Get your own Digital Clock

poniedziałek, 29 czerwca 2009

"NIESPODZIEWANA ZAMIANA" cz.18 wg Pantomimy

Wszedł do sali… Ula siedziała tyłem do niego na łóżku szpitalnym
- Boże kochanie co on ci zrobił ?- biegł do niej przestraszony- A co miał mi zrobić? Co prawda zbliżał się do mnie z szurakiem ,ale jak powiedziałam ,że trenuje capueire to stwierdził ,że…- Że co?-…, że moja skóra jest odporna na bakterie z twojej śliny hahaha- Uff ulżyło mi ,że nic ci nie jest. Ale z jakim szurakiem?- Takim do mycia naczyć. Jak byś widział skąd on go wyciągnął…- Skąd?- Nie chcesz wiedzieć, uwierz mi na słowo- Skoro tak… a słyszałaś dobrą wiadomość?- Którą? Tą ,że nie zedrą mi skóry z twarzy szurakiem? Czy tą ,że udało mi się powstrzymać i nie wybiłam lekarzowi zębów?- Yyy szkoda ,że to drugie ci się udało- prychnął- Ale najlepsze jest to ,że za tydzień cię wypuszczą- Świetnie. W końcu wrócę do firmy- O nie! Po moim trupie. Będziesz odpoczywać!- Wrócę do firmy!- Będziesz odpoczywać!- Wrócę do firmy!- Będziesz odpoczywać!- Zagrajmy w kamień, papier i nożyczki. Kto wygra tak postąpię.- Nie ma mowy, z moim pechem i tak przegram.- No to z twoim pechem w walce na słowa i tak przegrasz- śmiała się- Dzięki- udał obrażonego- No już się nie gniewaj- poklepała go po ramieniu- jestem strasznie głodna idziesz ze mną do bufetu- Przecież zaraz przyniosą ci obiad do łóżka- Te trociny prosto z klatki starego, umierającego chomika nazywasz obiadem? Na samą myśl dostaje mdłości. Mam ochotę na… pierogi ! No już wstawaj!- Ale nic ci nie jest? Dojdziesz sama?- Po to idziesz ze mną. Jak upadnę to mnie podniesiesz- Z moim pechem to raczej ty mnie będziesz nieść. Daje głowę ,że w przeciągu 10 minut dostane patelnią czy coś w tym rodzaju.- Przestań już z tym pechem
I wstali z łóżka by pójść posilić się do bufetu. Kilka kroków przed szpitalną windą Uli zakręciło się w głowie.
- Marek! Stój chwilę- Ula co ci się dzieje?- Trochę kręci mi się w głowie- No już, wracamy do sali- Nie ma mowy, nie będę jadła tych śmieci. Idę na pierogi.- spuściła z tonu- tylko mi pomóż- uśmiechnęła się
Marek nie wiele myśląc wziął Ulę na ręce i poniósł do bufetu. Nie zwracał uwagi na krzyki- Stój! Postaw mnie!- dotarli do zamierzonego celu
- Do usług- powiedział z uśmiechem- A czy w pańskich usługach mieści się również szukanie po całym szpitalu mojego pantofla. Wołałam STÓJ ale kto by mnie słuchał?- Eee trudno. Zjemy te pierogi i bez twojego pantofla.- Ale…- Ty usiądź ,a ja załatwię ci nowe obuwie
Wrócił po chwili z parą foliowych butów szpitalnych
- Marek znowu ratuje świat!- wołał uśmiechnięty- Idź ty wariacie!- Wolał bym raczej: Idź ty MÓJ wariacie- Ta yhymm
Po kilku znaczących spojrzeniach usłyszeli z oddali głos:
- Na litość boską czy pani wie ile bakterii grzybiczych wytwarza się w tych foliowych but…- w tym momencie zobaczył twarz swojego celu- Smacznego- dodał uśmiechnięty, odwrócił się na pięcie i wyszedł
- Marek?- Słucham?- Czy ja trawiłam do dobrego szpitala?- Dlaczego pytasz?- Bo mam wrażenie jakbym była w wariatkowie- Przesadzasz- Jesteś pewien? -wskazała palcem na siedzącego na drugim końcu bufetu mężczyzne ,który z pasją dłubał w swoim nosie wykałaczką-( Marek zażenowaną miną) Nie, nie jestem pewien. Ale ten tydzień chyba wytrzymasz?- Tak, jak mnie uśpicie
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz