Get your own Digital Clock

czwartek, 11 czerwca 2009

"NOC CZARÓW"...czyli odcinek 159 wg interpretacji Martham

Marek mimo sprzeciwów Uli nie przestawał jej całować, pieścić. Jego ręka dotykała jej całego ciała. Na początku dotykał delikatnie twarzy, szyi…jego ręka szła coraz niżej. Delikatnie opuszkami palców przejechał po jej tali. Jego dłoń napotkała jej udo. Złapał za nie i do siebie mocno przycisnął. Każdy jego gest współgrał z pocałunkami. Ich pocałunki były delikatne, wolne, zmysłowe. Marek rozpoczął od ssania jej dolnej wargi…Ula odpowiedziała mu tym samym. Świat który ich wcześniej otaczał w tamtej chwili już dla nich nie istniał. W swoich oczach widzieli tylko siebie. Ula dotykała jego niesfornych włosów. Już nie zdawała się opierać Markowi. Czuła na sobie każdy jego oddech, pocałunek, ponętne spojrzenie i silną lecz pieszczotliwą dłoń. Marek skierował swoją rękę w stronę twarzy Uli, zdjął jej okulary i położył je na biurku, a następnie kontynuował pocałunki.
W tym samym czasie Sebastian wracając do domu samochodem zorientował się, że Marek tego wieczoru miał „zająć” się Ulką w biurze.
- Cholera! Marek! – wykrztusił.
Sięgnął do kieszeni i wyjął telefon. Wykręcił numer.
W tym momencie firmowym korytarzem szła niepewnie, na paluszkach do gabinetu Marka Violetta, trzymając telefon w jej prawej ręce. Bojąc się, że ktoś może ja zauważyć co chwilę połykała ślinę i nerwowo rozglądała się na boki. Nagle usłyszała dźwięk telefonu i poczuła wibracje w ręku. Przestraszona podrzucała go z ręki do ręki. W końcu chwyciła i go odebrała.
- Halo!- wydusiła szeptem.
-Violuś? – spytał zdziwiony Seba.
- No a niby kto? Święty Walnięty? – wyszeptała.
- Violuś? A gdzie jesteś? Ja już tu czekam z pyszną kolacją. No wiesz, tzatziki, jagnięcina, sałatka grecka…same pyszności. A do tego wszystkiego świece, płatki róż…(po chwili namysłu) truskawki. Kiedy wracasz? Bo już nie mogę się doczekać….Zaraz, zaraz, a dlaczego mówisz szeptem?
- Seba, nie czepiaj się, dobrze? Mówię tak bo późna pora jest. Co nie? Nie chce obudzić tych, no… firmowych szczurów. No nie? – odparła wracając do normalnego tonu głosu.
- Viola! O czym ty mówisz? Jakich znowu firmowych szczurów?
- No ty niby całymi dniami przesiadujesz w tej firmie, a pojęcia nie masz co się w niej dzieje. O dżiza!
- Możesz jaśniej?
- Ja o konkurencji mówię! O tych co nas wygryźć chcą! W końcu wróg leje na nas na każdym kroku! A tu dopiero zima się kończy i przeziębić się można. No tak, czy nie?
-Viola, daj spokój! Lepiej daj sobie i Markowi chwilę wytchnienia i wracaj do mnie szybko. – dokończył Seba i rozłączył się.
Podczas trwania rozmowy Sebastiana i Violetty Marek i Ula nadal delektowali się chwilą w gabinecie.
- Marek! Powiedziała Ula ręką odsuwając od siebie Marka, przerywając rozkoszny moment.
- Słyszysz? – kontynuowała.
- Nie, nic nie słyszę. – odpowiedział Marek i począł dalej całować Ulę po szyi.
-Maaareeek…przestań. Chyba ktoś idzie – odparła odsuwając go obiema rękami.
Ula usiadła na biurku i za drzwiami zobaczyła kobiecy cień. Popatrzała na Marka i nic nie mówiąc wskazała na drzwi. Marek zobaczył to samo co ona. Wytarł usta w rękaw i złapał za klamkę. Uchylił drzwi, a za nimi stała Violetta z głupim, niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
- No cześć! – powiedziała.
- A co ty tu robisz – zapytał Marek z zaciekawioną miną gładząc palcami podbródek.
- A no Seba mi powiedział, że ty dużo pracy masz ostatnio. No i, że całymi wieczorami w biurze przesiadujesz…
- Więc postanowiłaś mnie sprawdzić, tak? – przerwał jej Marek.
- Nie! No, ja? Pfff…Ha! Ha! Ja pomyślałam ze mogę ci pomóc…no, o…ociupinę.
- Ty zamiast siedzieć po nocach lepiej byś się zajął Paulą. Pewnie ta bidula już w domu płaczę za tobą. – dodała Viola.
W tym momencie Ula oprzytomniała. Pomyślała: No tak. Jaka ja głupia! Przecież on ma Paulinę! Co ja wyprawiam?! Niedawno ja odciągałam od Marka kochanki, a teraz sama się nią staje.
Ula wstała z biurka i wybiegła z gabinetu. Mijając w drzwiach Violę i Marka.
- Ula? Ty tez tutaj? – spytała zaskoczona Violetta.
Po czym Marek zauważył, że Ula wybiega z gabinetu wściekła i smutna. Jego wzrok gonił jej cień. Jego serce mówiło: Leć za nią, a rozum kazał zostać. Viola jeszcze coś do niego mówiła, ale on jej nie słuchał. Zastanawiał się tylko co teraz zrobić. Jak przeprosić Ulę?
- To ja już pójdę – powiedział wpółprzytomny Marek zostawiając Violettę samą.
- Dasz wiarę? - dodała tylko Viola widząc odchodzącego szefa.
Marka dopadły wyrzuty sumienia. W drodze do domu próbował kilka razy dodzwonić się do Uli, lecz ta miała wyłączoną komórkę.
Ula, która wybiegła z biura z płaczem zdecydowała się, że nie może pokazać się w takim stanie w domu, dlatego postanowiła wybrać się nad Wisłę. Pomyślała, że to jej dobrze zrobi. Uspokoi się, złapie trochę powietrza, pospaceruje i wszystko przemyśli.
Było już bardzo późno, nastała ciemna noc. Niebo było bezchmurne, ozdobione migoczącymi jasnymi gwiazdami, a księżyc wokół rozjaśniał lustro wody.
Ula rozmarzyła się na chwilę.
W niespodziewanym momencie z krzaków wyskoczyło dwóch facetów, którzy rzucili się na Ulkę. Z ręki wypadł jej na ziemię telefon. Złapał ją i trzymał w pasie, a drugi próbował wyrwać jej z ręki torebkę.
- Nie! - krzyknęła Ula szamocząc się.
- No dawaj ją! - powiedział stanowczo mężczyzna.
W końcu szarpnął mocno za koniec torebki. Po chwili zdobycz była już w jego rękach. Otworzył ją i przyglądał znajdujące się w niej kosztowności.
- Mała, jaka ty ostra! - odparł.
- Ja lubię ostre babki. To może się teraz trochę zabawimy, co? - dodał.
W tym momencie Ula kopnęła trzymającego go mężczyznę nogą w klejnoty i uciekła od zbirów tak prędko jak tylko potrafiła.
Złodzieje zadowoleni z ilości pieniędzy jaką udało im się pozyskać zostawili ją i poszli świętować.
Ula biegła z płaczem wzdłuż płynącej Wisły. Łzy spływały po jej porcelanowej twarzy. Nagle stanęła. Już nie miała sił dalej biec. Rozejrzała się wokoło, lecz nikogo nie zauważyła. Nie wiedziała co teraz robić...Do kogo się zgłosić? Przypomniała sobie, że podczas szamotaniny komórka wysunęła jej się z ręki i spadła na ziemię. Postanowiła wiec wziąść się w garść i wrócić w tamto niechciane miejsce. Gdy już tam dotarła nie było już nikogo, a telefon leżał w tym samym miejscu gdzie upuściła go Ulka. Podniosła go i roztrzęsiona pomyślała: Maciek miał być w Poznaniu...Taty nie mogę martwić, ma już dość dużo problemów na swojej głowie...Marek...może on mi pomoże?...co ja wygaduje...przecież uciekłam od niego. Po krótkim namyśle wykręciła numer do Marka.
W między czasie młody Dobrzański wraca do domu. Na samym wejściu zamiast serdecznych uścisków słyszy zrzędzącą Paulę.
- Gdzie byłeś? spytała zbulwersowana.
- Paula! Nie zaczyna znowu. - burknął Marek zdejmując marynarkę i krawat.
- Kolejny raz z rzędu wracasz późno do domu...
Jej słowa przerwał dźwięk telefonu Marka.
- Słucham - powiedział Marek odbierając go.
- Marek...Napadli mnie. Przyjedziesz po mnie? Jestem nad Wisłą - odrzekła Ula ze strachem i smutkiem w głosie.
- Co?! Już jadę - odpowiedział.
Szybkim ruchem zarzucił na siebie marynarkę i wziął kluczyki do samochodu.
- I kto to był? A ty gdzie się znowu wybierasz?! - rzuciła Paulina.
Ten udawał, że nie słyszy i wybiegł z domu trzaskając drzwiami.
Ula czekała na Marka wciąż nie mogąc uwierzyć w to co jej się przytrafiło. Marek wysiadł z auta i pobiegł w stronę Ulki.
- Nic ci nie jest? - powiedział chwytając dłońmi jej twarz. Gdy ją dotknął poczuł jaka jest cała rozdygotana.
- Nie, Mi nie. Ale zdołali ukraść mi torebkę.
- Najważniejsze, że tobie nic nie zrobili. Już nie masz czym się martwić. Jestem tu z tobą. - powiedział i objął ją mocno.
Wtedy Ula poczuła jego ciepło. Czuła się bezpieczna w jego ramionach. W tym momencie na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Zrozumiała, że zawsze może na niego liczyć. W końcu tak bardzo zależało jej na nim.
Marek wziął ja za rękę, zaprowadził w stronę samochodu i wyjął koc. Następnie zabrał ją w ciche miejsce nad Wisłą. Pozbierał suche drewno na opał i rozpalił ognisko.
- Nie wiedziałam, że potrafisz wzniecać ogień - odparła Ula.
- Nauczyłem się tego jak byłem skautem.
- Skautem? - spytała zdziwiona Ula.
- No tak się zdarzyło, że raz jak byłem mały rodzice wysłali mnie na obóz skautów. To był pomysł ojca. Spędziłem tam aż dwa dni. Rodzice po mnie przyjechali bo mama twierdziła, że umiera z tęsknoty za swoim synkiem. Jedyne co się wtedy nauczyłem to rozpalać ognisko.
Na te słowa Ula uśmiechnęła się szeroko.
- W końcu się uśmiechasz - powiedział ciepłym głosem Marek.
- To dzięki tobie - wyznała Ula.
Marek usiadł obok niej. Głaskał jej włosy, podziwiał delikatne rysy twarzy, dotykał jej skroni, policzków, ust. Wpatrywał się w tej piękne oczy które błyszczały przy świetle księżyca. Juz od dawna rozumieli się bez słów. Teraz wystarczyło jedno spojrzenie, skinienie głową a wszystko było jasne.
- Jesteś cudowna - wypowiedział pieszczotliwie Marek.
To Uli wystarczyło. Czuła się już tak swobodnie u jego boku. Marek poddał się chwili. Jego rozum ucichł, a serce skakało z radości. Przekomarzali się nawzajem tej nocy. Marek złapał Ulę za kostkę i próbował ciągnąć za sobą po ziemi. Ona go gilgotała i nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Śmiali się jak nigdy dotąd. Marek pierwszy raz był tak spontaniczny. Czuł się tak wolny. Był zdala od jakichkolwiek problemów. Ona pomagała mu zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz