Get your own Digital Clock

wtorek, 16 czerwca 2009

"NIESPODZIEWANA ZAMIANA" cz.12 wg Pantomimy

Otworzył oczy. Przez żaluzje w oknach nieśmiało przedzierały siępromienie słońca. Spojrzał na zegarek. Była 6.00 rano. Jak przystało natypowego mężczyznę ( gatunek: gnój) czekał aż ciuchy same się wyprasują,zęby same umyją, a śniadanie samo się zrobi.

Dopiero po 15 minutachprzypomniał sobie ,że z pomocą nie przybędzie mu niedoceniana niegdyśgosposia. Przeczuwając kolejny ,,miły” dzień zwlókł się z łóżka. Niezdziwił go nawet fakt ,że zaplątał się we własne nogi i upadł na ziemie.Szybko się z niej podniósł i skierował w kierunku toalety.

Przyzwyczaił się do tego ,że nie zawsze szczoteczka trafia do ust, a pasta do zębówwybucha prosto w twarz. Nie zwrócił nawet uwagi gdy przyciął się kilkakrotnie przy goleniu. Śniadanie także jak od dłuższego czasu się przypaliło iz takim optymistycznym akcentem wyszedł z domu. Przechadzał się pustymiulicami.

Co jakiś czas zabłąkana istota przechodziła koło niego.

Nie był już zaczepiany na ulicy, proszony o zdjęcia itp. Stał się jedną zmiliardów szarych myszek ,które nieświadome sensu istnienia spały teraz,płakały, ćpały, piły, umierały, śmiały się bądź ratowały komuśżycie.

Klapki jakie przez niespełna 30 lat przysłaniały jego zadufane oczyzgubił gdzieś między bólem ,a rozczarowaniem. W końcu wybudził się zbajki. Teraz nie miał przed oczami świata fantazji ,wręcz przeciwnie w oczybiła moc rzeczywistości. Doszedł do budynku. Loga firmy już nie było. teraznieoznakowany budynek przypominał mu jak z macho stał się podnóżkiemkrólowej. Zapukał nieśmiało w szybę, zza której wychylił się PanWładek

-Panie Marku, co Pan tu robi?

- Przyszedłem do pracy

- O 7.00 ?

- Jest tak wcześnie? Panie Władku niech mnie Pan wpuści, proszę

- No dobrze

Marek zrobił krok do przodu, drzwi rozsunęły się, dumny wziął głęboki wdech gdy nagle drzwi ponownie się zasunęły przygniatając mężczyznę z ogromną siłą.

Widząc to ochroniarz szybko naprawił drzwi i po chwiliznowu ,,rozdziawiły paszczę”.

Marek spadł. Po chwili jednak wstał,otrzepał się, burknął -dziękuje- i wszedł do windy.

Z zamkniętej jeszcze recepcji wyjął kluczyk do gabinetu prezesa.

Jak zawsze zastał go wnieskazitelnym porządku. Przechadzał się dotykając niezmienionych ścian.
Zobaczył stojącą na biurku małą buteleczkę. Podszedł do niej. Pachniała jak Ula.
By zapamiętać jej zapach postanowił niczym narkoman użyć jej jako używki.
Chwycił ją bardzo mocno, przybliżył do nosa i jednym nieostrożnym ruchem wcisnął psikacz-

Aaaaaaaaaa! Moje oczy, moje oczy!- wołał rozpaczliwie
Biegał z zamkniętymi oczami jęcząc, piszcząc, a nawet skomlał.
,, Ty idioto! Mogłeś się domyślić ,że perfuma psika!”- sam krzyczałna siebie biegając w kółko.Wybiegł na korytarz obijając się o ściany i strącając wiszące obrazy.
Po kilkuminutowej bieganinie pomieszczenia wyglądały jak po zamachu terrorystycznym. Mężczyzna przez mgłę zauważył tylko oparcie sofy, a później nieprzeniknioną ciemność.
Obudził się z bólem głowy niemrawo otwierając powieki.
Ula przechadzała się właśnie wzdłuż sali szpitalnej.
- Auć! -wyjęczał przecierając oczy
Na twarzy Uli widniała nieodgadniona mina. Z jednej strony wyglądała na złą, z drugiej na zakłopotaną, a zarazem przestraszoną.
Po chwili patrzenia na mężczyznę powiedziała
- Niech boli, może cię to czegoś nauczy. Marek ty jesteś nienormalny.
Pan Władek znalazł cię leżącego na podłodze w kałuży krwi z butelką mojej perfumy w ręce.
A twoje oczy? Widziałeś swoje oczy? Wyglądasz jakbyś miesiąc pił, ćpał i Bóg wie co jeszcze robił.
- Przepraszam
- Nie przepraszaj mnie w kółko tylko po prostu się zmień. Co mi z twoich przeprosin skoro co dziennie muszę budzić się z pytaniem na twarzy: Co dzisiaj Marek wykombinuje?
Jej ton głosu ze złego i rozgniewanego zmienił się w spokojny i zatroskany.
- Marek. Ja się zaczynam o Ciebie naprawdę martwić. Coś się z tobą dzieje i to nic dobrego. Ja nie mam zielonego pojęcia jak Ci pomóc.
- Weź mnie za rękę- powiedział szepcząc- to na pewno pomoże.
Ula zawahała się, jednak pewna ,że jej nieudolny przyjaciel zapadnie zaraz w głęboki sen podeszła i chwyciła jego dłonie.
On jednak nie wybierał się w podróż do nicości tylko nieustannie patrzył w piękne oczy kobiety. Chyba starał się wyczytać w nich jakąkolwiek wiadomość jednak w głębinach czarnych źrenic nie znalazł nic oprócz nieprzeniknionej samotności.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz