Get your own Digital Clock

niedziela, 19 lipca 2009

"KOŃCE I POCZĄTKI"...czyli odcinek 165 wg interpretacji Martham

Marek wskoczył do wody i płynął w stronę chłopca tak szybko jak tylko potrafił. Nastolatek nerwowo wierzgał nogami i chlapał rękami. Marek podpłynął do niego, objął rękami i płynął z nim w stronę pomostu. Ula to zauważyła i pobiegła by im pomóc. Marek próbował wciągnąć chłopca na pomost.
- Pomóż mi. – powiedział.
Ula złapała młodzieńca za ręce i ciągnęła w górę.
Gdy im się udało położyć go mokry Marek wskoczył na pomost, a Ula krzyknęła przerażona:
- On chyba nie oddycha!
- Poczekaj. – dodał Marek i ratował go metodą usta-usta.
Chłopak ocknął się, wypluł dławiącą go wodę i usiadł.
- Synku! – krzyknęła zrozpaczona matka łapiąc się za głowę.
- Nic mu nie jest. Już wszystko w porządku. – uspokajała ją Ula, gładząc po ramieniu.
- Dziękuję bardzo…naprawdę dziękuję. Nie wiem jak wam to wynagrodzić. Gdyby nie państwo to… - mówiła rozdygotana kobieta obejmując syna.
- Nic nie musi pani dla nas robić, niech pani po prostu wezwie lekarza.
- Tak, tak. Na pewno to zrobię. Dziękuję raz jeszcze. – dodała po czym okryła syna ręcznikiem i poprowadziła do hotelu.
Tymczasem w domu Cieplaków pan Józef naprawiał lampie, a Beatka rysowała przy stole.
- Kiedy wróci Ula? – spytała córeczka.
- Niedługo powinna być już w domu. – odpowiedział pan Józef.
W tym momencie pod dom podjechał samochód. Pan Józef zauważył jego światła i wyjrzał przez okno.
- Kto to? – spytała Beti wstając od stołu.
Z samochodu wysiadła uśmiechnięta Ula, a z nią Marek. Pan Józef wyszedł na podwórze, a za nim młodsza córka.
- Ula. Co tak późno? – spytał ojciec.
- Dobrywieczór panie Józefie. Przepraszamy, ale coś nam wypadło. – tłumaczył Marek.
- Dobrywieczór – odpowiedział od niechcenia. – Chodź już bo ciemno się robi. Pan Marek jest na pewno zmęczony. – pośpieszał ją.
Ula ze zdziwieniem spojrzała na ojca.
- Tak! - odpowiedział Marek po chwili namysłu. – To ja już lecę. Do jutra Ula. – dodał.
Wsiadł do samochodu i odjechał.
- Tato! Co to było? – spytała zaskoczona starsza córka.
- Beti. Idź do łóżka. – powiedział pan Józef stanowczym głosem.
Ta spuściła głowę i weszła do domu.
- Ula. Nie wiem co jest między tobą a panem Markiem, ale myślę, że nie powinnaś się tak angażować. – radził pan domu.
- Co? Tato, o czym ty mówisz? – pytała Ula ze zdziwieniem próbując ukryć uśmiech.
- Oj Ulcia, Ulcia. Myślisz, że ja jestem już taki stary, że nic nie widzę? Ty coś czujesz do tego Marka. – tłumaczył.
- Tato, to mój szef. Byliśmy na wyjeździe biznesowym. – odparła Cieplakówna wchodząc do domu.
- Możesz sobie gadać. Ja już swoje wiem. – drążył i poszedł śladami córki.
Następnego dnia Ula stoi za biurkiem i do pudełka pakuje swoje rzeczy, gdy do pracy przybiega zmoczona do suchej nitki Violetta.
- Dzieńdobry Viola! – powitała ją Ula.
- Dla kogo dobry, dla tego skobry. – odpowiedziała poprawiając fryzurę.
Gdy się zorientowała, że koleżanka z pracy próbuje być dla niej miła, dodała:
- Pogoda pod kaczką, no nie? To se można popłynąć. Kto by pomyślał. Jak wstawałam rano to było tak pięknie. A teraz leje…jak z żebra.
- Że co? – spytała zdziwiona Ula.
