Get your own Digital Clock

czwartek, 9 lipca 2009

"MAGIA WODY"...czyli odcinek 164 wg interpretacji Martham

W ten przepiękny bezchmurny dzień Ula i Marek siedzieli na tarasie, przy stoliku na wiklinowych fotelach. Chichotali do rozpuku wspominając stare czasy.
- A przypominasz sobie nasze pierwsze spotkanie? – spytała Ula.
- To było chyba przy recepcji nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie Dobrzański.
- Nie. To było przed budynkiem Febo - Dobrzański. Pamiętasz, wtedy szukałam drogi, nie mogłam dostać się do budynku, wtedy wyszedłeś TY. No i zamiast mi pomóc wręczyłeś mi 10 zł. Byłam strasznie zaskoczona i zdziwiona. – opowiadała Cieplakówna.
- Nie no, naprawdę? – uśmiechał się.
- Czekaj, czekaj. A to przypadkiem nie było tak , że ty mnie wkońcu o nic nie zapytałaś? – drążył prezes.
- No tak. Przyznaję się. Wtedy przez chwilę zaniemówiłam. – przyznała.
Speszeni oboje zaczęli nabijać się ze swojej głupoty.
- O! A pamiętasz może tą akcję z kajdankami? – przypomniał Marek.
- Takich rzeczy się nie zapomina. – mówiła pod nosem.
- Co? – dopytywał.
- Chciałabym móc o tym zapomnieć. – odpowiedziała z uśmiechniętą miną.
- Firma, a zwłaszcza ja dostarczyliśmy ci niezapomniane wrażenia już na początku twojej pracy w F&D. – powiedział zażenowany całą sytuacją.
Tymczasem Viola i Sebastian wybrali się do centrum handlowego. Weszli do sklepu z biżuterią.
- Marek i Brzydula wyjechali do jakiegoś SPA i teraz wszystko jest na mojej małej zapracowanej główce. Czy ludzie nie wiedzą, że takiej niewinnej osobie jak ja też się czasem należy trochę odpoczynku? Ja tu haruje jak dziki osioł a inni wylegują się na piaszczystej plaży. – żaliła się Viola zewsząd oglądając wystawioną biżuterię. – Rozumiesz o czym mówię Sebulku, prawda?
- Ta, ta. – odpowiedział udając, że jej słucha.
- No i Marek ma kolejny argument by mnie awansować na to stanowisko PRowca. Nikt inny nie nada się do tego lepiej niż ja. Ja w ogóle się dziwie Markowi, że na to stanowisko dyrektora finansowego zaproponował Ulę, a nie mnie. No, ale z drugiej strony to po co mam się marnować na takim stanowisku. Marek od początku wiedział, że ja jestem stworzona by prezentować firmę na zewnątrz, a nie siedzieć sobie w jakimś kącie i dodawać cyferkę do cyferki. To zadanie dla głupich. – kontynuowała wymachując drogą bransoletą.
- No tak, tak. Masz rację. – potakiwał Seba.
- To może byś porozmawiał z Markiem? - spytała.
- Że co?! - zareagował zaskoczony Sebastian - To znaczy...może najpierw skończ te studia, a potem pomyślimy. - mówił już spokojniejszym głosem.
- Ale dlaczego dopiero po studiach? Ja już teraz mam wielkie pomysły, mnóstwo pomysłów. - mówiła charyzmatycznie wymachując naszyjnikiem z pereł.
Ula sprawdzała zopatrzenie pokoju, a Marek przeglądał oferty hotelowe pozostawione na nocnym stoliku.
- Może wybierzemy się do SPA? Co ty na to? - spytał krzatającą się po pokoju Cieplakównę.
- Do SPA? Ja bym wolała przejść się nad wodę. - odpowiedziała.
- To może zróbmy tak... - Marek zbliżał się do niej powoli zwracając się do niej delikatnym zmysłowym głosem. - Najpierw pojdziemy do SPA, odprężymy się zrelaksujemy. Potem zapraszam ciebie na kolację. - tu palcem muskał jej ramię - A następnie pójdziemy na spacer pod gwiażdzistym niebem. Co o tym sadzisz?
- Hmmm...brzmi kusząco. - zgodziła się Ula uśmiechem ukazując uroczy aparacik nazębny.
Po pewnym czasie oboje byli szli w stronę SPA ubrani w same białe szlafroki.
Do odpowiedniego pomieszczenia poprowadziła ich pani recepcjonistka. Ula usiadła na łóżku do masażu, a Marek oglądał ustojące nieopodal świece zapachowe.
- I jak twój tata się czuje? Pamiętam, że kiedyś miał problemi z sercem. - próbował zagaić Dobrzański.
- Już lepiej. Nie przemęcza się. Wiecej odpoczywa.
- To dobrze. Tobie też teraz przyda się trochę odpoczynku. - mówił gładząc ją po ramieniu odkrywając kawałek ciała.
Ula była lekko zaskoczona, połkneła ślinę, ale próbowała tego po sobie nie dać pokazać.
Wtedy do pomieszczenia weszli meżczyna i kobieta.
Dzieńdobry - powitała kobieta.
Ula znów się speszyła i szybkim ruchem zakryła ramię.
- Prosze się ubrac w te ręczniki i położyc na łóżkach.
- Słucham?! - spytała zszokowana Ula. - To znaczy, ja i ten pan bedziemy tu razem obsługiwani? - mówiła już łagodniej, dokładnie sylabizując każde słowo.
- No z tego co mi wiadomo to przyjachi tu państwo razem? Mylę sie? - dopytywała się masażystka.
- Tak. - odpowiedziała panna Cieplak.
- No więc proszę, tu są państwa ręczniki. - podała białe podgrzane ręczniki.
Oboje zakryli się nimi i położyli na łóżach. Masażysta przygotowywał olejki, a kobieta pytała ich sperając w szafce:
- Jaki zestaw świec pani preferują? O zapachu lawędy, jaśminu, owoców tropikalnych czy może różanym?
Marek popatrzał na Ulę jakby chciał znać jej zdanie. Ula wpatrywała się w niego zdezorientowana. Jaby nie wiedziała co odpowiedzieć. W końcu się na tym nie znała. Nigdy nie była w SPA. Dobrzański to zauważył i odpowiedzał:
- To poprosimy o lawęde.
- Proszę bardzo. - dodała kobieta.
Podczas aromatycznego masażu Ula miała zamknięte oczy i na jej twarzy było widać nieustanne uczucie błogości. Marek nie zakłucając tej ciszy wpatrywał się w jej rozpromienioną twarz.
Plotki o wyprawie Uli i Marka nie wiedząc dlaczego, mimo dyskrecji Ali szybko się rozeszły. Uradowany Adam dowiadując się firmowych nowinek zadzwonił do Aleksa:
- Aleks? No cześć. Mamy dla ciebie nowe informacje. I jestem pewny, że cię zainteresują. No tak. Dokładnie. To może spotkajmy się o 18, co ty na to? No dobra, rozumiem. Tam gdzie zwykle. No to dozobaczenia.
Adam miał bardzo intrygująca minę. W jego głosie słychać bylo ekscytację.
W miedzyczasie Marek i Ula wyszli ze SPA bardzo odprężeni. Marek odprowadził Ulę w pod pokój.
- To ja się przejdę i dopilnuję kolacji, a ty idź się przyszykować. - powiedział.
Ula weszła do pokoju i na łóżku spostrzegła duże pudełko. Otworzyła je i w nim znalazła piękną czarną sukienkę. Bardzo podobną do tej którą dostała od szefa na pokaz Sportivo. Wyjmowała ją z pudełka otwierając usta ze zdumienia.
- Marek pomyślał o wszystkim. - pomyślała.
Aleks i Adam usiedli przy stoliku. Odrazu podszedł do nich kelner.
- Dzieńdobry, coś panom podać? - spytał.
- Mogę? - spytał Aleksa Adam.
Aleks spojrzał na niego krzywo i kiwnął glowa na tak.
- To poproszę. Krewetki, zestaw surówek, lody waniliowe z sosem jagodowym...
- Coś jeszcze? - spytał Aleks z ironią w głosie.
- Nie. Już dziękuję. - odpowiedział zakłopotany księgowy.
Kelner podziękował i odszedł.
- To co masz mi do powiedzenia? - dociekał Febo.
- Marek i Brzydula wyjechali razem do hotelu. - mówił uradowany swoją wiedzą.
- I co z tego? Tylko po to mnie tutaj ściągnołeś?
- No przecież chyba nie po to, żeby się opierniczać prawda? Coś musi być na rzeczy. - kontynuował Turek. - oni chyba spotykają się z tą tajemniczą inwestorką.
- Myślisz? No to by wszystko tłumaczyło. Chcą zrobić coś z tym raportem Tarleckiego. To jednak do czegoś się nadajesz. Dowiedz się gdzie wyjechali do tego hotelu i pojedź tam prędko. No i koniecznie zrób dla mnie zdjęcia. Nie uwierzę dopóki tego nie zobaczę na własne oczy. Tylko nie daj plamy. - mówił - Dobrzański, trzymaj się bo tak to ty długo nie pociągniesz. - dodał rozanielony Aleks.
Ula przeglądałą się w lustrze i rozmyślała:
- Co Marek we mnie takiego widzi? Przecież nie wygładam jak modelka...A może on kocha mnie za wnętrze? Hmmm...Nie, nie. To głupie. Nie wiem co widzi, dlaczego przytula, dlaczego mówi czułe słówka, dlaczego całuje. Ale mi z tym dobrze. Jest dobrze jak jest teraz.
Jej rozmyślania przerwał dźwięk komórki.
- To Ala. - pomyślała.
- Ala? - powiedziała odbierając telefon - Coś się stało?
- Gdzie ty jesteś? - spytała zaniepokojona przyjaciółka.
- Nad Zalewem Zegrzyńskim... - odpowiedziała próbując uniknąć słowa hotel. - z Markiem - dodała po chwili namysłu.
- No właśnie. Dziewczyno, co ty robisz? Wiem, że nie miałam się wtrącać do twoich spraw z Markiem, ale ja nie mogę siedzieć cicho. Nie rozumiesz, że Marek ma narzeczona? Niebawem bierze ślub. Z Pauliną. Będą żyli długo i szczęśliwie w swoim wielkim światku, może i będą mieli dziecko. A gdzie TY w tym wszystkim? No wytłumacz mi? - Uli poleciały łzy z żalu - Ulka. Radzę ci jak przyjaciółka odpuść sobie. Marek nie jest dla ciebie. - tłumaczyła.
- Ale ja go kocham! - krzykneła zapłakana Ula, rozłączyła się i rzuciła komórką w lusto.
Nastał piękny spokojny wieczór. Adam wrócił do firmy po niegdyś już używany do specjalnych zadań aparat by z samego rana ruszyć śladem firmowej pary.
- Dobrzański. Lepiej uważaj. - odparł.
Tymczasem Ula nadal siedziała w łazience rozmyślając:
- A może Ala ma rację? Może ja jestem tylko taką przykrywką. Tylko czego miałabym być przykrywką? Jak ja wyglądam? Jak ja się teraz pokażę Markowi? - myślała ocierając ściekające łzy chysteczką. - Nie mogę się mu pokazać w takim stanie. Może zadzwonię do niego i powiem, że nienajlepiej się czuję i czy moglibyśmy to przełożyć? Nie. On odrazu zauważy, że coś jest nie tak. To może zemknę się w pokoju i nie będę otwierac? ...O ja naiwna, przecież mamy wspólny pokój. Nie! Muszę się wziąść w garść i wspawić czoło wyzwaniu. Pójdę tam i wszystko Markowi wytłumaczę. Muszę się mu postawić. - poprawiła lekki makijaż, sukienkę i ruszyła na dół w stronę Marka siedzącego przy stole pod wielkim parasolem.
Marek zauważył piękną kobietę idącą w jego stronę. To była Ula. W tej czarnej, zwiewnej sykience wygładała zniewalająco. Gdyby nie okulary i aparat na pewno by jej nie zdołał poznać.
- Ula? - upewniał się Dobrzański.
- Cześć Marek. - odpowiedziała.
Marek wstał i zasunął krzesło gdy Ula usiadła.
- Wyglądasz zjawiskowo. - dodał.
- Marek. Muszę z tobą porozmawiać.
- Naprawde zjawiskowo. - powtórzył zdumiony. - To może mały toast. - wzniósł kieliszek w górę. - Za to żeby ta chwila trwała całe wieki. Za to, żeby nasza znajomość się nigdy nie skończyła. - mówił Marek.
Ula nie potrafiła już myśleć o tym co tłumaczyła jej Ala. Żyła tylko tą chwilą. Również wsniosła kieliszek do toastu i z Markiem stukneli się kieliszkami wypełnionymi po brzegi wyśmienitym szampanem.
Marek co chwila szeptał jej słodkie słówka i komplementy. Nachylał się się w jej stronę i nawet spoglądał w jej głęboki dekolt. Po pewnym czasie zarumieniona Ula zauważyła jego wzrok skierowany na jej piersi.
- Marek! - powiedziała zdumiona jego reakcją.
- No co?
- Gapisz się mi w dekolt. - kontynuowała.
- Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. - mówił zaczerwieniony na twarzy śmiejąc się z całej niefortunnej sytuacji.
Ula również nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu. Niebawem oboje wybuchneli histerycznym śmiechem. Wszyscy bedacy wtedy przy stolikach goście dziwnie się na nich spoglądali.
- Może lepiej chodźmy z tąd bo nasz pożrą wzrokiem. - zaproponowała panna Cieplak.
- Dobry pomysł. - odparł Dobrzański.
Idący z tacą kelner wpadł na Ulę i na jej nową sukienkę wylał czerwone wino, które spadło z tacy.
- O boże. - zareagowała spontanicznie Ula.
- Matko święta. Co ja narobiłem? Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - mówił niezdarny kelner. - To mój pierwszy dzień pracy. - tłumaczył się.
- I co pan najlepszego zrobił? - spytał zdenerwowany Marek.
- Marek, nic się nie stało. No trudno. Zaraz pójdę się przebrać i zamoczyć pod zimną wodę. Może się spierze. - mówiła bezradna.
Kelner odszedł.
- Pójdę na górę. Zaraz wracam. - mówiła panna Cieplak.
- Głupio, że tak wyszło. Mam nadzieję, że to nie popsuje nam wieczoru. - rzekł z nadzieją Dobrzański.
- Wszystko w porządku. Za chwilę wracam. - tłumaczyła Ula.
Marek niespokojny usiadł na krześle i czekał na Ulę.
Było już bardzo późno, ale to nie przeszkadzało panu Józefowi by skontakować się z Alą. Sprawdził czy wszyscy w domu śpią i wykręcił jej numer telefonu.
Ala w szlafroku w rozpuszczonych włosach siedziała na kanapie i oglądała film co chwila ziewając. Gdy zadzwonił telefon bardzo się zdziwiła.
- Kto dzwoni o tej porze? - powiedziała do siebie i odebrała go.
- Pani Ala? - spytał pan Józef szeptem.
- Pan Józef. - odpowiedzała z uśmiechem na twarzy. - Czy coś się stało?
- Przepraszam. Czy ja przypadkiem pani nie obudziłem?
- Nie. Oglądałam telewizję, ale i tak nie ma nic ciekawego. Ale dlaczego pan tak późno dzwoni, coś się stało? Coś z sercem? - dopytywała się.
- Nie, nie. Wszystko wporządku. Dzwonię bo chciałbym z panią porozmawiać o Uli. - tłumaczył.
- O Uli? - spytała zainteresowana.
- Tak. Wiem, że pani i Ula jesteście ze sobą blisko. To znaczy przyjaźnicie się. Więc chciałbym się spytać co pani sądzi o tym ich wyjedździe.
- Mówi pan o Uli i Marku? To pan wie? - pytała zaskoczona.
- No Uli i tego jej szefa. - odpowiedział.
- No widzi pan...Nie chce pana martwić, ale i oszukiwać. Myślę, że Marek robi jej niepotrzebnie mętlik w głowie. Dziewczyna się gubi i nie myśli racjonalnie. Dlatego uważam, że zgoda na ten wyjazd to nie była dobra decyzja. To ją tylko pogrąży. - tłumaczyła Ala.
- Rozumiem. - odpowiedział pan Józef. - Napewno ma pani rację. To ja już więcej nie zawracam głowy. Dobranoc pani Alu.
- Dobranoc panie Józku. - pożegnała się znajoma.
Ula wróciła z pokoju. Ubrana w swoją sukienkę w kwieciste wzory i mając spiete włosy.
- I jak sukienka? - spytał Marek widząc Ulkę.
- Nie wiem czy coś da się z nią zrobić. - odpowiedziała.
- No trudno. To co? Spacer? - przypomniał.
- Spacer. - zgodziła się.
To był spokojny ciepły wieczor. Po kolacji para wybrała się nad Zalew. Było nadal pięknie, nawet gdy nadeszła noc. Drzewa kołysały się jak tylko zagrał im delikatny wiatr. Marek i Ula zdjeli buty i boso szli brzegiem wody po piaszczystej plaży. Przed nimi niewielkie fale przypływały nad brzeg. Było tak spokojnie. Ta atmosfera udzieliła się obojgu. Szli w ciszy stopami dotykając wilgotnego piasku, w jeden ręce trzymając buty a drugą trzymając partnera. Nie musieli nic mówić. Ich ciała i niewinne spojrzenia mówiły wszystko. Było im razem dobrze. W końcu staneli na pomoście. Marek stanął za Ulą i od tyłu objął ją swoimi silnymi ramionami. Ula zamkneła oczy i uśmiechając się mocno wdychała świeże morskie powietrze. Wtedy księżyc ukazał się zza chmur i jego światło jak i światło migoczących wokół gwiazd padło na uspokojone lustro wody. Było tak piękne. Jakby tysiąc diamentów tańcowało na wodzie. Marek poczuł gęsią skórkę na jej skórze i spytał:
- Zimno ci? Może chcesz marynarkę? - po czym zdjął z siebie i chciał okryć nią Ulę.
- Ona odwróciła się. I spojrzała rozpalona na niego nic nie mówiąc tylko na zmianę spoglądając na jego oczy i usta.
Marek wpatrywal się w nią zdumiony. Drżała, ale nie z zimna. Drżała z miłości. Płoneła. Marek nie wytrzymał. Objął jej twarz rękami i począł namiętnie całować. Oboje wpadli w wir namiętności. Nie przestawali się całować, dotykać. Sytuacja stała się bardziej gorąca gdy znaleźli się w pokoju. Marek nie potrafił utrzymać rąk przy sobie. Całował ją coraz bardziej namiętnie za każdym razem kończąc pocałunek skubaniem jej warg. Po kolei na ziemi lądowały kolejne części garderoby. Marynarka, koszula, buty, dżinsy Marka. Nie przerwanie całując przesunął Ulę w stronę łóżka i położył na nim. Przestał, zdjął okulary,rozpuścił włosy, spojrzał na nią jeszcze raz i kontynuował pocałunki czując odwzajemnienie ze strony partnerki. Podwinął jej sukienkę i dotykał jej miękkiego ciała.
Ula miała zły sen. Obudziła się i z pozycji leżącej, przeszła do siedzącej. Zauważyła, że było już jasno na zewnatrz. Spojrzała na siebie. Na sobie miała kwiecistą sukienkę.
- Czy to był tylko sen? Czy to się naprawdę zdarzyło? - pytała sama siebie w swoich myślach nie zauważając siedzącego obok ubranego zamyślonego Marka.
- Marek? - spytała dziwnie niespokojna panna Cieplak w końcu widząc zamyślonego Dobrzańskiego.
- Tak? - spytał wyrywając się ze swoich rozmyślań.
Ula chciała się dowiedzieć czy coś wydarzyło się tamtej nocy między nimi, nie potrafiła sformuować odpowiednich zdań. Choć coś jej mówiło, że to miało miejsce.
- Jak ci się spało? - spytał Marek nie wiedziąc jak rozpocząć rozmowę.
- Dobrze. - odpowiedziała. - A tobie? - próbowała przeciągnąć rozmowę.
- Również.
- Marek, czy my? - spytała nie wierząc w co mówi.
- Tak. - odpowiedział sam zdzwiony swoją wczorajszą reakcją.
Zbliżył się do niej i pocałował w czoło, po czym poszedł do łazienki.
Adam cały w skowronkach pakował swoje rzeczy do samochodu. Z torby wyjął a parat i dumny z siebie położył go obok siebie, na honorowym miejscy dla pasazera.
Ula leżała w łózku i nie wiedziała co myśleć o tej całej sytuacji. O zachowaniu Marka teraz i zachowaniu podczas wczorajszej nocy.
Marek wyszedł z łazienki przebrany w różową paskowaną bluzkę.
- Idę na dół coś zjeść. Jakbyś mnie szukałą bedę pod parasolem.
Ula kiwneła głową po czym Marek wyszedł z pokoju.
Adam jadąć nad Zalew cieszył się jak małe dziecko. Włączył radio śpiewał z całej siły i kołysał ciałem:
- Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, dla mnie to? Mało!
Ula zeszła do Marka przebrana w zwiewną wzorzystą spódnicę oraz czerwoną bluzkę. O dziwno nie założyła okularów. Nie wiedzała jak z nim rozmawiać. Stąpała niepewnie w jego stronę. Za to mu na jej widok pojawił się uśmiech na twarzy.
- Czekałem na ciebie. - powiedział Dobrzański.
Wstał złapał jej rękę i ucałował spogłądając w jej oczy.
- Chodźmy. - dodał i zabrał ją w stronę wody.
Chciał pokazać jej cały świat, każdy szelest liści, każde żyjące stwotrzenie. Łapał za rękę, wskasywał wszystko palcami.
W hotelu pojawił się Turek. W recepcji poprosił kluczyk do pokoju, wniósł swoje rzeczy i na nic nie czekając zabrał aparat i zaszył się gdzieś pod drzewem by mieć dobry widok na Dobrzańskiego. Gdy zauważył Ulę i Marka zaczął ich fotografować. Po czym zauważył, że trzymają się za ręcę i przytulają.
- O kurteczka. Marek i Brzydula? A to ci dopiero. Aleks padnie trupem jak to zobaczy. - mówił księgowy.
Sfotografował nawet ich jeden niewinny pocałunek.
- Chodź! Pokarzę ci coś. - powiedział prezes łapiąc Ulę za rękę i ciągnac na pomost.
- Połóż się. - mówił robiąc to samo.
- Zamknij oczy. Weź głęboki wdech i otworz oczy.
- Tak. I co? - spytała zaskoczona pomysłami Marka.
- Popatrz na te chmury. przybierają tak fantazyjne kształty. Na przykład. To widać piękną stokrotkę. Taka jaką ci podarowałem w restauracji, pamiętasz? A tu taką wieeeeelką truskawkę. - kontynuował.
- A tam. Tam widać pomidora Violetty. Taki bardzo podobny. - mówiła dając się wciągnąć fantazji partnera.
- Nieźle ci idzie. - odparł Dobrzański śmiejąc się z pomysłu Ulki.
Niebo stało się szare. Marek i Ula wybrali się do altanki leżącej niedaleko wody. Usiedli na ławce. Dobrząnski objął ją ręką, a Cieplakówna bawiła się swoją bluzką.
- O czym myślisz? - spytała.
- Nad tym, że moglibyśmy tu zostać na zawsze. - mówił.
- Ja też. Ale jest firma, moja rodzina, twoja rodzina. - tłumaczyła.
- Wiem. - odparł z kwaśną miną.
W tym momencie zadzwonił telefon Marka. Zauważył, że to Paulina i wstał z ławki.
- No hej. - przywitał ją.
- Cześć skarbie. Wiesz gdzie jestem? - spytała rozpromieniona Paula.
- Nie.
- U Savagia Divali. - oznajmiła podekscytowana tym faktem.
- U kogo? - spytał zdziwiony Dobrzański.
- U Divaliego kochanie. Światowego śpiewaka operowego. I wiesz co?
- Co? - spytał zirytowany tym, że przeszkadza mu w rozmowie z Ulą.
- Zgodził się zaśpiewać na naszym ślubie. Czyż to nie fantastyczna wiadomość? - mówiła radując się.
- Bardzo się cieszę. Mam teraz dużo pracy. Czy moglibyśmy porozmawiać o tym później? - przerwywał.
- Widzę, że ty się nie cieszysz. Zreszta, czego ja się mogłam spodziewać. Ty nigdy nie interesowałeś się ślubem. - zmieniła ton i wściekła rozłączyła się.
- Paula! - krzyknąl do słuchawki lecz nie zdołał jej nic powiedzieć.
Ula smutna spojrzała na Marka i zapytała:
- Paulina?
- Tak. - odpowiedział po chwili namysłu.
- Pewnie jest niezadowolona, że nie pojechałeś z nią.
- Nie, nie. To chodzi o coś... - zrobił pauzę i dodał - innego.
W tle było słychać krzyki dobiegające znad wody.
- Pomocy! Ratunku! - krzyczała zrospaczona kobieta.
Ula i Marek obrócili się i na łódce zauważyli wołającą o pomoc matkę która machała rękami we wszystkie strony. A obok tonął jej nastoletni syn.
- O boże on zaraz utonie. Marek. - oznajmiła przerażona Cieplakówna łapiąc się za twarz.
Marek bez chwili namysłu zdłął polo, buty oraz dżinsy i pobiegł w stronę tonącego chłopca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz