lekkim uśmiechem) Maciek jak zawsze wspiera mnie we wszystkim, ale w domu czeka na niego Ania i też muszę dać jej szansę na cieszenie się mężem, więc uciekam. Do zobaczenia

M: kiedy znowu tu będziesz?

U: pewnie niedługo. Zależy od kondycji firmy czy będzie potrzebowała mojej obecności.

M: ja na pewno będę jej potrzebował…

Ula udała, że nie słyszy. Podeszła do drzwi, wyciągnęła rękę w stronę Marka: trzymaj się.

Marek odwzajemnił uścisk. Nie mógł jej już zatrzymać. Ula zdecydowanym ruchem przekroczyła próg i szybkim krokiem ruszyła w stronę windy.

Marek stał jeszcze chwilę w drzwiach, patrząc jak odchodzi miał jednak nadzieję, że szybko wróci i że znów będzie miał okazję z nią porozmawiać. Nie czekał zbyt długo. Po kilku dniach zjawił się w firmie Lew, aby negocjować warunki umowy sprzedaży nowej kolekcji wiosennej Pshemko.

L: cześć Marek! (krzyknął Lew do Marka znajdującego się na drugim końcu korytarza)

M: cześć Lew co u Pauli?

L: a dobrze siedzi z maluchami w domu, a co u Ciebie?

M: oddałem firmę w dobre ręce.

L: komu?

M: niebawem się zjawi na negocjacjach.

W tym momencie Ula wysiada z windy.

M: w JEJ ręce.

L: Jej? A czy Ty wiesz co Ty robisz?

M: wiem. Naprawiam to co spieszyłem 4 lata temu.

L: życzę Ci powodzenia.

Marek tylko się uśmiechnął. Obaj podeszli do Uli, żeby się przywitać.

Lew i Ula uścisnęli sobie dłonie.

L: gratuluję Pani tak udanej fuzji. To dobra inwestycja, porządna firma.

U: dziękuję Panie Korzyński

L: może coś więcej uda się Pani z tej firmy wyciągnąć dla siebie 

U: mam nadzieję, że duże zyski

L: miałem na myśli korzyści emocjonalne, a nie materialne, ale nie po to się tu spotkaliśmy. Interesy czekają. Czas to pieniądz.

Po tych słowach weszli do konferencyjnej. Ula z Markiem wchodząc wymienili kilka piorunujących spojrzeń. Marek cały czas patrzył na Ulę. Był nieobecny, jego myśli krążyły wokół jej ust, oczu, włosów. Jego ręce delikatnie muskały jej kark i szyję. Zuchwałe dłonie przesuwały się po jej nogach. Usta szeptały słodkie kocham Cię.

L: Panie Dobrzański słyszy mnie Pan? Czy umowa będzie gotowa na przyszły tydzień?

M: słucham?

L: nie wyspał się Pan? Pytam czy umowa będzie gotowa w przyszłym tygodniu, bo chcielibyśmy jak najszybciej wprowadzić nową kolekcję do sklepów.

M: aaaaaaaaa… umowa tak no jasne. Będzie gotowa owszem.

L: tu ma Pan dyrektywy dotyczące szczegółów umowy, omówione przeze mnie i Panią Ulę. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne

Marek nadal nieprzytomny: tak, tak wszystko jasne.

Ula spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: halo kolego czas się obudzić, już 10 na zegarze.

L: w takim razie umawiam się z Państwem wstępnie na 10 w przyszły wtorek dobrze?

U: dobrze w porządku. Dziękuję za udane rozmowy i do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

L: do zobaczenia.

M: do zobaczenia.

Lew pożegnał się z obojgiem i powolnym krokiem opuścił konferencyjną. Ula i Marek znowu zostali sami.

M: to zobaczymy się znowu dopiero w przyszłym tygodniu?

U: sądzę, że wcześniej, bo musimy wspólnie dopiąć umowę na ostatni guzik, a wnosząc po Twoim zachowaniu sam będziesz miał problem z precyzyjnym jej napisaniem.

M: przepraszam za moją nieobecność psychiczną podczas spotkania.

U: nic nie szkodzi tylko kiepsko wypadłeś przed Korzyńskim.

Nagle do sali wpada Violka.

V: cześć dzieciaki. Co tam słychać? Jak mała? Nie przyszła z Tobą? Marek by się ucieszył, przecież lubi dzieci.

U: została z dziadkami. Kiedyś na pewno ją przyprowadzę, ale na razie mamy dużo pracy. Musimy z Markiem spisać umowę dla Korzyńskiego.

V: to ja wam gołąbeczki nie będę przeszkadzać. Gruchajcie sobie dalej tylko, żeby z tego gruchania znowu pisklątko się nie wykluło. Dasz wiarę? Nigdy nie przypuszczałam, że możecie mieć coś wspólnego. (Kierując się w stronę Marka) Marek bierz się do roboty czas ucieka, nie ma na co czekać no bracie, bracie daj jej trochę ciepła i już. One lecą na takie bajery. Pierwsze koty na płoty, a potem samo jakoś będzie. Wpadnijcie do mnie potem. Papapaaaaaaaaaaaa

Marek zdawał się być nieco zakłopotany śmiałymi poczynaniami Violki. Ula poczerwieniała na twarzy, nie wiedziała jak ma teraz zareagować. Opanowała się na moment i jak gdyby nigdy nic: To co wracamy do pracy? Nie mamy zbyt wiele czasu.

M: tak oczywiście. Chodźmy może do mojego gabinetu.

Ule przeszły dreszcze na myśl ich wspólnych spotkań odbywających się w tym pomieszczeniu. Pomyślała: raz kozie śmierć. Liczyłam się z tym, że jak wrócę to będę musiała stawić czoło przeszłości.

U: już idę tylko zabiorę wszystkie papiery

M: może Ci pomogę?

U: jakbyś mógł to weź pozostałe teczki.

M: dobrze.

Weszli do gabinetu. Ula stanęła za drzwiami, jakby nie mogła pokonać bariery. Rozejrzała się dookoła. Nic tak się nie zmieniło. Samochodziki nadal stały na biurku. Ta sama kanapa z IKEI, na której często siedzieli tocząc rozmowy.

M: może napijesz się kawy?

U: chętnie. Proszę.

M: zaraz będę

Marek wyszedł. Ula zaczęła się przechadzać po gabinecie. Podeszła do biurka, położyła na nim papiery, a potem delikatnie opuszkami palców przejechała po całej jego długości. Nie odrywając palców wodziła nimi po kancie biurka, przeniosła je potem na fotel. Cały delikatnie dotykała tak, jakby pieściła jego ciało. Cały fotel pachniał nim.





Usiadła. Jej ręce powoli przesuwały się po podłokietnikach. Miała wrażenie, że przytula się do Marka. Wstała. Znów przesuwając opuszkami palców po brzegu biurka, zaczęła je obchodzić. Dotykała wszystkich rzeczy, które były na biurku i należały do niego. Nieoczekiwanie wchodzi Marek.

M: już jestem.

Ula wyrwana z zamyślenia i marzeń potrąca piłki golfowe, które toczą się w różne strony.

M: przepraszam. Przestraszyłem Cię?

U: nie. Zamyśliłam się. To ja przepraszam, bo porozrzucałam Twoje piłki. Już je zbieram

M: nie przejmuj się. Potem je podniosę. Chodź kawa stygnie.

U: dziękuję.

Usiedli na kanapie z IKEI nieco dalej od siebie niż dawniej.

U: to zabieramy się do pracy?

M: tak oczywiście.

Sytuacja cały czas była dla obu stron krępująca. Marek nadal bał się rozmowy z Ulą, jednak serce pchało go na przód i dodawało momentami odwagi. Ten moment właśnie nadszedł.

U: tu masz starą umowę. Sądzę, że można ją tylko zmodyfikować o kilka szczegółów i zobaczyć czy nie ma błędów.

Marek przyglądał się jej z pożądaniem. Nie mógł się na niczym skupić. Ula mówiła do niego, ale on nie słyszał jej słów. Znów powróciły myśli z sali konferencyjnej. Wyobrażał sobie, że jej dotyka. Delikatnie całuje ją w usta. Policzkiem ociera się o policzek. Jej delikatne dłonie splatają się z jego dłońmi i krążą wokół siebie…

U: Marek czy Ty mnie słuchasz?

M jeszcze pogrążony w marzeniach: ależ owszem, słucham Cię Kochanie.

Ula zamilkła i ze zdziwieniem spogląda na Marka. On patrzy na nią i pyta:

M: coś się stało, że mi się tak przyglądasz?

U: nie. Chyba źle usłyszałam. Wracając do sprawy.

M: a możemy na razie nie wracać i zająć się czymś innym?

U: przecież musimy to zrobić. Nie mogę codziennie być tu.

M: dla mnie mogłabyś stąd nie wychodzić.

Ula spojrzała na niego pytająco jakby nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Jak on śmie w ogóle mówić coś takiego po tym co jej zrobił. Teraz Ula toczyła walkę rozumku z sercem. To drugie mówiło zupełnie co innego. Pragnęło tych słów, tego, żeby był bliżej, szeptał jej czułe słówka, dotykał jej.

U: ale muszę. Muszę wyjść teraz…

M: nic nie musisz

U: muszę… muszę iść do łazienki. Przepraszam.

Ula szybkim ruchem zerwała się z kanapy i pobiegła do łazienki, żeby ochłonąć, poskromić niegrzeczne serce. Stanęła przed lustrem wpatrzona w swoje odbicie.

Czego Ty tak naprawdę chcesz? Boisz się samej siebie. Tego, że nie panujesz nad emocjami w jego obecności. Przecież pragniesz być blisko niego. Nie powiesz mi, że nie. Nie po tym jak z czułością dotykałaś rzeczy należących do Marka, a to tylko rzeczy nie ON. Musisz tam wrócić. Musisz w końcu zdecydować, bo takie pozostawanie w obojętności żadnemu z Was nie służy.

Jeszcze chwilę stała przed lustrem i przyglądała się sobie. Wróciła do gabinetu. Marek przeglądał starą umowę i coś na niej notował.

M: wszystko w porządku? Możemy wracać do pracy? Naniosłem kilka poprawek. Spójrz proszę.

Od samego wejścia bacznie MU się przyglądała. Wodziła wzrokiem za każdym jego gestem. Ula usiadła bliżej niż wcześniej. Tak by poczuć jego ciepło. Nie chciała już walczyć poddała się. Uległa sercu.

U: wszystko ok. Pokaż w takim razie, jakie masz uwagi.

Kiedy przejmowała od Marka notatki, ich ręce się spotkały. To było jak piorun, a nie muśnięcie. Oboje przeszył dreszcz, dreszcz podekscytowania. Spojrzeli sobie w oczy. Marek nieśmiało położył rękę na jej ręce i z czułością głaskał ją kciukiem. Ku jego zdziwieniu Ula nie odsunęła się. Pozwoliła mu się dotykać. Odważył się na śmielszy gest. Przesunął dłoń płynnym ruchem po jej ręce w kierunku szyi. Ula przymknęła oczy. Nie zamierzała się bronić. Marzyła o tym od chwili, kiedy znowu się spotkali. Marek kontynuował. Z czułością gładził Uli szyję. Przysunął się do niej nieznacznie. Jego ręka objęła jej podbródek. Powolnym gestem przyciągnął ją do siebie. Jego usta delikatnie musnęły jej wargi. Coraz namiętniej rozwijał się ich pocałunek. Nie zwracali już na nic uwagi. Byli pochłonięci sobą. Nawet nie zauważyli, że do gabinetu wparował Seba.

S: o kurczę. Sorki. Już mnie nie ma.

Ula i Marek odskoczyli od siebie jak oparzeni.

S: nie przeszkadzajcie sobie. Dobrze Wam idzie. Nie sądziłem tylko, że tak szybko.

M: Seba!! – syknął Marek- Wy z Violettą jesteście siebie warci!

S: sorki, sorki już mnie nie ma.

U: to ja już może jednak pójdę.

M: nie idź proszę. Zostań, chociaż jeszcze przez chwilę

U: Marek nie. Nie wiem, co mnie napadło. Nie powinnam była sobie ufać. Zapomnij o tym i nie wracajmy do tego.

M: ja nie chcę zapomnieć i nie zapomnę. Możesz robić, co chcesz, ale Twoje usta i gesty nie kłamią.

U: to prawda nie kłamią, w przeciwieństwie do Twoich, które kłamały nieustannie.

M: nie nieustannie. Nawet nie pamiętają, kiedy przestały i już nigdy kłamać nie będą, jeśli im na to pozwolisz.

U: czyli przyznajesz się, że kłamały. Marek Ty się nie zmienisz.

M: już się zmieniłem odkąd Cię poznałem. Każda chwila spędzona z Tobą miała na mnie wpływ, pozytywny wpływ. Czy Ty kiedyś mi wybaczysz?

U: ja Ci wybaczyłam, ale zapomnieć nie mogę. Nawet nie wiesz jak mi jest teraz ciężko, a dodatkowo jeszcze to dziś. Byłam głupia teraz i wtedy, że Ci ufałam.

M: zaufaj mi ostatni raz proszę. Zależy mi na Tobie. Tamtego Marka Świni już nie ma. Jest Marek Kanarek, Twój tylko Twój.

Ula nie chciała na razie kontynuować rozmowy. Przerosło ją jej posunięcie. Musiała jeszcze raz wszystko dobrze przemyśleć w samotności. Była na siebie zła. Co jej przyszło do głowy tak szybko mu ulec? Tyle razy sobie powtarzała, że musi być silna, nie dać się zauroczyć ponownie. Że musi trzymać uczucia na wodzy. Musi powiedzieć sobie STOP. Raz się zdarzyło. Bywa, ale drugiego razu nie będzie. NIE i już. Basta!! Teraz jest silna Ula. Pani prezes!





Marek siedział przez chwilę nieruchomo na kanapie, nagle zerwał się i pobiegł za Ulą.

Myślał: tym razem nie dam jej odejść. Mam nadzieję, że jeszcze nie odjechała.

Niestety nie zdążył. Złapał za telefon. Dzwoni.

Tu Ula, Ula Cieplak jak chcesz zostaw wiadomość.

Marek uśmiechnął się do siebie. Pomyślał: No i widzisz stary nawet to się nie zmieniło. Nie martw się jutro będzie nowy dzień. Przecież musi wrócić, bo nie dokończyliśmy umowy.

W przedszkolu wybuchła epidemia różyczki, a Ala z Józefem wyjechali na wczasy. Maciek pojechał do Poznania, Jasiek na castingu. Ula nie miała z kim zostawić małej, więc zmuszona została zabrać ją ze sobą. Po wczorajszych zajściach było to najgorsze możliwe posunięcie ze wszystkich, ale przecież firma nie będzie czekała, aż w przedszkolu różyczka się skończy, a pozostali opiekunowie wrócą.

Ula zapakowała kilka zabawek do torby i ruszyły w drogę.

Mała: dokąd jedziemy mamusiu?

U: do firmy gdzie pracuję. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo tam być. (serce: nie kłam. Chciałabyś być tam wieczność pod warunkiem, że on też by tam był.)

Mała: a co tam jest fajnego?

U: dużo fajnych ubrań (serce: i Marek, Twój tatuś). Może mistrz Pshemko pozwoli Ci kilka przymierzyć.

Mała: a ma strój księżniczki?

U: nawet jak nie ma to coś wymyśli.

W firmie.

Sekretarka: dzień dobry Pani prezes.

U: dzień dobry.

Sekretarka: zawiadomić Pana Marka, że Pani już jest?

U: a nie ma go u siebie?

Sekretarka: poszedł do Pana Pshemko.

U: niech Pani nie dzwoni. Poczekam na chwilę w jego gabinecie.

Sekretarka: a może chociaż kawy Pani się napije?

U: z przyjemnością dziękuję.

Ula i Julka usiadły na kanapie z IKEI. Ula wyciągnęła zabawki dla małej. Julka od razu zajęła się zabawą. Ula zaś usiadła w fotelu Marka. W tym pomieszczeniu nie potrafiła uciszyć serca. Zamknęła oczy. Czuła się miło i bezpiecznie tak, jak w jego ramionach.

Sekretarka: przyniosłam kawę.

Ula natychmiast otworzyła oczy i usiadła prosto.

U: dziękuję bardzo.

Sekretarka: chyba bardzo się przyda Pani kawa. Dla córeczki może też coś podać?

U: Julciu chcesz coś do picia?

J: soku

U: w takim razie poproszę jeszcze o szklankę soku dla małej.

Sekretarka: oczywiście zaraz przyniosę. Pan Marek będzie za 5 minut.

U: w porządku.

Ula wzięła filiżankę w dłonie i podeszła do okna. W zamyśleniu patrzyła na budzące się do życia miasto. Myślała o tym co przyniesie jej nowy dzień. Teraz najbardziej obawiała się spotkania Julki z Markiem. Jak ma mu wytłumaczyć kim jest Julka. Wcześniej nie musiała tego robić gdy się spotkali. W sytuacji sam na sam jakoś trzeba będzie się spowiadać. Raz krowie śmierć jak mówi Viola.

M: przepraszam za spóźnienie. Pshemko miał pilną sprawę do omówienie, ale już jestem. (zwracając się do Julki) a kto Ty jesteś?

J: Julka.

M: z kim przyszłaś?

J: z mamą. Powiedziała mi, że tu są stroje dla księżniczek.

M: na pewno Pshemko jakiś ma. (zwracając się ponownie do Uli) przedszkole zamknęli?

U: różyczka. Przez tydzień nie ma zajęć.

M: ile ona ma lat?

U: trzy.

M drążąc temat: myślałem, że jest młodsza.

U: nie jest. Nie mogłaby być.

Marek spojrzał na nią trochę zdziwiony. Czuł, że Julka jest jego. Z resztą wszyscy tak mu mówili, ale upewnić się nigdy nie zaszkodzi.

M: czemu nie mogłaby być młodsza?

U: bo ostatni raz widzieliśmy się cztery lata temu.

M: czy Ty coś sugerujesz?

U: nie. Próbuję Ci coś powiedzieć, ale to nie jest proste.

M: nie krępuj się. Dasz radę. Jedno zdanie i po sprawie.

U: na jednym zdaniu się nie skończy, przynajmniej z Twojej strony. Ja wypowiem jedno. Ty zalejesz mnie tysiącem pytań.

M: do odważnych świat należy. Czekam na 100%.

U: to sprowadź sobie prowiant, bo jeszcze będziesz musiał poczekać.

M: nie muszę. Sam przyszedł. Szkoda tylko, że nie będę mógł skonsumować. Przy dzieciach nie wypada.

U: przy własnych nie powinno się mieć oporów.

M: Ty nie ja tak.

U: i Ty i ja nie. (po chwili zastanowienia) Poczekaj chwilę, zaprowadzę ją do Pshemko to porozmawiamy. Nie chcę jej w to mieszać.

Ula wróciła po kilku minutach. Przez ten czas Marek myślał, co jej odpowie, jeśli wprost powie mu, że to jego dziecko. Nie mógł grać zaskoczonego, bo minąłby się z prawdą. Co będzie to będzie – pomyślał.

M: możemy wrócić do rozmowy?

U: tak. Musimy sobie wszystko raz na zawsze wyjaśnić, bo w takich warunkach nie możemy pracować. Po prostu się nie da.

M: zgadzam się z Tobą. Nie będę udawał zdziwienia i zaskoczenia. Oboje dobrze wiemy, że Julka jest moim dzieckiem. Ty jesteś mi wierna, byłaś i będziesz. Nie było możliwości, żeby mogła mieć innego ojca. Jest tylko jeden problem. Co teraz zrobisz z tym faktem? Powiesz jej, że ma tatę? Tatę, który był wielką świnią, który skrzywdził jej mamę, ale bardzo tego żałował, bo w wyniku końcowym bardzo mocno ją pokochał i nadal kocha.

Tego Ula się nie spodziewała. Nie przypuszczała, że rzeczywiście się zmienił i że teraz potrafi powiedzieć prosto w oczy 100% prawdy. Nie była w stanie pozbierać myśli. Stała osłupiała z wrażenia. Serce wyło z rozpaczy i chęci wykrzyczenia: ja też Cię kocham. Nie gniewajmy się już na siebie. (w tle piosenka Ani Szarmach „Wybieram Cię”).

Do Uli zaczęło powoli docierać, że to już nie jest ten sam Marek co przed laty. Zmienił się. Przemienił się w kanarka. Teraz jest brzozą tak jak ona i mogliby stworzyć razem las. Zmiękła. Zniknęło wczorajsze nastawienie: muszę być silna. Aktualnie chciała być jego maleńką dziewczynką, którą mógłby się zaopiekować. Przecież nigdy nie przestała go kochać i o nim myśleć. Za każdym razem jak patrzy na Julkę widzi w niej cząstkę jego. W pewnym sensie zawsze był obok niej.

M: Ula nic Ci nie jest? Stoisz jak słup soli.

U: Nie – odpowiedziała z uśmiechem. Zaskoczyłeś mnie. Przez te wszystkie lata darzyłeś mnie bezgranicznym zaufaniem. Wierzyłeś, że znowu się spotkamy i będziemy razem? Też w to wierzyłam, mimo, że serce mi pękło. Trudno jest przestać kochać. Zawsze wraca się myślami do chwil tych najpiękniejszych zapominając o tych złych. W naszej głowie idealizuje się obraz ukochanej osoby. W takim przekonaniu i marzeniach żyłam przez 4 lata. Po powrocie myślałam, że będę musiała poddać konfrontacji to, co stworzył mój umysł z tym, co spotkam w rzeczywistości. Dziś pozwoliłeś mi na nowo uwierzyć w mój ideał.







Na ustach Marka malował się coraz większy uśmiech. Podszedł do Uli i ją przytulił. Wtuleni w siebie stali przez dłuższą chwilę.

U: Czy może być już tak zawsze?

M: jak?

U: tak jak teraz.

M: może, ale tak nie damy rady dokończyć umowy. Trochę mamy zajęte ręce.

U: umowa może jeszcze chwilę poczekać. Nie zając nie ucieknie.

Nieoczekiwanie drzwi się otwierają i wchodzi sekretarka.

Sekretarka: sok dla małej. Przepraszam, że to tak długo trwało, ale czasem na recepcji mam urwanie głowy.

Tym razem nie odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ula postanowiła dać mu drugą szansę. W końcu nie tylko ona na tym skorzysta. Julka wreszcie będzie miała tatę i to takiego najprawdziwszego z najprawdziwszych.

Sekretarka: chyba Państwu przeszkodziłam. Proszę mnie zawołać, jeśli Państwo by czegoś jeszcze potrzebowali.

M: dziękujemy.

Znowu zostali sami. Patrzyli sobie głęboko w oczy tak, jakby dopiero, co się w sobie zakochali. Chyba każdy zna to uczucie, te motyle w brzuchu, przy każdym geście, każdej najmniejszej formie kontaktu. Oni tak właśnie się czuli. Marek delikatnie odgarnął jej włosy z czoła, pocałował w usta niczym muśnięcie skrzydeł motyla i spytał:

M: Pshemko nie osiwieje w towarzystwie Julki? Może pójdziemy po nią?

U: Aż tak Ci na tym zależy? Pshemko osiwiał już dawno i nic już tego nie jest w stanie pogłębić. Oni się tam świetnie bawią tak, jak i my.

M: masz rację. Niańka za darmo to świetne rozwiązanie.

Postanowili cieszyć się sobą jeszcze przez chwilę póki nie będą musieli wziąć się do pracy, ale czym jest praca wobec chęci oddania się we władanie uczucia. Serce Uli wygrało wojnę. Pokonało najgroźniejszego przeciwnika – rozumek.

Chcieli nadrobić stracony czas. Ich pocałunki musiały być tak namiętne długie by móc wynagrodzić te, których nie było. Otaczający świat zdawał się nie istnieć. Trwali w bezkresie zapomnienia, w chwili, która nigdy się nie kończy, bo ta chwila nazywa się miłość.





EPILOG

Ula i Marek powiedzieli Julce kto jest jej tatą. Po kilku miesiącach pobrali się i są szczęśliwym małżeństwem. Ula znów jest w ciąży. Tym razem urodzi się synek, którego nazwą Filip.


2 komentarze:

  1. piękne fajnie by było ale ula by sie skończyła i odcinki

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne ty masz talent do pisania opowiadań

    OdpowiedzUsuń