- No jak z żebra. No, tego ….KA-LO-FE-RY-RO-WEGO. – tłumaczyłą.
- Kaloryferowego. – poprawiła ją panna Cieplak.
- No dokładnie. – odpowiedziała Violetta.
Ula popatrzała na przygotowującą się do pracy Violettę z pode łba z rozdziawioną buzią i pomyślałą:
- Czasem inteligencja Violi mnie przerasta.
W międzyczasie w pracowni F&D.
- Izabello, można prosić na chwilę? – spytał pan Przemysław.
Iza oderwała się od swoich zajęć i podeszła do siedzącego na czerwonym fotelu Pshemko.
- Wszystko stoi. – powiedział spokojnie.
- Mówię stoi! – krzyknął w stronę szperających w ubraniach pomocników.
Ci się przestraszyli i natychmiast obrócili w stronę projektanta.
Po czym stanęli na baczność.
- Oszczędzę wam dalszych trudów, niedogodności. Czas skończyć tę farsę. Izabello, powiedź moja droga. Któż według ciebie zasługuje na miano szalu okrywającego moje chore gardło, słomianego kapelusza chroniącego przed upalnym słońcem, mojej lewej ręki? Mojego osobistego asystenta? – dopytywał poprawiając okulary.
Krawcowa była bardzo zakłopotana tą całą sytuacją. Nie potrafiła odpowiedzieć. Nerwowo spoglądała na jednego i drugiego bliźniaka.
- Izabello. Czekam. – ponaglał.
- Panie Przemysławie, ale ja tak nie mogę. – tłumaczyła Iza patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ale ja mogę. – odparł – Żółty Kuba zostaje. A czerwony się pakuje. – rzekł zimnym głosem patrząc w dal.
- Ale mistrzu. – wołał asystent w czerwonej szarfie.
- Nie słyszał? Pakuje. – powtórzył Pshemko.
- Proszę. Niech mistrz mnie nie zwalnia. – błagał zrozpaczony bliźniak klękając przed nim.
- Niech mistrz go nie zwalnia. – prosiła Iza.
- Skoro Izabella prosi. – odpowiedział. – To żółty Kuba pakuje rzeczy.
- Ale jak to? – pytał zszokowany Kuba.
- Tak to. Pakuj. – tłumaczył. – Izabella przemówiła.
- A panie Przemysławie, mnie chodziło o to, że… - próbowała odkręcić sprawę Iza.
- Że Iza jest szlachetna. Ja wiem. Dlatego zmieniam decyzję. – przerwał jej projektant.
Nastała niezręczna cisza.
- Żółty Kuba był tu pierwszy, dlatego zostaje. Teraz idę do bufetu napić się czekolady. – odrzekł.
Wstał i poszedł w stronę bufetu.
Cała trójka osłupiała.
Ula szła firmowym korytarzem i w oddali zobaczyła idącą w jej stronę Alę.
- O nie! Ala! - pomyślała - Może mnie nie zauważyła. - pomyślała i szybkim ruchem odwróciła się w drugą stronę.
- Ula! - krzykneła z daleka koleżanka.
- No to po mnie. - pomyślała Ulka.
- Cześć Ala. - odpowiedziała Cieplakówna odwracając się do niej, udając zaskoczenie i wymuszając uśmiech na twarzy.
- Dobrze, że cię widzę. Chciałąm z tobą pogadać. - mówiła kadrowa.
- Ale wiesz...ja mam dużo pracy...muszę pokończyć pewne sprawy, oddać Markowi dokumenty... - plątała się dziewczyna.
- To może poczekać. Chodź. - odparła. - No chodź! - dodała wyższym tonem głosu.
Ania stała za ladą recepcjyjną. Trzymając w dłoni telefon raz przystawiała go do ucha, a raz do ust i krzyczała w słuchawkę:
- HALO...HALO!
Wtedy z windy do recepcji wszedł Maciek.
- Ale ja nic nie słyszę! - tłumaczyła recepcjonistka krzycząc do słuchawki i odłożyła ją.
- Dział techniczny nie pofatyguje się do ciebie, to ty muszisz się pofatygować do działu technicznego. - mówiła do siebie nerwowa Ania chcąca wyjść zza lady.
Słyszący to Maciek zatrzymał się przy ladzie i złapał za aparat telefoniczny przy czym spytał:
- Mogę?
Ania się wróciła i opodowiedziała:
- Proszę.
Maciek począł grzebać przy aparacie.
- Proszę sprawdzić teraz teraz. - powiedział współwłaściciel PRO S.
Dziewczyna wykręciła numer i czekała na odpowiedź właściciela tego numeru.
- Seba? ...Nie nic się nie stało. Sprawdzam czy telefon już działa. Narazie.- powiedziała do rozmówcy i odłożyła słuchawkę.
- Dzięki. Myślałam, że już się nie doczekam. Naprawdę dziękuję. Pan złota rączka. - mówiła zadowolona Ania z uśmiechem na twarzy.
- Jaki tam pan. - odparł Szymczyk spoglądając na nią z zainteresowaniem - Poprostu Maciek. - dodał wyciągając otwartą rękę.
- Ania. - kontynuowała kładąc dłoń na jego ręce.
On wziąl i ucałował jej dłoń, wpatrując się jej w oczy i mówiąc:
- Bardzo mi miło.
Wtedy obok recepcji przechodziła Violetta.
- A ty znowu tutaj? - naskoczyła na Maćka. - Długo bedziesz mnie tak nachodził? Znajdź sobie inny obiekt zainteresowania. - radziła Kubasińska.
- Przyszedłem do Uli. - odpowiedział.
- Ta. Jasne. - burkneła sekretarka ruszając w stronę gabinetu Sebastiana.
- Czy ty Viola naprawdę myślisz, że ludzie przychodzą tu tylko dla ciebie? Nie jesteś pępkiem swiata. - skomentowała ją Ania.
Wtedy Violetta zatrzymałą się, odwróciła w jej stronę, cofneła się i oznajmiła:
- To moja firma i mogę sobie uważać co chcę.
- Ta firma nazywa się Febo-Dobrzański, a nie Kubasińska i spółka. - dokazywałą jej Ania.
Violę zatkało na moment, ale po chwili kontynuowała z ironią w głosie:
- Plebs się z plebsem dobrał. Dasz wiarę?
Po czym poprawiła ubranie i z podniesioną głową ruszyła w stronę gabinetu Seby.
- Nie przejmuj się nią. Ona tak zawsze. - pocieszała Maćka Ania.
- Wiem. Jakbym jej nie znał. - odpowiedział wzdychając.
Ala zaciągneła Ule do pokoju socjalnego i wręczyła filiżankę kawy.
- Ula - powiedziała spokojnie i po chwili podniosła głos:
- Co ty najlepszego wyrabiasz?
Ula wzieła łyk kawy i udając, że nie wie o co chodzi przyjaciółce spytała:
- Ale, że co?
I dalej popijała gorącą kawę spoglądając przy tym na Alę niewinnym wzrokiem.
- Ty już dobrze wiesz co. Nie udawaj głupiej. - ganiła kadrowa wymachując palcem przed twarzą Cieplakówny.
- Oj Ala.
- Niedługo całą firma będzie plotkowała o tym jak to nowa pani dyrektor i pan prezes wyjechali sobie na weekend do SPA. - kontynuowała.
- Ale to nic takiego. - odpowiedziała Ula.
- Dla innych nie. Dla Marka nie. Ale dla ciebie owszem.
- O co wam wszystkim chodzi? Co macie do Marka? Najpierw tata, teraz ty. - skarżyła się Cieplakówna.
- A nie pomyślałaś o tym, że może twój tata ma rację. - odrzekła koleżanka.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Aluś, bardzo cię przepraszam. Dzięki za kawę. Ja już muszę lecieć. - dodała zmieszana Ulka oddając filiżankę i opuściła socjal szybkim krokiem.
Ala zaskoczona zachowaniem Uli stała nieruchomo z filiżanką w ręce. Zauważyła, że Ula już jej nie słucha. Że ma klapki na oczych. Nie widzi świat poza Markiem. Broni go, usprawiedliwia. Nie zwierza się jej jak to bywało kiedyś. Teraz wolała uciekać od problemów. Odkładać rozmowy. Pewne sprawy zostawić na potem. Nie zajmować się 'błachostkami'. Ale Ala widziała to inaczej. Wiedziała, że to coś poważnego. Chciałą chronić przyjaciółkę przed nieprzyjemnościami, przykrymi sytuacjami, cierpieniem, bólem, goryczą.
Sebastian wszedł do gabinetu Marka i spojrzał czy nikt nie idzie i zamknął za sobą drzwi.
- Cześć Seba. Coś się stało? - spytał zdziwiony Marek siedziąc na kanapie i patrząc w dokumenty.
- Nie. Chciałem spytać jak tam twoje weksle. - odpowiedział kumpel.
Marek popatrzał na niego z większym zdziwieniem.
- No Brzydula! - uświadomił go Seba.
- Ula. - poprawił prezes. - I jakie weksle?
- No bo o ten raport chyba już nie chodzi, co nie? Wkońcu Krzysztof już o nim wie.- oznajmił kadrowy.
- Sebastian! To był wyjazd służbowy...
- No chyba nie prywatny. - przerwał mu kolega mówiąc z pewnością w głosie.
- Ustalaliśmy pewne zmiany co do raportu. - tłumaczył się Marek.
- No tak, rozumiem. Ustalaliście. - mówił spokojnie ironizując. - Nie marnowałeś czasu. Wkońcu wziołeś się do roboty i to zrobiłeś. A ona się zgodziła na kolejny kredyt. Mam tylko nadzieję, że nie bedziesz mieć traumy do końca życia. - niesmacznie zażartował bawiąc się piłeczką golfową.
Marek spojrzał na niego spode łba. Miał już dosyć jego biadolenia.
Sebastian zauważył, że nie jest w nastroju na takie żarty.
- No dobra, dobra. Sory. - przeprosił, odłożył piłeczkę na biurko i wyszedł.
- Aleks? No hej. Tak, mam te zdjęcia. Ale to nie byle co. Nie tak na telefon. - mówił Adam stojąc na korytarzu, rozmawiając przez słuchawkę i rozglądając się wokół. - To lepsze niż bomba. Sam zobaczysz. Co? Wieczorem? Nie! A nie możesz wpaść do firmy? Zobaczysz, że warto. No. No. To czekam. - kontynuował z hytrym uśmieszkiem.
Rozłączył się i ponownie rozejrzał czy nikt go nie podsłuchiwał.
Viola niepewnie weszła do gabinetu Marka.
- Marek. Mogę?
- Tak. Wejdź. - odpowiedział wzdychając.
- Rozmawiałeś z Seba? - spytała.
Marek spojrzał na nia zdziwiony i rzekł niepewnie:
- Taaak?
- Przemyślałeś to? - spytała Violetta.
- Ale co?
- No tego PjaRowca. - odpowiedziała.
- A nie miałaś iść najpierw na studia? - dociekał Marek.
- No ale mogę jednocześnie studiować i pracować, prawda? Przecież jedno z drugim nie kordynuje. - tłumaczyła sekretarka.
- Nie koliduje. - poprawił ją szef.
- No właśnie.
- A już zapisałaś się na te studia? - spytał zaciekawiony.
- Nieee. Ale mam to w planach.
Marek uśmiechnał się i poradził:
- To najpierw zapisz się. Jakby co to cię wspomogę finansowo. A później pomyślimy o tej posadzie, dobrze?
- Nooo. - zgodziła się zmuszona do tego Viola i bezsilna wyszła z gabinetu.
Tymczasem Aleks zjawił się w firmie. Na korytarzu zaczepił go Adam.
- No to co masz dla mnie? - spytał zaintrygowany rozmową Febo.
Turek wyciągnął swoj aparat. Wtedy niedaleko przechodził Sebastian i schował się gdy zobaczył oboje.
- Proszę. - powiedział Adam z uśmiechem na twarzy wręczając aparat fotograficzny.
Aleks spoglądał na zdjęcia z niedowierzaniem.
- Na kłopoty Dobrzański? - skomentował księgowy.
- A wiec to tak. To po to Marek jechał do SPA. - odpowiedział Aleks ukazując swój szelmowski uśmieszek.
- Marek, Marek. I po Marku. - dodał Adam.
Po czym oboje spojrzeli na siebie i uśmiechneli się szyderczo.
Seba stał w ukryciu i wszystkiemu sie przyglądał. Po ich rozmowie zorientował się, że coś jest nie tak. Że się coś zapowiada. I to niezbyt przyjemnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz