Marek zbladł
-Co robić.Co mam robić…-myślał spanikowany
-Ula czy jesteś w stanie dojść do samochodu?
-Tak,dam radę
Marek szybko zapłacił rachunek i delikatnie poprowadził Ulę do samochodu
Jechali szybko,Marek nawet nie wiedział czy światła są zielone czy czerwone.Jedyne co miał w głowie to szpital.Jak najszybciej szpital.
Zabrano Ulę na salę porodową,on dostał fartuch i został zaprowadzony do niej.Była to nieduża,pojedyncza sala.Marek miał trudności z przełknięciem śliny.Ręce mu drżały.Podszedł do Uli,wziął ja za rękę.Zastanawiał się tylko komu pociecha była bardziej potrzebna,jej czy jemu.Usłyszał puls własnego dziecka.Jakieś rozrzewnienie objęło jego serce.To biło małe serduszko istoty która zaraz przyjdzie na świat.Patrzył na twarz Uli.Widział jej ból i nie mógł jej pomóc by ten minął.Zaczęła się akcja porodowa.Marek pocieszał Ulę,wycierał jej czoło,szeptał pocieszające słowa lecz kątem oka zerkał na poczynania położnych.Kiedy usłyszał że już jest widoczna główka ogarnęła go jakaś ciemność,jakiś pociąg z hukiem przejechał mu koło ucha.Zemdlał…
-//-
Powracał do rzeczywistości.Otworzył oczy i zobaczył uśmiechnięta twarz pielęgniarki
-Co się stało?-zapytał zdziwiony
-Nerwy panu puściły-śmiała się pielęgniarka
-A moja żona,co z nią-spytał cicho
-Ma pan syna,oboje czują się dobrze.Jeśli tylko czuje się pan na siłach zaprowadzę pana do nich.
Marek podniósł się i usiadł.Zobaczył że leżał na szpitalnym łóżku.Kręciło mu się jeszcze w głowie.
-Ale wstyd-pomyślał zażenowany
-//-
Otworzył drzwi.Znalazł się w małym przytulnym pokoiku szpitalnym.Ula trzymała w ramionach małe zawiniątko.Spojrzała na niego z uśmiechem
-Marek…jak się czujesz?
-To ja powinienem zapytać o to ciebie-było mu tak głupio
-Dobrze.Oboje czujemy się dobrze
Marek przysiadł na brzegu łóżka.Spojrzał na syna.Dotknął jego dłoni.Malutka piąstka zacisnęła się na jego palcu.Oczy Marka wypełniły się łzami
-Jaki on śliczny…-wyszeptał
-I jaki silny-dodał
Otarł wolną dłonią oczy
-Czy…czy mogę go wziąć na ręce?-zapytał drżącym głosem
-No pewnie ze możesz-Ulę bawiły jego reakcje
Marek zachowywał się jakby brał w ręce bardzo kruchy kryształ
Maleństwo zaczęło się kręcić wyczuwając brak matki.Marek patrzył na syna jak na największy cud .Nagle małe oczka spojrzały na ojca.Dumny ojciec miał minę jakby miał za chwile zemdleć
-Witaj synku-wyszeptał a uśmiech rozjaśnił jego bladą twarz
Maleństwo zamknęło oczka i uśmiechnęło się
-Widziałaś…kochanie widziałaś?Uśmiechnął się do mnie-ekscytował się Marek
Spojrzał na Ulę.Była szczęśliwa,bardzo szczęśliwa.
-Dziękuję,dałaś mi najwspanialszy prezent
-Nie,to ty mi go dałeś
Ula pocałowała Marka i przytuliła się do niego.Patrzyli oboje na małą śpiącą istotkę.Czas się na chwile zatrzymał ,istnieli tylko oni wypełnieni dumą i szczęściem i ich mały cud który zaczął cichutko płakać.
-//-
Ich dom stał się teraz bardzo gwarny .Wciąż ktoś przychodził zobaczyć małego Dobrzańskiego.Ela i Ala piszczały jak nastolatki.Helena płakała ze szczęścia i nie mogła przestać.Józef i Krzysztof sprzeczali się do kogo podobny jest Miłosz.Violetta dostała ataku żalu,ona też chciała mieć dziecko.Sebastian pocieszał ją w salonie tłumacząc że to nic straconego,przecież wszystko przed nimi.Tylko Beatka milczała wpatrzona w małą ,śliczna twarzyczkę dziecka.Została ciocia i była z tego bardzo dumna.
Ula częstowała wszystkich kawą i ciastem.A Marek? Marek siedział zły w łazience.Nikt go nie słuchał.Ula na nakaz odpoczywania prychnęła tylko i pobiegła do kuchni.Wszystkie te płaczące i piszczące baby mogły przestraszyć jego syna ale kto go tam słuchał.Czuł się zbędny,ale tak naprawdę to marzył o tym by wszyscy już sobie poszli.Chciał by znowu było tu cicho.Tylko ich trójka i nikt więcej.
-Marek a co ty tu robisz?-do łazienki zajrzał Sebastian
-Eeee…yyy…zastanawiam się
-W łazience?-zdziwił się Seba
-A widzisz tu jakieś inne spokojne miejsce?!
Seba roześmiał się na głos
-Chodź stary,wszyscy już się zbierają i kazali mi ciebie odszukać
-Nareszcie-burknął pod nosem
Wyszli z łazienki.Humor się Markowi poprawił gdy zobaczył zbierających się gości.Jeszcze tylko pocałunki,uściski i wreszcie zostali sami
-Uf,jaka miła cisza -powiedział zamykając drzwi
-No wiesz,jak mogłeś się tak zachować-zganiła go Ula
-Kochanie wybacz ale powinniście jeszcze odpoczywać-tłumaczył
-Marek ale to nasza rodzina ,przyjaciele…
-Tak,wiem ale…czy nie mogliby zachowywać się ciszej,mogli przestraszyć dziecko
Ula roześmiała się głośno
-Już wszystko rozumiem,ty jesteś zazdrosny…ale o co kochany?
-O was,o to że odbierają mi nasz wspólny czas-burknął
-Marek oni tylko są szczęśliwi,cieszą się naszym szczęściem.Nikt nas tobie nie odbierze,głuptasie-śmiała się nadal
Marek zastanowił się nad swoim zachowaniem.Wiedział ze Ula miała rację,ale on kochał chwile kiedy byli tylko we troje
-Przepraszam-pocałował jej usta
-Jestem głupi-spuścił głowę
-Nie jesteś głupi tylko zaborczy-dała mu pstryczka w nos
Był taki szczęśliwy nie potrafił dzielić się tym z innymi.Tak był zaborczy ale od niedawna jest ojcem i jeszcze musi nauczyć się tym dzielić.
Stanęli oboje nad łóżeczkiem syna.Spał z raczkami ułożonymi nad główką.Był taki słodki,taki malutki.Marek objął Ulę ramieniem.
-Jest podobny do ciebie-powiedział cichutko do jej ucha
Ulę przeszedł dreszcz,potem drugi gdy Marek delikatnie ugryzł płatek jej ucha.
-Do nas-szepnęła zbliżając swoje usta do jego ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz